Od pierwszych minut, gdy tylko wylądowałam w Hanoi, zostałam zaatakowana przez setkę bodźców dochodzącą z każdej strony: nowe zapachy, wiecznie trąbiące skutery, wymuszające pierwszeństwo auta, a do tego nowy język. To wszystko sprawia, że człowiek cały czas przemierza ten kraj w skupieniu. Początkowo bałam się przejść przez ulicę, aby nie zostać rozjechana, ale okazało się, że w tym szaleństwie jest metoda i wszyscy tutaj w miastach na skuterach nie jeżdżą, a raczej pływają, jak ławica. Trochę trudniej jest na drogach krajowych, bo tam niestety króluje prawo dżungli i to większy ma pierwszeństwo. Drugiego dnia przestał mnie dziwić widok, wyprzedzających stare ciężarówki autobusów, czy wielkich tirów, niczym z amerykańskich filmów wyprzedzających na trzeciego, jadących wprost na czołówkę. Niestety na każdym kroku trzeba być tutaj bardzo czujnym.
Galeria pochodzi z artykułu:
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze