Aprilia w MotoGP. Historia z brzydkiego kaczątka do zwycięzcy. Jak tego dokonali?
Aprilia była nie tylko największą niespodzianką, ale wręcz prawdziwą rewelacją sezonu MotoGP 2022. Jak włoska marka z brzydkiego kaczątka zmieniła się w walczącego o mistrzowski tytuł łabędzia i dlaczego tę walkę jednak przegrała? Mick analizuje drogę ekipy z Noale.
Jeszcze w czasach dwusuwów Aprilia przez lata dominowała w mniejszych klasach 125 i 250, ale nigdy nie była w stanie skutecznie zaatakować królewskiej kategorii. Pierwsze próby miały miejsce pod koniec ery kategorii 500, w której Włosi wystawiali w latach 1994-2000 praktycznie swoją 250-tkę z silnikiem powiększonym najpierw do 400, a ostatecznie 500 ccm.
Nietypowe podejścia Aprilii do MotoGP
Choć bardzo zwinna, dwucylindrowa Aprilia RSW500 nie była w stanie konkurować ze znacznie mocniejszymi, czterocylindrowymi maszynami konkurencji, przez sześć sezonów zdobywając tylko pięć finiszów na podium.
Razem z nadejściem czterosuwowej ery MotoGP Aprilia wróciła do królewskiej klasy z zaawansowanym, trzycylindrowym modelem RS Cube, opracowanym przez specjalistów ze znanego z F1 brytyjskiego Coswortha. Jak na tamte czasy był to motocykl ekstremalnie zaawansowany technologicznie, wykorzystujący pneumatyczny rozrząd, kontrolę trakcji i elektroniczny układ ride-by-wire, podczas gdy Yamaha nie korzystała w tym czasie jeszcze nawet z elektrycznego wtrysku.
Jak jednak powiedział później jeden z zawodników Aprilii, Colin Edwards; "świnia z ustami pomalowanymi pomadką nadal będzie świnią". Faktycznie, ochrzczona przez niego przydomkiem "Cyber Świnia" RS Cube była motocyklem wyjątkowo kapryśnym i awaryjnym, a Aprilia nie odniosła w tym okresie specjalnych sukcesów, choć mocno zainwestowała w projekt MotoGP.
Po trzech latach Aprilia zniknęła z królewskiej klasy na ponad dekadę, z czasem znikając także z mniejszych klas, w których motocykle 250 i 125 zastąpiono czterosuwowymi maszynami Moto2 i Moto3.
Do trzech razy sztuka
Włosi wrócili do MotoGP w 2015 roku, ale zrobili to poniekąd tylnymi drzwiami, ponieważ nie wystawili własnego zespołu, a połączyli siły z prywatnym składem Fausto Gresiniego. Początkowo zawodnicy dostali do swojej dyspozycji motocykl ze zmodyfikowanym silnikiem z drogowego modelu RSV4, ale z czasem Włosi zaczęli robić coraz większe, choć stopniowe postępy.
Na pierwsze podium Aprilia musiała poczekać aż do połowy sezonu 2021, ale nawet wówczas niektórzy patrzyli na nią z przymrużeniem oka. Zanim do Aleixa Espargaro dołączył w połowie ubiegłego roku Maverick Vinales, oferty Aprilii odrzucali nie tylko zawodnicy MotoGP, ale także ci z Moto2, którzy nie chcieli debiutować w królewskiej klasie na mało konkurencyjnym sprzęcie. Dzisiaj z pewnością wszyscy oni mocno plują sobie w brody.
Sezon 2022 przyniósł kolejne duże zmiany, nie tylko jeśli chodzi o motocykl, ale także strukturę zespołu. Podczas gdy Gresini postanowił wystawić satelickie motocykle Ducati, Aprilia zdecydowała się na stworzenie własnego, w pełni niezależnego zespołu.
Było to możliwe dzięki serii zmian w samej firmie. Po odejściu Gigiego Dall’Igny do Ducati w 2013 roku, zarówno całym projektem, jak i przede wszystkim stroną techniczną, kierował inżynier, Romano Albesiano. Kilka lat temu Aprilia zatrudniła jednak byłego pracownika Ferrari w F1, Massimo Rivolę, który pozwolił Albesiano na skupienie się na stronie technicznej, a jednocześnie tchnął w projekt nowe życie.
Mimo utrudnień związanych z pandemią, Aprilia systematycznie poprawiała motocykl, choć jeszcze trzy lata temu nadal zbyt mocno polegała na aerodynamice, która co prawda maskowała problemy z silnikiem, ale też przyspieszała zużycie opon i ograniczała prędkość maksymalną.
W sezonie 2022 Włochom wreszcie udało się znaleźć złoty środek, m.in. dzięki wprowadzonej dwa lata wcześniej i dopracowanej przez ten czas zmianie kąta rozwarcia cylindrów, zwiększone do 90 stopni.
W ten sposób wszystko wreszcie złożyło się w jedną całość. Aprilia była szybka, a pakiet aero nie ograniczał jej ani w środku zakrętów, ani pod koniec wyścigów. Jeżdżący w zespole od 2017 roku Aleix Espargaro mógł wykorzystać swoje doświadczenie i jako lider ekipy od początku sezonu walczyć o czołowe pozycje.
W Argentynie Hiszpan sięgnął po swoje pierwsze zwycięstwo w mistrzostwach świata, a po serii finiszów na podium niemal do samego końca walczył o mistrzostwo.
Czego zabrakło Aprilii w sezonie MotoGP 2022?
Niestety, na ostatniej prostej włoski zespół stracił dość wyraźnie wiatr w żaglach. Dlaczego? Podczas zawodów na torach poza Europą, które zniknęły z kalendarza w czasach pandemii, we znaki dały się nie tylko drobne braki organizacyjne i proceduralne (jak np. błędnie włączona w motocyklu Aleixa mapa awaryjna w Japonii), ale przede wszystkim brak danych co do setupu.
Tutaj Aprilia dostała także rykoszetem z innego powodu. Mając w stawce tylko dwa motocykle, Włosi potrzebują więcej czasu na zebranie danych podczas weekendu Grand Prix, dlatego nie byli w stanie reagować równie szybko, co konkurencja; w szczególności Ducati. W przyszłym roku to się jednak zmieni, ponieważ dwie kolejne RS-GP wystawi zespół RNF.
Na motocyklu coraz lepiej odnajduje się także Maverick Vinales, a to bardzo dobra wiadomość dla liderów projektu. Aleix Espargaro, choć absolutnie rewelacyjny na RS-GP, nie ma jednak tak mocnego CV, jak Vinales i w padoku jest trochę niewiadomą. W tym sezonie Hiszpan popełnił jeden katastrofalny w skutkach błąd, myląc liczbę okrążeń w domowym wyścigu w Barcelonie i tracąc przez to pewne podium.
Co prawda moim zdaniem Aleix potwierdził mimo wszystko, że jest "wystarczająco dobry", by walczyć o tytuł, ale niektórzy nadal mają pod tym względem z pewnością wątpliwości. Vinales, a także Oliveira na maszynie RNF, powinni skutecznie je rozwiać.
Bardzo imponujące jest także to, jak Aprilia poradziła sobie z utratą tzw. "koncesji", czyli przywilejów dla mniej utytułowanych producentów (dodatkowe silniki i testy). Znacznie większy problem miał z tym rok temu KTM.
W sezonie 2022, mimo ogromnych postępów i sensacyjnego wręcz początku rywalizacji, na finiszu Włochom zabrakło nieco pary w gwizdku. Wygląda jednak na to, że w przyszłym roku będą mieć kolejną i to jeszcze większą, szansę na tytuł. Tym bardziej, że końca kryzysu w szeregach Hondy i Yamahy nie widać, a postępy KTM-a także są trudne do jednoznacznej oceny.
W tym roku Aprilia była czarnym koniem. Czy w przyszłym będzie faworytem? Ja bym tego wcale nie wykluczał. A Wy?
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze