Motocykliści kontra Polityka pogardy
Szanowane pismo cynicznie i z pogardą o motocyklistach.
Od redakcji: W swoim ostatnim numerze znany ogólnopolski tygodnik „Polityka" opublikował tekst świetnie wpisujący się w nagonkę pełną niechęci do motocyklistów nakręcaną przez polskie mass media. Znamy kulisy przygotowania tego materiału, przez co wiemy, iż cynicznie został on przygotowany z zamysłem oczernienia motocyklistów. Ten marnej jakości twór dziennikarski możecie zobaczyć TUTAJ. Trudno się dziwić w tej sytuacji, iż w środowisku motocyklistów zawrzało. Dotarło do nas wiele głosów oburzenia. Poniżej zamieszamy jeden z nich, autorstwa Joanny Felis.
Mówimy, że motocykl to nasz sposób na życie. Mówimy, że w pięć minut na moto potrafimy przeżyć więcej, niż inni przez całe życie. Mówimy, że gdyby kierowcy samochodów patrzyli w lusterka, to mniej krzyży stałoby przy drogach. Nie chcemy, żeby specjalnie nas w tych lusterkach wypatrywać. Prosimy, żeby patrzeć w nie przed zmianą pasa, przed wykonywaniem manewru. Żeby patrzeć, a nie „rzucać okiem". Prosimy, żeby uważnie się rozejrzeć przed lewoskrętem. Przed włączeniem się do ruchu. To może nam uratować życie. Rozpoczęcie sezonu powitało nas bilbordami: „Idzie wiosna będą warzywa". Zabolało, zdenerwowało, wkurzyło. Po pierwsze dlatego, bo twierdzono, że to kampania dla nas. A tak naprawdę była przeciwko nam. Po raz kolejny postawiła barierę my-oni... Po drugie dlatego, że obrażała nie tylko nas. Obrażała także osoby chore, przykute do łóżka, w śpiączce.
Tak, jest nas coraz więcej. Tak, część z nas rozpoczyna sezon na Jasnej Górze prosząc tam o opiekę. Tak, część z nas kończy sezon w Starej Iwnicznej. Tam dziękuje i żegna tych, co odeszli. Są wśród nas tzw: „pokemony". Też za nimi nie przepadamy. Zero umiejętności, 100% brawury. „Szpan". Mistrzowie prostej. Dla nich moto to sposób na poderwanie dziewczyny, na zaimponowanie kolegom. To głównie dzięki nim motocyklista to dawca, warzywo, debil, kretyn, idiota, samobójca.
Większości z nas tą pasję trudno opisać słowami. To z jednej strony pęd, adrenalina, wyzwanie. Ale to też ludzie, którzy wzajemnie się wspierają, pomagają sobie w chwilach bardzo trudnych i w zwykłych błahostkach. Dwa koła wiążą nas ze sobą nawet, gdy się nie znamy. Przy motocyklu stojącym na poboczu zawsze zatrzyma się jakiś inny motonita i zapyta, czy nie trzeba pomocy. Telefon dzwoni w środku nocy, ale my pytamy tylko: „gdzie przyjechać". Na moto-gronach i forach, a nawet na ulicy czy w warsztatach poznajemy ludzi, którzy zostają naszymi przyjaciółmi. Razem świętujemy ważne dla nas wydarzenia. Obstawy ślubów, urodziny, Wielkanoc, czy Wigilię.
Ale też pogrzeby. Zbyt wiele pogrzebów. Wtedy zawsze pytamy, czy rodzina życzy sobie naszej obecności. Jeśli nie przyjeżdżamy w cywilu Jeśli tak , przyjeżdżamy się pożegnać przy ryku silników. To nie jest widowisko, to nie jest „rasowy pogrzeb motocyklisty". Nie ma znaczenia w jaki sposób ta osoba odeszła. W ten sposób pokazujemy nasz żal, nasz smutek, nasz szacunek dla jednego z nas. My nie zdychamy. My umieramy. Jak każdy.
Nie jesteśmy święci. Owszem łamiemy ograniczenia prędkości. Jak większość polskich kierowców. Owszem „latamy na gumie" na ulicach. Ale większość przynajmniej próbuje to robić, tam gdzie nie ma ruchu, na bocznych drogach. Bo gdzie indziej mamy to robić? Torów w Polsce jak na lekarstwo, tych które pozwalają na treningi motocyklistom jeszcze mniej.
Owszem przeciskamy się w korkach. I wbrew pozorom robimy to legalnie. A dodatkowo w ten sposób te korki są mniejsze. Ale zawsze może trafić się ktoś, kto złośliwie zajedzie drogę, otworzy drzwi, włączy spryskiwacz. A to może okaleczyć. Albo zabić.
Owszem hałasujemy. Ale dlatego, że wtedy nas słychać i łatwiej nas zauważyć. A nocą po polskich miastach po prostu przyjemniej się jeździ. I to zarówno motocyklem jak i samochodem.
Mimo inwektyw nie zgłaszamy się do Rejestru sprzeciwów. Wręcz przeciwnie spora grupa jest zarejestrowana w Banku Dawców Szpiku. Oddajemy też krew, ale nie tylko dla siebie nawzajem. Wielu z nas to honorowi krwiodawcy. I nie jeździmy z linką na szyi.
Tak giniemy w wypadkach. Ci, którzy przeżywają niejednokrotnie nigdy nie wracają do pełnej sprawności. To nie jest sensacja, tu nie są ważne statystyki. To jest cierpienie nas i naszych bliskich. Ten „debil" jak to mówicie tak samo jak wy krwawi, tak samo cierpi, tak samo umiera. Nie ma różnicy.
Robimy rzeczy, o których nie wiecie. Organizujemy zbiórki krwi, opiekujemy się domami dziecka, szpitalami, pomagamy Wielkiej Orkiestrze, organizujemy różne akcje charytatywne. Czasem gdzieś o nich napiszą. Czasem nie. Nie próbujemy tego nagłaśniać, nie robimy tego żeby się wybielić. Robimy to z potrzeby serca. Tacy jesteśmy.
Jesteśmy „inni". Ale równocześnie tacy sami jak wszyscy. Motocyklista nie nosi jakiegoś znamienia na czole po którym można go rozpoznać. Są wśród nas lekarze, prawnicy, bankowcy, nauczyciele, policjanci, przedstawiciele wszystkich zawodów. Mamy rodziny, przyjaciół. Czasem jeździmy na moto, czasem samochodem, czasem chodzimy pieszo. Możemy być każdym z was.
Komentarze 59
Pokaż wszystkie komentarzeMoim pierwszym motocyklem była Jawa 350TS. Drugim Honda Transalp 600. Obecnym BMW GS1200. Na motocyklu innym niż turystyczne enduro raz przejechałem się 40 km/h po drodze wokół osiedla kumpla. Z ...
OdpowiedzJoanno Felis piękny tekst .... Pozdrawiam wszystkich na dwóch kółkach. (LWG)!!!
OdpowiedzJeżdżę raczej spokojnie swoim starawym, ale zawsze sprawnym, samochodzikiem. Jeżdżę też często rowerem. Jeśli ktoś mnie wkurza, to raczej bezmyślni samochodziarze, nie motocykliści. Mówicie: ...
OdpowiedzŚwietny tekst !!! Rzecz wydawałaby się prosta, a jednak, co krok trzeba wszystkim tłumaczyć, że motocyklista jest normalnym użytkownikiem drogi - może tylko trochę bardziej zobligowany do myslenia ...
OdpowiedzPierwsza opinia z perspektywy przeciętnego czytelnika: Na wymioty się zbiera czytając ten bełkot, żenująco słaby artykuł w zasadzie nie wiadomo do kogo i po co kierowany.Wrażenie mam,że szanowna ...
Odpowiedzto przedmówca pokazał klasę... po pierwsze znajomość zwykłej pisanej polszczyzny, żeby nie używać trudniejszych słów, się kłania. Po drugie - artykuł jest jak najbardziej zgodny z prawdą - jeżeli jeździło się tylko ze szwagrem albo autobusem, to nie dziwię się, że się toczy pianę... a po trzecie proponuję zrobić prawo jazdy kat. A i pojeździć trochę. Przy takim podejściu nie liczę na ogrom przyjaciół na 2 kółkach.. nawet samemu...
Odpowiedzteraz artykuł wylądował na pierwszej stronie gazeta.pl :P
Odpowiedz