tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motorismo Siberia Challenge - ojciec, syn, Suzuki Hayabusa i podróż życia - strona 2
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motorismo Siberia Challenge - ojciec, syn, Suzuki Hayabusa i podróż życia - strona 2

Autor: Piotr Wierciński 2012.10.16, 11:56 26 Drukuj

2012-06-23 Z rana ksiądz obwozi nas po Bracku pokazując okolicę. Oglądamy elektrownię wodną, która jest dużą atrakcją i poznajemy historię tego rejonu przez pryzmat polaków tu mieszkających. Wyjeżdżamy zbyt późno i nie udaje nam się dojechać do Irkucka. Nocujemy w zamkniętym klasztorze sióstr karmelitanek w Usole Sibirskoje.

2012-06-24 Zmęczenie daje się we znaki. Od sióstr z klasztoru nie daje się wyjechać z rana. Dodatkowo Irkuck wita nas deszczem. Zatrzymujemy się pod wiaduktem, od razu przy nas zatrzymują się motocykliści, aby dowiedzieć się czy nic się nie stało, czy nie potrzebujemy pomocy. Decydujemy się nocować w nieodległym Irkucku. Poznajemy niezwykle miłą parę, która szokuje nas pozytywnym nastawieniem i okazanym nam zaufaniem. Dziewczyna wyjeżdża wcześnie rano na dwutygodniowe wczasy i mimo pakowania ma czas dla nas by obwieźć nas Ładą Niwą po mieście. Po pierwsze mają ten czas w gorącym okresie przed wyjazdem, po drugie dostajemy mieszkanie, rano kiedy się obudzimy mamy po prostu wyjść i zatrzasnąć drzwi. Człowiekowi wyhodowanemu na kapitalistycznej telewizji sprzedającej zło i nieszczęścia nie sposób zrozumieć, że są tacy ludzie. Ale my jesteśmy w stanie to pojąć, bo w różnych formach poznajemy przejawy życzliwości od lat i niezależnie od kraju. Nasz telewizor od wielu lat stoi w piwnicy, i niech tak będzie zawsze. Na zdjęciu w super nowoczesnej dzielnicy budowanej dla turystów Piotrek kręci się na kole, aby wg miejscowych wierzeń mieć szczęście.

2012-06-25 Wyjeżdżamy z lasu nad Bajkał i jesteśmy pod wrażeniem otwartej przestrzeni i piękna przyrody. Jesteśmy w Buriacji, gdzie ludzie mają niezwykłe twarze, jak potem mówią nam Mongołowie, Buriaci to też dzieci Czyngis-chana. To są rejony, gdzie wiele osób obeznanych w temacie uważa, że lepiej nie zjeżdżać z trasy, nawet nie zatrzymywać się dla bezpieczeństwa. Żeby dojechać nad jezioro, musieliśmy przejechać beznadziejną drogą przez zapadłą wioskę, przez zaglinione kałuże i okropne kamienie. Nad Bajkałem trafiliśmy na przepiękną plażę. Chciałoby się tutaj zostać kilka dni.

2012-06-26 W Ułan Ude poznajemy największą głowę Lenina , rekord Guinessa, zwiedzamy klasztor buddyjski Dacan Iwołgiński, cieszymy się z poznania wielu motocyklistów. Nocujemy u mechanika, który prowadzi warsztat motocyklowy. Pomaga nam naprawić braki w śrubach, które zgubiliśmy po drodze. Przyjeżdżają motocykliści, rozmowom i nowym znajomościom nie ma końca.

2012-06-27 – 2012-06-30 Tego dnia było ciężko, wiedzieliśmy, że tak będzie. Długi dystans jednocześnie granica do pokonania. Droga do Ułan Bator w większości wspaniałej jakości. Pojawiają się odcinki z dziurami, ale w większości asfalt jest świetny, długie proste w zasadzie stworzone są do testowania maksymalnych osiągów motocykla. Przed Ułan  Bator pada deszcz, który padał może 5 minut, ale na odcinku robót drogowych zrobiło się straszne błoto. Cud, że nie upadliśmy w nierównej walce z samochodami osobowymi i ciężarówkami. W Ułan Bator dzikie korki, i straszne dziury, to nowa jakość dla nas. Strasznie trzeba uważać, aby się nie rozbić. Dojeżdżamy do celu późno w nocy i bardzo zmęczeni. Nocujemy u mongolskiej rodziny.W Ułan Bator spędzamy kilka dni podczas których oglądamy piechotą miasto, zwiedzamy klasztory buddyjskie oraz z Mongołami wyjeżdżamy samochodem do parku narodowego po drodze oglądając ogromny pomnik  Czyngis-chana. Wybieramy się również na odległy rynek gdzie można kupić wszystko. To nie jest proste zadanie, nie ma jak dogadać się z Mongołami. Jedziemy taksówką busem, gdzie wbite jest ok. 18 osób. Ledwo można ścisk wytrzymać, do tego upał … Powrót to też wyzwanie z racji tego, że trzeba znaleźć właściwy bus których setki stoją w okolicy, obsługa nawołuje do wsiadania, ale my nic nie rozumiemy. W końcu szczęśliwie dojeżdżamy do celu.

2012-06-30 Z ciężkim sercem opuszczamy naszych przyjaciół w Mongolii.Wracamy do Ułan-Ude, walczymy z czasem, aby dojechać przed nocą.  Otoczeni przepiekna przyrodą, marzymy, aby tu jeszcze wrócić.

2012-07-02 Ten dzień to próba strachu, jedziemy bandycką drogą, przestrzega nas nawet po drodze pracownik stacji benzynowej, który nalewa nam paliwo do baku. To rejony gdzie panuje bezrobocie i związane z nim pijaństwo. Po ostatnich morderstwach motocyklistów wszyscy na trasie o tym mówią. Przed Skoworodino widzimy znak zjazdu z autostrady ze strzałką w stronę miasta. Ale jest podejrzanie, miasto jest blisko, ale droga fatalnej jakości bez asfaltu, liczne diury zalane wodą, przez las. Zatrzymujemy się aby zadzwonić do wsi i dowiedzieć się czy jechać tędy czy wielokilometrowym objazdem. Jest już noc. I nagle od autostrady zjeżdża samochód i zatrzymuje się oświetlając nas swoimi światłami, po czym o zgrozo wyjeżdża z drugiej strony z lasu podobny. Wygląda to, czujemy przez skórę, na zorganizowany napad. Robi się nerwowo. W popłochu kończymy rozmowę i wsiadamy na motor, aby mieć choć cień szansy na ucieczkę. Ruszamy w las, krew żyłach gorąco pulsuje, gdy przejeżdżamy obok samochodu, który wyjechał z lasu, za nami pomału jedzie drugi SUW. Nie zatrzymujemy się jedziemy dalej i szczęśliwie nic się nie dzieje. Policjant mówił, że bandyci oglądają swoje potencjalne ofiary przed akcją więc, nie można mieć pewności, że zagrożenia nie było.                                           Przejechanie tego lasu w nocy w tym rejonie to jest ekstremalne przeżycie, psychologia robi swoje. W Skoworodino, motocykliści pomagają nam przed północą znaleźć tani hotel, jedyny hotel, w którym śpimy w czasie całej wyprawy. Potem okazuje się, że dobrze zrobiliśmy jadąc przez las bo wyjazd ze Skoworodino to droga w remoncie fatalnej jakości. Podróżnicy zwykle nie wjeżdżają do miasteczka zatrzymując się w hotelu po drodze przy trasie.

2012-07-03 W drodze do Chabarowska nocujemy w miejscowości Nowoburiejsk. Piotrek śpi w łóżku pod pierzyną, a ja w starej karetce, w której gospodarz jeździ na polowania na niedźwiiedzie lub na ryby. Pdobno za rzeką jest zmiana strefy czasowej. Wszyscy stąd jeżdżą do Chin na zakupy, bez wiz. Opowiadają nam zabawne opowieści jak tam Chińczycy wszystko jedzą cokolwiek się rusza i jak jest tanio, i jak sobie jeżdżą handlować, szkoda nam, że nie mamy wiz, ale trzeba też trzymać się planu, bo inaczej nigdy nie da się wrócić do domu. Gospodarze na kolację wyciągają wszystko co mają w lodówce. Włącznie z własnoręcznie upędzoną wódką, i mówią, że w sklepie się wódki nie kupuje, bo nie wiadomo co się kupi, a jak się samemu zrobi to wiadomo, co się pije …

2012-07-07 – 2012-07-09 Władywostok. Dojeżdżamy na Święto Miasta, wieczorem nad morzem koncert i sztuczne ognie. Powstaje plan dalszej podróży. Szukamy połączenia z Japonią, biorąc pod uwagę czas i koszty w grę wchodzi tylko samolot. Zapada decyzja o wyjeździe do Japonii. Dzięki nieocenionej pomocy klubu motocyklowego Iron Tigers mamy gdzie spać i wysyłamy motocykl pociągiem do Moskwy. Wszystko jest tak obliczone, aby po powrocie do Moskwy motocykl już czekał. Rezygnujemy z kolei transsyberyjskiej z powodu czasu, ile taka podróż by zajęła.

2012-07-10 – 2012-07-24 Japonia. Poruszanie się po Japonii jest bardzo trudne, ponieważ ulice nie mają nazw. Miasto jest podzielone na obszary, które dalej dzielą się na podobszary. Oznaczenia są najczęściej na słupach, ale to mało przydatne informacje, nawet mieszkaniec miasta z innego rejonu musi pytać mieszkańców danego rejonu o wskazówki jak znaleźć adres, którego szuka. Japończycy radzą sobie za pomocą nawigacji w komórce. Niestety jest tam inny system niż w Europie i nie ma kart SIM do kupienia. Telefon trzeba kupić, ale nie można kupić jeśli się nie ma ustalonego miejsca pobytu w Japonii. Inną opcją jest droga dzierżawa telefonu. Nawigację komplikuje fakt, że Japończycy nie mają jakiejkolwiej orientacji w terenie. Można zapytać o drogę na stację kolejową, która wydaje się, że powinna być oczywistą, znaną lokalizacją, a wyślą w inną stronę lub powiedzą, że nie wiedzą, gdzie jest, jeśli nie mają nawigacji GPS w komórce. Dać mapę z prośbą o wskazanie gdzie się znajdujemy lub gdzie jest dane miejsce jest również śmiesznym doświadczeniem, bo będą rozglądać się i kręcić mapą z wysiłkiem na twarzy, że naprawdę chcą pomóc, a potem wskażą odwrotną stronę. Nabłądziliśmy strasznie, ale trzeba było sobie jakoś radzić. Nie mieliśmy GPS’a z mapą Japonii … Wszystko jest makabrycznie drogie, jedzenie, transport. Udało nam się cały okres w Japonii przeżyć nie korzystając z hotelu, mieszkając u ludzi. Dzięki temu mieliśmy pieniądze na kolej oraz autobusy. Świątynie w Japonii są piękne i z długim tracycjami. Zwiedziliśmy zoo, muzeum mieczy, parki i ogrody, zamki i pałace, podziwialiśmy widoki Tokio, Osaki oraz Kioto z wysokich wieżowców. Zwłaszcza zamek szoguna w Kioto, gdzie chodziliśmy korytarzami i zaglądaliśmy do pomieszczeń, gdzie przebywał shogun i samurajowie, pod nogami skrzypiały deski sprzed wieków. Do Osaki jechaliśmy nocnym autobusem, z Kioto do Fujikawaguchiko też jechaliśmy nocnym autobusem po całym dniu biegania po mieście. Aby podjąć próbę wejścia na Fuji musieliśmy kupić trochę sprzętu, włącznie z odpowiednimi butami. Było bardzo nerwowo ponieważ prognoza pogody nie była korzystna. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że na poziomie z którego wyruszają wyprawy na Fuji pada deszcz, a lokalni specjaliści przewidują opady. To były ciężkie decyzje, ponieważ nie mieliśmy wyposażenia na długotrwały deszcz. Ruszyliśmy wśród tłumów, które idą dzień i noc na górę, najwięcej chyba nocą, aby obejrzeć wschód słońca, co wg Japończyków, każdy przynajmniej raz w życiu musi zrobić obowiązkowo. Po drodze zaraz na początku przestało padać i nie padało do końca. Było bardzo ciężko do tego choroba wysokościowa w ostatniej partii wędrówki. Szczęśliwi zajrzeliśmy do krateru i zaczęliśmy schodzić z latarkami po ciemku. Trudno uwierzyć jak wielu Japończyków wchodzi nocą, po prostu tłumy. Przed północą ostatnim autobusem zjechaliśmy do centrum, skąd chcieliśmy pojechać do Tokio, padał deszcz. Bardzo zmęczenii rozbiliśmy namiot koło dworca, przespaliśmy nie niepokojeni przez policję, podtrzymując tradycję tzw. urban camping. Po odpoczynku w Tokio żegnaliśmy się z Japonią bardzo usatysfakcjonowani przeżyciami, wejściem na Fuji oraz gościnnością mieszkańców Japonii.

We Władywostoku spotkaliśmy się z motocyklistami, którzy w większości miast rosyjskich mają swoje miejsca gdzie niemal każdego dnia tłumnie zjeżdżają wieczorami i nocą. Zabrali nas na przejażdżkę swoimi motocyklami po mieście, potem samochodem terenowym objeździliśmy najpiękniejsze miejsca widokowe, byliśmy w klubie z dobrą muzyką, i w towarzystwie m. in. motocyklistki, którą poznaliśmy na trasie przed Abanem, samotnie od Władywostoku podróżowała nad Morze Kaspijskie.

2012-07-26 – 2012-07-30 Polecieliśmy do Moskwy. Członkowie klubu Hayabusa Club Russia pomogli nam odebrać motocykl, który czekał na nas. W Moskwie poznaliśmy wielu motocyklistów, odbyliśmy wieczorne jazdy po mieście, bo w dzień nie ma sensu z powodu korków. Z Rosjanami spędziliśmy weekend „na daczy”, (czyli domku za miastem, gdzie cała Moskwa wyjeżdża zwykle na weekend) 100 km od Moskwy. Po powrocie i w oczekiwaniu na wizy białoruskie jeden dzień poświęciliśmy na zwiedzanie miasta piechotą i metrem.

2012-07-31 Dzień powrotu. Wyjeżdżamy z rana przez gigantyczne korki. Motocykl pozwala jechać, gdy inni stoją. Droga przez Białoruś warta była pieniędzy za wizy ekspresowe, gdyż można jechać bardzo szybko. Dzień jest długi, dodatkowo odzyskujemy czas przekraczają strefy czasowe. Tego dnia zrobiliśmy własny rekord dziennego przebiegu 1311 km, dzięki czemu nie musieliśmy nocować po drodze. Policja próbowała dać nam mandat za przekroczenie prędkości, ale po długich negocjacjach darowano nam przewinienie, podobnie jak raz w Rosji.

Podsumowanie Tania benzyna w Rosji i Mongolii, za pół ceny z Polski, umożliwia nawijanie tysięcy kilometrów bez finansowego bólu. Motocykl świetnie przygotowany przez Suzuki Motor Poland Sp z o.o. oraz serwis Suzuki Piaseczno spisał się idealnie,  tak jak sprzęt z Motorismo oraz innych partnerów. Motocykl przewrócił się dwa razy, ale nie w czasie jazdy, plastikowe kufry SW-Motech i bagażniki SW-Motech nie pękły, crash pady uchroniły motocykl przed uszkodzeniami. Ubrania nie przemokły. Rękawice HELD idealnie chroniły przed deszczem. Nie mieliśmy dodatkowych kombinezonów przeciwdeszczowych. Kaski Arai ciche i dopasowane do głowy. Komunikacja Interphone F5 w czasie jazdy była nieoceniona. Nawigacja Garmin Zumo 660 bardzo dokładnie pokazywała nam drogę. Opony Michelin Pilot Road 2 wytrzymały 15 000 km, mimo, że w testach magazynu Motocykl tylko 12 000 km! Po drodze robiliśmy dwa serwisy z wymianą oleju, oraz filtrów, oczywiście autoryzowane serwisy motocykli są nieosiągalne. Wyprawa zakończyła się wyjątkowo pomyślnie, w budżecie, w terminie, bez awarii lub wypadków, bez przebitej opony i bez żadnych chorób, przy wspaniałej pogodzie. To była podróż jak z bajki, ale piekielnie męcząca. Wyjeżdżając wcale nie wiedzieliśmy czy dojedziemy do celu. Z tymi obawami jechaliśmy przez niemal całą drogę. Na drodze czają się tysiące pułapek w postaci dziur, pęknięć  oraz uskoków asfaltu, trzeba bardzo uważać. Tylko raz spaliśmy w hotelu w czasie całej 60 dniowej wyprawy. Kontakty z ludźmi na trasie, ich pomoc, wspólne jazdy na motocyklu, nocne rozmowy lub zwiedzanie miast dają niezapomniane wrażenia, przez pryzmat których pamięta się odwiedzone kraje, a w nich wielu przyjaciół. Dla nas te kontakty były o wiele ciekawsze niż odhaczanie i zaliczanie atrakcji turystycznych, i tego nie kupi się za pieniądze. Teraz chcemy innym podróżnikom pomóc w Warszawie, bo tylko tak możemy spłacić światu dług wdzięczności.  I zaczęliśmy od razu. Dwa dni po przyjeździe do Polski przyleciał do nas na 2 tygodniowe wakacje 16-letni japoński chłopiec z rodziny, u której mieszkaliśmy kilka dni w Tokio. Kilka dni potem i przed ukończeniem tego tekstu dostaliśmy wiadomość z Mongolii z prośbą, aby odebrać mongolską ciocię z samolotu i zapakować do pociągu do Austrii, było ciężko, ale dało radę. Nasza przygoda trwa dalej !

Po więcej informacji, które mogą się okazać pomocne w Waszych podróżach zapraszamy do kontaktu z nami poprzez fanpage wyprawy.

motorismo plansza sponsorska

chata
chwila dla duszy
domowka
droga pobocze
hayabusa trasa
motocyklisci
rozkladanie namiotu
strach sie bac
Ulica Omsk
wspolne biesiadowanie
zdjecie z babcia
znak
ekstremalne zabawy
na skuterze wodnym
oldschool
stunt na trasie
zabawa na skuterze
zlot motocykli
z karabinem
kolacja na imprezie
Moskwa Palac
pomnik w tle
rybak Suzuki Kawasaki
w trasie Hayabusa zatloczone ulice
NAS Analytics TAG

Komentarze 11
Pokaż wszystkie komentarze
Autor: Piotr Wierciński 20/10/2012 22:19

Dzięki :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    na górę