2007-06-22 rano (07.00) Otwieram oczy, gapię się w sufit świadomy raczej mniej, niż bardziej. Dzięki Bogu już piątek, aby tylko dotrwać do końca dnia i weekend - dwa dni laby. Ale na razie trzeba ruszyć cielsko, siku, zęby, zawieźć dziecko do przedszkola, wrócić do domu, zająć się drugim..... Takie męskie do bólu zajęcia. A potem druga zmiana... geezaz... W mordę, trzeba jednak się ruszyć. Człap, człap wlokę się do łazienki. Facet z lustra nie wygląda na zadowolonego z życia. On nawet nie wygląda. W sumie jednak piątek lepszy, niż poniedziałek. piątek...
piąąąąąąąteeeeeekkkk.... piątek?! Ludzie, Bóg istnieje - przecież jedziemy na zlot BMW! Dzieciaki ruchy - tata się śpieszy! Wracam z przedszkola w drodze obmyślając szczegóły: którą trasę wybrać, co spakować, co i w jakiej kolejności powinienem zrobić przed wyjazdem aby jak najszybciej ruszyć. Do 11.00 powinienem się wyrobić. Oczywiście nie udało się - dopiero o 12.30 przypiąłem kufry do motocykla. Przy okazji znowu nie mogę się nacieszyć Beemą. K1200R Sport w końcu nie jest sprzętem spotykanym na każdej ulicy. Ale jak dojadę do Łapina w okolicach Gdańska, to będzie takich więcej. To będzie udany dzień, po prostu nie może być inaczej: 400 km na maszynie która nie dość że ma ponad 160KM, to jeszcze posiada ABS i jedno z najlepszych zawieszeń na świecie, a na wieczór imprezka. Aż bym się wrócił do lustra żeby tym razem zobaczyć szczęśliwą gębę farciarza.... O 13.15 mam już pełny zbiornik i sprawdzone ciśnienie w gumach - wszystko gra. Pogoda chałowa, zaczyna padać, ale co tam, przecież nie zawrócę. Dzwonię do Krzyśka - będzie prowadził grupę z Warszawy. Krzysztof przełykając obiad spokojnie zeznaje, że grupa będzie miała obsuwę ze 2 godziny. Nie czekam: kominiarka, kask, rękawice, stacyjka, jedynka i ruuuura... Banan na twarzy zagościł na stałe. Jechać, jechać, spadać puszkarze, nie przeszkadzajcie, dajcie kawałek miejsca z którejkolwiek strony, a ja dam już sobie radę... Przystanek na tankowanie pod Elblągiem za chwilę jestem prawie na miejscu. Chwila błądzenia w bezpośredniej okolicy (żadna strata - po prostu więcej winkli zaliczonych), kawałek drogi przez las i jestem na miejscu. Uśmiechy na twarzach wokoło wskazują na zaawansowanie imprezy. Nie no, źle nie będzie! W ramach samokrytyki wlewam w siebie powitalny toast i dołączam do grona bananowych gąb. Idę na bramkę i poznaję wreszcie Kingę, organizatorkę, która utrzymuje imprezę w stanie należytego porządku. Szybkie pytania o nazwisko, wiek, długość trasy, staż na moto w zamian koszulka i agenda spotkania w łapkę i jestem oficjalnym uczestnikiem zlotu. Szybciorem przebieram się w pokoju i melduję przy piwku. Oooo tak mi dobrze, tak mi rób - pierwsze poszło. Rozsiadam się obserwując rozbawione towarzystwo. Motywem przewodnim wieczornej imprezy ma być hasło "dresiarze i panny lekkich obyczajów" i jest ono respektowane przez uczestników. Dresiki made in lumpex rządzą. U kobitek kabaretki żywcem ściągnięte (sic!) z tirówek. Zaczynają się gadki na wszystkie tematy. Wciągamy piwko, psioczymy na polityków, chwalimy motocykle, klniemy na czym świat stoi puszkarzy. Prawie zawsze moi rozmówcy są starsi ode mnie, czasem dużo starsi, a nawet bardzo dużo starsi. Najczęściej znają prawie wszystkich obecnych pomimo że przyjechało ponad 130 motocykli. Handlowcy, właściciele małych i dużych biznesów, goście z IT, ludzie z branży motoryzacyjnej... można by jeszcze długo wymieniać. A przy tym wszyscy normalni, nie czuję żadnego dystansu. Słynna "fura, skóra i komóra" to nie tutaj - zdecydowanie nie. Impreza wchodzi na wyższe obroty. Panie wybierają Mistera zlotu. Roznegliżowani faceci w kaskach, motocyklowych kamaszkach i stringach wyglądają co najmniej pociesznie. Publika zrywa boki widząc go-go na kiju od szczotki. Goście potrafią się bawić, trzeba to przyznać. Wracam do pogawędek - tym razem z Niemcami i Słowakami. Tak samo jak my klną polskie drogi i są ciekawi czy Euro 2012 wyjdzie Polsce na dobre. Pożyjemy, zobaczymy. 2007-06-23 rano, czyli około 09.00 Doczłapuję do stołówki zbierając po drodze podobne do mnie niedobitki. Bardziej z rozsądku niż potrzeby wciągamy śniadanie z dużą ilością kawy gwarząc znowu o wszystkim - tym razem dostało się radnym gmin okolic Warszawy... Zbieramy cztery litery i meldujemy się na parkingu. Okazja do obejrzenia zgromadzonych motocykli: najwięcej GSów i turystyków w różnych wersjach - większość z nich z osprzętem nawigacyjnym. Poza tym Rockster, K1200R, F650, R100R, R1200C i dużo, dużo innych. Z poza klanu błękitno-białej szachownicy Virago, Dragstar, Rocket III, GoldWing, FJR. Część ludzi już odjechała - zaplanowali sobie ten dzień i pojechali zwiedzać okolicę własnymi sumptem. Dla reszty przewidziano dwie trasy: off-road'ową (no przecież BMW to GS) oraz wycieczkową do Gdańska a później jakieś 150 km w Kaszuby. Odjazd przebiega sprawnie. Krótka trasa męczy mnie i dosiadaną Beemę - toczenie się w dużej grupie z prędkościami dochodzącymi do 60 km/h nie jest tym co tygrysy lubią najbardziej. Za to mam okazję przyjrzeć się organizacji przejazdu. Na każdym skrzyżowaniu chłopaki wstrzymują ruch dzięki czemu kolumna szybciej je pokonuje. W samym Gdańsku wszystkie zakręty zostają obstawione tak, że nie ma najmniejszego problemu z rozpoznaniem trasy. Tylko ta prędkość... No takie są niestety realia jazdy grupowej. Docieramy bezboleśnie na gdańską starówkę oczywiście wzbudzając emocje wśród licznych spacerowiczów. Mamy chwile czasu dla siebie - maszerujemy do knajpy na sok grapefruitowy. Oooo, dopiero teraz odżyłem. Godzinka zleciała jak z bicza strzelił, odpalamy sprzęty i suniemy na stację benzynową. W międzyczasie zameldowało się oberwanie chmury. Czekamy na przejaśnienie i w końcu suniemy w trasę. Pada konkretnie. Znowu 60 km/h... trochę za mokro na takie powolne spacerki. Część ludzi odpięła narty i wraca do ośrodka, a reszta toczy się dalej. Po kilkudziesięciominutowej przejażdżce kaszubskimi winklami w zmiennej pogodzie (tak, tak słońce też się pokazywało) grupa zameldowała się na obiadek w knajpie. Humory się poprawiły (Polak najedzony....) i powrót. | |
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzehaha zawsze jeździłem do łapina chlać jest tam calkiem mozliwie:D na domkach
OdpowiedzE tam Łapino ... wybralibyście się kiedyś na zlot do Niemiec. Tam dopiero można zrozumieć, dlaczego warto być częścią rodziny BMW.
OdpowiedzWybraliśmy się i do Niemców. Relacja mam nadzieję, że będzie niebawem :)
OdpowiedzTo czekam ze zmrożonym tchem...
OdpowiedzFajna impreza i fajna relacja tylko szkoda ze mi sie nie podobaja motory BMW :-)
Odpowiedzheh, mnie generalnie też się nie podobają. k1200r(sport), rockster i r1200r podchodzą. ale za to te wszystkie bajery (ABS, itd) po krótkim czasie okazują się nie-bajerami i naprawde dają radę. no ja bym się nie obraził na k1200r... :)
Odpowiedz