Rizla Suzuki pod wiatr
Zgodnie o oczekiwaniami, fabryczny zespół Rizla Suzuki pierwszy dzień testów w Australii rozpoczął „pod wiatr".
Tor Phillip Island od zawsze był piętą Achillesową Suzuki GSV-R. Z tego powodu brytyjska ekipa już w listopadzie zaliczyła tam zamknięte, trzydniowe testy. Na podstawie danych, które udało się wówczas zgromadzić, japońscy inżynierowie doszli do wniosku, iż konieczne jest przygotowanie nowego pakietu aerodynamicznego.
Reklama
Położony przy samym oceanie, tor na wyspie Filipa słynie z niesamowicie silnych podmuchów wiatru, które szczególnie dają się we znaki motocyklistom pędzącym z prędkościami ponad trzystu kilometrów na godzinę. Podobnie jak rok temu Ducati, Suzuki przygotowało więc nowe, węższe owiewki, które po części rozwiązały ten problem, jednak Phillip Island nadal nie jest z pewnością ulubionym torem „Niebieskich".
Pierwszy dzień Loris Capirossi i Chris Vermeulen poświęcili na dopracowywanie ustawień zupełnie nowego modelu GSV-R, ostatecznie wykręcając odpowiednio dziewiąty i dziesiąty czas. Obaj stracili ponad sekundę do najlepszego wyniku dnia uzyskanego na oponach wyścigowych przez Caseya Stonera (Edwards był co prawda szybszy od Australijczyka, ale korzystał z opon kwalifikacyjnych).
„Trzeba pamiętać, że korzystamy z całkowicie nowego motocykla, dlatego zanim potwierdzimy postępy dokonane przez naszych inżynierów, musimy odpowiednio zestroić maszynę i dopracować wszystkie ustawienia." - uspokajał Vermeulen, który pokonał dzisiaj 99 okrążeń. „Przed nami sporo ciężkiej pracy, ale jestem przekonany, że dramatycznie poprawimy nasze czasy przed opuszczeniem Phillip Island."
„Ten tor zawsze sprawiał Suzuki problemy i choć dokonaliśmy dzisiaj sporych postępów w porównaniu z naszą listopadową wizytą tutaj, nadal czeka nas jeszcze mnóstwo pracy." - dodał Capirossi. „To był ciężki dzień, ale cały zespół daje z siebie wszystko, dlatego jestem dobrej myśli."
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze