Mongolia - raj na Ziemi - strona 2
Mongolia Mongolia jest pięć razy większa od Polski posiadając jednocześnie trzynaście razy mniej mieszkańców. Gęstość zaludnienia 1,89 osób/km² (w Polsce- 122 osób/km² ) stawia Mongolię jako miejsce do organizowania wszelakich wypraw i rajdów terenowych. Zdarzają się rejony gdzie można przejechać 300 km nie spotykając żywego ducha. Większość głównych dróg w Mongolii to szutry z tzw. "pralką", czyli poprzecznie do kierunku jazdy ułożonymi równoległymi garbami oddalonymi od siebie o kilkanaście centymetrów. Biada temu, kto chciałby po takim dukcie jechać wolno - jazda stałaby się istną katorgą dla człowieka i maszyny. Minimalna prędkość na „pralce" to 80 km/h. Trzeba przy tym zachować czujność bo czasami jadąc z zapiętą piątką można się dosłownie nadziać na "niespodzianki" w postaci sporych rozmiarów kamieni, skał, koryt wyschniętych rzek lub rowów o głębokości 30cm. Dla kogoś kto lubi wytyczać nowe szlaki w terenie wrażeń na pewno nie zabraknie - czekają pokaźnych rozmiarów niezbadane górskie rejony najeżone ostrymi skałami i luźnymi kamieniami. Na deser zostaje mnóstwo piasku - nie tylko na pustyni Gobi. Większa część kraju położona jest powyżej 1000 m n.p.m. Niezależnie od tego, gdzie się człowiek nie wybierze, cały czas mocno wieje. Drzewa w Mongolii występują sporadycznie więc tubylcy chcąc rozniecić ogień wykorzystują wyschnięte odchody jaków i owiec, które zbierają do parcianych worków i magazynują w jurtach. Opał ten jest całkowicie bezwonny i nieźle się pali. Zakup mongolskiej waluty (tugrików) po korzystnym kursie jest możliwy w bankach, które można znaleźć w większych miasteczkach. Problem polega na tym, ze dwa miliony spośród czteromilionowej mongolskiej populacji żyje w stolicy - Ulan-Bator, tak że tych większych miasteczek jest jak na lekarstwo. My zapobiegliwie kupiliśmy tugriki na granicy. Po czterech dniach upojnej jazdy mongolskim Ałtajem moja ułańska fantazja dala o sobie znać i podczas przejazdu przez głębokie szutrowe koleiny, przy prędkości około 100km/h postawiło mi motocykl bokiem. Jako, że nie lubię przyznawać się do błędów to winę zwalę na nie działające tłumienie w tylnim amortyzatorze. Gleba okazała się nie tylko bardzo efektowna ale niestety również efektywna - rozrusznik się nie kręcił! Kolejny dzień spędziłem na rozbebeszaniu każdego centymetra izolacji i poszukiwaniu jakiejś przerwy w instalacji elektrycznej - na próżno. W tym czasie Marcin pojechał szukać jakiegoś transportu. Udało mu się załatwić UAZ-a. Po zdemontowaniu przedniego zawieszenia i kół jakoś udało nam się upchnąć Yamahę za siedzeniami. Plan zakładał przewiezienie sprzęta do najbliższej miejscowości, gdzie można było znaleźć mechanika i skąd odchodziły ciężarówki do oddalonego o 2000 km Ulan-Bator. Szanse na to, że uda się uruchomić ponownie silnik wydawały się na tyle nikłe, ze po upewnieniu się, ze mam transport i wszelką pomoc zapewnioną, pożegnałem Marcina. Moje uczestnictwo w dalszej części wyprawy zależało od umiejętności mechanika, który w swoim życiu miał do czynienia głównie z rosyjskimi IŻ-ami. Pomimo tego, uruchomienie mojej maszyny zajęło mu nie więcej, niż 20 min. Tym samym, ku mojej wielkiej radości, skutecznie oddalił widmo zamiany Yamahy na konia, lub IŻ-a. Poczułem się tak, jakby ktoś dałby mi nowy motocykl. Po przekroczeniu Ałtaju ruszyłem dalej na wschód w stronę Bayanhongor. Odkryłem, że samotna jazda dostarcza większego uczucia wolności, a poprzez samotne pokonywanie trudności buduję wiarę we własne możliwości. Miejscami było bardzo piaszczyście. Aby samemu podnieść przewrócony motor musiałem częściowo go rozładować (zdjąć zapasowe opony). Jazda na azymut przy użyciu GPSa bez wgranej mapy (do tej pory nie opracowano mapy Mongolii) nie zawsze kończyła się tak jak sobie wymarzyłem. Zdarzyło mi się ominąć małe pasmo górskie z niewłaściwej strony i po 30 km jazdy pod górę (na przełaj, na jedynce i dwójce, po ostrych kamieniach) okazało się, że dotarłem na szczyt urwiska i musiałem zawrócić tą samą drogą. Jadąc dalej w stronę stolicy spotkałem uczestników rajdu Transsyberia, z którymi spędziłem niezapomnianą noc przedzierając się na przełaj przez księżycowy krajobraz. Atrakcjami były: kopny piach i skały. Następnego dnia silnik stracił połowę mocy i zaczął palić powyżej 10l na 100km. W Ulan-Bator, dzięki pomocy mongolskich motocyklistów udało się rozwiązać problem (piasek w gaźniku). W stolicy spotkałem Marcina z motocyklem na pace UAZ-a. Okazało się, ze poszło mu łożysko w tylnim kole, tak że nie mógł kontynuować jazdy. Pech Marcina polegał na tym, że pomocy udzielił mu mongolski uczestnik rajdu Transsyberia, który swoim 100 konnym UAZ-em (z Transalpem na pace) miał ambicje ścigać się z Porsche Cayenne - dodam tylko, że wygrał ten odcinek mimo złapanej gumy tuż przed Ulan-Bator. Po tej dwustukilometrowej przejażdżce wygląd Hondy zmienił się diametralnie, bynajmniej nie na lepsze. Wygląd wyglądem ale moto odpaliło i po drobnych naprawach ruszyliśmy w stronę jeziora Bajkał. Na granicy rosyjsko-mongolskiej mieliśmy problem z wjechaniem ponieważ Rosjanie uważali, że 7 dni (po tylu dniach kończyła się ważność wizy) to za mało aby dojechać do granicy ukraińskiej, a przekroczenie tego terminu jest przestępstwem. Na szczęście jeden z celników był nieco bardziej przychylny względem motocyklistów i pomógł przekonać kolegę do podbicia niezbędnej pieczątki. W okolicach Bajkału znowu się rozdzieliliśmy, bo Marcin chciał spędzić trochę czasu jeżdżąc przez malownicze miejscowości położone wokoło jeziora. Ja po jednym noclegu nad Bajkałem ruszyłem do domu. Niedługo potem odpadła mi tylnia część motocykla (tzw. zadupek trzymał się już tylko na kablach). Przy pomocy liny holowniczej przewiązałem cały dobytek, łącznie z zapasowymi oponami przez siedzenie. Pomysł ten o mało co nie przepłaciłem życiem, gdy na pierwszym łuku w prawo nie mogłem się dostatecznie złożyć (zapasowa opona tarła o asfalt), a z naprzeciwka jechał tir. Przez kolejne siedem dni nie rozbijałem namiotu, spałem mało i gdzie popadnie. Jechałem dalej. Jadąc nocą, w deszczu po górskiej drodze usłyszałem nagle za sobą głośny łomot. Zawróciłem. Patrzę, a tu samochód wpadł do rowu (skarpa około dwu metrowa) i nie może wyjechać. Pytam się czy wszystko w porządku, a tu kompletnie zalany jegomość wytacza się z auta, wchodzi na jezdnię, zagradza mi drogę i krzyczy „ja tjebia zajebiu". Mimo że nie mówię dużo po rosyjsku jakoś od razu go zrozumiałem. Markując chęć rozjechania delikwenta skręciłem w ostatniej chwili i ogień (tak na wszelki wypadek jakby po kolegów zadzwonił). Po paru dniach ludzie w barach widząc mnie stawiali mi śniadania i kolacje. A na przydrożnych straganach z owocami nie chcieli brać pieniędzy. Dowiedziałem się gdzie leży granica mojej wytrzymałości, kiedy zmęczenie powodowało u mnie jazdę zygzakiem i zjeżdżanie na pobocze...Bez wątpienia kierowca bardzo zmęczony jest co najmniej tak niebezpieczny jak pijany. Dotarłem do granicy ostatniego dnia rano. Nie wiem jak, ale Marcin dojechał popołudniu. Z początku Rosjanie nie chcieli mnie wypuścić, ponieważ nie wierzyli, ze w siedem dni byłem w stanie pokonać taka odległość... Podsumowanie Żyjąc w spartańskich warunkach przez dłuższy czas, lecz wykonując w otoczeniu spektakularnych pejzaży najprzyjemniejsza czynność na świecie (jazda motocyklem w terenie) człowiek odkrywa jak mało jest mu potrzebne do szczęścia. Mongolia jest z całą pewnością rajem dla enduromaniakow. Wspaniałym pomysłem byłoby podróżowanie po Mongolii „na lekko" tzn. z niezbędnym wyposażeniem ratunkowym (tak jak zawodnicy rajdu Dakar) wraz z samochodem 4x4 lub ciężarówką zmierzającą każdego dnia do umówionego miejsca biwakowego. Jeździło by się na pewno bezpieczniej, przyjemniej i szybciej. Chcielibyśmy serdecznie podziękować firmie InterMotors z Wrocławia oraz firmie PsBikes z Krakowa za duże upusty i pomoc w skompletowaniu niezbędnych części. Pozostałe zdjęcia z wyprawy można zobaczyć na stronie: www.podroze.nd.e-wro.pl | |
|
Komentarze 6
Poka¿ wszystkie komentarzeMam pytanie. Dlaczego przez Rosjê, a nie Kazachstan ? Szybciej ? Lepiej ? Super wyprawa :) ! Pe³en szacun.
OdpowiedzMo¿na jako¶ z kolega od Yamahy siê skontaktowaæ? Wybieram siê w tym roku do Mongoli i mam podobne moto. gg10369421
OdpowiedzGratulacje ch³opaki! Wspania³a wyprawa, a dziêki temu my mieli¶my wspania³± lekturê. Dziêki!
Odpowiedzktory rocznik to byl tego transalpa??? Ktos widzi na zdjeciach?? Kurcze nie liczac braku wolnego miesiaca, taka podroz nie wydaje sie jakims nieosiagalnym wyczynem, w sensie ze tez moge o tym ...
Odpowiedz1.Rocznik 92, przód przebudowany. 2.Ka¿da podró¿ jest mo¿liwa. Trzeba tylko chcieæ. Pozdrawiam
Odpowiedzpan na transalpie przypuszczam wybral z sie z plecakiem modu³ów w zapasie =)
OdpowiedzSUPER PRZYGODA ,TYLKO POZAZDRO¶CIæ
Odpowiedz