Wypadek motocyklowy - historia z morałem
Od redakcji: Nie lubimy wypadków i staramy koncentrować się na „jasnej stronie” motocyklizmu, ale czasem warto uświadomić sobie jakie są realia w jakich żyjemy. Wnioski z poniższej historii będę niestety pomocne dla każdego użytkownika drogi, nie tylko motocyklisty.
Dnia 27 maja 2011 roku jechałem swoim motocyklem Yamaha Wild Star 1600 ulicą dwupasmową w Warszawie na Kabatach. Był wieczór, około godziny 19-19.30, ruch normalny jak na ta porę dnia, ludzie spokojnie wracali z pracy.
Jechałem spokojnym tempem, nigdzie mi się nie spieszyło. 50-60 km/h z włączonymi wszystkimi światłami w tym długie i halogeny, więc byłem bardzo widoczny. Dodatkowo motocykl wyposażony był w pusty, bardzo głośny wydech wiec kierowcy aut widzieli mnie z daleka i słyszeli. Przede mną jechały dwa, lub trzy auta w tym jedno z nich zasygnalizowało skręt w prawo i przymierzało się do tego skrętu. Auto jadące za nim wykonało gwałtowny ruch w lewo, aby nie wpaść na niego, bez włączenia kierunkowskazu i z duża szybkością. Aha, koleś coś kombinuje albo mu się spieszy, pomyślałem, trzeba na niego uważać. Kontynuowałem jazdę prosto swoim prawym pasem ruchu, a na lewym jechały inne auta. Nagle kierowca auta, co tak wcześniej wykonał dziwny manewr, kiedy byłem na równi z nim znienacka skręcił na mój pas.
Natychmiast nacisnąłem na klakson aby pokazać mu że jadę, ale było już za późno. Poczułem uderzenie w lewy tylny gmol motocykla (mój motocykl wyposażony był w gmole na przedzie jak i na tyle motocykla które normalnie chronią go przed szkodą) i zacząłem tracić równowagę na motocyklu. Nie spodziewałem się że ze strony auta, które jedzie obok może mnie spotkać taka niespodzianka. Motocykl wpadł na krawężnik który wybił go do góry, wylądował na trawniku i zaczęliśmy sunąć przed siebie. Poczułem mocne uderzenie w latarnię i…
Ocknąłem się kilka sekund, minut (nie pamiętam dokładnie ile czasu minęło) później leżąc 20 metrów od latarni na wznak, krzyżem z potwornym bólem. Bolało mnie wszystko. Nie mogłem ruszyć rękoma ani nogami, czułem ze mam sztywny cały lewy bok. Natychmiast wokół mnie znaleźli się ludzie którzy starali się mi pomoc w tym kierowca auta który we mnie wjechał. Był w totalnym szoku, nie mógł się ruszyć, trząsł się cały przepraszając mnie za zdarzenie. Na szczęście w grupie ludzi znalazła się kobieta, ratownik medyczny, która sprawdziła moje obrażenia i czekała ze mną na karetkę. Za chwilę nadjechała karetka i lekarze zajęli się mną. Zbadali obrażenia, zdjęli kask, założyli kołnierz i chcieli położyć na nosze, jednak okazało się ze mam złamany lewy obojczyk i leżąc na plecach z rozłożonymi rękoma nie mogą mnie wnieść do karetki. Zastosowali mocny środek znieczulający i… trach, musieli mnie na szybko troszkę złamać, aby wsadzić do karetki.
Zawieźli mnie prosto do szpitala na ulicę Wołoską, a tam od razu na operację. Tego dnia, późną nocą lub już 28 maja nad ranem przeszedłem kilka operacji w tym: składanie dwóch połamanych nadgarstków z wszczepieniem płytek stabilizujących, wieloodłamowe złamanie prawej stopy ze zmiażdżonymi palcami, śródstopiem wraz z założeniem drutów na palce, oraz składanie złamanego barku lewego z obojczykiem.
Zaraz po operacji odwiedził mnie w szpitalu sprawca wypadku, który jeszcze raz przepraszał mnie za zdarzenie i obiecywał pomoc w późniejszej rehabilitacji, gdyż okazjo się że jest lekarzem ortopedą. Jak się później okazało bardzo znanym lekarzem, założycielem prywatnej klinki medycznej w której pracują lekarze ortopedzi ze szpitala na Wołoskiej. Adam K. Bogaty i wpływowy człowiek.
Z powodu moich złamań leżałem w szpitalu 7 dni, potem wypisali mniej do domu i kolejne 8 tygodni byłem w gipsie w domu. Tu trzeba dodać że mam 45 lat, pewien dorobek za sobą, dwoje dzieci … Mieszkam sam pod Warszawą, a rodzice mają 80 lat i zajmują się 94 letnią babcią. Po wypadku musiałem pojechać do nich i to oni, starsze osoby które mają dorosłego syna, to właśnie oni musieli zajmować się mną. Miałem obie ręce w gipsie + stopę i byłem praktycznie całkowicie zależny we wszystkim od nich. Jedzenie, picie, ubieranie się, czynności fizjologiczne. Straszne to i zarazem bardzo upokarzające.
Ale wróćmy do wypadku. Pewnego dnia, będąc już w domu u rodziców po wypisie ze szpitala, odwiedził mnie policjant prowadzący sprawę, aby wziąć ode mnie zeznania jako świadka wypadku.
Nawet on widząc mnie, słysząc moją wersję i wiedząc na jakiej znanej z wypadku ulicy nastąpiło zdarzenie, przychylił się do opinii ze sprawcą jest kierowca auta. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na pozytywny obrót sprawy, sprawca przyznał się na miejscu, jeszcze potwierdził to będąc u mnie w szpitalu, policja też nie ma wątpliwości, świadkowie którzy byli na miejscu zdarzenia też mówili o winie kierowcy auta. Wszystko miało się ku lepszemu. Aż do polowy sierpnia kiedy to dostałem pismo z prokuratury która umarza dochodzenie nie widząc przyczyn dla oskarżenia kierowcy auta i zamyka sprawę.
Dodam jeszcze ze w dniu wypadku pracowałem ale niestety była to praca kontraktowa która wygasła 31 lipca i do tej pory jestem bez pracy. Jednego dnia, przez przypadek przewartościowało się moje życie. Straciłem pracę, zdrowie, motocykl. No i jeszcze to nieszczęśliwe umorzenie dochodzenia.
W momencie kiedy dostałem to pismo z Policji, skontaktowałem się ze swoim adwokatem aby odwołał się od tej decyzji i zażądałem wyjaśnienia dlaczego policja zamyka sprawę.
Otrzymałem zgodę na wgląd do akt sprawy i wtedy to zobaczyłem, że dopiero 3 miesiące po wypadku wezwano na przesłuchanie sprawcę wypadku który to Adam K. złożył totalnie nieprawdziwe, kłamliwe i dalekie od prawy zeznania. Dodatkowo „załatwił” sobie świadka który potwierdził jego wersję zdarzeń. Notabene tego samego, który w dniu wypadku zeznał ekipom policjantów zabezpieczających miejsce wypadku, iż jako naoczny świadek jadący za sprawcą, widział jak on uderza we mnie i on jest sprawcą wypadku.
I wtedy zacząłem podejrzewać, że coś tu jest nie tak. Zapoznałem się z całą dokumentacja sprawy i stwierdziłem że:
- Na miejscu były dwie ekipy dochodzeniowe policji i obie na podstawie zeznań sprawcy i świadka napisały czyja jest wina (rzecz jasna - kierowcy auta)
- Na podstawie umiejscowienia pojazdów i szkicu z miejsca zdarzenia, jasno określono, iż to samochód uderzył w motocykl wytrącając go z równowagi, co skończyło się uderzeniem w latarnię (na samochodzie są ślady uderzenia w motocykl)
- Nie przesłuchano, ani nawet nie dotarto do świadków wypadku, którzy byli na miejscu i udzielali mi pierwszej pomocy. Nie wezwano świadków przeprosin sprawcy w szpitalu, ani nie dotarto do osób dzwoniących na pogotowie w dniu wypadku.
Nawiązując do tych wszystkich faktów napisałem odwołanie do prokuratora. Ponadto sam na własną rękę zacząłem szukać świadków zdarzenia i dotarłem do nich. Przeprowadziłem z nimi rozmowy, gdzie okazało się że wszystko widzieli i na 100% sprawcą wypadku jest kierowca auta. W odwołaniu do sprawy wskazałem na tych świadków, podałem ich adresy i dane i napisałem, aby przesłuchano ich na poczet sprawy. Ponadto poprosiłem o powołanie biegłego do spraw wypadków drogowych, aby zbadał sprawę i odniósł się do słów kierowcy auta, który twierdzi że mnie nie potrącił, choć na jego aucie sa ślady wgniecenia i zarysowania lakieru.
Odwołanie to złożone zostało w przepisowym terminie i czekałem na odpowiedź. Dostałem informację o wznowieniu dochodzenia i powołaniu biegłego. Biegły wydał opinię wskazującą na winę kierowcy auta i wszystko w tym momencie przebiegało w miarę gładko, choć sprawca wypadku ciągle jest bez karny.
Rok po wypadku, a końca nie widać. Ponadto w związku z tym że sprawa nie jest zakończona towarzystwo ubezpieczeniowe nie kwapi się do wypłaty należnego mi odszkodowania, a ja praktycznie jestem bez środków do życia.
Nadszedł 17 maja tego roku kiedy to odezwał się do mnie policjant prowadzący sprawę, że chciałby mnie przesłuchać na okoliczność sprawy, gdyż sprawa się ruszyła. Okazało się że adwokat Adama K. sprawcy złożył zażalenie na opinię biegłego i zażądał powołania nowego. Ponadto dowiedziałem się że w czasie od października 2011 do maja tego roku prowadzone były liczne czynności dochodzeniowe o których wcale nie byłem informowany. W tym przedstawienie aktu oskarżenia sprawcy, pismo jego adwokata o odwołaniu się i inne dokumenty. W dniu 17 maja spotkałem się z policjantem który prowadzi moja sprawę i okazało się że poprzedni prowadzący został „oddelegowany na inne stanowisko”. Tak, ten sam który umorzył dochodzenie.
Stawiłem się na spotkanie z nim celem złożenia wyjaśnień i dowiedziałem się że dopiero ten prowadzący będzie kontaktował się ze świadkami do których ja dotarłem i będzie ich przesłuchiwał oraz będzie czekał na opinie innego, nowego biegłego. Za chwilę mija rok od wypadku, a praktycznie w sprawie która była ewidentna i jasna nic się nie ruszyło. Jeden niekompetentny policjant tylko na podstawie zeznań sprawcy i jego mataczenia oraz „lewego” świadka umorzył dochodzenie. A sprawcą jest wysoko postawiony lekarz, Adam K. znany w całym kraju, zasiadający w radach nadzorczych spółek, prezes jednej z prywatnych klinik medycznych. Sprawa powinna być już zakończona pomyślnie na moja stronę w sierpniu zeszłego roku.
Okazuje się, że sprawiedliwość działa tylko w przypadku zwykłych, szarych obywateli. Tych bogatych i wysoko postawionych, których stać na najlepszych prawników jak widać ani sprawiedliwość, ani zwykła ludzka przyzwoitość często nie obowiązuje.
Morał z tej historii jest prosty i dla motocyklistów, często poszkodowanych przez kierowców samochodów, bardzo klarowny. Nie ufajcie zapewnieniom, patrzcie na ręce policjantom, szukajcie świadków i to już od samego momentu wypadku. Jeśli zbytnio zaufacie ludziom, będziecie potem zmagać się z niekompetencją policji, bezczelnością prawników i zwykłą ludzką niegodziwością…
Komentarze 65
Pokaż wszystkie komentarzeW innym artykule o wypadku motocyklisty http://www.scigacz.pl/Wypadek,motocyklowy,powrot,do,normalnosci,21941.html Jest mowa o lekarzu K. Ktory pasuje mi do opisu. Czy wiadomo jak dalej ...
Odpowiedzw tym akurat moim przypadku ? Ano po trzech latach przepychanek sie ze sprawca, zmiana zeznan, powoływaniu kolejnych biegłych ... prokuratura umorzyła dochodzenie juz bez prawa odwołania sie zamykajac tym samym mi furtke do dalszej walki ... polska prawa i praworzadna :-( ... szkoda gadac :-(
OdpowiedzW innym artykule o wypadku motocyklisty http://www.scigacz.pl/Wypadek,motocyklowy,powrot,do,normalnosci,21941.html Jest mowa o lekarzu K. Ktory pasuje mi do opisu. Czy wiadomo jak dalej ...
Odpowiedzkurcze ! Kierowcy aut LUSTERKA jeszcze raz LUSTERKA. Miałam podobną sytułację tylko że jechałam skuterem , ale na szczęście udało mi się jakoś uniknąć zderzenia . Podjechałam do kolesia i ...
OdpowiedzWypadek to wypadek. Czy kierowca widział, czy nie to dla motocyklisty połamanego nie ma znaczenia. BĄDŹMY KONSTRUKTYWNI. Pomyślmy co nasz przyjaciel zrobił? Czy trzymał dwa palce na klamce hamulca?...
Odpowiedzuwazaj profecjonalisto obys przez swoją bute nie znalazłsię u św.piotra. takich jak ty już jest tamwielu,bardzo wielu.
Odpowiedzokej okej hamulec fajna rzecz, ale tu nie o to chodzi. Tak zareagował, trudno! Miał prawo żeby sobie jechać, więc chodzi o sprawiedliwość.
OdpowiedzJeszcze raz, moze po raz ostatni, napisze ze wcisnalem JEDNOCZESNIE sprzeglo, oba hamulce i nacisnalem na klakson .... TO ze tylko napisalem o klaksonie mialo byc podkresleniem ze gdybym nie nacisnal ten facet by mnie staranowal i pewnie bym teraz nie odpowiadal nie czasami durne komentarze. Wlasnie dlatego ze nacisnalem na klakson On w tym momencie odbil i zahaczył mnie tylko swoimi tylnymi drzwiami o moj tylni gmol .... Odbil potem w lewo ale to i tak bylo po fakcie bo uderzenie wytracilo mnie z rownowagi i wypadlem z jezdni. Od lat jezdze trzymajac palce na klamkach a nie tylko na mamentach bo wtedy to w ogole jest za pozno na jakakolwiek mreakcje :-)
OdpowiedzOK. OK. Też współczuję wypadku. Nie zawsze da sie uniknąć jazdy prawą stroną i hamowanie nie zawsze wystarczy. Nie zdążyłem przeczytać poprzedniej odpowiedzi, więc sorry. Wszyscy wiemy, że tego typu wypadki zdarzają się i będą się zdarzać. Ważne, żeby wiedzieć co robić aby minimalizować ryzyko i co robić, jak już do wypadku dojdzie, więc dzięki za nauczkę. Zasada, że nie należy ufać zapewnieniom sprawcy, że to jego wina dotyczy wszystkich wypadków, też samochodowych. Potem gość wpiera, że podpisał w szoku, że to było nie tak itd. Jeszcze raz wyrazy współczucia i dzięki za ostrzeżenia.
OdpowiedzOK. OK. Też współczuję wypadku. Nie zawsze da sie uniknąć jazdy prawą stroną i hamowanie nie zawsze wystarczy. Nie zdążyłem przeczytać poprzedniej odpowiedzi, więc sorry. Wszyscy wiemy, że tego typu wypadki zdarzają się i będą się zdarzać. Ważne, żeby wiedzieć co robić aby minimalizować ryzyko i co robić, jak już do wypadku dojdzie, więc dzięki za nauczkę. Zasada, że nie należy ufać zapewnieniom sprawcy, że to jego wina dotyczy wszystkich wypadków, też samochodowych. Potem gość wpiera, że podpisał w szoku, że to było nie tak itd. Jeszcze raz wyrazy współczucia i dzięki za ostrzeżenia.
OdpowiedzNo wlasnie o to chodzi w tym artyklule .... O zwrocenie uwagi i o ostrzezenia dla innych .... Mily pan doktor deklarujacy wszelka pomoc i bedacy sprawca wypadku, nagle wypiera sie wszystkiego i leci w ciula .... Od razu spiasc na papierze zeznania i niech sprawca podpisze to na miejscu ... A jak jeszcze pozniej sie skontaktuje z Wami tak samo, niech podpisze papier ... NIC na gebe i ładne oczy .... To nie ludzie, to wilcy .....
OdpowiedzWspółczuję dzwona, ale skoro "Natychmiast nacisnąłem na klakson aby pokazać mu że jadę" zamiast natychmiast nacisnąć na hebel, to czemu się dziwisz? Inna sprawa, skoro piszesz, że uważałeś na niego...
OdpowiedzNie napisalem bo chcialem podkreslic ze zatrabilem aby mnie nie staranowal calkowicie. Jednoczesnie nacisnalem na sprzeglo i oba hamulce. Jakbym mu nie trabnal to wpadlby na mnie calym impetem i nie wiem jakby sie to skonczylo a tak to uderzyl mnie i wrocil na swoj pas. A uderzenie dostalem w momencie jak bylem juz na rowni z nim i nie spodziewalem sie tego mimo ze wlasnie wczesniej uwazalem na jego zachowanie. Jak juz jechal swoim lewym pasem a ja swoim prawym to bylo wszystko ok, ale jak sie z nim zrownalem nagle zjachal na moj prawy. A martwy punkt to chwila wlasnie w ktorej sie znalazlem w zlym czasie i momencie. Wcale nie chcialem tam byc, spoko :-) Pewnie jakbym jechal szybciej to bym szybciej z tego punktu uciekl a tak ... Stalo sie i trudno :-(
OdpowiedzSwoją drogą zobaczcie jak ułatwiło by dochodzenie racji majkelowi (ściślej - utrudniałby obalenie domniemania kierowcy samochodu) gdyby istniał postulowany przepis ...
OdpowiedzW cytowanym temacie znajdują się jeszcze inne propozycje, które zdecydowanie ułatwiłyby dochodzenie szkody. Fajnie by było, gdyby domniemywało się szkodę pojazdu ciemniejszego. Albo można założyć, że wina leży po stronie kierowcy z dłuższym przyrodzeniem, bo ma on więcej testosteronu i agresywniej jeździ. W przypadku kolizji mężczyzna-kobieta, można zmierzyć rozmiar biustu i stosując odpowiedni wzór przeliczyć testosteron na estrogen.
OdpowiedzWiesz dlaczego nadal puszkarze będą sobie używać na motocyklistach a motocykliści-ofiary wypadków nie ze swojej winy będą się latami pojawiać w sądzie, żeby walczyć o swoje, dlaczego nadal będzie opinia, że motocyklista to zabójca dzieci pędzący 200km/h w każdym miejscu? Bo nawet na forum bezpośrednio zainteresowanych na inicjatywę takiej zmiany prawa mamy jeden-dwa głos poważnie podchodzący do sprawy i drugie tyle śmiechów-żartów. Do takiej inicjatywy potrzeba 15 (słownie: piętnaście) osób. Wiem, że inicjatywa jest nietypowa, ale podobno mamy prawników na forum. Jasne, usłyszę, że nie ma szans powodzenia i dlatego nie podejmują tematu. Ale czy rzeczywiście sprawa beznadziejna? Udało się w UE przeforsować, że marchewka jest owocem, uda się, żeby jeździć 30 km/h po mieście i uda się, żeby motocykliści jeździli wyłącznie motocyklami z silnikami do 15KM i tylko jeśli są wyposażeni w odblaskowe materiały wielkości 1,5 metra kwadratowego.
OdpowiedzSzanse powodzenia nie maja tu nic do rzeczy. Nikt nie podejmuje tematu bo to bzdura. Kiepską opinię robią nam idioci gnających po miejskich drogach, dlaczego psuć sobie ją jeszcze bardziej proponując takie głupoty. Chwilę wcześniej pisałeś o równości wobec wymiaru sprawiedliwości. Masz rację tak powinno być, a taki przepis jest tego zaprzeczeniem.
OdpowiedzNikt nie popiera, bo czasem trudno wyjść przed szereg. Obecni prawnicy na forum są przeciw, bo nigdy nie widzieli takiego przepisu a w ogóle w komentarzach nie wspominają o nim. Wytłumacz mi co ma równość wobec prawa do istnienia domniemania? Przecież obecnie masz sporo domniemań w prawie (np. domniemanie, że przedsiębiorca działał w ramach nieuczciwej konkurencji, domniemania w prawie pracy, domniemania w prawie rodzinnym itd.). Domniemania tworzy się właśnie w celu ochrony - z założenia - słabszej strony albo skrócenia dowodzenia. Ale nie, ty wolisz napisać o idiotach na miejskich drogach, bo w sumie o czym masz pisać. Tylko, że większość część tych idiotów najwyżej obetrze sobie lakier na masce swojej bryki a inny użytkownik (jednośladu) zginie albo spędzi długie tygodnie na leczeniu i rehabilitacji. Jeśli znalazłoby się 15 chętnych można iść dalej z inicjatywą. Ale ponieważ nawet na forum motocyklistów jest chyba dwóch zainteresowanych to trudno. Majkel przesiądzie się do jeepa (ciekawe, że nie do normalnej osobówki, prawda?), parędziesiąt osób na motocyklach będzie rozjechanych jak pariasi do sierpnia 2012. Prawdziwi motocykliści z zaciętymi twarzami przyjadą na ten lub tamten pogrzeb, pokrzyczą na forum lub wykonają inne szczepowe gesty. OK, nie dyskutujmy o tym przepisie. Przecież wiadomo, że w tym kraju wszyscy mają w d*** żywych motocyklistów, nawet sami motocykliści.
OdpowiedzMasz rację. Nie miejsce na dyskusje o tym.
OdpowiedzMoze by i ulatwilo ale nie sadzisz ze taki zapis moglby przejsc ? Z gory zakladac domniemanie winy przy zdarzeniu kierowcy auta ? A jak to wlasnie kierowca motocykla jest winny ? Byc moze wtedy nawet specjalnie podkladali by sie pod puszki ..... A byc moze kierwocy puszek jezdziliby ostrozniej ... Tego nie wie nikt :-)
OdpowiedzHej, mam z powodu podobnych bolesnych doświadczeń sporo doswiadczenia w walce z ubezpieczalniami i sprawne wsparcie. Jeżeli potrzebujesz takiej pomocy daj znać, przekażę Ci namiary. z reguły jest tak ze to co wygrywa się w sądzie to zdecydowanie mniej niż to co wygrywasz z ubezpieczalni, ale w tym przypadku wziąłbym dobrego adwokata z powództwa cywilnego i opierał się na zamożności sprawcy. jednocześnie walczył z ubezpieczalnia. Da się z reguły uzyskać godziwe ! Odszkodowanie. Nie czytam forum wiec jeżeli jesteś zainteresowany napisz do mnie pb(na)motorista.pl
OdpowiedzMógłby przejść, bo raczej nie powodowałby masowego podkładania się motocyklistów pod samochody (bo niby czemu dopiero wtedy - jako metoda zabezpieczenia bytu rodziny wskutek specyficznego samobójstwa?). Zresztą, to tylko domniemanie, i możliwe do obalenia. Mnóstwo kierowców ma kamerki, więc materiał dowodowy znalazłby się, tylko pewnie nie każdy by chciał się na taki dowód powołać, bo wskazywałby, że chwilę przed wypadkiem kierowca (samochodu) pędził 100 przy ograniczeniu 70 albo wyprzedzał na pasach itp.
Odpowiedz