Motocross of Nations 2011 - znów USA?
Po piekielnie ciężkim sezonie motocrossowych Mistrzostw Świata mało który zespół pozostał w pełnym składzie. Czy znów przyjdzie nam oglądać dominację Stanów Zjednoczonych? Amerykanie wygrywają Motocross Narodów od 5 lat, posiadając łącznie aż 21 tytułów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że w tym roku nie będzie inaczej. Ciężko mi o tym mówić, ponieważ liczyłem, że ktoś utrze nosa Amerykanom. Odbywający się 17-18 września Motocross Narodów we francuskiej miejscowości St. Jean d'Angely może przynieść kolejne zwycięstwo zespołowi zza Wielkiej Wody.
Europejscy pretendenci jeszcze sprzed miesiąca, kiedy to opublikowano listy startowe, pretendentami już nie są. Belgijski team, drugi w zeszłym roku, stracił swojego czołowego zawodnika. Clement Desalle nie ma szans na wyleczenie kontuzji do czasu rozpoczęcia zawodów. Z kolei Steve Ramon po ciężkim upadku w Lommel najprawdopodobniej nigdy nie wróci do jeżdżenia. De Dycker i Van Horebeek także mieli pecha i walczą o powrót do zdrowia. Kto pozostaje? Kevin Strijbos, który nieźle sobie poczynał zastępując Desalla w ostatnich rundach Grand Prix na fabrycznej Suzuce teamu Rockstar. Nie na tyle dobrze jednak, by mówić o przełomie. Joel Roelants, jeżdżący w satelickim teamie KTMa w MX2 także nie jest stałym bywalcem w pierwszej dziesiątce. Marvin Van Daele, który uzupełnia zespół w Grand Prix nie jeździ. Taki zespół nie ma większych szans na powtórzenie sukcesu z zeszłego roku.
Kto dalej? Może Włosi? Biorąc pod uwagę brak Davida Philippaertsa (tak, także kontuzja) pozostaje nam skład Cairoli, Lupino i Guarneri. Mimo świeżo zdobytego tytułu Mistrza Świata MX1 dla Antonio Cairoliego nie wydaje mi się, żeby to wystarczyło. Jeżdżący na Husce Lupino dopiero teraz wskoczył do pierwszej dziesiątki i jeździ raczej w kratkę. Guarneri zaś ma przebłyski świetnej formy, ale problemy z dotarciem do mety mogą pokrzyżować plany na zdobycie miejsca w czołówce. W przypadku Włochów można liczyć tylko i wyłącznie na Antonio. Sycylijczyk pewnikiem powalczy o zwycięstwa, jednak jako team szans nie mają.
Francuzom wysypał się Steven Frossard. Prawdopodobnie zawodnik zespołu Monster Energy CLS ProCircuit Kawasaki (aż przesadnie długa nazwa) wróci do walki już w ten weekend, podczas ostatniej rundy Mistrzostw Świata rozgrywanej we włoskim Fermo. Ale czy jego forma będzie tak mocna jak przed kontuzją? Krążyły plotki, że miałby go zastąpić niesforny Christophe Pourcel, ale w tym przypadku ciężko określić czy lepszym rozwiązaniem jest niedoleczony Frossard czy Pourcel, który dopiero w ostatnich wyścigach pokazał, że nie wiadomo, czy w ogóle chce mu się jeździć. Melodramatu nie koniec. Marvin Masquin po przeprowadzce do Stanów nie błyszczał jak na gwiazdę i Mistrza Świata przystało. Przegapił cały sezon supercrossowy, by później jeździć raczej zachowawczo w ichniej serii motocrossowej. Ostatecznie, Masguin zdobył swoje pierwsze podium w Stanach dopiero w zeszłym tygodniu. Najciekawsze jest to, że francuski zespół, mimo powyższego, jako jedyny ma szansę z amerykanami powalczyć.
Okej, może powinienem wspomnieć o Niemcach w tym kontekście. Roczen w dominujący sposób zdobył swój pierwszy tytuł Mistrza Świata, a Nagl – co by o nim nie mówić – jest zawsze solidny. Tylko czy Markus Schiffer jest w stanie pojechać na tyle zadowalająco dobrze, żeby zespół mógł cokolwiek zdziałać? Nie wydaje mi się. W tej sytuacji mocniej prezentuje się zespół Wielkiej Brytanii, w którego barwach pojedzie aktualny Mistrz AMA Motocrossu MX2 – Dean Wilson. Wraz z Tommy Searlem debiutującym na 450 powinni być sporym zagrożeniem. Zagadką są umiejętności trzeciego w zespole, Brada Andersona.
Amerykanie za to mają się dobrze. Jest bardziej niż pewne, że Mistrz AMA Motocrossu będzie w reprezentacji – bez względu na to czy zostanie nim Ryan Villopoto czy Ryan Dungey (walka o mistrzostwo już w nadchodzący weekend), obydwaj są w reprezentacji. Uzupełnieniem dla nich będzie jeżdżący w MX2 Blake Bagget – bardzo solidny zawodnik zespołu ProCircuit Kawasaki. Zresztą, jak już wspominamy o dominującym za oceanem zespole Mitcha Paytona, warto wspomnieć, że będzie on w komplecie. Tyla Rattray pojedzie dla ProCircuit Kawasaki reprezentując RPA, wyżej wspominany Dean Wilson także jeździ w barwach tego zespołu.
Inny mocny zespół to reprezentacja Australii. Chad Reed, Bret Matcalfe to światowa czołówa, a Matt Moss jako aktualny Mistrz Australii raczej jeździć potrafi. RPA także dało czadu z Tyla Rattrayem, Shannon „Gniazgo Na Głowie” Terreblanchem i Garethem Swanepoel.
Ufff... najpiękniejsze jest to, że w motocrossie wszystko jest możliwe. Jeden gorszy start, nieduża gleba czy problem z motocyklem i szala zwycięstwa przechodzi na stronę przeciwników. Amerykanie i Francuzi jako jedyni nie posiadają jednego, nieco słabszego zawodnika. Coś czuję jednak, że walka o najwyższe stopnie podium będzie międzykontynentalna. Osobiście kibicuję drużynie z Chin (tak, nie pomyliłem się!), która jako jedyna nie podała marek motocykli na jakich startuje.
A, i jeszcze jedno. Ekipa Ścigacz.pl tam będzie, żeby zaprezentować wam ekskluzywną relację prosto z serca wydarzeń. Niech to będzie przedsmak przed Motocross of Nations 2013, które odbędą się nieco ponad 200km od polskiej granicy.
Foto: Allisports/Archiwum
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze