Yamaha YZF250 2017 - pierwsze wra¿enia
Mocna, nietypowa i szalenie ciekawa. Pierwsze wrażenia z testów Yamahy YZF250 2017.
W ubiegłą sobotę, 22. października, polski oddział Yamahy na torze w Strykowie zorganizował offroadową imprezę dla swoich dealerów. Główny powód? Zaprezentowanie nowych modeli rodziny YZ, z YZF250 na czele. Przy okazji spotkanie dealerów mieliśmy okazję przerzucić nogę przez YZF250, YZF450 Łukasza Kurowskiego oraz dwusuwowe YZ125.
YZF250 testowaliśmy także przy okazji dużego testu porównawczego crossowych 250-ek w Czechach, o czym już niedługo (a wyniki są bardzo ciekawe). Jak więc japońska ćwiartka wpisuje się mocno obsadzoną i konkurencyjną klasę?
Na pierwszy rzut oka model 2017 Yamahy YZF250 nie różni się niczym od poprzedniego. To tylko pozory. Yamaha wprowadziła sporo małych zmian, zwłaszcza w jednostce napędowej. Przemodelowane porty w głowicy, zmieniony kanał dolotowy i przepustnica. Wszystko po to, by do obróconego cylindra doprowadzić jeszcze więcej powietrza i poprawić moc w dolnym i średnim zakresie obrotów.
Miałem okazję bezpośrednio porównywać YZF250 z najmocniejszym w klasie KTMem 250 SX-F. Yamaha oddaje moc płynniej, bez agresywnego kopa w górnym zakresie obrotów, ale w żadnym wypadku nie wydaje się być słabsza - raczej inaczej poukładana. A to dobra informacja.
Największe wrażenie YZF250 robi w kategorii prowadzenia. Crossowa i endurowa gama Yamahy od dłuższego czasu kroczy swoją ścieżką. W pierwszych latach, zwłaszcza w USA, modele YZ były krytykowane, ale wydaje mi się, że można to puścić w niepamięć. YZF250 prowadzi się rewelacyjnie, choć do ergonomii należy się przyzwyczaić. Na crossówce siedzi się dużo bliżej główki ramy i nieco wyżej, co początkowo jest… dziwne. Na dodatek YZF wydaje się być gabarytowo większe od konkurencji. Gdy jednak przyzwyczaimy się do specyficznej ergonomii, okazuje się, że YZF250 w prowadzeniu to cudo.
Nie inaczej jest z ultra-mocną YZF450. Niestety, testowy, seryjny motocykl do nas nie dotarł, ale można było wskoczyć na motocykl Łukasza Kurowskiego. "Qurak" swój sprzęt przygotowany ma zawodniczo, z przebudowanym zawieszeniem, które przy prędkościach przeze mnie osiąganych (czyt. niskich) nie pracowało w pełnym zakresie. Mimo wszystko i tutaj czuć wspólne geny, pomiędzy większą, a mniejszą YZF. Prowadzenie obydwu modeli jest nieporównywalnie różne od konkurencji. W 450-ce dochodzi do tego także moc.
Jak widać po zdjęciach, tor w Strykowie był śliski i wymagający - to dobrze. Kilka tygodni wcześniej na YZF jeździłem w suchych i twardych warunkach czeskiego toru w Pelhrimovie. O tym jednak już niedługo, przy okazji naszego dużego testu porównawczego.
Foto: Coyot / Yamaha
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze