Marek Suslik chcia³ dojechaæ w zimie na Alaskê. Czy mu siê uda³o?
Zaledwie kilka dni temu White Wolf miał przed sobą 1 000 kilometrów wyczerpującej trasy przez Alaskę. Celem było Prudhoe Bay - niewielka osada w pobliżu wybrzeża Morza Arktycznego. Pomimo wiele przeszkód Markowi udało się dojechać do celu.
Wczoraj o godzinie 05:51 Marek Suslik opublikował informacje o szczęśliwym finale ekspedycji. Do Prudhoe Bay dojechał o 19:37 lokalnego czasu. Wyprawę zadedykował żonie i dzieciom.
Finalny 1000 kilometrów był najtrudniejszy, bo Marek musiał jechać przy temperaturach poniżej 30 stopni Celsjusza, często w zawiei i śnieżycach, ale warto pamiętać, że cała trasa wyprawy z Kanady na Alaskę liczy obie strony aż 9 500 kilometrów.
Przygoda rozpoczęła się w Montrealu. Motocykl, czyli Yamaha XT600Z Tenere z 1986 roku, dotarł na start drogą morską. Warto dodać, że prace nad jednośladem, które nosi wdzięczne imię "Aurora", trwały blisko rok. Wszystko po to, aby pojazd wytrzymał ekstremalne warunki drogowo-pogodowe.
Na nagraniach Marka z podróży doskonale widać, jak ciężkim warunkom musi sprostać człowiek i maszyna. Aby jazda była w ogóle możliwa na oblodzonej drodze, na dodatek w trakcie śnieżycy, podróżnik kontroluje pojazd za pomocą specjalnych nart, które stanowią dwa dodatkowe punkty podparcia. To z jednej strony pomaga w zachowaniu trakcji, ale wymaga dodatkowego wysiłku.
"White Wolf" posiada oczywiście olbrzymie doświadczenie w tego typu jeździe. W styczniu 2020 roku jako pierwszy człowiek na świecie dojechał do Jakucka — najzimniejszego miasta świata przy temperaturze -55 stopni Celsjusza, pokonując dystans 11 300 km. Ta wiadomość w błyskawicznym tempie obiegła świat, a nasz podróżnik został nominowany do prestiżowej nagrody polskich podróżników — Kolosów w kategorii "wyczyn" i "podróż".
Wyróżnienie otrzymał w kategorii "Wyczyn 2020" za: "Udane zaadaptowanie siebie i sprzętu do ekstremalnych temperatur i warunków syberyjskiej zimy". Ciekawostką jest tutaj fakt, że dwa lata po ukończeniu tej ekstremalnej wyprawy mer Jakucka wysłał do Marka pismo, w którym uznał jego motocyklową przygodę jako najbardziej ekstremalny wyczyn na świecie. Uznano go również za pierwszą osobę, która dojechała zimą na motocyklu do Jarkucka.
Obecna wyprawa okazała się równie mordercza, a do tego pojawiły się inne, niespodziewane przeszkody. Początkowo były to problemy logistyczne, bo kontener z motocyklem i autem serwisowym — w którym podróżują dwie osoby wsparcia — dotarł do portu w Kanadzie z dwutygodniowym opóźnieniem.
Później trzeba było czekać niespodziewanie długo na wydanie kontenera, gdyż został skierowany na kontrolę szczegółową, po której oskarżono Marka o nielegalny przemyt substancji organicznych w postaci jednej deski oraz niewielkiej ilości błota zalegającego w zakamarkach samochodu. Sprawę w końcu udało się rozwiązać, ale po skierowaniu kontenera na dezynfekcję, motocykl trzeba było rozebrać i osuszyć.
Proces dezynfekcji odbywa się w hermetycznie zamkniętym kontenerze, gdzie dysze pod dużym ciśnieniem myją pojazd glikolem. Po taki zabiegu "Aurora" nie mogła odpalić, a glikol spenetrował zakamarki maszyny, nawet pojemnik na bezpieczniki. Substancja dostała się również do komory spalania, czego następstwem - w wielkim skrócie - była pęknięta uszczelka pod głowicą. Wymiana oczywiście nie jest bardzo trudna, ale oryginalnej uszczelki nie było na miejscu. Komplet do odbioru był w... Calgary, które od Montrealu dzieli w prostej drodze 3,5 tys. kilometrów.
O tych wszystkich perypetiach pisaliśmy we wcześniejszych materiałach:
» Marek Suslik jedzie przez Alaskę. Ten film mówi wszystko o warunkach
» Polak jedzie motocyklem w zimie na Alaskę. 9 500 km przez Kanadę
» Według Kanadyjczyków Marek Suslik to przemytnik. Chodzi o deskę i trochę brudu
» Motocyklem w zimie na Alaskę. Morze problemów do pokonania
» Nadludzkie wyzwanie Marka. Motocyklem przy -28°C to tylko początek
Wielka przygoda już za Markiem, chociaż jeszcze czeka go długi powrót. W aspekcie ekstremalnych wyczynów warto również wspomnieć o pewnym spotkaniu na trasie. Otóż dwa temu "White Wolf" natknął się na zaśnieżonej i oblodzonej drodze na… rowerzystę. Cyklista z Francji właśnie pedałował do najwyższego przewyższenia na Alasce. Do celu miał jeszcze ok. 150 kilometrów.
W chwili obecnej Marek jedzie w bezpiecznych warunkach trasą powrotną. Gratulujemy sukcesu i czekamy na pełną relację "White Wolfa" z jego wyczynu.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze