Marcin Biernacki o wyścigach amerykańskich i polskich. Słodko-gorzka opinia [WYWIAD]
Marcin Biernacki - legenda polskich wyścigów motocyklowych. Facet który wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by następnie bez najmniejszych kompleksów wpaść na tamtejszą arenę wyścigową i poustawiać amerykańskich zawodników po kątach. Gość który ścigał się z takimi tuzami jak: Ben Spies, Mat Mladin, czy Josh Hayes opowie nam o swoim podboju wyścigowej Ameryki, o swoim powrocie do ścigania w Polsce, ale także o… zbliżającym się upadku wyścigów motocyklowych i to nie tylko naszych krajowych.
Rozpocząłeś ściganie w Polsce i chyba każdy z zawodników z tamtych lat potwierdzi, że byłeś tutaj jednym z większych wariatów. Po świetnych wynikach na własnym podwórku, wyjechałeś do Stanów Zjednoczonych. Celem były wyścigi, czy o wyjeździe zdecydowały sprawy prywatne, a reszta sama się potoczyła?
Wyprowadziłem się z przyczyn prywatnych, a wyścigi były naturalnym dodatkiem. Sprawa jest prosta - tam gdzie mieszkam, tam się ścigam. Przenosząc się do USA zakładałem, że nadal będę się ścigał i tak też zrobiłem.
Ile czasu spędziłeś na ściganiu w Stanach Zjednoczonych? Z tego co wiem, miałeś małe przerwy, ale gdy wsiadałeś na motocykl, to byłeś piekielnie szybki. Czym się ścigałeś na przestrzeni tak wielu lat?
Na samym początku po przeprowadzce startowałem w AMA Superbike, jeszcze na Yamasze R1 na której ścigałem się w Polsce. Tą R1 ścigałem się dwa sezony. Później miałem małą przerwę, następnie zdobyłem Suzuki GSX-R i ponownie wróciłem do AMA Superbike. Tym GSX-R zacząłem się ścigać także w lokalnych wyścigach, tak zwanych CCS. Na przykład w Mid West, czyli na środkowym zachodzie który zrzesza kilkanaście stanów, później na East Coast, które zrzesza kilkanaście stanów na wschodzie USA. Działało to podobnie jak nasze Alpe Adria, czyli niby mistrzostwa Europy ale centralnej, bo przecież pomijamy Włochy, Hiszpanię itd. Następnie znowu miałem przerwę od ścigania, tym razem dłuższą, by później powrócić do jazdy na jednym z pierwszych modeli BMW S 1000 RR, jakie wówczas wyszły i na tym motocyklu zdobyłem, już teraz nie pamiętam dwa albo trzy tytuły mistrza tych lokalnych zawodów. Później zdobyłem nowszy model BMW w 2016 roku i przeprowadziłem się na Florydę, a tam oczywiście dalej startowałem w regionalnych zawodach i również zdobyłem mistrzostwo właśnie stanu Floryda. Co ciekawe, finał tych regionalnych wyścigów zawsze odbywa się na torze Daytona i jadą tam wszyscy, cała Floryda, cały ten Mid West, East Coast, West Coast i tak dalej. To jest taki challenge mistrzów, jadą tam tylko zwycięzcy regionalnych rozgrywek na taki ostatni finałowy wyścig. W 2017 roku zdobyłem mistrzostwo Ameryki National Champion w klasie "Forty", w której biorą udział zawodnicy tylko powyżej czterdziestu lat, czyli stare konie :)
Nie miałeś wcale łatwego zadania. Do wyścigów przystępowała ogromna ilość zawodników liczona, ale tylko garstka kwalifikowała się do głównego wyścigu. Musiałeś się nieźle napracować żeby zostawić za sobą tak wielu uczestników. Jak to wyglądało?
Tak dokładnie, ale było tak tylko jak startowałem w AMA Superbike, czyli w dzisiejszej Moto Ameryce (po zmianie organizatora). Tam faktycznie ciężko było się dostać i konkurencja była ogromna, ale w tych regionalnych wyścigach wszystko odbywało się podobnie jak w Polsce. Wyrabiałeś licencję wyścigową, w moim przypadku A, a następnie ta licencja pozwalała na ściganie się z najszybszymi i to właśnie z nimi zdobyłem mistrzostwo. Oczywiście są też oddzielne kategorie dla amatorów, więc generalnie było kilka klas i znacznie łatwiej było się zakwalifikować do wyścigu. W ogóle zasady wyścigów regionalnych były ciekawie zrobione. W jednych zawodach najpierw startują uczestnicy z licencją A, później jest chwila przerwy i puszczają zawodników z klasy amatorskiej. Czyli zawodnicy startowali w jednym wyścigu, ale według grup i nawet zdarzało się, że ktoś z grupy amatorskiej potrafił objechać kogoś z klasy PRO. Dla porównania w Polsce klasa Superstock 1000 i Superbike startuje jednocześnie i z miejsc według wywalczonych czasów, czyli zawodnik STK 1000 na starcie może być wyżej niż zawodnicy SBK.
Jak wypada konkurencja w USA? Bardzo musiałeś się napracować, żeby wygrywać za oceanem?
Tak, musiałem dać z siebie bardzo wiele, a konkurencja była ogromna. Często ścigałem się z naprawdę szybkimi zawodnikami, którzy dzisiaj startują w Moto Ameryce. Przykładowo taki Stefano Mesa, który w Supersportach kończy dzisiaj wyścigi na podium w Moto Ameryce, a swego czasu ja się z nim ciąłem. Prawdę mówiąc gdyby nie jego gorszy wyścig i jakaś nieobecność to mógłbym nie zdobyć mistrza Florydy, bo Stefano był po prostu trochę szybszy.
USA to zdecydowanie bogatszy kraj i mają dużo więcej torów. Może ciężko porównywać ich cały torowy dobytek do naszego jednego Poznania, ale mimo wszystko, jak oceniasz tamtejsze obiekty wyścigowe?
Tory są nieporównywalne. Przede wszystkim tory w USA są bardzo niebezpieczne, nie ma żadnych stref wypadania, są wokół betonowe bandy. Oczywiście są wyjątki jak np. Laguna Seca, ale generalnie takie tory jak Road Atlanta, Ohio i tego typu obiekty, są po prosty crazy. Laguna Seca - wszyscy mówią o korkociągu, ale wierz mi w USA są zdecydowanie bardziej porąbane tory, tylko ludzie ich nie znają. Jest taki tor, że jedziesz na pełnym gazie pod górę, później wyskakujesz w powietrze i nagle spadasz w dół, tyle że na samym dole nagle jest zakręt w prawo, albo na innym wyjeżdżasz pod górę i masz ślepy zakręt oraz dwa drzewa. Musisz celować w jedno z tych drzew żeby się zmieścić, a jak wycelujesz w drugie to nie zmieścisz się w szykanie, która jest na dole za zakrętem. Tu jest tak fajnie, że na jednym torze na piętnaście zakrętów osiem jest ślepych, do tego w górę, w dół i tak dalej. Ciężki temat.
Jaki jest Twój najlepszy wynik w AMA Superbike i z jakimi znanymi zawodnikami miałeś okazję się zmierzyć?
Wywalczyłem 19 miejsce w 35 osobowej stawce Superstock 1000, a jeździli tam goście tacy jak Ben Spies, on z resztą wygrał ten wyścig. Mało tego, ścigaliśmy się wtedy na torze, na którym byłem pierwszy raz w życiu, czyli na Sonomie w Kalifornii. Jeździłem jeszcze z Matem Mladinem w Superbike, Joshem Hayesem, z Benem Bostromem, który wcześniej startował też w World Superbike, z Rogerem i Tony’m Haydenem. Niestety z Nickim się nie udało. Był też Josh Herrin - straszny wariat. Pokazywał mi nie raz nitkę toru, jak mam jechać.
Jakbyś porównał waleczność amerykańskich zawodników w stosunku do naszych?
Nieporównywalna. Tam jest totalna walka na żyletki, wchodzą ci pod łokieć bokiem i nad niczym się nie zastanawiają. Tutaj wszyscy jeżdżą rozsądnie i rozważnie, tam są zawodnicy, którzy żyją ze ścigania, płaci im się za to, żeby byli najszybsi i mogą się skupić tylko na tym, a to przekłada się na zupełnie inną jazdę, czasem nawet jadą jakby mieli siedem żyć. Kiedyś też tak do tego podchodziłem, ale od czasu wypadku również zacząłem jeździć tak, żeby się nie wywrócić, zamiast za wszelką cenę urywać kolejne dziesiąte sekundy.
Wspomniałeś o wypadku. Podobno był bardzo poważny i sporo namieszał w twojej karierze. Opowiedz o tym.
Po zdobytym mistrzostwie Florydy zaliczyłem bardzo poważny wypadek i skończyło się moje szybkie jeżdżenie. To było podczas testów opon Dunlopa do Moto Ameryki. Pojechaliśmy na tor Barber i tam miałem ogromny high-side, potężnie uderzyłem głową o asfalt. Pół godziny w ogóle byłem w innym świecie. Po tym wydarzeniu bardzo długo dochodziłem do siebie. Motocykl stał trzy lata zaparkowany w garażu i nawet nie patrzyłem w jego kierunku. Dopiero rok temu wróciłem do jazdy. Pojechałem na lokalne wyścigi na Florydę, udało mi się nawet wywalczyć drugie i trzecie miejsce. Potem wróciłem do Polski, wypożyczyłem tu motocykl i pojechałem kilka rund w WMMP, ale z marnym skutkiem. Na rok 2023 sprowadziłem tutaj swój motocykl BMW i tak naprawdę dopiero ten sezon od tamtego wypadku jadę w całości.
W tym roku postawiłeś na puchar BMW M Cup. Dlaczego nie od razu mistrzostwa Polski?
Nie czuję się jeszcze na siłach. Nie jeżdżę jeszcze zbyt szybko i na ten moment nawet nie wiem, czy uda się wrócić do znacznie lepszych czasów - to jest pierwszy powód. Drugi, to kolega z Jasła, który startuje w pucharze i namówił mnie, żebym się z nim pościgał. Teraz kupiłem już nowe BMW i nawet rok temu pojechałem na nim jedną rundę na Słowacji i stanąłem na podium, ale choć wygląda to dobrze w końcowych wynikach, to nie są jeszcze rezultaty jakie chciałbym mieć i mówię tu przede wszystkim o uzyskiwanych czasach. Jak wspomniałem, to jest mój pierwszy pełny sezon od czasu wypadku i muszę się wjeździć. Na zimę wracam na Florydę i na pewno będę tam trenował, aby wrócić tutaj w 2024 roku w pełni przygotowanym.
Kiedy już rozjeździsz się porządnie w pucharze BMW to co dalej? Jak długo jeszcze zamierzasz się ścigać? Swoją drogą w Polsce jest dość duża średnia wieku, co o tym sądzisz?
Jeśli faktycznie się tak wydarzy, to będę już celował w kategorie Superstock 1000 lub Superbike. Co do średniej wieku to powiem ci, że w Ameryce jest dokładnie to samo, może oprócz Stefano Mesy, którego wcześniej wymieniłem. Niestety uważam, że ten sport trochę upada. Generalnie po tych starych ludziach nie zostanie nic. Młodzi nie mają pieniędzy, nie mają też pasji, częściej wolą po prostu siedzieć w domach przed komputerem i tak naprawdę startują tam ludzie podobni do naszych Pawelców. Czyli jest wyścigowa rodzina, która zachęca od uprawiania takiego sportu, mają finanse, czyli tu im się wszystko zgadza. A tak to potrafią pojawić się młodzi utalentowani, ale brakuje im kasy, albo tak jak mówiłem wielu woli spędzać czas z elektroniką i ciężko znaleźć do ścigania młodych ludzi. Niestety, podobnie jak u nas, w Stanach jeżdżą głownie starsi ludzie, nawet czołówka Moto Ameryki jest wiekowa. British Superbike to też staruchy. Spójrz nawet na World Superbike. Jonathan Rea, Alvaro Bautista, to nie są już młodzi goście. Obawiam się, że po tym jak już wszyscy starsi skończą się ścigać, łącznie z nami tutaj, to będzie ciężko złożyć jakiś komplet zawodników. W Stanach Zjednoczonych też zaczyna się mówić o tym problemie. Jak przyjechałem pierwszy raz do USA to AMA Superbike robiło ogromne wrażenie. Konkurencja, ogromne teamy, to był jakiś kosmos, w zasadzie poziom mistrzostw świata, a dzisiaj jest parę teamów prywatnych z pieniędzmi, mają jakiś szybszych zawodników i tyle. Reszta to prywatni zawodnicy, którzy mają jakieś swoje biznesy, ale też więcej lat i po prostu stać ich na to, żeby startować, tak jak u nas Irek Sikora, Jarek Budzik, albo jak ja. Zobacz, że w Polsce nie ma nawet kibiców. Kogo tu widzisz wokół toru? Głównie rodziny, znajomi i członkowie ekip, ale to samo zaczyna się dziać w USA. Może w Moto Ameryce nie jest jeszcze tak źle, ale w regionalnych rozgrywkach zaczyna wyglądać to tak samo, jak u nas.
No dobrze, ale jak już o nim wspomniałeś, Irek Sikora walczy mocno o nasze wyścigi, organizuje puchary od wielu lat, próbuje ściągać zawodników. Czy jest trochę walka z wiatrakami i opóźnianie nieuniknionego?
Faktycznie taki puchar pozwala minimalnie mniejszym kosztem wejść w wyścigi, ale to nadal jest bardzo drogi sport i jak spojrzysz na zawodników, to startują tu goście, którzy jak wspomniałem wcześniej, mają swoje biznesy i pieniądze, ale według mnie to i tak się w końcu wypali. Ci którzy mieli tu przyjść to już przyszli, o nowych zawodników będzie trudno, a obecnym w końcu znudzi się wydawanie na to kasy i siłą rzeczy podejrzewam, że za dwa lata nie będzie to już tak dobrze wyglądało, jak dzisiaj. Irek zebrał jakąś grupę ludzi, którzy chcą pojeździć, stać ich na to i dlatego fajnie to dzisiaj wygląda. Być może za rok będzie jeszcze całkiem nieźle, ale później raczej sytuacja zacznie się pogarszać. Już rozmawiałem z kilkoma gośćmi, którzy mówią, że raczej wkrótce przestaną jeździć. Zobaczymy jak wyjdzie. Jeśli chodzi o młodych i np. kategorię 300cm3, to tak samo, skąd weźmiesz tą młodzież? Ilu dzisiaj jest naprawdę młodych w tej kategorii? 5? 6? Reszta albo nie ma kasy, albo ich to po prostu nie interesuje. Pewnie nadal będą odbywały się jakieś Track Day’e, bo jednak motocyklistów jest dużo, ale od amatorskich treningów do mistrzostw Polski jest bardzo długa droga.
Gdzie w takim razie popełniliśmy błąd? Wiem, że Polska to kraj, w którym ubóstwia się piłkę nożną, a sporty motorowe schodzą na dalszy plan, ale może mogliśmy lata temu coś zrobić, co poprawiłoby naszą sytuację?
To, że nie mamy wyścigowej mentalności i chcemy biegać za piłką to jedno, ale zobacz, mamy tutaj tak naprawdę jeden większy tor i w dodatku ciągle robi nam pod górkę. Albo jakieś za wysokie decybele, albo problemy z organizacją, z prądem, zawsze jest coś. Generalnie dają odczuć, że zdecydowanie bardziej wolą tutaj gościć samochody, aniżeli motocykle. Tu raczej nigdy nie będzie lepiej. Nie ma żadnej promocji tego sportu. Jak ktoś chce o tym coś napisać, to tylko tacy goście jak ty, których to interesuje, czasem Badziak coś powie w telewizji, a tak to nikt nie zadaje sobie trudu, żeby promować wyścigi motocyklowe. Tak naprawdę, jeśli chcesz w tym sporcie coś osiągnąć, jesteś młody i masz odpowiednie zaplecze finansowe np. dzięki rodzicom, to najlepiej wyjechać do takiej Hiszpanii i tam się rozwijać.
Na koniec spójrzmy nieco optymistycznie w przyszłość. Co sądzisz o braciach Pawelec? Chłopaki mają ogromny talent. Czy to może być iskra która rozpali nadzieje na polskich zawodników w mistrzostwach świata, a co za tym idzie przełoży się na popularność tego sportu w naszym kraju?
Jest nadzieja i jest to szczęście, że jest kasa na ich rozwój, jest wyścigowa rodzina, ogromne wsparcie, obaj mają ogromny talent, no póki co wszystko się zgadza. Najważniejsze, żeby szybko przenieść ich do znacznie lepszej konkurencji, bo w tym momencie ścigają się sami ze sobą, a zdecydowanie trzeba ich rozwijać, żeby nie zaprzepaścić takiej szansy.
Dzięki wielkie za rozmowę i życzę kolejnych świetnych wyników na torze.
Dziękuję bardzo!
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze