Dzień 9 (11 lipca) Kierowca Orzech
Po długich 5 dniach tęsknoty za Bandytą nareszcie mamy go z powrotem i możemy lecieć dalej. Kierunek, upragniona i gorąca Hiszpania. Droga była wyśmienita, dużo motocykli. Co ciekawe przy okazji można dostrzec ciekawy sposób pozdrawiania się motocyklistów nie zauważany przeze mnie w Polsce, tzn motocyklista który nas wyprzedzał ściągał lekko nogę z podnóżka w geście pozdrowienia. Tuż przed granicą francusko - hiszpańska rozpościerały się pokaźnych rozmiarów góry. Na sam widok ślinka mi ciekła... góry = dużo ostrych zakrętów. Na serpentynach musiałem pewnym osobnikom w srebrnym Peugeocie 206RC udowodnić wyższość motocykla nad samochodem...zostali daleko z tyłu mimo usilnych starań, za co oczywiście dostałem ochrzan od Plecaczka! Po przekroczeniu granicy poszukiwaliśmy miejsca docelowego naszej wyprawy czyli miasteczka Llanca. Upał i brak oznakowań spowodowały, że ciężko było nam odnaleźć drogę. Z pomocą przyszedł nam młody Francuz na Hondzie Transcity 125 która na dziurawych i krętych drogach okazywała się zadziwiająco skuteczna i szybka. Francuz pokazał nam właściwą drogę i szybko odjechał. My mknęliśmy sami przez groźnie wyglądające wzgórza (ktoś kto oglądał film „Wzgórza maja oczy" zrozumie nasze obawy). Po kilku kilometrach pustkowia zza pagórka wyłoniło się błękitne morze Śródziemne, w świetle zachodzącego słońca wyglądało to cudownie. Z daleko było już widać wybrzeże, ale jak się później okazało aby tam dotrzeć musieliśmy użyć Bandyty jako motocykla enduro, ponieważ asfaltowa droga nagle się skończyła. W tumanach kurzu po kamieniach i cholernie ostrych zakrętach przebrnęliśmy do morza... Cel osiągnięty! Plecaczek Dojechaliśmy do Hiszpanii!!!! Chociaż muszę przyznać, że było ciężko. Motywowało mnie tylko to, że niedługo odpoczniemy i położymy się w słoneczku na plaży. Miejscowość Llanca, którą znaleźliśmy okazała się miejscem w sam raz dla nas! Cudowne widoki, kręte, niebezpieczne drogi , czyściutka niebiesko-zielona woda w morzu no i my. Czego chcieć więcej? Zostajemy aż do niedzieli! Dni z cyklu Llanca (11-15 lipca) Plecaczek Llanca... nareszcie! Dla nas to miejsce upragnionego odpoczynku! Plaża, gorący piasek, słońce, różnokolorowe odcienie morza - to właśnie to, za czym podczas całej naszej podróży tęskniliśmy. W celu porównania cen, a także widoków wybraliśmy się również na plażę do Francji. Droga, przez którą jechaliśmy była niesamowita lecz jednocześnie niebezpieczna (droga N 114). Liczne zakręty sprawiły, iż zgubiliśmy jedną z najbardziej przydatnych rzeczy na plaży, czyli klapek. O jego stracie dowiedzieliśmy po zajechaniu do Francji. Wydając na śniadanie prawie 20 Euro szybko zatęskniliśmy za naszą Hiszpanią. Szybka kąpiel na plaży, obejrzenie straganów z ciuszkami i wracamy! W drodze powrotnej ku naszemu zdziwieniu znalazł się także nasz samotnie leżący na drodze klapek. Maciej był bardzo zadowolony. Resztę dni spędziliśmy smażąc się na gorącym słońcu i leniuchując na plaży. Dzień 13 (15 lipca) Plecaczek Wyjazd!! Tego dnia opuściliśmy słoneczną Hiszpanię i zaczęliśmy małymi kroczkami zbliżać się do naszego upragnionego celu - Polski. Podczas całodniowej jazdy udało nam się zrobić postój w dobrze znanej ( z lekcji historii! )miejscowości Awinion. Już podczas wjazdu do miasta zobaczyliśmy ciągnące się ogromne mury obronne, które zaciekawiły nas tak bardzo, że musieliśmy ‘zajrzeć do środka'. Oprócz zwiedzenia Pałacu Papieskiego, w którym więzieni byli papieże (tzw. Niewola awiniońska) przyjrzeliśmy się również licznym teatrom, które reklamowały poszczególne sztuki biorące udział w słynnym Festiwalu de' Awignon. Wieczorkiem zatrzymaliśmy się na campingu tuż przed Cannes. Dzień 14 (16 lipca) Plecaczek Najgorszy dzień podczas całej naszej podróży. Dlaczego? Zacznijmy może od tego, że było tak gorąco, iż ledwo wytrzymywaliśmy na motocyklu. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w słynnej miejscowości, gdzie co roku rozdawane są Złote Palmy - Cannes. Po przejściu się po czerwonym dywanie ruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejny przystanek zrobiliśmy w Księstwie Monaco. Na uwagę zasługują tu oczywiście najbardziej znane kasyno na świecie Monte Carlo, a także niewyobrażalne ceny. Krótkie futerko kosztowało aż 8900 Euro! Po prostu szok! Aż baliśmy się zapytać ile kosztuje szklanka Coli. Szybko przejechaliśmy przez autostradę we Włoszech gubiąc przy okazji torbę, w której znajdowały się: arafatka, rękawiczki, moja kochana bluza i co najważniejsze - atlas! Tej nocy nie udało nam się znaleźć campingu z powodu braku oznakowań we Włoszech. Byliśmy, więc zmuszeni wydać 70 e za nocleg w hotelu. Dzień 15 (17 lipca) Kierowca Orzech Tego dnia dotarliśmy do Wenecji... słynny niemiły zapach poczuliśmy na szczęście tylko przy wjeździe, dalej było już w porządku. Mieliśmy sporo problemów z zaparkowaniem motocykla, ostatecznie wcisnąłem zapakowanego Bandziora w pół metrowa lukę między skuterki, sam nie wiem jak to się udało. Upał był niesamowity, troszkę pobiegaliśmy po Wenecji i w drogę w stronę Austrii. Udało nam się dotrzeć na samą granicę, gdzie po godzinie poszukiwań wylądowaliśmy na przewspaniałym campingu wśród Włoskich Alp i pięknego jeziorka. Kolejny dzień zapowiadał się ekscytująco, marzenia o austriackich winklach nie pozwalały w nocy zasnąć... Dzień 16 (18lipca) Kierowca Orzech Austria... to raj dla każdego motocyklisty, płaski jak stół asfalt, mała liczba samochodów, szerokie drogi.... byłem w siódmym niebie, w przeciwieństwie do Plecaczka, który miał lekkie nudności od tych zawijasów... Przez Austrie przefrunęliśmy szybko trąc podnóżkami o asfalt na każdym zakręcie. Obiecaliśmy sobie, że jeszcze na pewno tu wrócimy na dłużej. Za 150 kilometrowy odcinek autostrady zapłaciliśmy 8 Euro, a reszta dróg, jakimi jechaliśmy były niepłatne. Dzień 17 (19 lipca) Plecaczek Yupi! Dojechaliśmy do Polski! Dokładnie o godzinie 18.35 przekroczyliśmy granicę w Jakuszycach. Od razu powietrze wydaje się inne takie nasze, polskie. Jesteśmy w domku! Wcześniej jeszcze zatrzymaliśmy się na krótkim postoju w Pradze, gdzie posililiśmy się troszkę. I oto nareszcie nasza upragniona ojczyzna! Po skończeniu roku akademickiego w Anglii, po przebyciu 4600km i przejechaniu przez 9 państw dotarliśmy do domku. To było cudowne, niesamowite uczucie, aż trudno mi było uwierzyć, że nam się udało. Zatrzymaliśmy się na noc w Szklarskiej Porębie, zadzwoniliśmy pospiesznie do naszych rodziców i wieczorkiem pełni energii i szczęśliwi udaliśmy na karaoke do baru. Dzień 18 (20 lipca) Dom :) Czego nauczyła nas ta 18-dniowa podróż po całej Europie....? Myślę, że przede wszystkim cierpliwości, której zawsze nam brakowało. Pokonywania trudności i szukania pozytywnych aspektów w każdej, nawet najgorszej sytuacji. Ale przede wszystkim wiary. Wiary w siebie, we własne możliwości i marzenia, które się spełniają! Trzeba ‘ iść za marzeniem i tak dalej iść za marzeniem i tak stale, aż do końca". Warto więc postawić wszystko na jedną kartę i ryzykować, bo kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. | |
Komentarze 20
Poka¿ wszystkie komentarzeBrawo...brawo...brawo !!! Ostatnie zdania Waszych wspomnieñ s± jakby mottem na ¿ycie. Pozdrawiam gor±co i ¿yczê dalszych wspania³ych podró¿y...nie w marzeniach, ale w realu.
Odpowiedzale Wam zazdroszcze!!,moto mam,ale co zrobiæ by namówiæ ¿one choæby na kilkudniowy wypad po kraju,wszystkie wyjazdy puszk± i puszk± :(
OdpowiedzBardzo pozytywnie naladowany artykul o parze Polakow z Anglii. Jedno dla mnie jest pewne - miec hobby to podstawa wlasciwego funkcjonowania jednostki/pary. Najlepiej jak tym hobby jest moto :)) Pozdro
OdpowiedzHej motocyklisci :-) ja tak Jak WY wyjechalem do UK a dokladnie do szkocji zarobic porostu na motocykl-i stalo sie kupilem wymazony (prawie nowy suzuki bandit gsf 600s)i tak jak wy zaplanowalem ...
OdpowiedzPiêkna Trasa!Te¿ siê pochwalê...4 000 km w...10 dni przez s³owacjê, wêgry, bo¶nie, serbiê,chorwacjê (ca³e wybrze¿e)s³oweniê, austriê i czechy.W przysz³ym roku planujê Krym...je¿eli kto¶ z was ...
Odpowiedzprzy okazji dzieki wszystkim za bardzo mile komentarze:) do zobaczenia na trasie:)
Odpowiedz