BMW R nineT w Bia³owieskim Parku, czyli wielka, ma³a ucieczka
Dwa klasyczne BMW R nineT, nas dwóch i bezkres natury Białowieskiego Parku Narodowego. To miała być wielka ucieczka od zgiełku miasta, i, choć finalnie, była nie za duża, udało się wszystko, co zaplanowaliśmy.
Nie ma co się oszukiwać! Kupując motocykl w stylu retro, przede wszystkim chcemy połechtać swoją próżność. Jeżdżąc ulicami wielkiego miasta, chcemy przeglądać się w witrynach sklepów i skupiać na sobie zazdrosny wzrok przechodniów, czerpiąc garściami z atawizmów naszego gatunku. A co jeśli pewnego dnia, kiedy będziemy siedzieli w modnej kawiarni, popijając espresso, nagle wpadnie nam do głowy pomysł, żeby na chwilę uciec od tego wszystkiego i ruszyć poza miasto? Czy w przypływie romantycznej chwili wygramy walkę z miejskim blichtrem i wyruszymy w trasę naszym stylowym motocyklem?
Dwa wielkie klasyki
Chcąc to sprawdzić, zadzwoniłem do BMW Motorrad i zapytałem o konkretne dwa motocykle, które są pokłosiem bezkompromisowego sukcesu, jakim było pojawienie się na rynku modelu R nineT i które idealnie wpisują się w konwencję stylowych bulwarówek. Zbudowane na ażurowej kratowanej ramie, dzielnie dzierżącej nieskromnie rozchylonego boksera, swoim wyglądem na każdym kroku przypominają o tradycji marki.
Pierwszy - Urban GS, bezpośrednio nawiązujący do R 80 GS, który na początku lat osiemdziesiątych święcił triumfy w rajdach Paryż-Dakar - wygląda, jakby był żywcem wyjęty z pustynnego wyścigu. Od razu zwracają na siebie uwagę duże szprychowane koła, biały lakier i czerwona kanapa, będąca idealną kontynuacją pięknej linii biegnącej od podniesionego przedniego błotnika, aż po tylne światło. Wszystkie R nineT to chyba jedyna seria, która wygląda świetnie z oryginalnym miejscem mocowania rejestracji. Tak jakby jej projektanci, w przeciwieństwie do innych, nie zapomnieli o tym, że na świecie istnieją przepisy i coś takiego, jak tablice rejestracyjne, musi mieć również swoje miejsce... A jeszcze to miejsce może być po prostu zwyczajnie ładne.
Drugi to Scrambler, protoplasta współczesnych enduro z pół-terenowymi oponami i pociągniętym wysoko podwójnym wydechem Akrapovic, przypominający motocykl, na którym Steve McQueen w filmie "Wielka ucieczka" gnał po bezdrożach, próbując za wszelką cenę przekroczyć niemiecko-szwajcarską granicę. Klasyka w czystej postaci, w tym wypadku podana jeszcze w limitowanej serii 719 z całą gamą biżuteryjnych akcesoriów, aż ociekająca stylem.
Oczywiście, poczucie estetyki jest szalenie subiektywne, dlatego BMW, chcąc zapewnić każdemu posiadaczowi jakiegokolwiek modelu R nineT możliwość nawet minimalnej personalizacji, przygotowała cały katalog dodatków. Dzięki temu istnieje bardzo małe ryzyko, że parkując na warszawskim Placu Zbawiciela, trzeba będzie stanąć obok identycznego modelu.
Cel - natura!
Skoro wybraliśmy już motocykle i miał to być wyjazd powodowany chwilą, umówiliśmy się już następnego dnia. Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i spakowani tylko w wodoszczelne plecaki, licząc na to, że ich ciężar nie połamie nam kręgosłupów, ruszyliśmy na wschód, w stronę Białowieży. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego właśnie ten kierunek wybraliśmy. Może dlatego, że wschodnie rubieże Polski pozostają dla mnie cały czas nieodkryte i zdają stać w kontrze do wielkomiejskiego zgiełku. To wciąż prawdziwie dziki i nieskalany nadmierną ingerencją człowieka zakątek, który pełen jest pięknej przyrody i równych jak stół, ale za to bardzo wąskich, dróg. To też miejsce, które nie prowokuje do szybkiej jazdy, ale do czerpania w pełni z tego, co w jeździe motocyklem jest najwspanialsze, czyli do bycia samemu ze sobą i naturą.
Bardzo szybko okazało się, że cały ten hipsterski anturaż naszych BMW kompletnie nie przeszkadza w jeździe ekspresową drogą, która, niestety, okazała się stanowić lwią część naszej trasy, którą mieliśmy pokonać. Nieposkromiony przez małą owiewkę i trafiający w daszki naszych kasków pęd powietrza nie chciał urwać nam głów, a opony z wyglądu nadające się w teren, kurczowo trzymały się asfaltu i pozwalały na dynamiczne wyprzedzanie samochodów, które nie wiadomo dlaczego kurczowo trzymały się lewego pasa. Pokonawszy ekspresówkę, zjechaliśmy na mniej uczęszczane, ale ciągle równe asfaltowe drogi z nadzieją, że zawiodą nas one w bajkowe klimaty podlaskich wsi. Zaczęły pojawiać się zakręty i przyjemne wzniesienia, obrazki rodem z kiczowatych obrazków sprzedawanych pod warszawskim barbakanem. Obrazki iście przaśne, ale jakże przyjemne w swej prostocie.
Szutrami w nieznane
Problemy pojawiły się dopiero po zjechaniu na szuter. Kontrola trakcji tak wariowała, że lepiej było ją wyłączyć i pozwolić, jakby nie było jednak, asfaltowej oponie znaleźć własną drogę niż cały czas odnosić wrażenie, że ktoś usilnie próbuje cię zatrzymać i za wszelką cenę nie chce pozwolić na to, żeby stało ci się coś złego. To tak jak przy nauce jazdy na rowerze z "patykiem", kiedy już łapie się równowagę, ale z tyłu ciągle czuć rękę ojca, który jednak w głębi duszy był pewien, że jednak się przewrócimy.
W pierwszej chwili byłem zawiedziony, że oba motocykle, chociaż nacechowane terenowym wyglądem, zwyczajnie kompletnie się nie nadają, nawet do tak lekkiego terenu. Każdy uskok drogi lub głębsza nierówność dawała o sobie znać na kierownicy. Zawieszenie, które na asfalcie spisywało się perfekcyjnie, na nierównościach zwyczajnie dobijało. Po kolejnych minutach jazdy jednak zmieniłem zdanie. Uspokoiłem się i przestałem wymagać zbyt wiele. Poddałem się kwintesencji motocyklizmu i po prostu jechałem. Co jakiś czas zerkając na Scramblera i światło zachodzącego słońca, migoczące w szprychach tylnego koła, napawałem się widokiem tego idealnie skrojonego motocykla. Tak oto w sielskiej atmosferze pokonywaliśmy kolejne kilometry, obserwując rolnicze maszyny, wzniecające za sobą tumany kurzu i zapachów gęsto rozrzuconej gnojówki.
Bardzo mi się podoba, że w całej serii R nineT konstruktorzy nie chcieli za wszelką cenę trzymać się klasyki, ukrywając na przykład wtryski paliwa w obudowach imitujących gaźniki albo stosując klasyczny wahacz z podwójnym amortyzatorem. W kontrze do klasyki zastosowali swój dopracowany do perfekcji paralever, genialne hamulce i amortyzator skrętu. Może zbyt rzucają się w oczy miejsca mocowań wszelkich kostek elektrycznych, na pierwszy rzut oka dziwnie niedbale przymocowanych do ramy, ale dzięki temu sprawiają wrażenie surowych, a tym samym jeszcze bardziej klasycznych. Cały ten mariaż starego z nowym sprawił, że te motocykle nie tylko świetnie wyglądają, ale też świetnie się z nimi funkcjonuje.
Podlasie okazało się być trochę, jak nasze retro motocykle. Niby mocno zakorzenione w tradycji, niezmienione przez dziesięciolecia, a jednak wykorzystujące wszystkie nowinki technologiczne. Panele solarne na dachach drewnianych cerkiewek były, jak wyświetlacze nawigacji na naszych kierownicach. Z jednej strony zbyt cyfrowe, a z drugiej w prosty sposób ułatwiające życie. Od nowoczesności nie da się uciec, a seria R nineT jest idealnym przykładem na to, że styl retro nie musi wiązać się usilną próbą przemycenia tego, co jest już historią. Wystarczy wziąć sprawdzone rozwiązania i podać je w prostej formie, a styl się sam obroni.
Wracając do momentu, kiedy jeżdżąc po Warszawie i skupiając na sobie wzrok przechodniów, wpadłem na pomysł wypadu za miasto, uświadomiłem sobie, że to przecież nigdy nie miały być motocykle nawet choć trochę enduro. Nie znaczy to jednak, że nie poradzą sobie na szutrowych drogach. Prędzej czy później dotrą do celu. To motocykle idealne dla romantycznych mieszczuchów, którzy w codziennym życiu cały czas marzą o ucieczce, choćby na jeden dzień, gdzieś w stronę zachodzącego nad polami słońca. Takich, których codzienność nie pozwala na snucie planów o wielkiej wyprawie przez cały kontynent lub nawet przez cały świat. A może właśnie te wyprawy za miasto sprawią, że snucie takich planów będzie już realne....
Zdjęcia: Łukasz Ziętek
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeTyle tylko ¿e ten mieszczuch najlepiej ¿eby mia³ max 170cm wzrostu bo przy moich ¶rednich 185 to czuje si± jakbym jecha³ na psie którego trzymam za uszy. Po drugie to wszystko rozumiem tylko z ...
Odpowiedz