Najnowsze elektroniczne wydanie Gazety Pomorskiej rzuca dosyć niewygodne dla Policji światło na temat tego, jak organy ścigania traktują obywateli w tym kraju. A wygląda na to, że traktują je jako finansową dojną krowę i surowiec do wewnątrzfirmowego rywalizowania o to, która komenda skuteczniej wyciśnie obywatela.

Dyskusja na temat planów i targetów mandatowych obowiązujących w Policji ciągnie się w Polsce od lat, a przybrała na sile, gdy nasz kochany rząd podwyższył założenia budżetowe jeśli chodzi o łupienie kierowców. Minister Rostowski założył wpływy z mandatów w 2013 roku w wysokości 1,5 mld zł i w związku z tym, że w roku 2012 wpływy z tego tytułu wyniosły około 50 mln zł, to zakładany wzrost na ten rok jest aż 30-krotny! Policja konsekwentnie zaprzecza, jakoby narzucała swoich funkcjonariuszom minima mandatowe, które muszą "wyrobić" w trakcie służby. Niestety nagrania takie jak poniższe, zarejestrowane przez samych oburzonych funkcjonariuszy, przeczą oficjalnemu stanowisku KGP.

Posłuchajcie zresztą sami w jaki sposób przełożony motywuje swoich podkomendnych do wytężonych wysiłków. Zdaniem autorów nagrania głos należy do naczelnika toruńskiej drogówki:   

"Przyjmuję, k..., dolny próg mandatów: 17 na głowę, to jest najmniejszy. I nie słyszę (...), że się zesrało, że się k..., nie chciało, że nie było!"

Za każdym razem gdy rozbrzmiewa w polskiej przestrzeni publicznej dyskusja na temat mandatów, oficjale i Policja zapewniają nas, że chodzi wyłącznie o nasze bezpieczeństwo i że nie jest to w żadnym razie skok na naszą kasę. Niestety od kuchni sprawy wyglądają tak jak na prezentowanym nagraniu. Sprawa jest o tyle smutna, że zabija w obywatelach wiarę w to, że działania Policji mają cokolwiek wspólnego z chęcią poprawy ich bezpieczeństwa, nie wspominając już o tym, że na drobne rozmieniany jest również szacunek dla Policji.

Siadając na motocykl miejcie to na uwadze i nie dajcie się okraść pod byle pretekstem. Swoją drogą nieco współczujemy funkcjonariuszom drogówki…