Wyższe ubezpieczenie pojazdu. Dlaczego będziemy płacić więcej?
Koszty ubezpieczenia rosną i nic na to nie poradzimy, szczególnie w aspekcie wysokiej inflacji. Ale drożejące polisy nie biorą się wyłącznie z nieciekawej sytuacji ekonomicznej.
Zgodnie z raportem Warsaw Enterprise Institute, czyli think tanku będącego w zasadzie częścią Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, sytuacja pogarsza się z powodu wzrostu zainteresowania… pojazdami elektrycznymi. Co to ma do rzeczy? Okazuje się, że dużo.
Podstawowym problemem jest fakt, że elektryfikacja branży motoryzacyjnej przyspiesza, ale to wcale nie oznacza, że podobne tempo mają inne segmenty. Pierwszy polski samochód elektryczny Izera ma być produkowany w fabryce w Jaworznie już za dwa lata. Ale kto będzie naprawiał te samochody i inne pojazdy zasilane prądem z gniazdka? Wyspecjalizowane zakłady żądają krocie, innych brak, a to nie koniec kłopotów.
Naprawy samochodów i motocykli elektrycznych bywa tak droga, że może przekroczyć wartość rynkową uszkodzonego egzemplarza. Takich przypadków jest wiele. Głośna sprawa z ostatnich tygodni to historia niejakiego Markusa Jensena-Langsetha. Norweg najechał swoim nowym MG5 na leżącą luźno, okrągłą płytę studzienki kanalizacyjnej. Pokrywa uderzyła w podwozie, ale właściciel pojechał dalej i dopiero po powrocie do domu skontaktował się z warsztatem samochodowym. Finał tej sporawy to konieczność wymiany akumulatora, który wyceniono wraz z usługą na 939 738 koron, co w przeliczeniu na polską walutę daje nam kwotę 167 tys. zł.
Czy to dużo? Markus Jensen-Langseth wydał na swój doposażony egzemplarze MG5 dokładnie 380 tys. koron. Co najciekawsze, sam akumulator nie został uszkodzony. Szkoda dotyczyła wyłącznie skrzynki akumulatorów i zaworu bezpieczeństwa.
Przypadek Norwega jest skrajny, ale bez wątpienia liczba możliwych szkód, również całkowitych, w przypadku samochodów elektrycznych jest wyższa niż samochodów z silnikami konwencjonalnymi. Według przeprowadzonego przez jedną z firm ubezpieczeniowych badania, samochody elektryczne są znacznie droższe w naprawie od samochodów tradycyjnych - koszt szkody jest średnio o 10 proc. wyższy, niż w przypadku pojazdów benzynowych i aż 50 proc. wyższy, niż w przypadku hybryd typu plug-in.
Ale firmy ubezpieczeniowe starają się oczywiście "nie karać" właścicieli samochodów niskoemisyjnych wysokimi cenami polis. Ktoś musi jednak za to zapłacić. Finalnie składamy się wszyscy, to znaczy właściciele pojazdów zasilanych benzyną i ropą. Polisy będą drożeć, bo kupujemy pojazdy elektryczne.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeWitam. Nie 167 000 PLN tylko około 400 000 PLN.
Odpowiedz