Pure&Crafted 2016 - dopieszczanie brodaczy
Wystarczy przejechać się po Berlinie, aby zobaczyć co dziś grane jest w motocyklowej modzie największego europejskiego rynku motocyklowego. A grana jest klasyka, nostalgia i personalizacja. Gdzieś w podziemnych garażach poznikały sportowe sokowirówki, turystyki, maszyny enduro i nudne miejskie osiłki typu Kawasaki ER5. Trochę mnie to zaskoczyło, bo mając w pamięci alpejskie wypady spodziewałem się w stolicy Niemiec przynajmniej nieprzebranej ilości BMW GSów w każdej możliwej konfiguracji. Nawet one musiały jednak ustąpić pola motocyklowemu rękodziełu. Bo dziś moi drodzy aby być na czasie należy zainwestować sporo czasu i/lub pieniędzy w pieczołowicie dopracowanego customa. Do tego wyczesana broda, tatuaż i podniszczona kurtka z absurdalnie grubej skóry. Dopiero teraz można pokazać się na mieście. Choć oczywiście przerysowuję ten trend, to jednak warto mu się przyjrzeć u źródła, bo prędzej czy później zawita on także u nas. A zatem przyglądamy się kulturze motocyklowej Berlina przez pryzmat festiwalu Pure&Crafted, który odbył się w miniony weekend.
Impreza odbyła się po raz drugi, tym razem w opuszczonej stacji Postbahnhof. Wszystko pod hasłem muzyka, motocykle, nowe dziedzictwo. Co zastaliśmy na miejscu? Zacznijmy od tematu najbardziej nas interesującego – motocykli. Oczywiście na Pure&Crafted nie znajdziecie nowych jednośladów. Pod namiotami rozstawiła się śmietanka niemieckich tunerów i customerów. Materiał wyjściowy dla większości projektów to oczywiście niemieckie klasyki typu R60, R80, R90, ale także nowsze modele z serii K oraz rzecz jasna ultra popularny R nineT. Wypatrzeć dało się także inne marki, ale nikt nie miał wątpliwości, że w ten weekend w Berlinie dominuje biało niebieskie śmigło. Warto zauważyć, że stoiska przygotowano bardzo gustownie. Nie zostały one upstrzone maksymalną możliwą do pomieszczenia liczbą motocykli. Najczęściej było gdzie usiąść, aby porozmawiać o motocyklach. Pomimo płynącej ze sceny dobrej muzyki i zapachu ulicznego jedzenia wszyscy mieli pełną świadomość, że taki festiwal to znakomite miejsce do pozyskiwania klientów na nowe projekty. Poziom wykonania prezentowanych maszyn określiłbym jako znakomity. To prawdziwe rękodzieła i oglądając je sam łapałem się na myśli, że chciałbym mieć coś takiego w swoim garażu... Rzućcie zresztą okiem na zdjęcia obok.
Jedną ze starych hal Postbahnhof zaadoptowano na miejsce dla kilkunastu wystawców. Na wejściu gości witał bar Jägermeistera oraz pani, która za darmo wykonywała chętnym tatuaże… Wewnątrz hali znaleźć można było praktycznie wszystko potrzebne miłośnikom customów. Ciuchy, skóry, t-shirty, stanowiska fryzjerskie, sklep z przyborami do golenia, gadżety typu multinarzędzia, na środku stoisko z jedzeniem i wiele innych ciekawostek.
Przez dwa dni ze sceny dobiegało porządne rockowe granie. Większość zespołów to oczywiście składy z Niemiec, siłą rzeczy grające po niemiecku, ale poziom muzyczny ocenić należy wysoko. Nie zabrakło Motodromu, czyli grupy prezentujących pokaz jazdy motocyklami i samochodem w „beczce śmierci”. Ten występ trudno opisać, trzeba go po prostu zobaczyć na żywo. Opowiadany nie sprawia wrażenia czegokolwiek specjalnego. Widziany na własne oczy robi ogromne, pozytywne wrażenie. Sama drewniana konstrukcja motodromu ma już swoje kilkadziesiąt lat na karku, a przelatujące obok widzów motocykle oddziaływają nie tylko na zmysł wzroku, ale także generują hałas, spaliny i wibracje odbierane każdym kawałkiem ciała. Unikalne miejsce gdzie pasję łączy się z profesjonalizmem, a wszystko podaje się w retro oprawie.
Dobre żarcie to temat może nie przewodni, ale bardzo istotny na Pure&Crafted. Na miejscu było sporo stoisk, gdzie stawić można było czoło chociażby niemieckiej klasyce (czyli Bratwurst, albo uwspółcześniona wersja Curry Bratwurst), ale wypatrzyłem też np. foodtracka gdzie serwowano intrygujące burgery w ciemnej bułce. Nie udało mi się sprawdzić o co chodzi z tymi burgerami, bo wokół trucka kłębił się cały czas tłum starannie przystrzyżonych brodaczy, którzy po konsumpcji burgera równie starannie wycierali brody z sosu BBQ.
W ciągu dwóch dni imprezę odwiedziło 8000 gości. Czy to dużo? To dużo i mało jednocześnie. Jak na rozmiar rynku motocyklowego w samym tylko Berlinie to oczywiście bardzo mało. Ale ta impreza nie miała być masowa, 35 Ojro za wjazd zrobiło zresztą swoje. Organizatorom w sposób oczywisty bardziej zależało na właściwych gościach, a nie na ich ilości. Dzięki temu wszystkie atrakcje można było obejrzeć na spokojnie, nie było ścisku i na spokojnie można było delektować się dobrym jedzeniem, dobrą muzyką oraz jeszcze lepszymi motocyklami. W tym kontekście 8000 gości to bardzo dobry wynik.
Więcej informacji o wystawcach, muzykach i gościach dowiecie się na http://pureandcrafted.com/
|
|
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeszkoda, że o takich imprezach dowiaduję się po fakcie...
OdpowiedzJak widac, klimat brodaczy roznosi sie juz wszedzie :)
Odpowiedz