Mały motocykl? Chyba żartujesz...
Jeśli w korku motocyklem nie możesz przecisnąć się między dwoma zbyt blisko stojącymi samochodami - wiedz, że coś się dzieje…
Jako, że jestem z południa, a konkretnie niewielkiego miasteczka na południu, wielkie metropolie mnie przerażają. Są zbyt duże, zbyt skomplikowane i pełne wściekłych ludzi, którzy chcą cię zabić. Przejazd przez nie w godzinach szczytu jest tak samo przyjemny, jak lobotomia na zapleczu ukraińskiego sklepu monopolowego. Niestety jednak, przejechać je każdy musi, z różnych powodów. Właśnie penetruję Thunderbirdem Stormem korek na Puławskiej, tradycyjnie hermetycznie wypełnionej samochodami po 17-stej. Idzie gładko, do momentu kiedy Focus i Volvo XC90 zbliżają się do siebie zostawiając niewystarczającą dla kierownicy i lusterek Triumpha przestrzeń. Świetnie, myślę. Znów przez ludzką niemądrość, sens posiadania motocykla gdzieś się ulotnił. Przecież teraz tkwię w korku tak samo jak pozostałych kilka tysięcy nieszczęśników. Nagle, bez ostrzeżenia, przez ciasną, niepokonalną dla Trampka szparę przelatuje, bo już nie przejeżdża Kawasaki ER-6. Mały, średnio imponujący dwucylindrowiec dzięki śmiesznie niewielkim gabarytom i wąskiej kierownicy, która daję pełną kontrolę nad sprzętem, śmieje się korkom w twarz i pokazuje im środkowy palec. To daje mi poważnie do myślenia…
Zachwianie wiary
Uwielbiam ogromne motocykle z nadmiarem mocy i momentu obrotowego. Uwielbiam odkręcić manetkę w V-Maxie i zastanawiać się, gdzie przemieściła się moja śledziona i dlaczego krwawię z nosa. Uwielbiam zostawić czarną krechę na światłach po strzale z klamy w Intruzie M1800. Uwielbiam uszkadzać sobie stawy łokciowe na B-Kingu. To wszystko jest naprawdę wspaniałe. Przychodzi jednak taki moment, kiedy między tobą, a prysznicem w domu stoi ogromne, zatkane, upalne miasto, które chcesz jak najszybciej pokonać. Nie ma nic gorszego niż brak możliwości wykorzystania głównej zalety motocykla – przeciskania się między samochodami. To nie wszystko. Nie wiem, czy wiecie, ale powolne, miejskie manewrowanie dużym motocyklem jest przyjemne w takim samym stopniu, jak przyjemne jest wyciąganie martwej krowy ze stodoły (PETA, odłóżcie pochodnie, to tylko stylistyczne udramatyzowanie). To skutecznie psuje humor, jeśli akurat odmówiono ci podwyżki, szef nazwał cię bezużytecznym idiotą, albo dostałeś pismo z Urzędu Skarbowego. Osobiście zazwyczaj uprzedmiotowiam motocykl, sprowadzając go do funkcji narzędzia. Obrazka do ściany nie przybija się 30 kilogramowym kafarem. Nieważne ile kilometrów robi się w trasie, znaczną część użytkowania motocykla w moim przypadku sprowadza się do miasta. Dlatego sprzedałem swojego ukochanego Bandita 1200 i kupiłem SV650.
Jeżdżące elektrownie są passe
Mały motocykl = mały penis. Taką właśnie metodykę myślenia zrodziło środowisko na przestrzeni ostatnich lat. Posiadanie małego motocykla jest równoznaczne z posiadaniem odrażającej twarzy pokrytej pryszczami oraz dożywotniego bana na kontakty fizyczne z dziewczynami. Wykrzywione w grymasie oblicza, homoseksualne docinki, „Gladius był za drogi, nie?”. Taka właśnie była reakcja kumpli na zakup SV650. Z drugiej strony - wrażenie jazdy pszczołą, super-energiczny silnik i spalanie poniżej 5 litrów przy pałowaniu. Z tymi argumentami nie da się polemizować. SV dzięki swojej wąskości nie zna pojęcia „zbyt ciasny korek uliczny”. Rzecz jasna, kiedy mówi się o zapchanych metropoliach, nie sposób odpędzić się od skojarzeń ze skuterami robiącymi bziuuuuuu. A jak wiadomo, „bziuuuuuu” jest ledwo akceptowalne przy golarce albo mikserze i nie do pomyślenia jest, aby pojazd dwukołowy, z natury narzędzie do zapewniania frajdy, wydawało taki dźwięk. Będę twardo bronił tezy, że SV650 brzmi wyraźnie zacniej, niż gro większych, mocniejszych sprzętów z V2.
Hermetropolia
Godzina 12:30. Aleja Krakowska, która będzie zapchana nawet wtedy, kiedy Warszawa będzie wyglądać jak Nowy Jork z „Jestem legendą”. Na jednym z pasów stoi Lamborghini Gallardo. Za kierownicą starszy, przyprószony gość w awiatorach. I jak tu nie ulegać stereotypom? Fakt faktem, jego docelowo ściągająca majtki laskom fura jest tutaj zupełnie bezużyteczna. Włoski krzykacz gotuje się w korku, a młodziaki na małych motocyklach i skuterach przelatują obok mówiąc „I co ci teraz po twoim Gajardo, staruszku?”. To w zasadzie wszystko konkluduje. Miasta w końcu się zakorkują. To nie kwestia „czy”, ale „kiedy”. Wtedy używanie samochodu będzie miało tyle sensu, co polewanie niedźwiedzia ketchupem. Młode dziewczyny wracając z pracy będą przechodziły menopauzę, a młodzi faceci będą zapuszczać siwe brody starając się przedrzeć z pracy od domu. Nawet Kinga Rusin będzie musiała grzęznąć w korkach, będąc stale mijana przez skutery z Tesco.
Małe motocykle uratują ludzkość
Cała ta dywagacja może brzmieć mniej więcej tak, że w przyszłości siłą rzeczy wszyscy będą jeździli małymi jednośladami, a sprzęty takie jak Yamaha V-Max, Ducati 1198, Yamaha R1 czy Suzuki Intruder M1800 umrą śmiercią naturalną. Nie umrą. Ich byt jeszcze bardziej się wzmocni. Jazda nimi będzie celebrowana. Bez szansy na irytację i znienawidzenie ukochanego motocykla. Będziemy fruwać naszymi V-Maxami, R-Jedynkami i Hayabusami na autostradach, zamiastowych przelotówkach i krętych, górskich drogach i czerpać z tego nieskrępowaną radochę. Jestem świadom, że dziś wiele motocykli to oczka w głowie swoich właścicieli, którzy prędzej skoczą w przepaśćm niż uprzedmiotowią swój sprzęt. Kiedy jednak przebijasz się przez monumentalne korki w Warszawie, Poznaniu, Łodzi czy Wrocławiu, warto zdać sobie sprawę, że w przyszłości będzie tylko gorzej. Mały motocykl okaże się zbawieniem.
Polska powoli się budzi z mglistego snu. Coraz więcej ludzi kupuje małe motocykle i zatkane centra miast nie stanowią dla nich żadnego problemu. Nie wspominając nawet o prozaicznych sprawach typu niewielkie zużycie paliwa. W Londynie, Madrycie czy Mediolanie, wielkie i potwornie mocne sprzęty widywane są tylko pod tyłkami dziennikarzy motoryzacyjnych, którzy jadą nimi na sesję fotograficzną. SV650 to świetny, mały, żywiołowy motocykl i mimo, że w oczach kumpli jestem obecnie dziewczyną, mam to gdzieś. Downsizeing w końcu dopadnie nas wszystkich.
|
Komentarze 33
Pokaż wszystkie komentarze2-3 lata i zobaczycie ,że coraz więcej będzie moto 125-250 od tych powyżej 600
OdpowiedzTuz po zrobieniu prawka trzeba było pomyśleć o jakims moto. Szkopuł był tylko w tym, że fundusze pozwałały tylko na moto o poj. poniżej 250... Kupiłem więc Kawasaki Eliminatora. Na początku ...
OdpowiedzCoś w tym musi być .... Warszawa, korek , przede mną gość w kombi, na super sporcie,wygląd - wyjadacza torów... a jedzie jak ostatnia cipa, jedyne co potrafi to odkęcić gaz aby się samochody ...
OdpowiedzAutor przesiadl sie z bardzo duzego motocykla na duzy, ktory tez srednio nadaje sie w korki. O wiele lepszy bedzie skuter 125 a jak juz koniecznie motocykl, to supermoto, ktore pojedzie po ulicy, ...
Odpowiedznic dodać nic ująć pozdrawiam
OdpowiedzRobson, z całym szacunkiem XTX ma tyle wspólnego z supermoto co kosiarka do trawy.
OdpowiedzSkupiłeś się głównie w artykule na gabarytach. Nie chce się wymądrzać ale nie wiem czy takie sv jest dużo mniejsze od jakiegoś przecinaka. Co do choperów itp to nie ma o czym mówić. Myślę, że ...
Odpowiedzja mam gsr 600 dobry w korki i jest czym odwinac ;jednak z czasem wydaje sie ze nie ma czym odkrecic
Odpowiedz