WSB Brands Hatch - Podsumowanie
Wielka tragedia i śmierć zawodnika klasy Supersport, Craiga Jonesa, przyćmiła wszystkie wydarzenia minionego weekendu na Brand Hatch, jednak dziennikarski obowiązek nakazuje nam napisać na ich temat coś więcej.
W klasie Superbike weekend należał bez wątpienia do debiutującego w tym roku w mistrzostwach świata Japończyka Ryuichi Kiyonariego, który w wielkim stylu wygrał oba niedzielne wyścigi.
Zawodnik ekipy HANNspree Ten Kate Honda do tej pory nie radził sobie najlepiej w World Superbike, tylko raz stając na podium - na włoskim torze Monza - i przed weekendem na Brands Hatch zajmując odległą, dziesiątą pozycję w klasyfikacji generalnej. Nagle - można powiedzieć „ni stąd ni zowąd" - Japończyk wygrywa, najpierw prestiżowy wyścig długodystansowy Suzuka 8 hour, a tydzień później dwa wyścigi WSB w Wielkiej Brytanii.
Rewelacyjny „Kiyo"
Jak do tego doszło? Czyżby „Kiyo" znalazł jakieś magiczne ustawienia swojej CBR1000RR, które nagle pozwoliły mu rozwinąć skrzydła? Nie. Odpowiedź jest bardzo prosta, a przypadek Kiyonariego pokazuje, jak wyjątkowo ważna na tym poziomie jest znajomość toru. Od początku sezonu Ryuichi nie radził sobie z Hondą w specyfikacji WSB oraz oponami Pirelli, a do tego podczas każdej rundy musiał uczyć się nowej trasy co także we wcześniejszych etapach jego kariery, jak sam przyznaje, było jego piętą Achillesową.
Japończyk trafił w miniony weekend na doskonale znany sobie tor Brands Hatch. Doskonale, bowiem przez ostatnich kilka lat ścigał się po nim (a do tego dwa razy w roku) w mistrzostwach Wielkiej Brytanii klasy Superbike, które wygrywał w sezonie 2006-2007. Wiedza ta, jak się okazało, była nieoceniona i pozwoliła mu na odpieranie ataków najlepszych z najlepszych czyli Troya Baylissa i Noriyukiego Hagi.
Możemy przypuszczać, że za miesiąc, podczas wyścigów na kolejnym brytyjskim torze, Donington Park, Kiyonari także będzie w czołówce, ale czy równie dobrze poradzi sobie w trzech ostatnich rundach sezonu? Wszystko tak naprawdę w jego rękach i jeśli tylko wstydliwy Japończyk nabierze wiatru w żagle, może być bardzo groźny w sezonie 2009.
„Jestem bardzo szczęśliwy i nie mogę uwierzyć w to co się stało." - powiedział zaraz po drugim wyścigu. „Podczas wszystkich sesji byłem w czołówce i wiedziałem, że mam dobre ustawienia na wyścig. Zespół pracował bardzo ciężko, dzięki czemu teraz możemy cieszyć się nie z jednego, ale z aż dwóch zwycięstw. Nie było jednak łatwo. Miałem pewne problemy z wyprzedzaniem, a do tego popełniłem kilka błędów. Pod koniec pierwszego wyścigu byłem strasznie zdenerwowany, ale w drugim mogłem już utrzymać dobre tempo do samego końca."
Oponowe problemy liderów...
Faworytem do zwycięstwa w pierwszym wyścigu był w jego początkowej fazie Troy Bayliss, jednak w połowie dystansu prowadzący w klasyfikacji generalnej mistrzostw Australijczyk musiał oddać palmę pierwszeństwa Kiyonariemu, a tuż przed metą zmagał się z problemami z ogumieniem. Ostatecznie nie udało mu się skontrować i wrócić na prowadzenie, ale w obliczu wydarzeń drugiego wyścigu „Balistyczny Troy" może i tak uważać je za wielki sukces.
Drugie starcie zawodnik ekipy Xerox Ducati zakończył na odległej, jedenastej pozycji, właśnie z powodu jeszcze większych problemów z tylną oponą, która posłuszeństwa odmówiła już w połowie dystansu. „Jestem zawiedziony, ponieważ liczyłem na wiele więcej." - powiedział po wszystkim. „Na ostatnich okrążeniach pierwszego wyścigu miałem kłopoty z tylną oponą, dlatego na drugi start założyliśmy inną mieszankę, ale ona przestała prawidłowo działać jeszcze wcześniej i nic nie mogłem zrobić. Cieszę się z drugiego miejsca w pierwszym wyścigu, ponieważ dzięki tym dwudziestu punktom powiększyłem swoją przewagę w klasyfikacji generalnej."
W drugim wyścigu największym rywalem Kiyonariego był jego rodak, Noriyuki Haga, który w pierwszym starcie zaliczył upadek. Zawodnik Yamaha Motor Italia nie był jednak w stanie nic zrobić gdy wyjątkowo pewny siebie „Kiyo" znacznie przyspieszył w samej końcówce i wypracował sobie niemal dwusekundową przewagę. „Cieszę się z drugiego miejsca, ponieważ w pierwszym wyścigu miałem problemy z tylną oponą." - Haga przyznał się do tych samych kłopotów co Bayliss. „W drugim wyścigu zmieniliśmy oponę na inną i ta działała już bez zarzutów. Ostro walczyliśmy z Kiyo, ale on był ode mnie szybszy w kilku miejscach i nie mogłem nic na tor poradzić."
...i wielu innych zawodników
Na problemy z ogumieniem w pierwszym wyścigu narzekał także zespołowy kolega Hagi, Troy Corser, ale i w jego przypadku zmiana tylnej opony pozwoliła na utrzymanie znacznie szybszego tempa, a ostatecznie na trzecią pozycję w drugim starciu.
Na dobry wynik przed brytyjską publicznością liczył bez wątpienia Japończyk Yukio Kagayama, który przed kilkoma laty także ścigał się w BSB w barwach ekipy Rizla Suzuki. Choć pierwszy wyścig zakończył na solidnym, czwartym miejscu, z drugiego wyleciał już w drugim zakręcie i nie miał najmniejszych szans na wysokie miejsce. Jak na ironię winę za upadek Kagayamy ponosi w pewnym sensie obecny zawodnik Rizla Suzuki, Tom Sykes, który na Brands Hatch startował z dziką kartą. „Uderzył we mnie, a jego motocykl zahaczył o dźwignię hamulca w mojej maszynie." - wyjaśniał Japończyk, który także rok temu zakończył tu jeden z wyścigów upadkiem.
Niewiele bardziej zadowolony był zespołowy kolega Kagayamy, wicelider klasyfikacji generalnej Max Neukirchner, który pierwszy wyścig zakończył na siódmej pozycji, a drugi na czwartej, w czego efekcie strata Niemca do Troya Baylissa powiększyła się do aż osiemdziesięciu dwóch punktów. Jak się okazuje, zawodnik Alstare Suzuki był kolejną ofiarą problemów z oponami w pierwszym starcie. Z takimi samymi utrapieniami zmagał się w niedzielę trzeci podopieczny Francisa Batty, Hiszpan Fonsi Nieto, który oba wyścigi zakończył na piątej pozycji.
Do końca sezonu pozostały cztery rundy, osiem wyścigów i dwieście punktów do zdobycia. Przy 82'punktowej przewadze, Bayliss wydaje się murowanym kandydatem do tytułu jeśli tylko nie popełni błędów na Donington Park i w Vallelundze, ale zawodnicy znajdujący się tuż za nim w klasyfikacji generalnej mogą zafundować nam w końcówce sezonu niezłe show.
Drugiego w tabeli Neukirchnera i piątego Hagę dzielą zaledwie 22 punkty, co oznacza, że wszystko jeszcze może się zdarzyć. Póki co zawodników czeka zasłużony odpoczynek. Wakacyjna przerwa potrwa aż do początku września.
Udany debiut Pawła Szkopka...
... i cała prawda o Triumph SC
Tuż przed wyścigami na Brands Hatch niespodziewanie dotarła do nas informacja, że w barwach fabrycznego zespołu Triumph Scuderia Carrachi zobaczymy w Wielkiej Brytanii Pawła Szkopka.
Polak jest w tym roku w rewelacyjnej dyspozycji. Nie tylko prowadzi w klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski klasy Superbike, ale tydzień przed swoim debiutem w barwach Triumpha wywalczył w Szwecji Puchar Europy. Czy w takim razie w World Supersport miał szansę na walkę o czołowe miejsca?
Sceptycy podkreślali, że mimo statusu „fabrycznej" ekipy, zespołowi Stefano Carrachiego brakuje wiele do takich składów jak Ten Kate Honda, Yamaha WSS, czy chociażby konkurencyjny Triumph Italia BE1 Racing, wspierany przez włoskiego importera brytyjskiej marki.
Sytuacji nie poprawiał fakt, iż zawodnicy Triumph SC w tym roku rzadko dojeżdżali do mety, głównie z powodu defektów, a nawet jeśli już, to bez punktów. Garry McCoy ukończył tylko jeden wyścig, zajmując szóste miejsce na „swoim" torze Phillip Island.
Debiutujący w Mistrzostwach Świata 25'letni Rzymianin Ilario Dionisi do mety dojeżdża co prawda w pierwszym wyścigu w Katarze, kończąc zmagania na dwudziestej pierwszej pozycji w stawce dwudziestu czterech zawodników, a w Assen zdobywa nawet jeden punkt za piętnastą pozycję, ale po powrocie z Holandii Włoch rozstaje się z ekipą z powodu braku wyników. Jego miejsce zajmuje jeszcze młodszy i jeszcze mniej doświadczony Ruggero Scambia, który choć kończy wyścigi w Brnie (ostatni) i na Brands (26/28), ale nie ma najmniejszych szans w walce o chociażby jeden punkcik.
Ze statusem fabrycznej ekipy kłóci się także fakt, że zespół opuścił szóstą rundę mistrzostw świata klasy Supersport, która odbyła się na niemieckim Nurburgringu z powodu... braku części (tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja, nieoficjalnie mówiło się o braku funduszy).
Wszystko to nie wyglądało najlepiej i choć kibice, z całą redakcją Ścigacz.pl na czele trzymali kciuki, problemy techniczne zaczęły się już w piątek. Najpierw wyciek oleju pozbawił Pawła cennego czasu na torze podczas porannego treningu wolnego, a następnie udział w kwalifikacji uniemożliwiła awaria silnika.
W sobotę było już o wiele lepiej i mimo przeciwności losu, a dokładnie kapryśnej pogody, Szkopek zakwalifikował się do startu na dwudziestej trzeciej pozycji w stawce trzydziestu siedmiu zawodników. Dobra robota, ale wiele osób zastanawiało się czy jego Triumph 675 wytrzyma trudy długiego wyścigu.
Maszyna dała radę, a Paweł przerywany dwukrotnie wyścig zakończył ostatecznie na solidnej, osiemnastej pozycji. Co prawda bez punktów, ale do piętnastego na mecie Joana Lascorza zabrakło mu tylko siedem sekund, a przecież młody Hiszpan to zwycięzca wyścigów i wcześniejszy lider klasyfikacji generalnej World Supersport. Wynik Szkopka jest tym bardziej godny uwagi, że z powodu błędów mechaników do restartu ruszył z ostatniej pozycji.
,,Cieszę się z uzyskanego miejsca, choć uważam, że gdyby wyścig nie został przerwany, dojechałbym na wyższej pozycji." - Paweł powiedział po wyścigu. "Zespół jest bardzo zadowolony z mojego wyniku i chce, żebym startował jako ich zawodnik w kolejnych rundach Mistrzostw Świata. Jeśli sponsorzy zdecydują się na przedłużenie współpracy, w wyścigu w Donington Park będę chciał zająć punktowane miejsce."
Mówiąc krótko, nie ma co narzekać, ani na motocykl, ani na zespół. Jeśli Paweł w końcówce sezonu wystartuje i wykaże się taką samą determinacją jak na Brands, z pewnością może liczyć na punkty i co ważniejsze, stałe miejsce w mistrzostwach świata w sezonie 2009. Póki co musi jeszcze w najbliższy weekend obronić swoje prowadzenie w WMMP klasy Superbike.
***
Prosimy aby nasi czytelnicy pamiętali, iż wszystkich wypowiedzi zawodnicy udzielali zanim okazało się jak poważnej kontuzji uległ Craig Jones i nikt nie zdawał sobie jeszcze wówczas sprawy wyjątkowej powagi sytuacji.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze