Motocyklowy wy¶cig 24 Le Mans - 24 Heures Motos - najtrudniejszy wy¶cig ¶wiata
Już w sobotę od 24-godzinnego maratonu w Le Mans rozpocznie się kolejny sezon motocyklowych mistrzostw świata FIM EWC. W stawce znów namieszać mogą Polacy! Mick zapowiada 24 Heures Motos.
Podczas jednego wyścigu w Le Mans motocykliści pokonują dystans około 3,5 tysiąca kilometrów. To tyle samo, co ok. 30 wyścigów MotoGP, a wszystko to na jednym motocyklu, kilkunastu kompletach opon i jednym silniku. Perła w koronie FIM Endurance World Championship to prawdziwy sprawdzian nie tylko dla maszyn, ale również zawodników. Kilka lat temu temperatury podczas Le Mans spadały w nocy niemal do zera. W najbliższy weekend zawodników czeka walka w 30-stopniowym upale. Normą są także przelotne opady deszczu i przysłowiowe cztery pory roku w trakcie 24 godzin. Krótko mówiąc; nie ma miękkiej gry!
Jeszcze kilka lat temu zawody długodystansowe były domeną wyścigowych weteranów, którzy może nie mieli już tempa czołówki MotoGP czy World Superbike, ale dzięki ogromnemu doświadczeniu potrafili jechać ekstremalnie powtarzalnie przez wiele godzin. W ostatnich sezonach to się jednak zmieniło, a ekipy sięgają po coraz młodszych i szybszych zawodników. Wyścigi ośmio- czy dwunastogodzinne to już praktycznie sprinty, podczas których trzeba jechać na maksa od startu do mety. 24-godzinne klasyki, jak Le Mans i Bol d’Or nadal ponad prędkość przekładają powtarzalność, ale to nie znaczy, że można jechać wolno.
Tempo podczas kwalifikacji w ten weekend czołówka wyśrubowała do absurdalnie niskich czasów 1:35. Tempo wyścigowe będzie pewnie niewiele wolniejsze. W niedzielę może się okazać, że faktycznie oglądaliśmy właśnie 24-godzinny sprint!
Faworyci 24h Le Mans 2021
Tytułu w EWC bronią wielokrotni mistrzowie, francuski SERT, którego skład wzmocnił Sylvain Guintoli, były mistrz świata Superbike’ów i zawodnik MotoGP, który do dziś jest oficjalnym kierowcą testowym Suzuki w królewskiej klasie. Francuz będzie dzielił GSX-R’a z Belgiem Xavierem Simeonem, także dobrze znanym z padoku Grand Prix oraz doświadczonym Greggiem Blackiem.
Podczas kwalifikacji faworyci francuskiej publiczności przegrali jednak walkę o pole position z austriacką ekipą YART, która wystawia ekstremalnie szybki, międzynarodowy skład; Czecha Karela Hanikę, Niemca Marvina Fritza oraz Włocha Niccolo Canepę, który wrócił już do zdrowia po niedawnej kontuzji. Podczas kwalifikacji podopieczni Mandy’ego Keinza wykręcili czas odstające od siebie o raptem… jedną dziesiątą sekundy! Podobnie jak SERT, YART także ma za sobą w pełni fabryczne wsparcie.
Apetyt na sukces ma także fabryczna ekipa BMW, w której do Marcusa Reiterbergera i Illji Michalczyka dołączył hiszpański weteran WorldSBK i BSB, Xavi Fores. Wśród wspieranych przez fabryki zespołów nie mogło oczywiście zabraknąć ekipy Hondy, która dwa lata temu sięgnęła po tytuł. CBR-ki zespołu FCC TSR Honda France dosiądą Australijczyk Josh Hook, Francuz Mike di Meglio oraz znany z Grand Prix Japończyk Yuki Takahashi.
O ile czasami nie są najszybszym zespołem na torze, podopieczni Hondy korzystają na doświadczeniach związanych z elektroniką wyniesioną prosto z MotoGP i np. wyścigi ośmiogodzinne potrafią przejechać na jeden pit-stop mniej niż rywale. To znów może dać im w Le Mans sporą przewagę. Warto mieć oko także na innych byłych mistrzów, SRC Kawasaki, czy ekscentryczną ekipę ERC, wystawiającą Ducati Panigale.
Polacy w Le Mans 24
Nas jednak najbardziej interesują polskie akcenty, a tych tradycyjnie nie brakuje i nie będą tłem. Polskie zespoły nie mają jednak w Le Mans łatwego zadania. Wójcik Racing Team, który zakończył poprzedni sezon podwójnym podium w Estoril, w tym roku znów wystawia w FIM EWC dwie ekipy; 77 w klasie EWC oraz 777 w kategorii Superstock.
Niestety, ekipa Grzegorza Wójcika do Francji udała się w teoretycznie "osłabionym" składzie. Do Gino Rea i Sheridana Moraisa w zespole 77 na Le Mans dołączyć miał mistrz świata Supersportów, Randy Krummenacher. W 777 obok Marka Szkopka i Michała Filli zobaczyć mieliśmy Christoffera Bergmana. Z powodu przesunięcia 24 Heures Motos z kwietnia na czerwiec z list startowych wypadli Krummenacher i Bergman, którzy w tym czasie ścigają się w World Supersport w Misano.
Jakby tego było mało, covidowe restrykcje dla podróżnych w ostatniej chwili uniemożliwiły przylot do Francji Rea i Moraisowi. Managerowie Wójcik Racing Teamu, Adam Stępień i Sławek Kubzdyl, stanęli jednak na rzęsach i do Le Mans zabrali dwie mocne ekipy. Na motocyklu 77 zobaczymy Francuza Sylvaina Barrier, dwukrotnego mistrza Superstocków 1000, który jeszcze rok temu jeździł w WorldSBK, aktualnego mistrza Alpe Adria Superbike Balinta Kovacsa oraz zdolnego Artura Wielebskiego. Z kolei na maszynie 777 do Szkopka i Filli dołączył szybki Florent Tourne, czołowy zawodnik francuskich Superbike’ów i Stocków w FIM EWC.
Kwalifikacje przyniosły niemałe zaskoczenie. Wykręcając swoją życiówkę, 1:38.0, Marek Szkopek uzyskał drugi najlepszy czas w całej klasie Superstock. Jego zmiennicy także pojechali tempem 1:38, dzięki czemu ekipa 777 zajęła drugie miejsce w silnie obsadzonej (30 zgłoszeń!) kategorii Superstock (i trzynaste łącznie), zgarniając dzięki temu cztery punkty do klasyfikacji generalnej. Wszystko wskazuje na to, że stockowy skład Wójcik Racing Teamu będzie jutro walczył we Francji nie tylko o podium, ale i o zwycięstwo w swojej klasie!
Co prawda pod nieobecność zgłoszonego do startu Moraisa, ekipa 77 ruszy z połowy stawki, ale tempo Barriera (czasy w przedziale 1:37) i Kovacsa (1:38), a także równa jazda Wielebskiego napawają optymizmem. Patrząc na absurdalnie szybkie tempo czołówki podium wydaje się chyba poza zasięgiem, ale solidny, punktowany finisz, a przy odrobinie szczęścia może i nawet pierwsza piątka, to naprawdę realne cele.
Równie wysoko mierzyć może drugi z polskich zespołów, Team LRP Poland, który w Le Mans startuje na kompletnie nowym modelu BMW S1000RR. Nowa maszyna oznaczała co prawda walkę z kilkoma problemami "wieku dziecięcego" i popsuła ekipie kwalifikacje, ale te i tak nie mają w wyścigach długodystansowych większego znaczenia.
Kamil Krzemień - jeden z najszybszych młodych zawodników w stawce, komfortowo kręci kółka w przedziale 1:37, a w kwalifikacjach zapewne rozmieniłby 1:36. Niemal równie szybki jest jego niemiecki zmiennik, Dominik Vincon. W połączeniu z doświadczeniem i powtarzalnością Bartłomieja Lewandowskiego wszystko to daje przepis przynajmniej na pierwszą dziesiątkę. Tak też było rok temu, kiedy Team LRP Poland zakończył zarówno Le Mans, jak i cały sezon, właśnie na dziesiątej pozycji. W tym roku, jeśli tylko nowa maszyna nie spłata im figla, mogą mierzyć dużo, dużo wyżej, a przy odrobinie szczęścia pierwsza piątka także jest jak najbardziej realna.
47 zespołów zmierzy się w ten weekend z jeszcze jednym przeciwnikiem; pogodą, a dokładnie temperaturą. Wyścig w Le Mans zazwyczaj odbywa się w kwietniu. Rok temu z powodów pandemicznych był co prawda przełożony na koniec sierpnia, ale pogoda także nie rozpieszczała. Tym razem zawodnicy będą walczyć w upale, z jakim na Le Mans nigdy nie mieli do czynienia. To wyzwanie nie tyle dla nich, co dla motocykli i opon.
FIM EWC to już chyba ostatnia seria rangi mistrzostw świata, w której zawodnicy nie korzystają z wyłącznego dostawcy ogumienia. O najwyższe laury walczą więc nie tylko producenci motocykli, ale również opon. Michelin, Bridgestone i Pirelli w EWC wytaczają swoje najgrubsze działa, a poprzednie sezony pokazują, że każdy producent ma swoje mocne i słabe strony.
Kto będzie górą tym razem? Przekonany się w niedzielę w samo południe.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze