Ania Jackowska dojechała do Syrii
Ania Jackowska, która 29. lipca rozpoczęła swoją samotną motocyklową wyprawę śladami starożytności osiągnęła już pierwszy etap swojej podróży, czyli Syrię. Po kilku przygodach, jeszcze podczas przejazdu przez Polskę, w tym małej kłótni z GPSem, w której jednak nowoczesna technika okazała się mieć rację, Ania wjechała najpierw do Budapesztu.
Stamtąd trasa prowadziła przez Sofię, gdzie o mało GSa oraz dosiadającej go motocyklistki nie staranował kierowca samochodu. Okazuje się, że niezależnie od kraju podejście do jednośladów jest dość podobne. Na szczęście skończyło się na chwili strachu i zdenerwowaniu.
Pierwszego sierpnia podróżniczka wjechała do Turcji. Chaos jaki panuje na tamtejszych drogach okazał się być czymś, na co nawet doświadczony jeździec nie jest gotów. Jednak jak mówi stare przysłowie „gdzie diabeł nie może tam babę pośle" i Ania, dzięki małej pomocy miejscowego motocyklisty, poradziła sobie doskonale przystosowując się do stylu jazdy tureckich kierowców. Jak sama mówi: „Nabrałam wewnętrznej hardości i powietrza w płuca, czyli po prostu nadęłam się. I wjechałam w ten tłum na moście Bosforskim jak święta krowa. I Naprawdę zadziałało."
Szóstego dnia podróży Ania i jej towarzysz podróży BMW F650GS dotarli do Syrii. Oczywiście nie obyło się bez konieczności dostosowania do drogowych zwyczajów Syryjczyków. Jak relacjonuje motocyklistka: „Po kilku kilometrach przychodzi mi do głowy pewna mądrość, o której podróżujący po Syrii powinni pamiętać: to, że nie widać samochodu, nie znaczy, że go tam nie ma".
Kolejnym punktem na trasie jest wyspa Arwad i zamek krzyżowców zdobyty swego czasu przez Saladyna. Trzymamy kciuki i szerokiej drogi.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeHylę czoła i życzę powodzenia w bezgranicznych wojażach...Ja, motocyklista, który nie był tak daleko, a by chciał.
OdpowiedzTrzymam kciuki i życzę powodzenia.
Odpowiedz