R-Sixteam - podsumowanie Rajdu Dakar 2010
„Polski Związek Motorowy był bardzo dumny ze swoich zawodników i bardzo cieszyliśmy się ich sukcesami. Uważamy, ze była to świetna promocja tak samo Polski, jak i polskich sportów motorowych na arenie międzynarodowej"
Wczoraj, 25. stycznia w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego odbyła się konferencja prasowa, podsumowująca udział w Rajdzie Dakar 2010 polskiej reprezentacji, zespołu R-sixteam, której patronował Polski Związek Motorowy. Grupę „Siedmiu wspaniałych" - bo tak nazwał ją przed startem rajdu Prezes PZM, Andrzej Witkowski - stanowili: Robert Szustkowski i Jarosław Kazberuk (Mitsubishi Pajero), Grzegorz Baran, Rafał Marton i Paweł Zborowski (MAN TGA), Rafał Sonik (quad Yamaha) oraz Krzysztof Jarmuż (motocykl Honda).
Podsumowanie tegorocznej edycji Dakaru rozpoczął od złożenia gratulacji wszystkim członkom drużyny R-sixteam. Dziękował za wytrwałość i ukończenie zawodów. Michał Sikora, pełniący funkcję Zastępcy Dyrektora Biura Sportu i Marketingu Polskiego Związku Motorowego, oświadczył, iż dla PZM wynik zdobyty przez naszych zawodników jest świetną promocją Polski oraz polskich sportów motorowych na arenie międzynarodowej. Dodał również, że PZM zawsze będzie starał się wspierać Polaków merytorycznie, logistycznie i jeśli będzie to możliwe to także finansowo.
„Wartym podkreślenia jest fakt, że wszystkich siedmiu zawodników, którzy wystartowali pod patronatem PZM ukończyło ten rajd. Wielkie gratulacje dla nich za wytrwałość i dobrą robotę. Jest to rajd, który jest naprawdę trudny. Patrząc po statystykach okazuje się, że zaledwie 50 % wszystkich zawodników, którzy wystartowali, zdołało ten rajd ukończyć. Dlatego naszym reprezentantom należy się wielki szacunek, że pokazali swoją siłę wytrwałość i ukończyli te zawody. Polski Związek Motorowy był bardzo dumny ze swoich zawodników i bardzo cieszyliśmy się ich sukcesami. Uważamy, ze była to świetna promocja tak samo Polski, jak i polskich sportów motorowych na arenie międzynarodowej. Dalsza współpraca jest jak najbardziej konieczna. PZM zawsze będzie starał się wesprzeć naszych zawodników merytorycznie, czy też logistycznie i jeżeli będzie to możliwe, również finansowo. Patronat na kolejne Rajdy Dakar jak najbardziej wchodzi w grę." - skomentował Michał Sikora.
Rafał Sonik, dla którego był to drugi południowoamerykański Dakar, ocenił rajd jako zupełni inny, niż w roku ubiegłym, a przy tym zdecydowanie trudniejszy. Jednak dla niego największą trudnością nie była mordercza trasa, lecz oswojenie się z tym, jakie sytuacje miały na niej miejsce. Mowa m.in. o wydarzeniach związanych z oznaczoną na roadbooku III etapu stacją paliwową, na której sprzedawano złej jakości benzynę, karze Marcosa Patrolnelliego, czy też obecności na trasie rajdu nielegalnych samochodów serwisowych, o czym wspominał na lotnisku, tuż po swoim powrocie do kraju. Pomimo tych bardzo przykrych zdarzeń, Dakar 2010 był dla polskiego quadowca przełomowy.
„Chciałbym rozpocząć moją wypowiedź nie od narzekania, ale od podziękowań. W trzecim dniu rajdu wszyscy, a ja najbardziej, byliśmy zawiedzeni jego przebiegiem, widząc, co się na nim dzieje. Dostałem wtedy prawie 400 smsów i wiele telefonów ze wsparciem od kibiców, przyjaciół, znajomych i rodziny. Wszyscy jednym głosem przemawiali do mnie „Jedź dalej, nie poddawaj się!" i właśnie za to chciałbym podziękować, to było dla mnie przełomem. Przełomem było też to, że codziennie, kiedy przyjeżdżaliśmy po odcinku specjalnym na biwak, spotykaliśmy się z kolegami przynajmniej na 2-3 min., by porozmawiać. Dziś wspólnie dziękujemy Wam za wsparcie podczas rajdu. To Wy - kibice oraz my - zawodnicy byliśmy dla siebie nawzajem największym wsparciem. Dzięki temu, to co czyni te zawody tak trudnymi i tak niesamowicie wymagającymi, czyni je także wartymi wszelkich poświęceń." - powiedział zdobywca 5. miejsca w kategorii quadów.
W konferencji niestety nie mógł wziąć udziału Krzysztof Jarmuż. Swoje podziękowania dla drużyny i kibiców przekazał za pośrednictwem Rafała Sonika.
„Krzysiek Jarmuż, który niestety nie mógł być tu z nami, upoważnił mnie do przekazania bardzo ważnych słów. Wyjechaliśmy, jako drużyna pod patronatem PZM, składająca się z kolegów. Tak też wróciliśmy, jako drużyna PZM. Wszyscy osiągnęli cel. Jesteśmy już nie tylko kolegami, ale wręcz przyjaciółmi."
Załoga auta Mitsubishi Pajero w barwach zespołu R-sixteam osiągnęła metę Rajdu Dakar z 35. lokatą. Tym samym Robert Szustkowski i Jarek Kazberuk stali się jedynymi polskimi reprezentantami, którzy ukończyli tegoroczne zawody w klasie samochodów terenowych. Zapytany o problemy techniczne z pojazdem, debiutujący w Dakarze Robert Szustkowski odpowiedział:
„Narzekanie na nasz sprzęt byłoby grzechem, bo to jest samochód, który przejechał już czwarty Dakar. Jest to jednak auto, które powstało 6 lat temu i ma ograniczone możliwości. Dowiózł nas jednak do mety, więc nie możemy narzekać. Auto było świetnie przygotowane, mieliśmy też świetną brygadę mechaników. Na jednym z odcinków odpadło 30 samochodów, pomimo tego, że były lepiej przygotowane, mocniejsze, technicznie sprawniejsze i kierowali nimi lepsi kierowcy. Nam się udało dojechać i to jest wypadkowa wielu rzeczy. Jedną z nich jest na pewno szczęście. Ja i Jarek jesteśmy chyba w czepku urodzeni, bo dojechaliśmy, pomimo wielu przeciwności. Jestem nowicjuszem. To był mój pierwszy rajd i myślę, że nie ostatni. Zobaczymy, gdzie odbędzie się w przyszłym roku Rajd Dakar."
Kierowca jedynej polskiej ciężarówki startującej w Rajdzie Dakar, Grzegorz Baran wraz z pilotem Rafałem Martonem i mechanikiem Pawłem Zborowskim, ukończyli offroadowy maraton na bardzo dobrej 20. pozycji. Dodatkowym powodem do radości dla załogi MANa TGA jest fakt, iż są oni pierwszą w pełnym polskim składzie ekipą, która ukończyła Rajd Dakar w klasyfikacji ciężarówek.
„Uważam, że ten Dakar dla nas był szczęśliwy. Dojechaliśmy na miejscu, które było naszym marzeniem. Przed nami były w zasadzie jedynie samochody, które startowały po to, aby wygrać. Dla nas najtrudniejsze było to, że jechaliśmy tam sami. Konkurenci - Holendrzy, Belgowie, Francuzi - jechali grupami po 4 samochody w teamie. Jeśli, któryś się przewrócił, to miał zapewnioną szybką pomoc swoich kolegów z innych aut. W przypadku jakiejkolwiek awarii naszej ciężarówki, mogłem liczyć jedynie na dobrą wolę zawodnika, który zechciałby się zatrzymać. Dakar pokazuje, że jeśli chcemy osiągnąć sukces, to jedyną możliwością jest jazda w zespole. My jechaliśmy w zespole, w którym jechał samochód osobowy i ciężarowy. Potrafiliśmy współpracować i dojechać do mety. To jest największy sukces, że znalazła się grupa ludzi, która potrafi ze sobą współpracować." - podsumował Grzegorz Baran.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze