Motocyklem do pracy - "Dość tego!"
Gdzie jest Kowalski?! Pewnie policja go zatrzymała na tym jego ścigaczu!
„Gdzie jest Kowalski?! Pewnie policja go zatrzymała na tym jego ścigaczu! Jeździ jak szaleniec, potem ma za swoje! Dość tego! Pani Halinko, proszę przygotować dokumenty dyscyplinarne, nie mam zamiaru się męczyć z tym nieodpowiedzialnym ignorantem! Normalni ludzie jeżdżą samochodami".
Środek transportu, jakim człowiek dostaje się z domu na miejsce pracy, przełożonego nie powinien interesować. Bez względu czy dana osoba jest konsultantem telefonicznym czy rzeźnikiem, może dojeżdżać do pracy poduszkowcem, jeśli tylko ma taką chęć i ważne OC + przegląd. Nie mówimy tutaj o delegacjach czy wyjściach służbowych, lecz o zwykłym transporcie do pracy. Co prawda sezon motocyklowy nieubłaganie się kończy, temperatura spada, podobnie jak liście i deszcz (a ostatnio nawet śnieg), więc spora część dwukołowych zmotoryzowanych przesiądzie się na cztery kółka czy (o zgrozo) komunikację miejską. W sezonie jednak wielu wybiera motocykl jako środek transportu i nie ma się co dziwić. Jest szybki, zwinny, nie dotyczą go korki i można sobie poprawić humor nawet w poniedziałek rano. Potencjalny pracodawca powinien się raczej cieszyć, że jego podwładny przybędzie na czas punktualnie nie tłumacząc się zatorem na trasie. Życie pokazuje, że jest inaczej i bynajmniej nie mam na myśli rozmów o sprzętach z szefem w czasie przerwy na lunch.
Wymagany brak nałogów
Pracowałem kiedyś w pewnej firmie, której nazwy ani zakresu działalności nie zdradzę. Nie zajmowała się ona raczej ekstremalnymi sprawami, a przełożeni, jak i cała kadra byli równie rozrywkowi jak wieszak na ubrania. Ich wyjątkowo ograniczona wyobraźnia i chorobliwa konserwatywność powodowały spore kwasy. Chciałbym to ubrać w jakieś eleganckie słowa, ale po prostu nikomu się nie podobało, że do pracy dojeżdżam motocyklem. Powodów tego dziwnego poglądu nie znam do dziś, ale był on źródłem wielu interesujących zachowań. Pomijam bezustanne wymienianie zalet samochodu, że ciepło, że miękko, że ogrzewanie, że można posłuchać Krzysia Krawczyka w radiu. Ciągłe porównywania do dawców organów i szaleńców też po pewnym czasie stały się irytujące.
Absolutnym hitem okazało się stwierdzenie kierownictwa, iż „nie przystoi ci jeździć tym do pracy, co sobie o nas klienci pomyślą?" Co pomyślą? Że odkryłem alternatywny dla chodzenia pieszo i jeżdżenia samochodem sposób na dotarcie do pracy? Oczywiście wiele osób na stanowiskach wyższych, niż nasze posiada ludzki odruch zrozumienia i brzydko mówiąc zwisa im fakt, jakim pojazdem ich pracownik przyjechał do pracy. Gdyby był to myśliwiec Spitfire, zapytaliby tylko ile pali i czy raporty już gotowe. Myślicie, że przypadki zwolnień z powodu motocykla to koszmarne wyobrażenie w sferze horrorów? Błąd. Takie rzeczy się dzieją. Słyszałem o gościu, który dostał dyscyplinarkę w której uzasadnieniu było napisane: "pracownik X jest osoba skrajnie nieodpowiedzialną, a jego hobby psuje wizerunek firmy".
O awansie zapomnij
Z własnego doświadczenia wiem, że „psucie wizerunku firmy" to nie jedyny wzięty z kosmosu pseudo-powód do robienia problemów. „To bardzo niedobrze, że jeździsz motocyklem, bo on jest niebezpieczny". A co za tym idzie, pracownik może się zabić, więc nie opłaca się w niego inwestować. Trudno uwierzyć w takie rzeczy, ale niestety, tak się dzieje naprawdę. Wróćmy na chwilę do tego niebezpieczeństwa i śmierci związanych z motocyklem. No bo oczywiście powszechnie wiadomo, że w dziejach świata nikt jeszcze nie zginął w samochodzie. Zastanawiam się tylko, czy pracodawca jest świadomy, w jak karygodny i zagrażający życiu sposób do pracy dojeżdża np. niejeden przedstawiciel handlowy? Nie mam na celu urazy niczyich preferencji zawodowych, absolutnie nie. Nieraz po prostu widziałem, jak Toyota Yaris 1.4 w Dieslu potrafi być prowadzona jak samochód rajdowy, a na zakrętach osiągnąć przeciążenie 2G. Kiedyś powiedziano mi, że nie mogę jechać do pracy motocyklem, bo „jak pojadę to wyskoczy mi dziecko i co wtedy?". W takich chwilach zaczynam powątpiewać w skuteczność wszelkich form edukacji i wyższość ludzkiego intelektu nad innymi formami życia. Jak pojadę to wyskoczy mi dziecko? Dzieci, jak wiadomo, od najmłodszych lat nauczane są, aby rzucać się jedynie pod motocykle, nie samochody. To automatycznie stawia ten dwukołowy pojazd w grupie zwiększonego ryzyka. Parodia.
Morderczy kontrakt
Zdarza się też tak, że pracodawca w umowie jasno i klarownie zaznacza, że dana osoba w czasie trwania kontraktu ma absolutny i bezwzględny zakaz wsiadania na motocykl. Oczywiście takiego ultimatum nie dostanie pakowacz ciastek czy portier. Ale weźmy np. profesjonalnego, etatowego muzyka. Harfistkę z orkiestry symfonicznej czy pianistę. Przy niewielkiej nawet glebie parkingowej jest 90% szans, że palce rąk ulegną urazowi. Obsługa instrumentów muzycznych strunowych i klawiszowych, jak i zresztą każdych innych, jest niezwykle trudna, gdy paluchy są obdarte, a co dopiero połamane.
Złamania mogą być druzgocące, o czym przekonał się niedawno pan Wasilewski. Druzgocące dla człowieka i jego kariery. Piłkarz wprawdzie złamania doznał przez drugiego piłkarza, ale trener ma prawo zażądać od swojego zawodnika, aby ten nie używał motocykli. Wiedział o tym jeden z najbardziej znanych piłkarzy ostatnich lat, wielokrotny reprezentant polski, którego nazwiska jednak nie wymienimy. Aby pojeździć motocyklem zakupił upatrzoną zabawkę za pośrednikiem jednego z członków rodziny. Tak, aby oficjalnie nie mieć związku z motocyklami. Ewentualny wypadek i urazy z nim związane mogą przecież spowodować, że piłkarz pobiec będzie mógł, co najwyżej Larą Croft w przepaść w „Tomb Riderze", bo na pewno nie do bramki przeciwnika. Inny z naszych reprezentantów piłkarskich, Marek Saganowski mógłby z pewnością rozwinąć ten wątek. Kontuzja, jakiej nabawił się w wypadku motocyklowym na wiele tygodni skutecznie wyeliminowała go z gry w piłkę.
Skoro już jesteśmy przy sporcie, w swoim czasie można było w prasie motocyklowej i nie tylko, przeczytać, że Krzysztof „Diablo" Wrodarczyk musiał oficjalnie oddać kluczyki do swojego nowiutkiego Suzuki GSX-R 1000. W jego kontrakcie widniał zakaz uprawiania sportów ekstremalnych i jazdy na motocyklu. Swoją drogą, może Gixx powinien zostać uznany jako sport ekstremalny? Wszyscy chcą być prezesami i menagerami wysokich szczebli. Oni mają i mogą wszystko. Coś pokrzyczą, coś nakażą, mają seksowną sekretarkę, a po pracy dzida na dwa koła. Tak się składa, że prezesi i menagerowie, nawet ze szczytu łańcucha pokarmowego też mają swoich przełożonych i też z kimś podpisują umowę. Taki oto ktoś może stwierdzić, że krzywdę sobie człowiek zrobi na motocyklu, pójdzie na zwolnienie lekarskie na 17 lat i tym samym spieprzy projekt wart cztery miliony. Albo po prostu za dużo będzie latał i oleje target.
Osobiście znam człowieka, któremu po wypadku motocyklowym szef zaraz po wyjęciu z gipsu oznajmił, iż albo zobowiąże się notarialnie (!) do nie jeżdżenia na motocyklach, albo może pakować manatki. Chłopak zmienił pracę.
American dream
Nie każdy jednak ma w pracy przechlapane jeżeli chodzi o motocykle. Hugh Laurie, którego najlepiej znamy jako odtwórcę roli Dr. Housa, swoją pasję z prywatnego życia, czyli właśnie jednoślady, zdołał przenieść do sfery zawodowej. Honda CBR1000RR w malowaniu Repsol stałą się bohaterką całej serii, przy czym nie pełniła tylko roli ozdoby, ale miała swój wkład w scenariusz. Polski akcent w tym temacie to Paweł Małaszyński w serialu Magda M. Na widok niedogolonego przystojniaka na czarnym Triumphie statystyczna Polka traciła wtedy czucie w kolanach i kontrolę nad pęcherzem. Nikt przy tym nie nazywał młodego prawnika samobójcą, czy dawcą.
No właśnie. Tu pojawia się ciekawa kwestia. Jeśli ja, Łukasz Tomanek zatrzymuję się na światłach moim B12 przez myśli praworządnych obywateli przebiega: dawca, samobójca, wariat. Gdy natomiast do motocyklowej pasji przyznają się znani z wyroczni (ekranu telewizora) celebryci, typu Kamil Durczok (posiada V-Roda), Bogusław Linda (Honda Magna), Krzysztof Hołowczyc (Yamaha WR) lub Hubert Urbański (Buell) przez te same głowy przebiegają pełne zachwytu westchnienia typu: pasjonaci, romantycy, luzacy. Ciekawe, prawda?
Poczta pantoflowa
Aby nie dryfować między zawiłymi metaforami i eufemizmami, powiem prosto z mostu. Tzw. opinia publiczna ma ogromny wpływ na podejście pracodawcy do pracownika i jego umowy/kontraktu. Tu ktoś coś powie, tu ktoś coś usłyszy, jacy ci szaleńcy na motocyklach są źli i w ogóle to fatalni z nich ludzie. Człowiek ma taką przykrą cechę, że ulega sugestii. Nawet wysoko postawieni właściciele ulegają opinii wypowiedzianej przez kogoś w delikatesach. Niestety problem tkwi nie tylko w sklepie, gdzie odbiorca tej „wiedzy" kupuje kilogram cebuli. Weźmy na przykład taki artykuł w poważnym i szanowanym (tak przynajmniej myślałem do tej pory) piśmie - „Polityce". Magazyn ten często leży na wielu mahoniowych biurkach na wysokich piętrach. Miało być dobrze i innowacyjnie - wyszło jak zwykle, o wszystkim i o niczym. Pracodawca uraczony taką publikacją ma już pewien odnośnik w „poważnym i szanowanym piśmie", wyrabia sobie opinie, wysuwa wnioski. Kalkuluje, planuje. Po czym pracownika-motocyklistę traktuje jak kogoś z napisem na czole „nie zatrudniaj mnie". Chyba, że pod określonymi i radykalnymi warunkami. A jak Wasz przełożony traktuje to hobby?
Komentarze 60
Pokaż wszystkie komentarzemoj szef mi zasponsorował kurs prawa jazdy, bo jezdzilem bez :( no i teraz i on sie cieszy ze mam prawko i ja tez :D
OdpowiedzArtykuł przesycony sarkazmem. I słusznie.
OdpowiedzAby zobaczyć całość należy spojrzeć przynajmniej z kilku punktów widzenia. Jak zawsze nie występuje tylko jedna prawda ale jest ich wiele i każda jedna nie mniej prawdziwa od poprzedniej - należy ...
OdpowiedzSzanowny autorze, gratuluję Ci realiów w jakich żyjesz, bo z artukułu wynika, że oburzające dla Ciebie są dość powszechne i oczywiste zjawiska. Wiadomo, że nie jest obojętne czym podjeżdżasz do ...
Odpowiedz"Podwładny wobec przełożonego winien mieć wygląd lichy i durnowaty, aby swoim pojmowaniem sprawcy nie peszyć przełożonego."
Odpowiedza czy to jest wina pracownika, że jego kierownik jeździ fiatem multipla? :> jeśli wizerunek jest aż tak bardzo ważny, to niech parking pracowniczy jest zabezpieczony przed widokiem z zewnątrz, a osoby reprezentujące firmę (nawet, jeśli tylko samochodem pod siedzibą) dostaną służbowe auta, nowe z salonu. poza tym można mieć tani samochód i tani motocykl, i jeśli przełożony ma starego gruchota, to może go ma, bo go lubi i ma sentyment? taka argumentacja jest o kant **** potłuc, a do tego skrajnie śmieszna - bo jeszcze ktoś z zewnątrz musi skądś wiedzieć, że ten samochód jest od kierownika, a ten od kowalskiego z hali produkcyjnej - osoba, u której zabiega się o wizerunek, musi wiedzieć, kto jest kim w firmie i które auto do kogo należy...
OdpowiedzLOL
OdpowiedzNie rozumiem sformułowania "o zgrozo" w kontekście odstawienia motocykli na zimę i przesiadania się do komunikacji miejskiej. Czy autor sugeruje, że używanie komunikacji miejskiej jest gorsze, niż ...
Odpowiedzjezeli chodzi o komunikacje to moim zdaniem i ja na to tak patrze chodzi tylko o komfort, bo kto by chcial w zimie czekac na atobus na np. rozbitym przystanku, autobus ktory czasem nawet jest spozniony. osobiscie wolalbym jechac wlasnym samochodem. Natomiast wracajac do motocykli... aktualnie zyje w Anglii i moge powiedziec smialo - ten kraj nie przepada za dwusladami, choc nie spotkalem sie jeszcze aby jaki kolwiek kierowca zatrabil na mnie czy tez innego "biker'a" (wyjatkiem sa niepelnoletni kierowcy "mopet'ow" czyt. skuterkow gdzie jezdaa naprawde tak jaby mieli conajmniej 7 zyc albo czuli sie niesmiertelni). ciekawa zasada obowiazujaca w tym kraju to taka ze aby zaczac (juz nie mowie o zdaniu) trening jazdy na motorze powyzej 125 cc trzeba miec skonczone 21 lat. z jednej strony to nawet i madre, w koncu tyle osob ginie na motorach z czego wiele z nich jest ledwo ponad 18 lat( nie chce tutaj nikogo obrazac ani atakowac bo sam mam 20 lat) jest wiele testow i egzaminow dla milosnikow tych jak ze pieknych maszyn. wracajac do tematu - w firmie ktorej pracuje zaden przelozony manager czy ktos z biora nie narzeka na to ze uzywam motocykla aby dostac sie do pracy mimo iz jeden z pracownikow ktory byl zatrudniony jako sprzatacz zginal wlasnie na drodze jadac motorem do pracy :( co zostalo ogloszone na spotkaniu calej firmy i uczczone minuta czisz. jedyne osoby ktore cos mowia i wypominaja mi to sa rodacy... nie wiem czy z zazdrosci czy tez naprawde troszcza sie o mnie ale zarty o dawcy nerek jak rowniez uwazanie sie za "przybranego rodzica" sa naprawde nieprzyjemne :/
Odpowiedzjezeli chodzi o komunikacje to moim zdaniem i ja na to tak patrze chodzi tylko o komfort, bo kto by chcial w zimie czekac na atobus na np. rozbitym przystanku, autobus ktory czasem nawet jest spozniony. osobiscie wolalbym jechac wlasnym samochodem. Natomiast wracajac do motocykli... aktualnie zyje w Anglii i moge powiedziec smialo - ten kraj nie przepada za dwusladami, choc nie spotkalem sie jeszcze aby jaki kolwiek kierowca zatrabil na mnie czy tez innego "biker'a" (wyjatkiem sa niepelnoletni kierowcy "mopet'ow" czyt. skoterkow gdzie jezdaa naprawde tak jaby mieli conajmniej 7 zyc albo czuli sie niesmiertelni). ciekawa zasada obowiazujaca w tym kraju to taka ze aby zaczac (juz nie mowie o zdaniu) trening jazdy na motorze powyzej 125 cc trzeba miec skonczone 21 lat. z jednej strony to nawet i madre, w koncu tyle osob ginie na motorach z czego wiele z nich jest ledwo ponad 18 lat( nie chce tutaj nikogo obrazac ani atakowac bo sam mam 20 lat) jest wiele testow i egzaminow dla milosnikow tych jak ze pieknych maszyn. wracajac do tematu - w firmie ktorej pracuje zaden przelozony manager czy ktos z biora nie narzeka na to ze uzywam motocykla aby dostac sie do pracy mimo iz jeden z pracownikow ktory byl zatrudniony jako sprzatacz zginal wlasnie na drodze jadac motorem do pracy :( co zostalo ogloszone na spotkaniu calej firmy i uczczone minuta czisz. jedyne osoby ktore cos mowia i wypominaja mi to sa rodacy... nie wiem czy z zazdrosci czy tez naprawde troszcza sie o mnie ale zarty o dawcy nerek jak rowniez uwazanie sie za "przybranego rodzica" sa naprawde nieprzyjemne :/
Odpowiedzbzdurny tekst na wzór interii i onetu , tępe szukanie tematu tam gdzie tak naprawde go nie ma , ale to tylko oczywiście moje skromne zdanie :P
OdpowiedzWięc zabieraj skromny rozum na owe strony czytać tępe teksty.
OdpowiedzSzanuj buzię
Odpowiedz