Po 4 godzinach sytuacja się nie zmienia. Tak wyrównanego wyścigu jeszcze nie było. Suzuki Nr.1 prowadzi niewiele przed zespołem GMT 94. W klasie Superstock, na prowadzeniu również Suzuki przed Yamahą. Ciężkie chwile przeżywał zespół Stand 41, który w pewnym momencie wyścigu musiał wymienić pompę oleju i sprzęgło, ale po 10 minutowym serwisie powrócili na tor do walki, zajmując 47 miejsce. W klasie Superproduction, czyli tej w której jechał również nasz zespół, prowadził Genous Team na Suzuki. Najtrudniejszy moment przeżył tu Team Amadeus X-One, którego kierowca wywrócił się i praktycznie zmasakrował motocykl Yamaha z numerem 9. Mimo to dotarł do pitlane, a mechanicy po wymianie wydechu, zbiornika paliwa i wahacza dali znak, że motocykl jest gotowy do dalszego ścigania. Sporo kłopotów miał zespół Phase One Suzuki, którego motocykl z niewiadomych przyczyn gubił olej. Po dwóch pit stopach, z których jeden trwał aż 20 minut, problem usunięto i zespół kontynuował ściganie. Pech omijał naszych zawodników szerokim łukiem, jechali dobrze i równo, bez wywrotek i większych błędów, zmiany odbywały się bez większych sensacji, dzięki czemu można było mieć nadzieję na całkiem dobry wynik końcowy. Pozostało jednak 20 godzin, a zbliżała się noc - najtrudniejszy okres wyścigu. Ciekawie wyścig wyglądał na torze. Po kilku godzinach wszystko było tak pomieszane, że nie wiadomo było, kto kogo wyprzedza, kto jest dublowany. Nie widać też, czy dany zespół ma jakieś kłopoty. Widać za to inne rzeczy, zdecydowanie ciekawsze w wyścigu, czyli walkę na torze i momenty wyprzedzania. Kiedy Alek Dubelski walczył przez kilka okrążeń z jednym z zawodników i potem objechał go na jednym z zakrętów po zewnętrznej, serce rosło. Niesamowicie też wygląda wyprzedzanie w wykonaniu tych najszybszych motocykli, kiedy dopadają one maszyny innej klasy. Sama zaś ilość wyprzedzeń jest tak ogromna, że można by nią obdzielić wszystkie rundy MotoGP i WSBK razem wzięte i pewnie została by jeszcze rezerwa. Sporo było wywrotek. Właściwie mało było zespołów, które mogłyby się pochwalić tym, że u nich nikt nie leżał.
Po jednej czwartej dystansu na czele nie było żadnych zmian. Prowadziły dwie Suzuki zespołu S.E.R.T., przed GMT94 i Kawasaki Nr.11 z zespołu Kawasaki Motor France. Wiele zespołów borykało się z większymi i mniejszymi problemami technicznymi. Niektóre prezentowały wspaniałego ducha walki, jak np. zespół No Limits & MCB Racing, których motocykl z powodu defektu zjeżdżał raz po raz na pitstop, w celu usunięcia usterki. Po 8-mym z rzędu zjeździe udało się wreszcie zlokalizować źródło problemów i usunąć usterkę. Kiedy zrobiło się ciemno, pojawiły się nowe problemy. Oglądając wyścig nagle zauważyłem motocykl poruszający się po torze bez światła. Było to Kawasaki zespołu Education Racing, które spadło z drugiego na trzecie miejsce klasy Superstock. Podobny kłopot przydarzył się Kawasaki nr.116. W mocno zaciemnionych miejscach tor stał się dla wielu zawodników zdradliwy. Pierwszymi ofiarami była Yamaha Nr.13 i Suzuki Nr.30. Ten drugi po wywrotce, w której uszkodzeniu uległ silnik, już do walki nie powrócił. Ósma godzina wyścigu to dalsze kłopoty zespołu Education Racing, którego motocykl po wywrotce stracił dźwignię hamulca i po naprawie uszkodzenia powrócił do walki na 10 miejscu w klasyfikacji generalnej. Po czym maszyna i jego kierowca ponownie wypadli z toru i tym razem uszkodzenia były zbyt poważne-zespół musiał się wycofać. Kolejne dwie godziny upłynęły w miarę spokojnie, aż do wywrotki Suzuki Nr.110, po której zespół musiał wymieniać zerwaną linkę gazu. Problemy nie ominęły też wielu innych zespołów, zaś z wyścigu odpadł lider klasy Open, czyli Metiss, któremu w silniku pękł tłok. Tym samym samotnym liderem w tej klasie zostało BMW. Odpadli też sąsiedzi naszego zespołu- Stand41 jadący na Suzuki, (w motocyklu łańcuch uszkodził blok silnika na tyle skutecznie, że nie mogli oni kontynuować jazdy). W tym właśnie momencie byłem w boksie. Trzeba powiedzieć, że bardzo to przykre, gdy widać bezsilność mechaników i załamanie zawodników. Pojawiają się nawet łzy rozpaczy, ale takie właśnie jest 24H Le Mans. Bezlitośnie eliminuje motocykl po motocyklu, zawodnika po zawodniku, ciężką pracę mechaników obraca w ułamku sekundy w nicość i nic się nie da zrobić. Dlatego samo ukończenie tego wyścigu jest już wielkim osiągnięciem. Ten cel przyświeca każdemu, a polski zespół był coraz bliżej jego realizacji i to na dobrym, bo 22 miejscu. Skończyły się też kłopoty z oponami. Zmiany przebiegały bez najmniejszych problemów, czy to tankowanie, czy wymiana kół na komplet ze świeżymi oponami, wszystko szło płynnie, szybko i bez problemów. Zatrzymam się teraz na chwilkę przy samych zmianach. Podczas wyścigów Endurance robi się dwa rodzaje zmian. Krótkie pitstopy są na samą zmianę kierowcy i dotankowanie, zaś długie obejmują jeszcze wymianę kół, a czasem też klocków hamulcowych. Widziałem sporo zmian, ale wierzcie mi, mało zespołów robiło je tak szybko, jak robili polscy mechanicy. Niewątpliwie w boksie kryła się połowa sukcesu w całkiem wysokiej pozycji drużyny. Zasadniczą różnicą było to, że w zespole każdy musi znać swoje miejsce i wiedzieć co ma robić, a czego robić nie powinien i to wyróżniało Sikora Racing Team. Widać było często w innych boksach, że niektórzy nie bardzo wiedzą co i kiedy mają robić. Nerwy brały górę nad opanowaniem i wyszkoleniem. Brakowało często synchronizacji w działaniu. Może chłopakom daleko jeszcze do tych z S.E.R.T., ale dużo bliżej, niż wielu innym. Tak dograny i sprawny zespół mechaników daje też więcej pewności zawodnikowi, który właśnie motocykla dosiada. Po świcie doszło do nieoczekiwanej zmiany. Motocykl Nr2 wyprzedził motocykl Nr1 zespołu S.E.R.T. Bratobójcza walka wywiązała się przypadkowo w boksie, kiedy to pierwszy motocykl musiał zmienić kilka elementów wydechu i w tym momencie stracił prowadzenie. W tym samym czasie mocno napierające na czołówkę Kawasaki Nr11 wskoczyło na pozycję drugą, pokonując jednocześnie GMT94 i S.E.R.T. Nr1. Radość zespołu Kawasaki Nr.11 nie trwała długo. Podczas 18-tej godziny wyścigu zawodnik nieoczekiwanie zjechał do boksu i zastał kompletnie na to nieprzygotowanych mechaników. Wydłużony niepotrzebnie postój spowodował spadek o jedno miejsce w dół, za duet Suzuki Nr1 i 2. Z dalszego ścigania musiał zrezygnować zespół Profil + Dap, który w swojej Hondzie najpierw miał kłopot z tylnym zawieszeniem, a potem z łożyskami tylnego koła. W następnej godzinie odpada całkowicie zespół National Motos, w których motocyklu padł całkowicie silnik. Krótkiego widowiska dostarczył też zawodnik jadący Suzuki Nr.22, którego motocykl po wypadnięciu z toru zapalił się. Na szczęście szybko został ugaszony, dzięki czemu mógł być doprowadzony na serwis i tym samym kontynuować wyścig. Dwudziesta godzina wyścigu przynosi niespodziewaną akcje w boksie zespołu Orca/TRT27. Ich motocykl od dłuższego czasu nękany był wieloma problemami, których mechanicy w żaden sposób nie mogli zlokalizować. Postanowili wiec, że...potrzebują odpoczynku. Postawiono motocykl w garażu, mechanicy poszli na przerwę i przed końcem wyścigu wypuścili zawodnika, by ukończył wyścig. Coraz ciekawiej wyglądała sytuacja w czołówce wyścigu. Kawasaki Nr.11 jadące na trzeciej pozycji ustanowiło kolejny raz najszybsze okrążenie wyścigu i szybko zbliżało się do prowadzących Suzuki zespołu S.E.R.T. Szef zespołu postanowił, że na ostatnie okrążenia założą opony kwalifikacyjne, które pozwalają na jeszcze szybszą jazdę i może w ten sposób uda się wyprzedzić liderów. Po 23 godzinach wspaniałej jazdy Kawasaki Nr11 dopadł mały problem, który zniweczył ostateczny plan walki o zwycięstwo. Zespół musiał wymienić jeden z zacisków hamulcowych podczas jednej ze zmian i tym samym utracił kontakt z prowadzącymi Suzuki. Po stracie jednego okrążenia, Kawasaki Motor France musiał pogodzić się z trzecią pozycją, co i tak jest świetnym wynikiem. Na 40 minut przed końcem wyścigu my przeżyliśmy własne chwile grozy. Pech dopadł wreszcie i nasz zespół. Najpierw będąc na torze zauważyliśmy, że tempo jadącego aktualnie Alka Dubelskiego jest dosyć spacerowe i jasne było, że oznacza to jakieś kłopoty. Alek zjechał na pit stop, by usunąć problem i kiedy wyjechał, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Niestety nie było. Kawałek dalej motocykl zaczął mocno dymić gubiąc olej, który ściekał na rozgrzaną rurę wydechową. By zawodnik nie został zdyskwalifikowany, musiał przejechać bocznym pasem do boksu. Byli wtedy na 20-tej pozycji. Słyszymy, że znowu wyjeżdża na trasę. Patrzymy na przejeżdżające motocykle, ale nie widzimy charakterystycznej, niebieskiej Yamahy. Biegniemy w stronę boksów, by zobaczyć co się dzieje. Nic się nie dzieje. Motocykla nie ma ani w boksie, ani na torze. Miłosz wprawdzie wyjechał, ale problem z dymieniem i poprzednia awaria pojawiła się ponownie, co groziło dyskwalifikacją. Ta była bardzo blisko, ale w momencie, w którym już miała pojawić się czarna flaga dla Yamahy Nr.36, Miłosz się wywraca. Na tyle niegroźnie, że może wstać i dopchać motocykl do pitlane. Gdy pojawia się wreszcie na pitlane, pełne trybuny kibiców dopingują naszych oklaskami i okrzykami dodającymi otuchy. Motocykl stoi w boksie, zamieszanie i bezsilne próby usunięcia awarii. W końcu jakby rezygnacja. To koniec? Jakże smutne to uczucie, gdy widzi się, jak 20 minut przed końcem wyścigu nasz zespół jest bliski wycofania się. Minuty lecą, okrążenia mijają, a tu nic się nie dzieje. Godzina 15-ta zbliża się nieubłaganie. Wreszcie coś się ruszyło. Motocykl zostaje wyprowadzony i Miłosz ponownie go dosiada i opuszcza pitlane przy aplauzie publiczności. Kolejne 2 okrążenia pokonuje w nieprawdopodobnie żółwim tempie, ale każdy przejazd przez prostą startową jest nagradzany gromkimi brawami. Wybija 15:00 i kolejni zawodnicy mijają metę przejeżdżając na jednym kole, kłaniając się, machając, dziękując ekipie, kibicom, organizatorom, a wśród nich również nasz zespół. Wprawdzie nie udało się do mety dotrzeć bez problemów, a z dobrej 20-tej pozycji spadli na 30-tą, ale mimo wszystko wyścig ukończyli. Plan został wykonany. Wyścig wygrał ponownie zespół uważany za potęgę ostatnich lat, czyli Suzuki Endurance Racing Team (S.E.R.T.) zajmując 1 i 2 miejsce. Za nimi uplasował się zespół Kawasaki Motor France, których największym osiągnięciem jest walka z S.E.R.T., jak równy z równym i pokonanie innego giganta, jakim jest zespół GMT94, który ukończył jako 4-ty. | |
Komentarze 7
Poka¿ wszystkie komentarzeten wysscig to niezla masakra jest.... bez kitu :/ jak kogos to interesuje to dunlop zrobil konkurs z biletami na to w 2010r, no i z kasa na dojazd... latwo mozna wygrac ...
Odpowiedzkocham was i chcê numer do was :*:*
Odpowiedznie wiem o Cio loto ale uwielbiam matory i wogóle przystojniaków w tych cackach normalka spox
OdpowiedzBylem na Le Mans 24H Moto w zeszlym roku i musze wam powiedziec ze wszystko co jest tu napisane jest prawda, impreza jest po prostu swietna i polecam abyscie w miare mozliwosci wybrali sie tam ...
OdpowiedzPolacy bardzo ³adnie pojechali, najwa¿niejsze ¿e dotarli. Wielkie uznanie dla ca³ego zespo³u Sikora Racing Team. Co do zdjêæ: "Chcemy wiêcej!!!" :D
OdpowiedzSuper sprawa ogl±dalem jak tylko wznawiali relacjê z wyscigu niestety nie moglem byc na zywo finanse nie pozwalaj± ale calym sercem bylem z nimi (polakami) :) pozdrawiam
Odpowiedz