Okazuje się, że to nie koniec atrakcji. Zaczęły się czysto motocyklowe zabawy: próba terenowa dla GSów, wolna jazda, kręcenie ósemek, podnoszenie GS'a i kapsle. Przejazd GSów krótką, ale trudną technicznie, trasą był najbardziej atrakcyjny, zwłaszcza pokonanie kilku wkopanych do połowy w ziemię metalowych beczek. Widok latających beczek, GSów i ich właścicieli, często w przeciwfazie, był co najmniej ciekawy. A przy tym na beczkach nikt nie zaliczył gleby. Takie to te Geesiarze są. Gorąco dopingowani byli startujący w wolnej jeździe - tu również było na co popatrzeć. Techniki były dwie: jedni maksymalnie skupiali się na własnej trasie, balansowali i kombinowali aby rzeczywiście jak najwolniej jechać, a drudzy obserwowali przeciwników i starali się być tylko o krok za nimi - nic poza tym. Radochy było co niemiara - wygrał przedstawiciel pierwszej opcji. I tak dobrnęliśmy do wieczora. DJ odpalił muzykę i rozpoczęliśmy ostatnie atrakcje zlotu. Na "dzień-dobry" organizatorzy rozdali nagrody zwycięzcom konkursów. Oprócz konkurencji czysto motocyklowych znalazły się upominki w kategoriach takich jak: najbardziej doświadczony kierowca (70 lat), największy pechowiec (zapiął blokadę tarczy hamulcowej ale zapomniał wziąć do niej kluczy!), najmłodszy stażem kierowca, najdłuższa trasa (1178 km), najmłodszy uczestnik zlotu (19 miesięcy), najmilszy uczestnik/czka zlotu, super baba no i oczywiście największy "dresiarz", najlepsza "panienka lekkich obyczajów" i mister BMW.
Sponsorzy nagród okazali się nie byle jacy, bo znalazły się wśród nich firmy takie, jak BMW Polska, dealerzy BMW, Simplus, Creative, Texaco, Halvarssons, Denso, rodzime firmy z branży motocyklowej oraz osoby prywatne związane z BMW Klub Motocykle. Nagród było dużo i były fajne - odtwarzacze ZEN, słuchawki, moto-ciuchy, zestawy narzędzi, latarki, koszulki i czapki oraz unikalne statuetki zlotowe których geneza projektu nadaje się na odrębną historię. Ostatnim oficjalnym punktem spotkania był występ Jacka Dymka w roli nieśmiertelnego Elvisa. Panie były szalenie ukontentowane, nie tyle popisami wokalnymi, co raczej walorami fizycznymi dawnego StrongMan'a. Sobotnia imprezka nie była już tak huczna, co nie oznacza, że zabawy nie było - nie-nie-nie moi drodzy. Obowiązki muszą być! Czyli bawiliśmy się do późnej nocy, ale już nie do rana. 2007-06-24 rano, czyli finał W niedzielę na śniadaniu niektórych już nie było - aby zrealizować swoje plany powrotne, bo przecież nikt nie będzie wracał prosto do domu, wystartowali nawet o 06.00. Po jedzeniu wszyscy zaczęli się umawiać kto/z kim/dokąd/którędy jedzie i zbierać graty. Dołączyłem do grupy generalnie turystycznej, czyli 2 razy K1200LT, GoldWing, R1200C (my name is Bond, James Bond) oraz starszy GS. Stwierdziliśmy, że jedziemy lajtowo popijając i jedząc po drodze. Ostatnie "See you next time" i przy dźwiękach radzieckich marszy spadamy. Na czele kolumny jechał LT z full oprzyrządowaniem (GPS, CB) także nie musieliśmy zajmować się nawigacją i warunkami drogowymi (czytaj: radary). Początkowo jechaliśmy bocznymi drogami spokojnym tempem podziwiając okolicę. Słonko, fajne widoki, luz. Brakowało tylko komunikacji pomiędzy jeźdźcami. Ujdzie. W Ostródzie wciągamy ryby (pycha!) i wbijamy się na E7. Podzieliliśmy się na dwie grupy (wolniejszą i szybszą) i zaczynamy zasuwać. Do Warszawy dotarliśmy z bananami na gębach i w tym samym stanie skupienia, co przy starcie. Pożegnaliśmy się i tak mi się nagle jakoś głupio zrobiło samemu dojeżdżając te parę ostatnich kilometrów... Jakoś tak pusto..... I co z tego wynika? Ano to, że właściciele BMW są często mylnie kwalifikowani do grupy "laweciarzy" (czyli przywożących na zloty swe sprzęty na przyczepkach). Faktem jest, że dosiadane przez nich pojazdy są drogie, a przez to dostępne dla niewielu, ale ci ludzie płacą za nie kupę szmalu ponieważ rzeczywiście potrzebują jakości. Ci ludzie nakręcają kilkadziesiąt tysięcy kilometrów rocznie w bardzo różnych warunkach, więc ustrojstwa takie jak: nienurkujące zawieszenie, elektryczna regulacji twardości, ABS, RDC (kontrola ciśnienia ogumienia), komunikacja z pasażerem i innymi jadącymi w grupie, radio czy zmieniarki CD nie są bajerem. Dla nich to są inwestycje przede wszystkim w stronę bezpieczeństwa, choć również komfortu. Czyli z jednej strony duża kasa, a z drugiej gada się z nimi jak z każdym innym motocyklistą - te same problemy, tylko skala momentami inna. Bardzo spodobało mi się towarzystwo ludzi jeżdżących motocyklami BMW za rzeczywistą chęć jeżdżenia, szacunek do maszyn (bardzo wyraźnie widoczny) oraz pewną równowagę pomiędzy radosnym pałowaniem pomiędzy puszkami, a praktyką wynikającą zarówno z czysto życiowej praktyki, jak i tej zdobytej za sterami motocykli. No i oczywiście dodajmy też tutaj umiejętnością zabawy "do odcięcia" ! Ogromny ukłon należy się organizatorom za bardzo fajne pomysły na zabawę, znalezienie ciekawej lokalizacji spotkania, porządną logistykę, przekonanie sponsorów, bardzo solidną organizację imprezy i stałą życzliwość do wszystkich bez wyjątku zlotowiczów. Ludzie odpowiedzialni za przyszłoroczny zlot będą mieli ciężki orzech do zgryzienia, bo poprzeczka została wysoko zawieszona. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłym roku również będzie mi dane uczestniczyć w tym spotkaniu. | |
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzehaha zawsze jeździłem do łapina chlać jest tam calkiem mozliwie:D na domkach
OdpowiedzE tam Łapino ... wybralibyście się kiedyś na zlot do Niemiec. Tam dopiero można zrozumieć, dlaczego warto być częścią rodziny BMW.
OdpowiedzWybraliśmy się i do Niemców. Relacja mam nadzieję, że będzie niebawem :)
OdpowiedzTo czekam ze zmrożonym tchem...
OdpowiedzFajna impreza i fajna relacja tylko szkoda ze mi sie nie podobaja motory BMW :-)
Odpowiedzheh, mnie generalnie też się nie podobają. k1200r(sport), rockster i r1200r podchodzą. ale za to te wszystkie bajery (ABS, itd) po krótkim czasie okazują się nie-bajerami i naprawde dają radę. no ja bym się nie obraził na k1200r... :)
Odpowiedz