Wyjazd do Czarnogóry na weekend majowy był już planowany od zimy Termin: 28 kwietnia - 5 maja 2007 roku Uczestnicy: Młody, Rambo Idea
Wyjazd do Czarnogóry na weekend majowy był już planowany od zimy. Rambo, jako stały bywalec Montenegro, wrzucił na forum informację o możliwości wyjazdu w tamte strony. Chętnych było bardzo dużo - ale jak to zwykle bywa, dużo też się wykruszyło bliżej wyjazdu. Jednak Czarnogóra na brak motocyklistów z Polski nie mogła narzekać. Pojechało bardzo dużo kolegów z klubu EKG z forum motocyklistów, ekipa z Krosna na GS-ach, innych Polaków też spotkaliśmy na miejscu oraz my, czyli Ja i Rambo. Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę rano; startować mieliśmy ode mnie z Krosna. Rambo z Warszawy wyjechał w piątek o 22 i miał spać u mnie, jednak zatrzymał się u kolegi w Rzeszowie i w sobotę, o 7.30 był w Krośnie na stacji BP (miejsce, w którym się spotkaliśmy). Krótka rozmowa i lecimy w trasę. Jest 7.40 i do przejechania około 1250 km. Chcieliśmy dojechać dziś do Baru (nie na piwo, tylko tak się nazywała miejscowość w Czarnogórze), żeby nie dzielić tego na 2 razy. No więc dzida i lecimy na Słowację...Pogoda dopisuje, jest ciepło i słonecznie, ale nie obeszło się bez przygód już na Słowacji. Dosłownie 7 km przed granicą z Węgrami policja udała się w pościg za nami.Gość z przeciwka migał nam światłami, ale Rambo nie zauważył. Lecimy sobie kulturalnie stóweczką, może trochę więcej i nagle słychać syrenę - zajechali nam drogę, lizak i na bok... Pokazali nam zdjęcie i wyszło 108km/h na ograniczeniu 50. Chcieli nam dać po 220 euro i zakaz wjazdu na Słowację. Powiedzieli nam, że przy takim wykroczeniu Słowakowi bezdyskusyjnie zabierają prawo jazdy. Tak, jak w Chorwacji musiałem zacząć się targować. Chcieli na początek po 200 euro, później zeszło na 100, później na 50, aż w końcu zlitowali się na 30 euro na głowę. Mówi się trudno, trzeba zapłacić i lecimy dalej. Kiedy ubieraliśmy kaski, przejeżdżał Polak na GS-ie 1100. Podbiegłem do niego i okazało się, że to mój bardzo dobry kolega Witek, z którym jeździłem na zawody Enduro. Jechał z żoną na Sycylię, na miesiąc (ale mu fajnie, do dziś kiedy piszę tą relację sobie tam jeździ. Pozdrowienia dla Witka i rodziny przy okazji). Po krótkiej rozmowie lecimy dalej na Węgry. Troszkę humor mniej dopisywał, ale ogólnie było OK. Zaczyna się robić bardzo gorąco, wentylatory chłodzą nam silniki w Budapeszcie w korkach. Przeciskamy się z kuframi między samochodami, aż w końcu udało się przejechać Budapeszt i lecimy na autostradę w kierunku Subotiki (granicy z Serbią). Kupujemy winietki, jemy szybko śniadanie i lecimy dalej. Spotkaliśmy też kilku Polaków, którzy jeździli sobie po Węgrzech. Sypiemy po autostradzie cały czas 140, z przerwami tylko na tankowanie, aż w końcu dojeżdżamy do Suboticy. Oczywiście podjeżdżamy pod okienko, jak na motocyklistów przystało. Krótka kontrola i dzida dalej. W Serbii lecimy drogami szybkiego ruchu, w kierunku na Novi Sad, Rume, Uzice, Podgorice i Bar. Policja stoi co kawałek - jeszcze tylu ich nigdy nie widziałem, ale za to kierowcy bardzo porządni i mrugają zawsze światłami. Podczas tankowania byłem w szoku. Varadero zawsze spalało mniej, niż Africa. Spalanie Varadero wahało się między 5.2, a 5.4 - raz było nawet 5.0, a na autostradzie 5.8, kiedy Afrika na autostradzie i 7.4 potrafiła wypić. Przy normalnej jeździe paliła około 0,5 do 1 litra więcej od Viaderka. Tak więc wtrysk robi swoje i nawet Rambo mówił, że powoli przekonuje się do Wiaderka.Kończy nam się szybka droga i powoli wjeżdżamy w góry, gdzie są praktycznie same zakręty, pełno ciężarówek i dużo trzody. Od razu widać całkiem inne społeczeństwo, niż u nas. Ludzie tutaj są bardzo wyluzowani i przyjaźnie nastawieni, coraz bardziej mi się podoba. Zatrzymujemy się w przydrożnym sklepiku, jemy kanapki, które mama zrobiła i szuramy dalej w kierunku Czarnogóry. Powoli zaczyna się ściemniać, tyłki nas troszkę bolą, ale jedzie się bardzo fajnie i nie odczuwamy żadnego zmęczenia. Ogromną zaletą jest siedzenie w Varadero, w porównaniu do Transalpa. Jest bardzo szerokie i siedzi się bardzo wygodnie. Jak już pisałem, skończyły się szybkie drogi i pomykamy przez wioski; powoli wjeżdżamy w góry, a więc dużo winkli, dziurawe drogi i pełno ciężarówek. Jest godzina 9:49 i 1000km nam stuknęło. Najlepsze jest to, że całkowity przebieg Viaderka to 2653 km, z czego te 1653 robiłem od początku sezonu, a tutaj w jeden dzień zrobiliśmy 1000km. Jedziemy gdzieś w lesie, po szutrach, bo remontowali jakąś drogę. Pełno dziur, kurzu, kamieni, ciężarówek i zakrętów. Ogólnie trzoda, czyli to co lubimy najbardziej. Rambo pomyka przodem, a ja łykam tumany kurzu spod jego opony. Temperatura powoli spada i odczuwamy lekki chłód, także będzie ciekawie, ponieważ ja przygotowałem się na bardziej letni wyjazd. Około 1 w nocy dojechaliśmy do gigantycznego korku. O tej godzinie na takiej drodze taki korek ?? Objeżdżamy to bokiem, jest i policja. Okazało się, że tunel jest w remoncie i jest zamknięty od 22 do 1, a my akurat zajechaliśmy o 0:50, tak więc mieliśmy szczęście, bo musielibyśmy czekać bardzo długo. Straciliśmy tutaj około 25 minut, zanim to wszystko ruszyło. Spotkaliśmy dwóch fajnych ludzi w terenówce, którzy prowadzili nas po zakrętach, jechali przodem i często w miasteczkach z ograniczeniem 50km/h my przelatywaliśmy 130km/h - policja ich nie zatrzymywała, to może jakieś miejscowe szychy... Na pewno mieli motocykle, bo jechali tak, jak na motocyklistę przystało. Dojechaliśmy ! Bar wita nas. Jest godzina 2:53 i 1234km. Niezła trzoda, 20 godzin w siodle. Pobiłem swój rekord dystansu dziennego z ubiegłego roku, kiedy wracałem z Chorwacji. Tylko, że tutaj praktycznie połowa drogi to same zakręty i dziury. Jesteśmy bardzo zadowoleni i teraz mamy problem z noclegiem. Podjeżdżamy pod naszą umówioną bazę noclegową, ale wszyscy śpią i nie chcieliśmy ich budzić. Szukamy po miasteczku jakiegoś hotelu i w końcu znaleźliśmy za 36.5 euro, za 2 osoby. Bierzemy i o 4:30 kładziemy się spać. Ja jako ranny ptaszek o 7 już nie śpię, ale Rambo śpi i to twardo - nie zamierza wstawać. Chłopak musiał odespać cały tydzień, kiedy to pracował non stop. Widok z balkonu hotelowego był bardzo ciekawy. Zobaczyłem pierwszy raz Czarnogórę w dzień. Było widać kawałek portu i wielkie góry. Zszedłem na dół na śniadanie i zjadłem pysznego omleta z szynką. Później rozglądnąłem się trochę po mieście i kiedy wróciłem, Rambo dalej spał. 4 godziny później... Jako, że sprzątaczki już zbliżały się do naszego pokoju, zmuszeni byliśmy go opuścić. Na dole Rambo zjadł szybko śniadanie i pojechaliśmy do Dragana, kolegi u którego właśnie mieliśmy mieć bazę noclegową. Na dworze bardzo gorąco, słoneczko świeci - Czarnogóra w dzień wygląda super. Najdziwniejszy tutaj jest zapach - to podobno zapach mandarynek, które rosną normalnie na drzewach w mieście. Hotel był w centrum Baru, a Dragan mieszkał w Sutomore - miejscowość 6km przed Barem, więc musieliśmy się wrócić. A oto już nasza baza noclegowa. Jest super, ja poznaję mieszkańców domu i udajemy się prosto na zapoznawczy browarek, który to pijemy na tarasie z przepięknym widokiem. Po zapoznaniu się z mieszkańcami, udajemy się do Baru. Wczoraj przyjechaliśmy bardzo późno, więc pierwsze, co zrobiliśmy, to znaleźliśmy hotel. Dziś już na spokojnie można było rozpocząć wielkie zwiedzanie. Miasteczko bardzo fajne, położone na wybrzeżu. Mało turystów jeszcze, ponieważ jest przed sezonem, ale to nawet lepiej dla nas. Objeżdżamy całe miasto i udajemy się na zamek do Starego Baru oraz do znajomych Rambo, których poznał podczas swoich wcześniejszych podróży tutaj. Żeby tam się dostać, musieliśmy jechać wąskimi uliczkami, wyłożonymi bardzo śliskimi kamieniami. No i jesteśmy. Na samym początku przywitał nas Edone, młodziutki chłopak, który tam mieszkał. Następnie udaliśmy się w odwiedziny do Bogdana - kolejnego miejscowego chłopaka, który był pierwszym zaprzyjaźnionym z Afrikanerami. Niestety nie było go w domu, ale jego ojciec Żelko poczęstował nas Coca Colą i po krótkiej rozmowie udaliśmy się na zwiedzanie starego zamku z naszym młodszym przewodnikiem Edone. Przed bramą zamku stał meczet muzułmański, a na samym wejściu do środka była maszyna do zgniatania oliwek. Wejście na zamek było płatne 1.5 euro, ale Żelko z małym Edone załatwili nam za darmo, jako stali bywalce Baru. Były to ogromne mury z pięknym widokiem na cały Bar. W środku były różne ciekawe pamiątki i rekwizyty. Mały Edone nas oprowadzał, a Rambo opowiadał całą historię o zamku. Bardzo profesjonalnie - niczym prawdziwy przewodnik. Widok z góry był naprawdę bardzo ciekawy, ogromne skarpy zapierały dech w piersiach. Wystarczyło się potknąć i w niektórych miejscach leci się na sam dół, nie było żadnych zabezpieczeń, co robiło to miejsce bardzo extremalnym. Zamek w Starym Barze był naprawdę bardzo ciekawy. Polecam dla wszystkich, którzy planują wyjazd do Czarnogóry w te okolice. Po obadaniu zamku wybraliśmy się kamienistą drogą do źródełka w górach. Kilka stromych zjazdów i podjazdów po dużych kamieniach i szutrze. Pierwszy raz było trzodowanie na Varadero. Z ABS i DCBS jeździ się zupełnie inaczej - wciskasz hamulec i nie wiesz, czy zahamuje czy nie . Jednak spisało się bardzo dobrze i nie wiedziałem, że ten motocykl może tak jechać pod takie strome podjazdy. A teraz będzie sesja reklamowa motocykli HONDA - najlepszej marki na świecie. Varadero i Africa Twin - są piękne. Powoli zaczyna się ściemniać, więc udajemy się w drogę powrotną do miasta na kolację. Tak więc teraz powrót tą samą off-roadową trasą. Było naprawdę bardzo fajnie. Odwieźliśmy Edone i jedziemy do miasta na pizzę. Bardzo mnie się tutaj podobało - a najbardziej zapamiętam tego malutkiego EDONE. Jemy pizzę na kolację i wracamy do naszej bazy. Kiedy siedzimy sobie i wpatrujemy się w tutejszą ludność, można było zauważyć przejeżdżające co chwila te same motocykle lub samochody. Jeździły samochody przeróżne - od tych najbiedniejszych, do najbardziej wypasionych. Ci ludzie lansowali się jeżdżąc kilkakrotnie wokół miasta. Bardzo fajni,e ale i śmiesznie, pomijając pewną panią w ogromnym Hummerze H2, na pełnym wypasie. Po pierwszym dniu wrażenia bardzo pozytywne. Ludzie tutaj są bardzo wyluzowani i sympatyczni. Zupełnie co innego, niż słyszy się w mediach. Trąbią na siebie - ale nie jest to ze złości, tylko jest to u nich sposób pozdrawiania się. Bardzo fajne się tutaj żyje - zupełny luz, nikt nikogo nie pośpiesza, na nikogo się nie denerwuje. U nas jest to nie do pomyślenia. Jest tu bardzo bezpiecznie i nikt nikogo nie morduje oraz nie porywa dla okupu, jak to nie raz się słyszy. Drugiego dnia ... Dołączyli do nas: Kamaz i Niedi, chłopaki z forum Africa Twin. Jechali też całą noc, z krótką drzemką na przydrożnej ławce. Przywitaliśmy się i oni poszli prosto spać, a ja i Rambo udaliśmy się tym razem na objazd Boki Kotorskiej. Po drodze szybkie śniadanie - burek z mięsem w przydrożnej piekarni i lecimy dalej. Burek jest to ciasto francuskie z serem lub z mięsem, a czasami z innymi dodatkami. Mnie smakowało to średnio, ale chłopaki się tym zajadali. Pierwszym postojem była wyspa Świętego Stefana. Podobno są tutaj same hotele z pokojami od 100 do 1000 euro. Wokół ładna kamienista plaża. Naprawdę wyspa robiła wrażenie. Tniemy dalej w kierunku Budvy - miasto to jest nazywane małym Dubrovnikiem. Są tutaj podobne mury starego miasta, ale jest ono znacznie mniejsze. Budva jest to centrum turystyczne Czarnogóry. Duży port, liczne bary, duża plaża i dużo ludzi. W Budvie był remont dróg i musieliśmy się przepychać w ogromnych korkach. Bardzo ładne i ciekawe miasteczko, naprawdę polecam do zwiedzania. My lecimy dalej do Kotoru, przedzierając się w korkach. Później jest super droga, fajne górskie zakręty oraz przepiękne widoki. Rozpoczynamy objazd Boki Kotorskiej. Była to bardzo wąska dróżka, zaraz przy morzu. Słońce trochę zaszło, ale pomimo to było bardzo gorąco. Wyżej widać na mapie drogę wokół Boki Kotorskiej, a my wjeżdżamy do Kotoru. Na wjeździe dużo palm, ogromne góry - a w górach zamek. Miasteczko w środku również przypomina Dubrownik, bądź Budvę. Podobne wąskie uliczki, z tak samo wyślizganym przez miliony turystów kamieniem. Po wyjeździe z Kotoru kierujemy się w stronę Perastu i powoli planujemy powrót. Pogoda powoli się psuje, ale miejmy nadzieję, że nie będzie padało. Powyżej widok na Bokę Kotorską z góry. Lecimy bocznymi drogami do Sutomore - same winkle i to takie hardcorowe. Po drodze zatrzymujemy się na burka i jedziemy dalej. Piękne widoki z powrotnej drogi. Zatrzymujemy się na parkingu widokowym na wyspę Św. Stefana i widzimy ją z góry. Rambo odpoczywa, wsuwa drugiego burka, którego trzymał w torbie na bak, a ja fotografuję. Wróciliśmy do domu. Kamaz i Niedi przed chwilą wstali, po odespaniu długiej podróży. Wchodzimy do pokoju, a tam niema naszych łóżek. Pokój został odmalowany i wszystko było na balkonie. Dragan przygotowywał się do sezonu. Dla nas to żaden problem, wkrótce wnieśliśmy klamoty z powrotem i odpoczywaliśmy. Oprócz Kamaza i Niediego było z nami najbardziej odjechane w kosmos małżeństwo, jakie znam- Tomek i Agata z Warszawy. Znajomi Rambo. Przyjechali sobie samochodem przez te wspaniałe drogi, bardzo fajni ludzie i właśnie w tym miejscu ich gorąco pozdrawiam! Pod wieczór, jak zwykle, jechaliśmy do centrum Baru na kolację, a później wspólny wieczór przy piwku na tarasie. Następnego dnia zaplanowaliśmy wypad do Albanii. Tak więc będzie się działo... | |
Komentarze 7
Poka¿ wszystkie komentarzea my ju¿ za cztery dni robimy z Lublina dok³adnie tak± sam± trasê, tylko zamiast Viaderka mam zx6r... nie wiem czy dam rade ale spróbuje:) jak wrócimy tez co¶ wklepê....
OdpowiedzZdjêcia pt. "Ja i mój motocykl" szkoda , ¿e nic poza tym nie widaæ :(
OdpowiedzRewelacyjna wyprawa!!! Ja by³em na rowerze na Wêgrzech a dalej przez Wiedeñ do Polski. Na motorze (Suzuki GS 500) by³em 2 razy na Wêgrzech (z wizyt± w Rumuni), Sowacji i Czechach. Teraz wybieram ...
OdpowiedzCo to za M³ody :) jaka¶ kopia ?? :) O cenach chyba du¿o tam jest napisane.... Wczoraj wróci³em z Grecji zrobi³em 5200km i wkrótce nastêpna relacja. Pozdro ;)
OdpowiedzSuper relacja. Czyta siê jednym tchem. Jak siê czyta, to zaraz chce siê wsiadaæ na sprzêta i pruæ w Wasze ¶lady. Tyle, ¿e na mojej R1, chyba bym siê umêczy³. Ale do odwa¿nych ¶wiat nale¿y. Jeszcze ...
OdpowiedzA czy mogliby¶cie co¶ napisaæ odno¶nie kosztów? Ile mniej wiêcej kosztuje jedzenie, paliwo, inne reczy, za które trzeba p³aciæ za granic±?
Odpowiedz