Marco Melandri w deszczu na Nurburgring - to skandaliczne, traktowali nas jak idiotów!
„Wywiesili czerwoną flag dopiero wtedy, gdy przestało padać - tylko dlatego, że przejechaliśmy 75% dystansu”
W miniony weekend karuzela WSBK pojawiła się na Niemieckim torze Nurburgring. O ile pierwszy wyścig Superbike przebiegł w normalnych warunkach, tak w drugiej turze nadciągnęła ogromna ulewa. Zawodnicy albo jechali zachowawczo, albo zaliczali upadki jeden po drugim. Ze swoich maszyn spadali Leon Camier, Leon Haslam, Jonathan Rea, James Toseland, Mark Aitchinson, Makoto Tamada oraz lider wyścigu, Noriyuki Haga. Tylko Haslam i Rea byli w stanie wrócić na tor, a szczęśliwie żaden z kierowców nie odniósł poważniejszych kontuzji.
Tak wyglądał wyścig:
W czasie wyścigu niektórzy sygnalizowali, że jest niebezpiecznie, a jednym z kierowców, który wypowiedział się na ten temat był Eugene Laverty. Nas jednak bardziej interesuje to, co na temat dyrekcji wyścigu powiedział jak zwykle temperamentny Marco Melandri zaraz po zjeździe do boksów:
„To było skandaliczne, nie można w ten sposób ryzykować bezpieczeństwem zawodników, mogliśmy tam zginąć. Traktowali nas jak idiotów, byli jak przestępcy. Wywiesili czerwoną flag dopiero wtedy, gdy przestało padać - tylko dlatego, że przejechaliśmy 75% dystansu, ale wtedy już warunki się polepszały, a moment krytyczny minął. To niewłaściwe, aby w ten sposób rujnować wyścig.
Cholera, nawet Eugene i ja zaczęliśmy dawać znaki... Myślę, że tak samo jak inni... To powinno być zatrzymane, a później wystartowane raz jeszcze, przecież każdy wiedział, że cały dzień nie będzie tak lało. To było głupie. Niestety kierowcy nie mają mocy decydowania, to nie fair. Wszyscy to robili [sygnalizowali niebezpieczeństwo], ale jak powiedziałem, jesteśmy tylko częścią gry, nie liczymy się. Niestety wielu zawodników upadło i mam nadzieję, że nikt nie odniósł kontuzji. Tak jak mówiłem, to było skandaliczne i niewłaściwe.”
Marco później oficjalnie przepraszał za swoje szorstkie słowa, jednak podtrzymał opinię, że wyścig był niebezpieczny i powinien zostać zatrzymany wcześniej. Udał się do dyrekcji wyścigów i zasugerował wymyślenie sposobu, aby takie sytuacje nie powtarzały się.
Gianfranco Carloia z dyrekcji wyścigów powiedział w wywiadzie dla GPone:
„Działania podejmowaliśmy na podstawie tego, co widzieliśmy na monitorach oraz co przekazywała nam obsługa toru. Sygnały od Lavertiego były ciężkie do zinterpretowania, a w tym samym czasie Haga poprawiał swoje czasy. W pewnym momencie inni zawodnicy (jak Tom Sykes) jasno pokazali o co chodzi i wtedy przerwaliśmy wyścig.”
Noriyuki Haga rzeczywiście poprawiał czasy, ale później nagle znacząco zwolnił, aby po kilku kółkach zaliczyć wypadek. Tym razem zgadzamy się z Marco Melandrim – coś trzeba zrobić, aby takie sytuacje już nie miały miejsca.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzePrzerypana jest jazda w takich warunkach. Ślisko, mocno wiele, że o piorunach nie wspomnę. Chłopaki mieli rację. Ale jak to często bywa dyrekcja wyścigu miała to w d***.
Odpowiedz