MotoGP 2021 - GP Kataru - źródła sukcesu Vinalesa, błędy innych zawodników, analiza, podsumowanie
Maverick Vinales rozpoczął sezon 2021 od kapitalnego zwycięstwa, ale podczas GP Kataru w MotoGP działo się znacznie więcej. Mick rozbija pierwszy wyścig tegorocznych zmagań na części pierwsze.
Jak poradzili sobie czołowi zawodnicy? Jakie kluczowe momenty zdefiniowały przebieg wyścigu? Kto zaimponował a kto rozczarował? Pora spojrzeć na wczorajszy wyścig z nieco innej perspektywy.
Warunki
W porównaniu do sobotnich kwalifikacji temperatura powietrza i asfaltu spadła odpowiednio o osiem i dziewięć stopni. Głównie za sprawą silnego wiatru, z powodu którego prędkości maksymalne spadły z dochodzących do 360, do zaledwie 330 km/h. To oznaczało dla zawodników nowe wyzwania.
Opony
Cała stawka wybrała dokładnie takie same opony - miękką mieszankę. Twarda była zwyczajnie za twarda, z kolei pośrednia kompletnie się w ten weekend nie sprawdziła. Taka sytuacja zepsuła wyścig np. zawodnikom KTM-a, którzy zdecydowanie preferują twarde opony. Oznaczało to także, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom Michelina, żywotność ogumienia była w niedzielę naprawdę dużym problemem.
System Startu
Pierwszy start w tym sezonie pokazał, jak ogromnych postępów dokonało pod tym względem Ducati. Zainspirowany motocrossem system, z jakiego korzystają Włosi, w tym roku blokuje już nie tylko tylne zawieszenie, ale również przednie. Z podobnego rozwiązania korzysta także Yamaha, ale jak przyznał Vinales, jest ono jeszcze bardzo kapryśne. Ducati nie miało takich problemów.
W pierwszy zakręt wyścigu na czterech pierwszych pozycjach złożyli się właśnie zawodnicy na Desmosedici, w tym startujący z 14. pozycji debiutant, Jorge Martin. Ktoś mógłby powiedzieć, że to zasługa mocnego silnika Ducati, ale tak nie jest. Potwierdza to chociażby fakt, że dysponujący starszym modelem dwaj pozostali debiutanci, Enea Bastianini i Luca Marini, nie ruszyli już równie imponująco, choć pierwszy z nich popełnił błąd, o którym więcej później.
System startu da w tym roku Ducati dużą przewagę, szczególnie na torach z długimi prostymi, jak Portimao czy Barcelona. Rywale muszą zabrać się do pracy. Tym bardziej, że nie wszyscy korzystają z systemu blokującego także przód.
Wyścig w pigułce
Po starcie na czoło stawki wystrzelili Bagnaia, Zarco i Miller, za którymi utrzymywali się fabryczni zawodnicy Yamahy oraz odrabiający straty duet Suzuki. Na półmetku inicjatywę przejął Vinales, który rozpoczął ucieczkę, podczas gdy Miller stracił tempo, a Zarco i Bagnaia do ostatnich metrów walczyli o miejsca na podium z obrońcą tytułu, Joanem Mirem, wyprzedzając go tuż przed metą. Co działo się za ich plecami? Przeanalizujmy wyścig całej pierwszej dziesiątki.
Top 10
Maverick Vinales
Jeszcze w sobotę Vinales i Quartararo zapowiadali, że pojadą zespołowo i nie będą się wzajemnie spowalniać. Tak też zrobili, dzięki czemu na półmetku wyścigu znajdowali się w idealnej sytuacji. O ile jednak Francuz zaczął tracić tempo z powodu zużywającej się tylnej opony, Hiszpan był w stanie przyspieszyć, objąć prowadzenie i odskoczyć.
Jak tego dokonał? Gdy zapytałem o to wczoraj wieczorem Valentino Rossiego ten przyznał, że Vinales korzystał z innych ustawień, ale nie chciał oczywiście zdradzić, na czym dokładnie polegała różnica. Czy to oznacza, że w ten weekend przyspieszą także pozostałe Yamahy?
Vinales zachwalał z kolei nowy motocykl. Według niego - ale też i Quartararo - tegoroczna M1-ka nie jest już tą słynną, płynną "mantequillą", którą przez lata rozwijał Jorge Lorenzo. Yamahą trzeba teraz jeździć ostro i hamować późno, ale jednocześnie płynnie pracować ciałem, a to dokładnie taki styl jazdy, jaki lubi Maverick.
Hiszpan podkreślał także, że Yamaha wykonała kawał dobrej pracy jeśli chodzi o wyjścia z zakrętów. Co prawda nie mogła zmienić silnika, ale modyfikując całą resztę sprawiła, że M1-ka ma większą przyczepność na wyjściach z zakrętów. Stratę do Ducati widać było dopiero w drugiej połowie prostej. Z drugiej strony "Mack" dodał, że można jeszcze nieco wygładzić sposób oddawania mocy na wyjściach z łuków, ale to już zadanie dla elektroników.
Co prawda nie jest to pierwszy sezon, który Vinales rozpoczyna od mocnego akcentu, ale jest duża szansa, że tym razem się nie pogubi. Hiszpan nie tylko poukładał swoje życie prywatne - niedawno wziął ślub i wkrótce zostanie ojcem - ale też wyeliminował chyba swój słaby punkt, czyli poprawił tempo na pierwszych kółkach (chyba, że problem ten w Katarze zamaskowała szybko nagrzewająca się, miękka przednia opona). Czy to będzie jego rok?
Johann Zarco
Francuz zawsze - jeszcze jako debiutant w czasach Yamahy Tech 3 - był w Katarze bardzo szybki, ale mimo wszystko drugi stopień podium to mała niespodzianka. Zarco jechał na drugiej pozycji praktycznie od startu do mety, na chwilę tylko tracąc ją na rzecz Mira, ale zostawiając go w tyle na ostatnich metrach.
Na najnowszym Ducati w fabrycznej specyfikacji, ale w prywatnym zespole Pramaca i bez presji reprezentowania fabrycznego składu; to wszystko może sprawić, że Zarco okaże się czarnym koniem tego sezonu. Jak sam wczoraj powiedział: "więcej mocy już na pewno nie potrzebuję".
Pecco Bagnaia
Zimą mówił mi, że musi poprawić swoje pierwsze okrążenia i szybciej dogrzewać przód. Jeśli porównacie jego wyjazdowe i pierwsze kółka z całego weekendu zobaczycie, że nie ustępował pod tym względem Millerowi, a to bardzo dobry znak.
Mimo wszystko to Australijczyk, a nie Włoch, był przed wczorajszym wyścigiem głównym faworytem. Pecco zachował jednak zimną krew, obronił pierwszą pozycję po starcie z pole position i nie popełnił ani jednego błędu.
Na finiszu stracił jednak tempo, ponieważ zbyt mocno zużył tylną oponę, ale patrząc na jazdę Vinalesa chyba naprawdę niewiele mógł z tym zrobić. A może jednak mógł? Po wyścigu były mistrz Moto2 przyznał, że przez cały weekend nie ruszał ustawień motocykla, które znalazł podczas testów. Może jednak czas zmienić coś na kolejny weekend. "Musimy poszukać lepszej trakcji na wyjściach - powiedział podczas wczorajszej konferencji prasowej. - Byłem mocny na wejściach w zakręty, ale Maverick zyskiwał na wyjściach".
Bagnaia miał rok temu podobny problem, co Vinales. Zbyt długo dogrzewał opony i nie miał pewności siebie na pełnym zbiorniku paliwa, przez co na pierwszych kółkach tracił zbyt dużo czasu. To ogromny problem, szczególnie jeśli nie masz za sobą udanych kwalifikacji. Zimą sam podkreślał jednak, że problem ten dokuczał mu tylko wtedy, gdy było zimno, więc poczekajmy na wyścigi przy niższej temperaturze i twardszych oponach. Jeśli w takich warunkach też podkręci tempo, może być jednym z nieco niespodziewanych pretendentów do tytułu.
Joan Mir
O ile w piątek i sobotę był dość mocno poirytowany, o tyle po niedzielnym wyścigu obrońca tytułu przywitał nas na zoomie… z uśmiechem na twarzy. Może się to wydawać dziwne, bo w końcu przegrał o włos walkę o drugie miejsce i zamiast tego finiszował na czwartej pozycji, ale Hiszpan ma prawo czuć ulgę.
Podczas treningów i kwalifikacji Mir miał dużo problemów z hamowaniem, ale w sobotę wieczorem znalazł razem z zespołem ustawienia z testów w Katarze sprzed roku. Nie chciał naturalnie powiedzieć co dokładnie zmieniono, ale w niedzielę rozwiązało to wszystkie problemy i pozwoliło walczyć o podium.
Teraz musimy się przekonać, czy nowe-stare rozwiązania wyeliminują także wciąż największy problem; słabe tempo w kwalifikacjach. Co prawda zawodnik Suzuki przyznał, że "jak na start z czwartej linii było nieźle", ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że słabe kwalifikacje mogą eliminować go z walki o zwycięstwa, więc najbliższa sobota będzie dla niego bardzo ważna.
Fabio Quartararo
Co prawda Francuz był wyraźnie rozczarowany piątym miejscem i nie do końca rozumiał, skąd wzięły się aż tak duże problemy z brakiem przyczepności tyłu, ale ma też powody do optymizmu.
Rok temu pewnie cisnąłby w takich okolicznościach za bardzo i sfrustrowany popełniłby błąd, lądując na deskach. Wczoraj zrobił dokładnie to, co powinien robić częściej w poprzednim sezonie; zgarnął tyle punktów ile się dało.
Jednocześnie podkreślał, że jechał bardzo płynnie, a mimo wszystko jadący bardziej agresywnie Vinales był w stanie zachować opony w dużo lepszym stanie. Czy to kwestia wspomnianych przez Rossiego, innych ustawień? Ciekawie będzie obserwować jego poczynania w najbliższy weekend.
Alex Rins
Rins rozpoczął wyścig od szkolnego błędu, który ostatecznie miał spore konsekwencje. Zawodnik Suzuki zapomniał na polach startowych włączyć systemu launch control, przez co stracił sporo czasu na pierwszych metrach i musiał gonić.
To sprawiło, że zniszczył opony i na finiszu był już tylko pasażerem. Co prawda dogonił liderów dużo szybciej niż Mir, ale ta szarża odbiła mu się czkawką na ostatnich kółkach. Cenna lekcja na kolejny weekend.
Inna sprawa, że w rozgrzewce Rins testował owiewki w wersji 2021, ale na wyścig postanowił założyć te z poprzedniego sezonu i przy większym wietrze tracił z tego powodu więcej czasu.
Aleix Espargaro
Siódme miejsce Aleixa to jego najlepszy wynik na Aprilii. Hiszpan poprawił swój najlepszy dotychczasowy rezultat; ósme miejsce w GP Portugalii sprzed roku.
Jednocześnie stratę do lidera zredukował z 16 do zaledwie 5,9 sekundy. To także najlepszy rezultat ekipy z Noale w MotoGP. Na mecie starszy z braci Espargaro przyznał, że jechał spokojnie i nie ryzykował, więc wygląda na to, że stać go na jeszcze więcej, a to bardzo dobre wieści dla Aprilii.
Pol Espargaro
Łatwo jest powiedzieć, że po świetnych testach ósme miejsce Pola Espargaro w jego pierwszym wyścigu w barwach Repsol Hondy to chyba największe rozczarowanie weekendu. Tak też faktycznie jest, ale pozycja Hiszpana nie oddaje jego sytuacji.
Po pierwsze Pol stracił do zwycięzcy tylko 5,9 sekundy. Połowę z tego czasu stracił na dwóch pierwszych kółkach, gdy starał się wyczuć przód przy pełnym zbiorniku paliwa. Mam wrażenie, że to trochę wina jego samego, a raczej ekipy, bo na takie jazdy można było poświęcić więcej czasu podczas testów.
Druga sprawa, to słabe kwalifikacje. Pol mocno podkreślał, że nie może ruszać ze środka stawki, a czasówki są niesamowicie ważne i to prawda. Gdyby ruszał z pierwszych dwóch rzędów, z pewnością mógłby walczyć o piąte miejsce, albo nawet o podium.
Mimo swojej gorącej głowy Pol pojechał w debiucie w barwach HRC bardzo dojrzale i ostrożnie, dowożąc do mety cenne punkty. Jeśli poprawi kwalifikacje i pierwsze kółka, będzie walczył przynajmniej o podia. Szczególnie, kiedy będzie mógł korzystać z twardej przedniej opony. W najbliższą niedzielę będzie pod presją.
Jack Miller
Miller to obok Pola Espargaro drugie największe rozczarowanie wyścigu, jeśli nie największe. Przed weekendem niektórzy w ciemno chcieliby dać mu tytuł mistrza świata i przyznam szczerze, że ja sam byłem w piątek pewien, że Australijczyk wygra ten wyścig w cuglach.
Tak się jednak nie stało. Co prawda sam Miller tłumaczy, że w połowie wyścigu "trafił na ścianę" i całkowicie stracił przyczepność tyłu. Nie on jeden, bo przecież podobny problem mieli Bagnaia, Quartararo czy Rossi. Sęk w tym, że nikt inny nie stracił z tego powodu aż tyle czasu.
Co więcej, w pierwszej połowie wyścigu Miller także nie błyszczał i ani przez chwilę nie próbował objąć prowadzenia. Można co prawda powiedzieć, że po prostu oszczędzał opony i kontrolował sytuację, ale jednak zabrakło tego samego, pewnego siebie Jackassa, którego widzieliśmy w testach. "Chciałem zaatakować na finiszu" - tłumaczył.
Nie chcę sugerować, że na Australijczyku odbiły się wywrotki z treningów, ale w sobotę wieczorem podczas spotkania z dziennikarzami także nie brzmiał zbyt pewnie. Z jednym wyjątkiem. Gdy był zapytany o kwalifikacje, odpowiedział; "i tak będę drugi w pierwszym zakręcie". Trzeba przyznać, że słowa dotrzymał.
Teraz zobaczmy, czy Ducati wyeliminuje problemy i pozwoli Millerowi wrócić do gry w najbliższy weekend. Podobnie jak Pol, Jack będzie w niedzielę pod dużą presją i ciekawe, jak sobie z nią poradzi.
Enea Bastianini
Jego wyścig był dokładnym przeciwieństwem tego, co pokazał inny debiutant, Jorge Martin, choć ostateczny wynik zdecydowanie lepszy. Aktualny mistrz Moto2 miał problem z systemem blokującym zawieszenie na starcie, dlatego nie ruszył najlepiej, a na pierwszych okrążeniach odczuwał "zmęczenie".
Gdy już złapał rytm, szybko odrabiał straty, finiszując jako pierwszy z debiutantów. Gdyby nie mały błąd, mógłby powalczyć z braćmi Espargaro, a to naprawdę dobra zapowiedź sezonu.
Inni
Rossi i Morbidelli
Zawodnikom Petronasa warto poświęcić osobny akapit. Valentino Rossi po niezłym starcie trzymał się tuż za kolegami z fabrycznej ekipy Yamahy, ale z czasem wypadł z pierwszej dziesiątki, aż wreszcie na 16. lokatę zepchnął go dość optymistyczny atak Brada Bindera w pierwszym zakręcie. Włoch co prawda przebił się ponownie na 12. miejsce, ale po wszystkim przyznał, że spowolniły go problemy z tylną oponą.
Co ciekawe, Rossi dodał, że podobne problemy miał już w piątek, ale spodziewał się, że nie będą aż tak duże przy wyraźnie niższych temperaturach. "Doktor" nie był jednak jedynym zawodnikiem spowolnionym przez ogumienie, więc trudno zrzucać winę na niego lub zespół.
Zupełnie inne problemy zepsuły wyścig Franco Morbidelliemu. Co prawda zespół nie mówi wprost co się stało, ale tajemnicze "problemy mechaniczne" objawiły się już na polach startowych. Franky postanowił jednak przejechać wyścig "z szacunku dla ekipy", a także po to, aby zebrać dodatkowe dane. Niestety, takie rzeczy się zdarzają, więc poczekajmy na kolejną rundę i dajmy Włochowi pokazać pełnię swojego potencjału.
KTM
Trzeba przyznać, że wyścigowe tempo zawodników KTM-a było zdecydowanie lepsze, niż to z kwalifikacji, a 11 sekund straty Miguela Olivery do zwycięzcy to całkiem niezły wynik, ale fabryczny duet był mocno rozczarowany weekendem. Brad Binder jeszcze w sobotę podkreślał, że aż skręca go w żołądku na myśl o tym, że dziesiąte miejsce mógłby uznać za dobry wynik. Ostatecznie był dopiero 14., finiszując 2,5 sekundy za swoim portugalskim team-partnerem.
Losail nigdy nie było dobrym torem dla modelu RC16, ale w ten weekend problemem było coś jeszcze; alokacja opon. KTM uwielbia twarde mieszanki, ale te w takich warunkach po prostu nie działają, dlatego zawodnicy byli skazani na miękką opcję. Oliveira powiedział nawet wprost, że nie może być tak, że ekipa rozwija motocykl pod opony, których później nie ma w alokacji na zawody.
Kiedy jednak zapytałem go, czy to oznacza, że gdy już będzie mógł założyć twarde opony, będzie lepiej, dał mi jasno do zrozumienia, że… nie. Do tej pory byłem przekonany, że problemy KTM-a to tylko kwestia tego konkretnego toru, ale nie jest wykluczone, że Austriacy nieco się zimą zagubili. A może po prostu ściemniają? Poczekajmy na kolejne wyścigi, ale nie liczmy na zbyt wiele w najbliższy weekend.
Co nas czeka w niedzielę?
Muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany faktem, że dysponując dwoma wyścigami na tym samym torze w dwa kolejne weekendy, organizatorzy nie zdecydowali się, aby drugi z nich rozegrać w zupełnie innych warunkach, czyli za dnia.
Zamiast tego czeka nas drugi nocny wyścig, choć mimo wszystko warunki mogą być kompletnie inne. Wystarczy, że w niedzielę będzie równie ciepło, co w ostatnią sobotę, albo jeszcze cieplej. Czy wówczas problemy ze zużyciem opon będą jeszcze większe? A może w takiej sytuacji ktoś zdecyduje się na twarde opony i sprawi nam niespodziankę?
Nawet jeśli warunki będą identyczne, wyniki na mecie mogą być całkowicie inne niż wczoraj. Spora grupa zawodników ma bowiem długą listę wniosków i pomysłów na poprawę ustawień. Najważniejsze, abyśmy znów zobaczyli równie zaciętą walkę.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeMick- dzieki za kolejny ciekawy artykul pisany z pozycji insidera. Tak powinno sie pisac o GP, a nie rekapitulowac kolejnosc zawodnikow na mecie, tak jak to mialo miejsce w poprzednich latach na ...
Odpowiedzzgadzam się z przedmówcą
Odpowiedz