Lanckorona Rally 2018 - tysi±c km Vesp± GTS 300 w weekend
W ostatni weekend w podkrakowskiej Lanckoronie już po raz piąty odbył się zlot członków Vespa Club Polska. Jego zasadniczą częścią był rajd na orientację, którego trasa wiodła przez górzystą okolicę, ale najważniejsze okazało się to, co zawsze, czyli wspólne wygłupy i biesiadowanie!
Od dłuższego czasu zgłębiam fenomen włoskich skuterów Vespa, bo nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia ze swego rodzaju zjawiskiem. Do miłości to tych niepozornych pojazdów otwarcie przyznaje się kilka milionów osób na całym świecie i wbrew pozorom nie są to wyłącznie delikatne dziewczyny w zwiewnych sukienkach. Równie łatwo spotkać na Vespie dwumetrowego Wikinga, albo chociaż zdrowego, polskiego Andrzeja. Również środowisko typowo motocyklowe, z reguły pogardliwie, lub wręcz wrogo nastawione do "kibli", daje włoskim "osom" nieco taryfy ulgowej, zahaczającej nawet o szczątkowy szacunek. O co chodzi?
Włoski unikat
Mówiąc najkrócej, Vespa to połączenie wspaniałej historii, nietypowej konstrukcji, uczciwych materiałów i niespotykanej wygody. To jeden z pierwszych skuterów na świecie, który tuż po wojnie zdobył najpierw włoski rynek, a później pokochał go cały świat. Jest dziełem geniuszu inżynierów lotniczych, którzy wykorzystując dostępne części i zasób wiedzy z tej dziedziny, zbudowali jednoślad, którego główne założenia pozostały niezmienne przez ponad 70 lat!
Słynne małe koła Vespy i jednoramienny wahacz z przodu to nic innego jak sprytne wykorzystanie zapasów magazynowych części samolotowych, w których specjalizowała się kiedyś firma Piaggio. Lotnicze korzenie ma również samonośne, blaszane nadwozie, tak inne od popularnych później plastików na rurowej ramie. No i ta stylistyka - gdyby tylko dodać Vespie skrzydła, można jechać wprost na pas startowy najbliższego aeroklubu.
W powszechnej opinii skutery, w tym Vespy, to pojazdy głównie miejskie, których żywiołem są zakorkowane ulice. Jest to oczywiście prawda, chociaż nie trzeba się specjalnie wysilać, by dostrzec w Vespie szereg walorów czysto turystycznych. Kiedy dostałem zaproszenie na zlot do Lanckorony, od razu było dla mnie jasne, że jeśli mam "wleźć między wrony", to nie pojadę tam dużym motocyklem. Kilka szybkich telefonów i już pakowałem na wyjazd flagowy model GTS 300 w kolorze złotego Rolls Royce’a. Nie musiałem się przy tym specjalnie gimnastykować - skuter ten oferuje kilka genialnych rozwiązań bagażowych.
Mała ciężarówka
Podstawowym jest tradycyjny schowek na kask pod siodłem, który nie jest jednak do końca tradycyjny. Zmieści się tam wyłącznie kask otwarty, ale znacznie częściej miejsce to wykorzystywane jest przez właścicieli po prostu jako kufer na potrzebne w trasie klamoty. Sam schowek to po prostu plastikowa "kuweta", po wyjęciu której uzyskujemy dostęp do silnika.
Plus tego rozwiązania jest taki, że jeśli nazbieramy na trasie kilka garści jabłek lub innych owoców, można je w tej wanience zanieść od razu do domu. Minus - jest tam tak ciepło od silnika, że wystarczy dodać trochę wody i cukru, by otrzymać powidła :) Drugi fabryczny schowek zajmuje prawie całą ściankę pod kierownicą i jest wyraźnie większy niż podobne schowki w innych skuterach. Idealne miejsce na rękawice, portfel i przeciwdeszczówkę. Dodatkowo w modelu GTS z kilku ostatnich lat produkcji znajdziemy tam gniazdo USB do ładowania telefonu lub nawigacji.
Trzeci patent, który otrzymamy w standardzie, to słynny haczyk pod kierownicą, który umożliwia bezpieczne przewożenie w przestrzeni między nogami kierowcy torby z zakupami. Na wyjazdach doskonale sprawdza się to jako miejsce na plecak lub wodoodporny worek żeglarski. Jeśli sięgniemy do katalogu akcesoriów, możliwe jest zamontowanie gustownych chromowanych bagażników, jednego w tradycyjnym miejscu za kanapą, a drugiego nad przednim kołem. Z tyłu można również zamontować fabryczny kufer, lakierowany w kolorze skutera. Przy odrobinie sprytu mamy więc do dyspozycji przestrzeń na bagaż, której nie powstydzą się rasowe turystyczne krążowniki.
Jak jeździ?
Mój GTS 300 nie miał przed sobą łatwego zadania. Łącznie tysiąc kilometrów w jeden weekend i ponad 100-kilogramowy kierowca z bagażem. W sumie symulacja jazdy w dwie osoby :) Model ten napędzany jest chłodzonym cieczą singlem o pojemności 273 cm3 i mocy 22 KM. Do prędkości mniej więcej 90 km/h duża Vespa zostawia wszystkie auta daleko z tyłu. Gorzej z wyprzedzaniem na autostradzie - możliwe jest nawet "zamknięcie szafy", czyli dobicie do 140 km/h, ale pod koniec tego zakresu elastyczność wyraźnie spada. Duży plus jest taki, że nawet w opcji "full maneta" nie udało mi się spalić więcej niż 4,3 litra na 100 km. Lżejsi i spokojniejsi koledzy notowali wyniki o litr niższe.
Jednym z najpopularniejszych mitów na temat Vespy jest ten o śmiercionośnych małych kółkach, które poddają się na pierwszym przypadkowym bobku pozostawionym na asfalcie przez zabłąkaną kozę. Należy pamiętać, że 12-calowe koła GTS-a to tylko część całego układu, którego częściami są także samonośne nadwozie i zawieszenie. Skuter prowadzi się doskonale - jest bardzo sztywny i od razu precyzyjnie reaguje na zamiary kierowcy. Koła, choć niewielkie, wyposażone są w szerokie opony, które bardzo dobrze trzymają się nawierzchni i pozwalają na naprawdę konkretne przechyły w zakrętach. Najlepsza metoda, by przekonać się o tym, jak dalece inaczej Vespa zachowuje się na tle innych skuterów, to po prostu krótka jazda testowa.
W drodze na zlot
Wyjeżdżam z Warszawy w piątek po południu. Jadę przez Radom i postanawiam przy okazji zobaczyć tamtejszy słynny port lotniczy. Wbrew pogłoskom krążącym w necie, posiada on również halę przylotów :) Jest natomiast jednym z najcichszych miejsc w okolicy, jeśli nie liczyć wiatru hulającego na rozległej przestrzeni. Na dalszym etapie trasy, na obwodnicy Kielc, zza górki wyszła nagle granatowa chmura i poczęstowała mnie ścianą wody. Akurat na odcinku trasy bez jakiegokolwiek parkingu czy stacji, czyli bez możliwości założenia membrany pod kurtkę i zmiany rękawic z letnich na pełne turystyczne. Przez chwilę nie nadążam nawet przecierać wizjera kasku i jadę wyłącznie na światła auta przede mną.
Kiedy w końcu udaje mi się zatrzymać pod dachem, kurtka jest już kompletnie przemoczona, natomiast moje jeansy i buty są suche. Zaczynam rozumieć użytkowników Vespy, jeżdżących z wysokimi szybami turystycznymi. Można się wtedy kompletnie nie przejmować takimi drobiazgami, jak ulewa.
Rodzinna impreza
Do Lanckorony docieram wieczorem i wjeżdżając na plac przed pensjonatem, zastawiony już innymi Vespami, jestem od razu witany uśmiechami klubowiczów. Fani Vespy to jedni z najbardziej pozytywnych ludzi pod słońcem. Nie może być inaczej, ktoś świadomie wybierający ten pojazd i angażujący się w życie klubowe po prostu nie może być ponurym bucem :) Zlot przyciągnął całe rodziny, także z małymi dziećmi, a nawet z psami. Część uczestników dotarła na miejsce autami, a udział w sobotnim rajdzie zapewniła im wypożyczalnia Vesp z pobliskiego Krakowa.
Pojazdy, którymi przyjechali uczestnicy to szeroki przekrój przez historię Vespy. Od wiekowych modeli sprzed kilkudziesięciu lat, z manualną skrzynią biegów, aż po najnowszy wypust, którym miałem okazję przyjechać - w automacie, z systemami ABS i ASR. Nie zabrakło również wersji specjalnych (Sei Giorni) oraz maszyn ciekawie przerobionych przez właścicieli.
Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem biesiady, integracji oraz degustacji płynnych produktów pochodzenia roślinnego. Furorę zrobił zwłaszcza specyfik domowej roboty, przywieziony przez jednego z uczestników. Na miejscu obecni byli przedstawiciele wszystkich lokalnych stowarzyszeń wchodzących w skład Vespa Club Polska, którzy korzystając z okazji wybrali nowego prezesa VCP - został nim Sebastian Lemauviel z Warszawy.
Sobotę rozpoczęliśmy wspólnym śniadaniem i wymianą sposobów na likwidację bolesnych następstw wczorajszej zabawy. Następnie grupą kilkudziesięciu skuterów udaliśmy się na rynek w Lanckoronie, przewidziany jako oficjalne miejsce startu rajdu. To naprawdę klimatyczne miejsce, wyłożone kamieniami i otoczone przez oryginalne, stare drewniane chałupy. Nad miasteczkiem górują ponadto ruiny zamku królewskiego.
Podzieleni na cztery grupy ruszyliśmy na trasę rajdu, wyznaczoną w kształcie pętli sięgającej Suchej Beskidzkiej i Makowa Podhalańskiego. Szefom grup zostały wręczone mapy, chociaż głównym wyzwaniem było wypatrywanie znaków zostawionych na trasie przez organizatorów.
W sumie było to ok. 70 km głównie bocznych dróg, biegnących przez okoliczne wsie, lasy i pola. Ich charakterystyczną cechą jest naprawdę niezły asfalt i niewielka szerokość, mniej więcej na jedno auto. W połączeniu z naprawdę stromymi podjazdami i zjazdami, dużą ilością ciasnych łuków i agrafek, a także zdradliwymi hałdami żwiru, naniesionymi z górskich zboczy, stanowiło to spore wyzwanie dla niedoświadczonych kierowców na 125-tkach. Dla mnie to wymarzone warunki do jazdy Vespą - GTS 300 kapitalnie jeździ w ciasnych zakrętach.
Po drodze organizatorzy przygotowali kilka atrakcji, m.in. zaimprowizowany escape room, wizytę w pasiece i ciekawy wykład doświadczonego pszczelarza, a także doskonały obiad z kuchni polowej na szczycie wzgórza. Wieczorem, przy grillu i reszcie zapasów z poprzedniego dnia zostały wręczone nagrody i medale.
Na powrót do domu przeznaczyłem całą niedzielę. Okazało się, że jeden z nowo poznanych kumpli jest moim sąsiadem, więc postanowiliśmy wracać razem. Celowo wybraliśmy trasę omijającą autostrady i drogi szybkiego ruchu. Jechaliśmy głównie "żółtymi" drogami wojewódzkimi i to jest zdecydowanie najlepsze otoczenie dla Vespy GTS 300. Po drodze wpadliśmy jeszcze na winkle w Ojcowskim Parku Narodowym i mimo tłumu turystów było tak fajnie, że wróciliśmy się i przejechaliśmy tę trasę jeszcze raz.
Luźna guma!
Gdybym miał najkrócej określić polskie środowisko Vespiarzy, to powiedziałbym, że ich hasłami przewodnimi są luz i dystans. Kiedy trafia się tam ze świata "dorosłych" maszyn, gdzie 100 KM to dolna granica przyzwoitości, a rywalizację czuć na każdym kroku, można przeżyć mały szok kulturowy. Dorośli faceci jarają się jak dzieci chociażby patentami na zwiększenie mocy silnika o 10%, co w wielu przypadkach oznacza niecały koń mechaniczny. Odnoszę wrażenie, że to jedno wielkie jajo i dobra zabawa. I tak ma być!
PS. Serdeczne podziękowania dla Mariusza Barwińskiego z salonu Liberty Motors Warszawa Łopuszańska za wypożyczenie Vespy GTS 300.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze