V runda WMMP 2009 - rekordy i walka
Ten weekend był już emocjonujący zanim się jeszcze zaczął
Piąta runda Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski niestety za nami. Niestety, bo oznacza to, że zostało nam już tylko jedno spotkanie, a z rundy na rundę jest coraz ciekawiej.
Ten weekend był już emocjonujący zanim się jeszcze zaczął. Lista startowa kipiała nazwiskami, ale z różnych powodów ostatecznie była zbliżona do tej, z którą się oswoiliśmy. Trudno, nie będziemy pisać o tych, którzy nie dotarli, lub zrezygnowali ze startu będąc już na miejscu. Nie nasz problem, że ominęło ich najlepsze ściganie w tym roku.
„Najlepsze ściganie w tym roku". Zaczyna mi się podobać rozpoczynanie tak kolejnej relacji, szkoda, że do końca została już tylko jedna runda. Strach myśleć, co by było, gdybyśmy mieli ich z dziesięć. Gdy jedni nie docierali, a inni rezygnowali ze startu na miejscu do Poznania dojechał Andy Meklau i to jedno nazwisko starczyło, żeby podnieść (w pozytywnym sensie) ciśnienie wszystkim. Doświadczony Austriak zaskoczył swoją formą i umiejętnościami. Nasi zawodnicy i kibice znają go od lat z rywalizacji Alpe Adria, ale na naszym podwórku nie występował nigdy wcześniej i wydawało się, że można z nim powalczyć. Szybko jednak zweryfikował on te poglądy i jedynym, który mógł, chciał i nawiązał walkę był Gwen Giabbani. Bratobójcze starcie w zespole Suzuki GRANDys Duo o zwycięstwo w połączonym wyścigu klas Superbike i Superstock 1000 było ciekawe od pierwszych kwalifikacji. Meklau szybko przyswajał nasz tor, urywał kolejne dziesiątki sekund co kółko, a po pokonaniu trochę ponad dwudziestu pobił nieprawdopodobny, jak się do soboty wydawało wynik Pawła Szkopka z zeszłorocznego Superpole. Teraz nieoficjalny rekord toru wynosi 1:32.466, ale sam Andy z szelmowskim uśmiechem wspomina już coś o następnej rundzie.
Jego obecność potwierdza też inną teorię, o której już pisaliśmy na Ścigacz.pl. W każdej rundzie wydawało się, że Giabbani, czy wcześniej Guillaume Dietrich są na wyciągnięcie ręki. Postawiłem wtedy teorię, że oni jadą tylko tyle, ile muszą, żeby kompletować punkty do tytułu. Dziś ma to odzwierciedlenie w wynikach, bo Gwen zmotywowany walką z Meklauem pojechał sekundę szybciej niż ostatnio! A zmotywowany był strasznie. Przed startem myślał tylko, żeby pokonać kolegę z zespołu. Nie docierało do niego, że do triumfu w klasyfikacji Formuły X-Treme wystarczy objechać Bartka Wiczyńskiego, a nie wygrywać cały wyścig ryzykując utratę punktów w Superstock 1000. Przed startem polecił swojej ekipie pokazywać na tablicy tylko stratę lub przewagę do kolejnego zawodnika, żadnych pozycji.
Taka motywacja do walki jest godna naśladowania przez wszystkich i dała nam, widzom piękne widowisko, którego głównym aktorem mógł być też Marcin Walkowiak z zespołu LW Bogdanka. Waluś doskonale wystartował i z bardziej doświadczonymi zawodnikami walczył łokieć w łokieć. Niestety chyba zabrakło właśnie doświadczenia i zamiast spokojnie z nimi uciekać chciał atakować, a to skończyło się upadkiem w dużej patelni. Na szczęście pozbierał się i mógł dokończyć wyścig. Gdy Meklau i Giabbani „zgubili" Polaka zaczęli na dobre bratobójczą walkę. Prowadził Andy, ale Gwen na każdym kółku cisnął go niemiłosiernie, czego efektem, w szóstym okrążeniu był oficjalny rekord toru dla obu klas. Jednak konkurent nie pozostał dłużny i na ósmym kółku jeszcze poprawił ten wyczyn. Podchody trwały do ostatniego okrążenia, kiedy to Giabbani zaatakował w ostatnim zakręcie. Jak sam przyznał Meklau, jego opony były już zmęczone wyścigiem, a Giabbani był szybszy w środku zakrętu, dlatego szarpanie na wyjściu na prostą mogłoby skończyć się w sposób „niepożądany". A tak Francuz spełnił swoje marzenie wygrywając wyścig, a obaj zainkasowali po komplecie punktów w swoich klasach.
Trzeci na mecie ze stratą prawie pół minuty był Irek Sikora, który po kontuzji na poprzedniej rundzie wreszcie doczekał się oficjalnego debiutu na BMW. Forma Irka cieszy, ponieważ ostatnio tak szybko jeździł ponad rok temu, kiedy w walce z Pawłem Szkopkiem ustanawiał rekord toru. Później były zmiany motocykla, kontuzje. Jednak teraz, kiedy dosiadł wreszcie długo wyczekiwanej maszyny odżył i znów jest groźny. Dzięki dwudziestu punktom z niedzieli jest czwarty w klasyfikacji generalnej Superbike i nadal może myśleć o tytule. Będzie jednak musiał wygrywać we wrześniu między innymi z Kenem Jansenem, który był trzeci w tym wyścigu klasy Superbike.
Po sześciu wyścigach sytuacja w klasyfikacji generalnej Superbike jest wybitnie interesująca. Nadal prowadzi Dietrich i jeśli pojawi się we wrześniu wystarczyć powinny mu do tytułu tylko dwa trzecie miejsca, ale jak widać w tym roku w WMMP wszystko jest możliwe. Drugie miejsce zachował Jensen, a na trzecie wskoczył Meklau. Tuż za nim są Sikora i Janusz Oskaldowicz. Taka sytuacja gwarantuje, że na dwa wyścigi do końca każda „matematyka" jest możliwa.
W Superstock 1000 wygrał wspomniany już Giabbani, a z tyłu spokojnie jechał Bartek Wiczyński, który wiedząc o upadku Walkowiaka chciał dowieść tak ważne punkty do klasyfikacji generalnej. I gdy tak sobie jechał za jego plecami „koncert" dawał właśnie Walkowiak. Z końca stawki wyprzedzał wszystkich jak tyczki w slalomie gigancie i parł do przodu jak torpeda. Jaka szkoda, że takiego Walusia nie oglądaliśmy od pierwszych wyścigów tego sezonu. Ryzyko się opłaciło, ponieważ na ostatnim okrążeniu wyprzedził jeszcze Adama Badziaka i stanął na podium w swojej klasie. Do Badziaka dobierał się dwukrotnie, ale za pierwszym razem mogło znów skończyć się upadkiem. Druga próba była już udana i mimo czasów na poziomie 1:37.0 były Mistrz Polski Superbike nie mógł skonsumować prezentu jakim był upadek rywala. Znów tuż za podium.
W klasyfikacji generalnej tej klasy sytuacja jest dość klarowna. W ostatnich dwóch wyścigach Giabbani potrzebuje do tytułu raptem dziewięciu i pół punktu. Drugi Wiczyński też, żeby utrzymać pozycję musi tylko pilnować Walkowiaka, a ten kończyć wyścigi przed Badziakiem.
W Superstock 600 jak zawsze wojna była na maczety, dzidy i broń biologiczną. W sobotę gra szła o tytuł mistrza, w niedzielę już tylko o honor i pozostałe miejsca na podium. Jednak podobnie jak w Superbike już w kwalifikacjach było gorąco. Marek Szkopek pokonał jedno okrążenie w czasie 1:34.727 i był to trzeci czas wszystkich klas tego dnia na torze Poznań! Nie ma tajemnicy, że użył do tego opony kwalifikacyjnej, ale przecież one właśnie do tego służą. Kilka godzin później, w wyścigu pojechał niespełna sekundę wolniej i ustanowił oficjalny rekord toru dla swojej klasy. Taki mały prezent na otarcie łez po tytule, który zdobył Kenny Foray wygrywając wyścig. Jednak jak zawsze w tej klasie do ostatnich metrów wszystko było możliwe. Szkopek, Foray i Daniel Bukowski atakowali się praktycznie na każdym zakręcie. Niestety wcześniej z rywalizacji wypadł Marcin Kałdowski, szkoda, bo dopiero wtedy mogłoby być ciekawie.
W niedzielę „wojna" miała swoją drugą odsłonę i chociaż czasy poszczególnych okrążeń były trochę wolniejsze, emocje znów sięgnęły zenitu. Znów o zwycięstwo walczyło trio z soboty, a Marcin Kałdowski po tragicznym starcie mógł tylko dowieść czwarte miejsce. Na ostatnim okrążeniu prowadził jeszcze nowy Mistrz Polski, ale Marek Szkopek przypomniał sobie, jak dwa lata temu wygrywał z Andrzejem Chmielewskim i zastosował ten sam manewr. Przyczaił się na prostej pod mostem w tunelu rywala, zaatakował na wejściu w ostatni zakręt i później wystarczyło już „tylko" dokładać kolejne biegi i trzymać gaz. Francuz mimo najlepszych chęci nie mógł już kontrować na wyjściu z zakrętu, ponieważ jego tylna opona wyglądał jak Drezno w 1945 roku. Tym samym Marek zagwarantował sobie już tytuł Wicemistrza Polski, a Daniel wskoczył na trzecie miejsce w generalce i w ostatniej rundzie tylko pech może zabrać mu tą pozycje.
W klasach Pucharu Polski ciekawie i dramatycznie było tylko w Rookie 1000. Piotr Betlej i Tomasz Wiczyński walczyli tak zażarcie, że ten drugi wypadł z toru i potrzebna była interwencja samochodu bezpieczeństwa. Betlej, gdy zobaczył białe flagi popełnił błąd i zwolnił tak bardzo, że wyprzedził go cały pociąg rywali. Ponowna pogoń skończyła się upadkiem. Najszybszy zawodnik w tej klasie, w tym roku podniósł jeszcze motocykl i dojechał piąty, ale na mecie okazało się, że ma uszkodzony bark i sezon raczej się dla niego skończył. Tym samym Adam Rajek, drugi w niedzielnym wyścigu zagwarantował już sobie Puchar Polski. Wyścig wygrał Piotr Górka, a trzeci był Dariusz Lipke. W Rookie 600 wyścig był nudny i Piotr Passek spokojnie wygrał z Arturem Wielebskim i Marcinem Kondratowiczem. Tym samym umocnił się na pozycji lidera klasyfikacji generalnej i jeśli we wrześniu utrzyma dobrą formę może spokojnie szykować miejsce na półce na nowe trofeum. O drugie miejsce w klasyfikacji generalnej powalczą jeszcze zacięcie Wielebski z Kondratowiczem, których dziś dzielą raptem cztery punkty.
W pucharach markowych też nie brakowało emocji. No może z wyjątkiem Hornetów. Tam walczą tylko o drugie miejsce Jakub Tupajka i Robert Frysiak, bo zwycięstwa hurtowo zbiera Kuba Sudoł. Ubiegłoroczny zwycięzca CBR125R Cup w tym roku, na większym motocyklu zebrał komplet zwycięstw i już zagwarantował sobie pierwsze miejsce na koniec sezonu.
W CBR125R Cup w obu wyścigach działo się jak nigdy wcześniej, chociaż tam prawie zawsze jest gorąco do ostatnich metrów. Jednak tym razem w obu wyścigach na zwycięstwo do ostatnich metrów miało kilku zawodników. W niedzielę szósty zawodnik miał do zwycięscy stratę 0.357 sekundy! Wygrał Krzysztof Depta, który w ostatnim wyścigu musi tylko dojechać do mety, żeby wygrać klasyfikację generalną. W sobotę najlepszy był Bartek Lubiński. Podia w obu wyścigach dopełniali Szymon Kaczmarek na drugich pozycjach i Natalia Florek jako trzecia.
W Suzuki GSX-R Cup oba wyścigi wygrywał Tomasz Grabowski w klasie 1000 i Marcin Kondratowicz w 600. Grabowski umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej, a Kondratowicz zrównał się punktowo ze Sławkiem Maszczakiem i kto zdobędzie główną nagrodę rozstrzygnie bezpośredni pojedynek w ostatnich dwóch wyścigach.
W Fiat Yamaha Cup walka była ciekawa w obu wyścigach, ale dopiero na ostatniej rundzie będzie gorąco, ponieważ wyniki z tego weekendu tylko skomplikowały sytuację w generalce. W R6 dwukrotnie wygrywał Norbert Jędrzejewski przed liderem klasyfikacji generalnej, Marcinem Małeckim. Trzeci był dwukrotnie Mateusz Korobacz i wszyscy trzej panowie mają szanse na wygranie całego cyklu w finałowej rundzie we wrześniu.
W R1 zwycięstwami podzielili się Wojciech Mańczak i Andrzej Sztuder i teraz w klasyfikacji generalnej dzielą ich dwa punkty na korzyść tego drugiego. Dla kibiców bardzo klarowna sytuacja, bo klasyfikację generalną wygra ten, który będzie lepszy w ostatnim wyścigu sezonu. Dwukrotnie trzeci był Waldek Chełkowski i na takiej pozycji skończy już tegoroczne zmagania w FYC.
Sobotni wyścig klasy Pretendent wygrał Zbyszek Zenowicz.
Piąta runda WMMP pokazała, że mamy w kraju naprawdę widowiskowe wyścigi, gdy tylko zawodnicy włożą w to trochę serca, a nie szukają wymówek pod nazwą „z zagranicznymi się nie da". Wszystko się da, tylko trzeba chcieć, pokazał to Marek Szkopek, mógł pokazać Marcin Walkowiak. Podczas ostatniej rundy, gdy najadą nas jeszcze zawodnicy z Alpe Adria będzie kolejna okazja, żeby się pokazać. Sami organizatorzy też już teraz szykowali się na to wydarzenie testując system kamer. Do końca nie wiemy jak to ma działać, szczególnie, że sprzęt przypominał trochę ten z imprez urodzinowych, ale to zawsze ten pierwszy, ważny krok. Pochwalić też trzeba porządek w „leśnej" części parku maszyn. Na zawodników czekały wyznaczone miejsca i każdy sprawiedliwie dostawał tyle samo, wiedząc ile może zająć miejsca.
Czas już zacząć chyba myśleć o przyszłym sezonie. Znów pod znakiem zapytania staje sens utrzymywania w Polsce dwóch „litrowych" klas. W niedzielę na starcie Superstock 1000 stanęła minimalna regulaminowo liczba, sześciu zawodników. Na mecie było ich tylko pięciu. Bez sensu jest trzymać taką klasę i wreszcie trzeba je połączyć zostawiając tylko Superbike. Wiem, że taniej było zlikwidować Superbike, ale bądźmy realistami. W Poznaniu komisja techniczna nigdy nie dopilnuje uczciwości tych wyścigów. Nigdy nie sprawdza się motocykli z urzędu, a i protesty praktycznie się nie pojawiają. Sprawdzanie pierwszej trójki Superstock 600 po pierwszym wyścigu w tym roku była pokazowe i wymierzone w Kennego Foray, bo ktoś doniósł, że ma nieregulaminową jakąś pierdołę. Oczywiście okazało się, że wszystko jest cacy i od tamtej pory nikt nie sprawdza nic. Ciągle słychać tylko jakieś domysły i plotki, a to psuje atmosferę. Jeżeli organizatorzy nie są w stanie dopilnować uczciwości zawodów, trzeba zrobić to odgórnie i zapomnieć o klasach Superstock. Będziemy mieli liczną klasę, w której jedni walczyć będą o tytuł, a dla innych powodem do dumy będzie punkt zdobyty w zaciętej walce.
|
Komentarze 6
Pokaż wszystkie komentarzecieszcie się po prostu każdym ukończonym wyścigiem.. i że wrócicie do osób dla których jesteście całym życiem.. wyniki nie są najważniejsze, proszę zrozumcie to..
OdpowiedzNareszcie rzeczowa i jakże właściwa wypowiedz.Zdaje sie,że niektórzy w ferworze walki i wzajemnych słownych przepychankach czasem zapominają,co tak naprawde jest w życiu najważniejsze...Trzymaj sie twardo bracie,masz serdeczne pozdrowienia od kibica z Poznania,również dla rodziców i Justyny.Kuba wciąż żyje w nas,w naszej pamięci, i to napewno nigdy sie nie zmieni...
Odpowiedzzapraszam do obejzenia zdjęc z V Rundy WMMP serdecznie zapraszam www.olasobotka.com
OdpowiedzZ tą listą superbike to niezła zagrywka taktyczna ze strony Grandysduo:) Ciekawe że niektórzy się nabrali i nie wystartowali:) No ale cel uświęca środki he he...
OdpowiedzJestem tego samego zdania co Gresus.. nie ważne jaki to puchar, ważne że jest człowiek który musiał sie ostro napocić aby dojechać na pierwszym miejscu. Też bym nie chciał aby ktoś przekręcał moje ...
Odpowiedzprzepraszam bardzo, pomyliłem się w ferorze "walki". zmienimy to jak najszybciej
Odpowiedznadal nazwisko zwyciezcy z pretendenta nie zostalo zmienione !!!!
Odpowiedzbo my tu pracujemy w systemie RTT (jak we Francji) 52h tygodniowo ;-) a tak poważnie to po tej aferze przemyślałem sobie trochę i od następnej rundy będę tu wpisywał moralnego zwycięscy tej klasy. Bo wymyślona jest dla ludzi przybywających do Poznania pierwszy raz i oswajającymi się z torem, żeby nikt ich nie rozjechał. Więc jeśli ktoś lata szybciej niż 1:50 to jego miejsce jest w Rookie! A jeśli siedzi w Predatorach to jest dla mnie zło…. Amatorem pucharków! I niema co o nim pisać.
OdpowiedzA co czujesz sie samozwanczym zwyciezca !! Mysle ze rzetelne przekazywanie informacji to podstawa na tego typu portalach !!!
Odpowiedzale się człowieku ciśniniujesz, świder się pomylił w błachej sprawie, klasie, która nikogo nie interesuje i szum robisz, jak by chodziło o niepodległość. na przyszłość niech nic nie piszą i będzie spokuj
OdpowiedzDrogi czytelniku, może dla ciebie puchar pretendenta to jest nic... ale uwierz mi że dla ludzi startujących w tym pucharze jest wszystkim... jest szansa na rozwijanie się... może ty tego nie rozumiesz bo lepiej jest oglądać sławy które biją rekordy... ale pamiętaj że oni też zaczynali od mało (znanych) interesujących pucharów.
OdpowiedzW sobotę pretendenta wygrał Zbyszek Zenowicz lat 55 :D zmiencie ten błąd !!!!
Odpowiedznic nie zmieniajcie, tak jest dobrze
Odpowiedz