Verva Street Racing 2011 - w Paryżu to by nie przeszło!
Już po raz drugi warszawski Plac Teatralny zamienił się w tor wyścigowy, gdzie zmagania zawodników obserwowało 85 tysięcy kibiców!
Nawet jeżeli wyścigi po sztucznie utworzonym torze należy traktować z dużym przymrużeniem oka, to Verva Street Racing bez dwóch zdań jest inicjatywą wartą uznania. Rywalizacja na prowizorycznym obiekcie wyścigowym usytuowanym w samym centrum miasta daje ludziom chociaż namiastkę tego, co mogliby zobaczyć na prawdziwych zawodach. Na co dzień raczej nie sposób jest zobaczyć na żywo i w jednym miejscu tak wielu kierowców motocykli i samochodów z tak różnych dyscyplin. Jak to powiedział Cyril Despres - „w Paryżu to by nie przeszło!”
Orlen Team rozmawia z organizatorami i zawodnikami - zobaczcie co mają do powiedzenia o imprezie oraz jak ona wyglądała:
Tegoroczna impreza, przez wzgląd na budowę nowego odcinka metra, zajmowała nieco mniejszy obszar. Ucierpiał na tym przede wszystkim paddock, który w ubiegłym roku zajmował całą ulicę Królewską i po prostu łatwiej się go zwiedzało. Pomimo iż przemieszczanie się po terenie imprezy było w tym roku sprawniejsze, czasami zdarzały się sytuacje, gdy raz można było przejść w określonym miejscu, aby po chwili usłyszeć, że przejście tym razem jest zabronione. Sam tor uliczny wyglądał bardzo podobnie i prowadził dookoła placu Teatralnego i placu Piłsudskiego, a w niektórych jego częściach rozmieszczono dodatkowo specjalne strefy z trybunami. Bez wątpienia najbardziej widowiskową częścią toru był sam Plac Teatralny. Tam też odbyła się pierwsza atrakcja, czyli pokaz FMX.
Wysokie loty przy Operze Narodowej
Sobotnią imprezę otworzył piętnastominutowy pokaz Red Bull X-Fighters Jams w składzie: Nick de Wit, Jimmy Verburgh, Ryan Logan i Martin Koren. Zaraz po pierwszych whipach posypały się frontflipy i backflipy. FMX na tle teatru i ratusza robił duże wrażenie, a jak na panujące warunki atmosferyczne, zawodnicy dali pokaz naprawdę wyrywający z butów. Jedyne, czego w tym wszystkim tak naprawdę zabrakło, to oklasków ze strony publiczności, która podziwiła powietrzne ewolucje nieomalże w ciszy. Pokaz freestyle motocrossu w sercu miasta był bez wątpienia jednym z ciekawszych elementów tegorocznej imprezy, a zatem mamy nadzieję, że nie zabraknie go również za rok.
Stunt w strugach deszczu
Dosyć mocna obsada zawodników zapowiadała pokaz w najlepszym wydaniu. Na czele stunt ekipy stanął kilkakrotny mistrz świata, Chris Pfeiffer. Pojawili się również najlepsi zawodnicy z Polski. Na placu boju można było zobaczyć Stuntera13, Raptownego, Korzenia, Moka, Kubę FRS, Dyzia i jedyną kobietę w tym składzie, czyli Ewę Pieniakowską. Tuż przed samym wyjazdem na pokaz niebo pociemniało, aby chwilę później nastąpiło oberwanie chmury. Jedyne 8 minut w całym grafiku i 8 minut w strugach deszczu. Pomimo, że jak to powiedział Chris Pfeiffer „To była najbardziej śliska nawierzchnia na jakiej dane mi było jeździć w tym roku” wydawało się, że pogoda wcale nie przeszkodziła stunterom w zaprezentowaniu emocjonującego show. Każdy z nich miał jednak niedosyt i gdyby dać im chociaż mały skrawek placu do treningów, stunty na paddocku odchodziłyby zapewne cały dzień.
W pogoni za Dakarem, czyli pościg supermoto
Na tegoroczną Vervę zjechała się cała śmietanka Rajdu Dakar. Obok naszych rodzimych zawodników, czyli Kuby Przygońskiego, Marka Dąbrowskiego i Jacka Czachora, w motocyklowym pojedynku do walki stanęli Marc Coma, Cyril Despres, Hélder Rodrigues i Ruben Faria. Trzy Dakarówki kontra cztery supermoto po całkiem śliskiej nawierzchni zapowiadały dobrą zabawę. Trzeba bowiem pamiętać, że udział w Vervie dla większości zawodników to przede wszystkim bardzo dobra zabawa, a nie zaś sportowa rywalizacja charakterystyczna dla profesjonalnych zawodów. Wkrótce po starcie, na plecach Kuby Przygońskiego usadowiły się cztery supermoto, w tej roli wyglądające jak bandyci w pościgu za ofiarą. Tuż za zawodnikami zza granicy twardo trzymał się Marek Dąbrowski , a Jacek Czachor zamykający stawkę upodobał sobie jazdę dakarówką na tylnym kole. Gdyby pokaz stunt show odbywał się po wyścigu supermoto, myślę, że Jacka można by było spokojnie zaprosić do udziału.
Samochody, dziewczyny i atrakcje
Verva Street Racing to wydarzenie ogólno motoryzacyjne. Oprócz wspomnianych wcześniej pokazów, odbyły się wyścigi legendarnych bolidów marki Lotus z lat 1962 – 1990, samochodów wyścigowych Porsche, czy też wyścigowych ciężarówek Renault, które wychodziły z zakrętów bokami. Pokazy super mocy napędzały samochody Ferrari, bolid Briana Vickersa z serii NASCAR, a także dragsterowy motocykl, który niestety nie miał zbyt dużego pola popisu przez wzgląd na krótkie proste. Krzysztof Hołowczyc postanowił pokazać, że jego dakarowe auto równie co piaszczyste odcinki trasy, potrafi wcinać także i te asfaltowe. Jednym z ciekawszych elementów czterokołowych pokazów były z pewnością samochodowe drifty. Wnosiły nie tylko dużo dymu, pisku opon, ale przede wszystkim emocji na samej bandzie.
Dla fanów motoryzacji impreza ta była okazją do przyjrzenia się z bliska sportowym samochodom, przy których oczywiście nie zabrakło również pięknych pań. Wśród tych wszystkich atrakcji, które warto zauważyć, że odbywały się zgodnie z zaplanowanym harmonogramem, jedynie sesja autografów wskazywała na lekką dezorganizację. Po pierwsze w tym samym czasie trwały jeszcze pokazy driftu, po drugie de facto nikt nie panował nad tym, czy ludzie, czy też zawodnicy powinni się przemieszczać w jakimś konkretnym kierunku. Być może za rok warto by było zrobić taką sesję autografów w trakcie Pit Party albo też wydzielić odpowiednie miejsce dla zawodników, do których mogliby podchodzić kibice. Niemniej jednak Verva Street Racing to udane wydarzenie motoryzacyjne i jedyne takie w Warszawie. Takiego właśnie eventu brakowało nie tylko w stolicy, ale i w Polsce. Życzymy zatem organizatorom, aby w przyszłym roku Verva Street Racing zgromadziła jeszcze więcej kibiców, bo jak oświadczył publicznie Prezes Zarządu PKN Orlen, pan Jacek Krawiec, Verva Street Racing zawita na ulice Warszawy również za rok.
|
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzedlaczego polskich zawodników nie było :/ może ktoś by się w końcu zainteresował bo mamy coraz liczniejsze grono polskich zawodników i coraz większy poziom z którym raczej nie odstajemy od reszty ...
OdpowiedzNie było polskich zawodników??? A to ciekawe...
Odpowiedzmówię o polskich zawodnikach Supermoto bo takowych nie było.
OdpowiedzWg mnie organizacyjnie lipton :/ od strony BEZPŁATNEGO kibica mówiąc to dostęp do oglądania był słaby, bo każdy sobie zasłaniał, tu nie można, tam nie wolno :/ gdyby nie telebimy to bym nic nie ...
Odpowiedzi ten jeb*** deszcz wszędzie
Odpowiedz