Weekend WSBK na torze Imola - relacja i podsumowanie
Emocjonujący weekend na torze Autodromo Enzo e Dino Ferrari we włoskiej Imoli dobiegł końca. Światowa czołówka kierowców, szybkie motocykle i piękne kobiety pośród upalnych promieni włoskiego słońca mogło podziwiać 76 tysięcy kibiców, zgromadzonych w trakcie piątej rundy mistrzostw świata World Superbike.
Malowniczo położony tor w Imoli, przesiąknięty historią wyścigów we Włoszech, przyciąga karuzelę WSBK od 2001 roku i ku mojej uciesze będzie ją gościł przez kolejne dwa sezony - to bez wątpienia najpiękniejsza runda w kalendarzu World Superbike. Tor położony w regionie Emilia-Romania usytuowany jest nad rzeką Santerno. Na jego terenie urządzono park, w którym znajduje się pomnik Ayrtona Senny, zmarłego po ciężkim wypadku w zakręcie Tamburello, podczas Grand Prix San Marino w roku 1994.
Padok WSBK zaczął tętnić życiem już od czwartku i wróżył zbliżające się wielkie święto wyścigów motocyklowych. Dla mnie ten dzień przeznaczony był na umówione wcześniej rozmowy z zawodnikami, którzy w czwartek odbierali od swoich dostawców sprzęt specjalnie przygotowany na tę rundę, zapoznawali się z torem i kręcili po padoku. Jedni mniej chętnie, drudzy bardziej, rozdawali autografy i ustawiali się do zdjęć z fanami. Najbardziej obleganą ciężarówka była ta zespołu Aruba.it Ducati, głównie za sprawą faworyta gospodarzy, Marco Melandriego, oraz jego pięknej partnerki Manueli Raffaety.
Piątek upłynął pod znakiem wolnych sesji treningowych wszystkich kategorii, w których zawodnicy szukali ustawień na weekendowe ściganie. Na padoku największym wydarzeniem była oficjalna konferencja zespołu Puccetti Racing, rozpoczynająca ostatnią rundę w karierze Kenana Sofuoglu. Ja miałem okazję obejrzeć wystawę Mirco Lazzariego pt. "Uśmiech za milion dolarów", upamiętniającą pierwsza rocznicę śmierci Nickiego Haydena. Wystawa przedstawiała 69 zdjęć Haydena, opisujących jego karierę i osobowość, a pośród zdjęć stał motocykl Superbike zespołu Hondy z numerem "69", którym po raz ostatni startował "Kentucky Kid".
Sobota, tradycyjnie dla WSBK, to dzień ostatnich sesji treningowych, Superpole i pierwszego wyścigu klasy Superbike. Tłumy kibiców zjeżdżały się na tor, od najmłodszych, po najstarsze pokolenia, aby brać udział w tym wielkim święcie w Imoli. Na parking w środku toru przybywały w większości włoskie motocykle, część z nich oklejona barwami swoich idoli - min. Troya Baylissa. Przez włoskich fanów nowym Baylissem został z kolei okrzyknięty Michael Ruben Rinaldi, porównanie mocno na zachętę, ale ten młody chłopak pokazał, że w przyszłości może rozdawać karty. Gigi Dall'Igna na sobotnim spotkaniu dla mediów przyznał, że Rinaldi zasługuje, aby zostać częścią rodziny Ducati na długie lata.
Na torze karty rozdawał jednak nie kto inny, jak Jonathan Rea, który pojechał perfekcyjny weekend w Imoli. Włosi się tym nie przejmowali i z trzeciego miejsca Marco Melandriego, cieszyli się jakby to on sam wygrał wyścig. Po opadnięciu emocji wszyscy, poza pierwszą trójką, byli dostępni dla mediów na krótkie rozmowy. Mi udało się złapać Rinaldiego, Daviesa i Gagne.
W niedzielę padok przemierzały tłumy ludzi, na trybunach czerwono było od barw Ducati, na polach startowych znane włoskie osobistości, a na torze krótkie rozgrzewki i kapitalne ściganie, które w media center przeżywali dziennikarze z całego świata. Niedzielne wyścigi prosto z toru oglądał również wicemistrz świata MotoGP Andrea Doviozioso, którego przyjaciela przypadkowo miałem okazję poznać w jego własnej restauracji znajdującej się w Forli - rodzinnym mieście Doviego. Ponownie, po kapitalnej walce z Daviesem, zwyciężył Rea, zrównując się liczbą zwycięstw z Carlem Fogartym.
Trudno mi nie polecić rundy w Imoli wszystkim kibicom wyścigów motocyklowych. Niczego w niej nie zabrakło. Jeśli zastanawiacie się na wyborem wyścigu w kalendarzu WSBK, na który chcielibyście pojechać, to tego nie będziecie żałować. Do zobaczenia za rok!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze