Yamaha XVS950A Midnight Star - strza³ w 950-tkê
Yamaha XVS950 jest dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto chce mieć motocykl z wszystkimi przymiotami, których żąda się od ogromnych cruiserów, ale bez prowadzenia przypominającego jazdę kombajnem marki Bizon.
Jeśli Twoje spodnie stają w płomieniach jedynie przy cruiserach o pojemności czternastu litrów i momencie obrotowym równym milion niutonometrów, spokojnie możesz przestać czytać ten tekst i iść na dworzec popatrzeć na pociągi. Wedle wielu, pojemność poniżej litra, ba, półtora litra w cruiserach to nikczemny żart. Owszem, świadomość, że w momencie gdy strzelisz sprzęgłem w mega-cruiserze będąc w Los Angeles, w Tokio zaczną się przewracać budynki, jest fajna. Prawdę mówiąc, jest bardzo fajna. Problem w tym, że nie każdy ma tak destruktywne podejście do życia i architektury. Kiedyś kupno czegoś, co podchodziło pod kategorię krążownika, było łatwe. Po prostu szło się do najbliższego dealera Harleya i kupowało coś z rodziny Dyna. Teraz jednak monopol zamienił się w oligopol i nie tak dawno nazywani naśladowcami stali się lepsi. W myśl tej idei powstała Yamaha XVS950 Midnight Star, najmniejsza gwiazda północy. Może i najmniejsza, ale świeci całkiem zacnie.
Taki mały, taki duży…
Przede wszystkim, XVS950 wygląda jak duży, zdrowy cruiser. Nazwanie go krążownikiem dla początkujących bazując jedynie na aparycji byłoby krzywdzące. Nawet Joanna Liszowska będzie na nim wyglądała dobrze. Swoją drogą, jeśli dziś motocykl z płynami ważący 278 kg klasyfikuje się jako „dla nowicjuszy”, to czym będą oni jeździć za 10 lat? Nie wiem, czy można mając na uwadze logikę powiedzieć, że 950-tka jest „yamahowata”, ale właśnie taka jest. Co to znaczy? Chodzi o jakość wykończenia, która jest świetna, o wzornictwo, o sylwetkę. Cruisery Yamahy właśnie tak wyglądają, nie dając się pomylić z innymi markami. Jest tutaj parę drobiazgów, które zdecydowanie cieszą oko. Np. tylna lampa, która przypomina głowę obcego, lub ogromny, nie spotykany w tej klasie pojemnościowej zbiornik paliwa. Nie ma co rozwodzić się na temat wyglądu, ponieważ nic zarzucić mu nie można. XVS950 jest długi, niski, przysadzisty i pod pewnymi względami przypomina Yamahe Warrior, a to najlepsza rekomendacja.
Łatwo, przyjemnie… i głośno
Nie polecałbym tego sprzętu osobie, której jedyny kontakt z motocyklami ogranicza się do 250-tki z kursu na prawo jazdy. To nadal kawał ciężkiego żelastwa i mimo, że masa 278 kg stawia go w wadze koguciej wśród cruiserów, nie można jej lekceważyć. Niemniej jednak Midnight Star jest łatwo manewrowalna w mieście i na parkingu. Dodatkowo kanapa na wysokości 675 mm daje poczucie bezpieczeństwa krótkonogim, którzy mogą na nawierzchni położyć całą stopę. Gorzej ma się sprawa z przeciskaniem w korku. Nie twierdzę, że to niemożliwe, bo niemożliwe jest całkowite zrozumienie fabuły „Lost”. Warto jednak być świadomym szerokości kierownicy i zamocowanych na niej lusterek. Nikt nie chce kończyć dnia w pracy przytarciem stojącego w korku VW Golfa wypełnionego chłopakami wracającymi z siłowni. Przytrzeć, czy też nie, na pewno usłyszą oni nadjeżdżającą Yamahę. Dźwięk wydobywający się z pojedynczego, ogromnego wydechu jest nie tylko miły dla ucha, ale też rasowo głośny.
Za przysłowiowym kominem Yamaha sprawdza się przeciętnie. Problem leży w ergonomii, która w Yamasze jest zbiorem wszystkich dobrych elementów, ale źle poskładanych do kupy. Podejrzewam, że konstruktorom zależało na jak najbardziej wyluzowanej pozycji jeźdźca, ale jest ona tak wyluzowana, że aż niewygodna. Wielka kierownica jest zbyt mocno odgięta do tyłu, co wzmaga nienaturalne przesunięcie tułowia kierowcy. Gdyby była bardziej z przodu, podobnie jak podesty, wszystko byłoby ok. A tak po 200-300 km pojawia się dyskomfort fizyczny. Według mnie, docelowym przeznaczeniem Yamahy są niedalekie wypady za miasto. Wtedy przydają się akcesoryjne kufry, w które nasz egzemplarz testowy był wyposażony. Ładnie wkomponowane w linię motocykla, zamykane na kluczyk, nie pomieszczą wprawdzie kasku integralnego, ale kurtkę motocyklową czy spore zakupy owszem. W ich wnętrzu można przeczytać ostrzeżenie, że jazda z prędkością większą, niż 120 km/h zakończy się śmiercią, ale zapewniam, że to nieprawda.
Bulgot na pięć
Oprócz generowania dźwięku powodującego skurcze policzków, silnik jest najzwyczajniej w świecie dobry. Oczywiście, że daleko mu do tytanicznego ciągu z XVS1900, ale w zestawieniu z XVS1300 wypada lepiej. Jest żywszy, bardziej energiczny, chętniej wchodzi na obroty. 54 KM i 76,8 Nm wystarcza, aby na skrzyżowaniach zostawić za sobą większość samochodów. Takie liczby pozwalają na jeszcze jedną, ciekawą rzecz. Można mianowicie po zapaleniu się zielonego światła strzelić sprzęgłem bez jakichkolwiek ograniczeń czy strachu i odwinąć gaz do końca, po czym bardzo dynamicznie ruszyć. Wiem, że dla niektórych brak bieżnika opony na 20-metrowym odcinku asfaltu to minus, ale tutaj można to potraktować jako swoisty launch control. Używanie silnika jest przyjemne, zwłaszcza, że jest on przyzwoicie elastyczny. Do około 140 km/h. Po przekroczeniu tej bariery nie dzieje się nic, co można by nazwać ekscytującym.
Ekscytujące z kolei jest pokonywanie zakrętów. Zanim chwycisz się za głowę, daj mi wyjaśnić. Yamaha generalnie nie została do tej czynności zaprojektowana, czego przejawem są nisko zamontowane podesty wielkości balkonu w bloku. Trochę głębsze pochylenie się w winkiel powoduje głośne „hrrrrrrrr”, co fajnie i cool jest tylko na początku. Potem zaczyna być irytujące. Na potrzeby przeznaczenia, dla którego stworzono XVS950-tkę, zawieszenie i hamulce spisują się dobrze. Yamaha dobrze utrzymuje obrany tor jazdy i w zasadzie sprawne i w miarę szybkie pokonywanie zakrętów ograniczają jedynie ogromne platformy przycierające przy każdym choć trochę ciaśniejszym zakręcie. Plus za pas zębaty, który przenosi napęd w sposób bezbłędny, cichy i bez konieczności regulacji/smarowania.
Pięć minut do (gwiazdy) północy
Jedyną sensowną konkurencję (biorąc pod uwagę masę, moc, moment obrotowy i gabaryty) stanowi Kawasaki VN900. To motocykl o identycznej niemal specyfikacji i przeznaczeniu. Zwrot „sensowna konkurencja” zmienia się na „poważna konkurencja” w momencie, gdy weźmiemy pod uwagę cenę Kawy. Jest tańsza o równe siedem tysięcy zł. Co otrzymujemy od Yamahy za tak sporą różnicę w cenie? Przede wszystkim doskonałą jakość wykonania, energiczny, elastyczny silnik i aparycję wielkiego krążownika. Yamaha XVS950 jest dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto chce mieć motocykl z wszystkimi przymiotami, których żąda się od ogromnych cruiserów, ale bez prowadzenia przypominającego jazdę kombajnem marki Bizon. Oczywiście, że 278 kg to nie wyścigowe liczby i Yamaha cały czas o tym przypomina, ale nie robi tego nachalnie, co w rezultacie daje płynną, łatwą i przyjemną jazdę, a ostatecznie właśnie to jest najważniejsze.
Dane techniczne
|
Komentarze 7
Poka¿ wszystkie komentarzezgadzam siê z tymi opiniami super sprzêt kapitalnie siê prowadzi w zakrêcie uda³o siê zawstydziæ ¶cigacz tylko to tarcie podnó¿ków o drogê dra¿ni
OdpowiedzPosiadam takow± Yamaszkê i je¶li chodzi o osi±gi, a szczególnie przy¶pieszenie to jest rewelka. Ostatnio mia³em okazje poje¼dziæ Vulcanem vn2000 i o dziwo wyda³ mi siê jaki¶ mu³owaty w stosunku ...
Odpowiedz"Oczywi¶cie, ¿e daleko mu do tytanicznego ci±gu z XVS1900, ale w zestawieniu z XVS1300 wypada lepiej" Ale bzdury!!! Autor chyba nigdy nie je¼dzi³ 1300 - wa¿y tylko 20 kg wiêcej a ma 20 KM wiêcej i ...
Odpowiedzdzi¶ mia³em okazje przejechaæ sie Yamaszk±, i powiem krótko: zajebioza. Bardzo ³adny d¿wiêk, fajna dynamika, zbiera siê do¶æ ³adnie. Ale co tam ja jak ja sie nie znam :-)
Odpowiedzposiadam ten motor od roku jestem zadowolony z niego nawet bardzo fajnie sie prowadzi niez³y wyglad ,drogie akcesoria-co jest minusem i jeszcze kiepskie chromy ,ale ogulnie jest Swietny i nale¿y ...
OdpowiedzBardzo ladny motorek.Ciekawe czy sprzeglo rozrusznika przekonstruowali.Mam nadzieje ze nie podzieli losu serii XV i XVS. Yamaha Rulez!!!Szerokosci!!
Odpowiedz