Joan Barreda - wygrał najwięcej odcinków specjalnych, ale nie wygrał Dakaru
Dziś przybliżmy Wam sylwetką zawodnika absolutnie nietuzinkowego, którego historia rywalizacji w ostatnich edycjach rajdu Dakar mogłaby posłużyć za scenariusz do porządnego filmu sensacyjno-przygodowego. Joan Barreda Bort to młody, piekielnie szybki zawodnik rajdowy, który w ostatnich trzech latach wygrał, aż 13 odcinków specjalnych Dakaru, ale… ani razu nie wygrał samego rajdu, a nawet nie stanął na jego podium.
Joan Barreda Bort urodził się 11 sierpnia 1983 roku w Castellón de la Plana, na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii. Podobnie jak jego rówieśnicy od małego interesował się motocyklami i szybko zaraził się offroadem. Karierę sportowa rozpoczął od motocrossu. Od roku 1993 do 2001 ściga się z sukcesami w Mistrzostwach Hiszpanii, pięciokrotnie zostając mistrzem tego kraju w różnych klasach pojemnościowych. Wrodzony talent oraz młodzieńcza ułańska fantazja doprowadziły go do Mistrzostw Świata w Motocrossie, gdzie Barreda wystartował w roku 2002 w klasie 125. Niestety dalsze starty w Mistrzostwach Świata pokrzyżowały kontuzje i pech. Choć Hiszpan nie tracił kontaktu z motocyklem, przestał jednak jeździć wyczynowo w motocrossie. Potem przyszedł czas na enduro i rajdy. Dodajmy, że w Hiszpanii rajdy są szalenie popularnym sportem, a Joan szybko stał się gwiazdą międzynarodowego formatu.
W 2011 roku bohater naszego artykułu pierwszy raz startuje w Dakarze za sterami Aprilii. Zderzenie z rzeczywistością jest dosyć twarde i Barreda z powodu wypadku musi wycofać się po zaledwie trzech etapach. Ale już wtedy, jako zaledwie 28 latek Joan wie, że rajdy maratońskie to jego powołanie. Rok 2012 to przesiadka na Husqvarnę pierwsze w pełni profesjonalne podejście do Dakaru. Hiszpan od samego początku staje się czarnym koniem imprezy. Drugi etap kończy jako trzeci. Niestety potem pojawiają się problemy techniczne, których nie jest w stanie skompensować nawet szybkość zawodnika w drugiej części rajdu, ani nawet zwycięstwo dziesiątego etapu. Ostatecznie Barreda kończy Dakar na mimo wszystko świetnym 11. miejscu ze stratą 37 minut do Cyrila Despres. Już wtedy wielu managerów wiedziało doskonale kim jest młody Hiszpan potrafiący utrzymywać tempo najszybszych zawodników. Pierwszy dzień po zakończeniu Dakaru, to jednocześnie pierwszy dzień przygotowań do kolejnej imprezy. Joan w sezonie 2012 wygrywa Baja Aragon, Rajd Faraonów i na piątej pozycji kończy sezon w klasyfikacji Cross Country Rally. Jak na zawodnika, który jeździ rajdówką drugi rok, to znakomity wynik.
Dakar 2013 to kolejny start w barwach Husqvarny. Tym razem na linii startu staje o wiele lepiej dopracowany motocykl oraz o wiele bardziej doświadczony Barreda. Widać to już od pierwszych kilometrów imprezy. Hiszpan wygrywa drugi etap i obejmuje prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Niestety problemy z pompą paliwa oraz kłopoty z nawigacją kosztują go koszmarnie dużo czasu. Joan wygrywa jeszcze czwarty, ósmy i dziesiąty etap jadąc tempem, które pozwala rywalizować z najlepszymi. Niestety pomimo wygrania czterech etapów zawodnik Husqvarny ściągnięty zostaje przez straty na dopiero 17. pozycję w klasyfikacji generalnej tracąc do lidera ponad trzy godziny. Wygrywa ponownie Despres.
Reszta sezonu 2013 nie była dla Barredy specjalnie motocyklowa, bo zaraz po Dakarze Hiszpan musiał poddać się operacji kontuzjowanego nadgarstka. Po leczeniu i rehabilitacji Joan jest ponownie na motocyklu i załapuje się na końcówkę sezonu FIM Cross Country. W Rajdzie Maroka zajmuje trzecie miejsce, po czym podpisuje kontrakt z zespołem Honda HRC.
Dakar 2014 to zmiana motocykla na fabryczną Hondę CRF450 Rally. “Bang Bang” Barreda (jak przezywają go rywale) ponownie jest w czubie rajdu i to już od samego jego początku. Wygrywa dwa z trzech pierwszych etapów i obejmuje prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Niestety na etapie czwartym i piątym Joan gubi się z nawigacją i spada na drugą pozycję za Marca Comę. Do tego dochodzą na piątym etapie problemy z pompą paliwa, które kosztują go 40 minut. Mimo to sytuacja nie była tragiczna i wszystko wskazywało na to, że fabryczny zawodnik Hondy dojedzie z bezpieczną przewagą na drugiej pozycji, ale… ambitny i nie odpuszczający nawet na sekundę zawodnik zalicza poważną glebę, która solidnie demoluje motocykl i jego kierowcę. Efekt? Ogromna strata czasowa i spadek na siódme miejsce w rajdzie. Barreda w końcówce imprezy wypada poza podium Dakaru i to pomimo wygrania aż pięciu (!) jej etapów! Taki rozwój wypadków to efekt agresywnej strategii obliczonej na wygrywanie i ciśnięcie rywali, a nie na kalkulacje i liczenie minut oraz punkcików. Co prawda Barreda ciągle był na etapie dobierania właściwego składu mieszanki ambicji, talentu, temperamentu i doświadczenia w jedną zwycięską całość. Nikt jednak już wtedy nie polemizował ze stwierdzeniem, że w Dakarze 2014 tylko on był w stanie zagrozić dominacji Marca Comy, który po problemach Joana miał nad drugim w tabeli Jordi Viladomsem blisko dwie godziny przewagi!
Reszta sezonu jest znacznie lepsza. Hiszpan startuje w cyklu FIM Cross Country i zajmuje trzecie miejsce w generalce, wygrywając w Katarze Sealine Rally.
Dakar 2015 rodzi ogromne nadzieje. Kierowany przez Wolfganga Fischera zespół dysponuje konkurencyjnym motocyklem, zespół jest zgrany i kompetentny, nastawiony na sukces. Co ważne Barreda ma znakomitych partnerów w zespole. Obok niego jedzieLaia Sanz z Hiszpanii (później okaże się że Laia osiągnęła w czasie Dakaru historyczny wynik finiszując na piątym miejscu jednego z etapów i plasując się w generalce na 7 miejscu), Paulo Goncalves i Helder Rodrigues z Portugalii oraz Jeremias Izrael z Chile. Wszyscy kierowcy podczas Dakaru dostali do dyspozycji nowe Hondy CRF450 Rally, które zespół sprawdził w akcji podczas rozgrywanego miesiąc po prezentacji Olibya du Maroco.
- Będziemy walczyć o zwycięstwo w Dakarze, to jest nasz cel! Ostatni Dakar był bardzo intensywny, szło nam ciężko, ale dzień po dniu szliśmy cały czas do przodu i nigdy się nie poddawaliśmy, mimo wypadków i niepowodzeń. Pokazaliśmy, że mamy motocykl, który jest zdolny do wygranej. Honda chce wygrać i mam nadzieję, że w tym roku możemy to zrobić. Wszyscy ciężko pracowali, aby osiągnąć ten cel – mówił we wrześniu 2014 na prezentacji ekipy Joan Barreda.
Od samego początku Honda jasno określała swoje cele. A właściwie jeden, jedyny cel – zwycięstwo. Ogromny nakład pracy, środków i pieniędzy, a do tego sukcesy w imprezach rajdowych Pucharu Świata Cross Country dawały podstawy do optymizmu. Już w Argentynie Barreda tak mówił o swoim planie na rozegranie tegorocznej imprezy:
„Po roku ciężkiej pracy wszystko wygląda świetnie. Przed nami godzina prawdy i wszystko jest już na swoim miejscu. Zaczniemy spokojnie w pierwszym, krótkim etapie, ale od drugiego będziemy musieli zacząć walczyć o pozycje i starać się utrzymać z przodu. Od tego momentu będziemy musieli ciężko pracować dzień po dniu i zobaczymy jak rozwinie się rajd. Postaramy się trzymać koncentrację i unikać kłopotów. Celem jest wypracowanie pozycji, która w drugim tygodniu da nam możliwość wygrania rajdu”.
Hiszpan rozpoczyna imprezę dokładnie tak, jak zaplanował. Pierwszego dnia jest czwarty, ale już na drugim zawodnik Hondy odnosi wyraźne zwycięstwo i wyszedł na prowadzenie w generalce. Trzeci etap to spokojna jazda i trzecie miejsce na etapie podtrzymujące pozycję lidera w generalce. Na czwartym OSie Barreda jedzie łeb w łeb z Comą, ale na końcówce odcinak włącza dopalanie, wyprzedza rodaka i zalicza drugie etapowe zwycięstwo. Przewaga w tabeli rośnie. Piąty etap to popis Comy, ale Barreda mądrze trzyma się blisko bardziej doświadczonego rodaka i dojeżdża do mety oddając zaledwie dwie minuty, nie tracąc zbyt wiele z prowadzenia w generalce. Etap szósty wygrywa Helder Rodrigues, Barreda jest piąty, ale i tak powiększa przewagę nad Comą, który tego dnia ma problemy i finiszuje dopiero ósmy.
Etap siódmy Dakaru to coś absolutnie niewiarygodnego w wykonaniu Hiszpana. Joan zalicza upadek i łamie kierownicę. Przez pozostałe 120 kilometrów odcinka specjalnego Barreda prowadzi jedną ręką (!) tracąc zaledwie sześć minut do czołówki! Tego wieczora na biwaku zawodnicy nie mają dostępu do części i mechaników, muszą sami naprawić swoje motocykle. Swoją kierownicę oddaje bohaterowi naszej opowieści Demian Guiral z zespołu Honda South America Rally Team i do kolejnego etapu Barreda startuje jako lider…
Świetnie radzi sobie zresztą nie tylko on. Na półmetku imprezy wszyscy zawodnicy dosiadający maszyn spod znaku Wielkiego Skrzydła byli w ścisłej czołówce. Niestety po przerwie, w trakcie ósmego etapu ekipa Hondy stanęła w obliczu katastrofy. Przejazd przez wielkie, wyschnięte jezioro Salar de Uyuni w deszczowej pogodzie okazał się zabójczy dla wielu maszyn. Sól bardzo szybko zaczęła osadzać się na motocyklach i quadach, wżerając się w każdą ich część i siejąc spustoszenie w elektryce i elektronice pojazdów. Ofiarami tej sytuacji padli Barreda i Rodriguez, którzy w jednej chwili stracili szanse na wygraną w rajdzie. Z motocyklami tego dnia męczyli się także inni zawodnicy, a Joan nie wycofał się tylko dlatego że jego kolega z zespołu Jeremias Israel holował go przez wiele kilometrów do mety bez oglądania się na własną stratę. Po tej katastrofie która zakończyła się dla Barredy stratą + 3:05'43 Hiszpan nie krył swojego rozczarowania decyzją dyrekcji wyścigu o jeździe w tak skrajnych warunkach, która jego zdaniem (jak również zdaniem wielu innych) naraziła zawodników na niebezpieczeństwo i wypaczyła wynik rywalizacji:
„To ogromna strata dla całego zespołu. To też ogromny wstyd, co nam dzisiaj zrobili każąc się ścigać w morzu. To kompletne nieporozumienie. Cała nasz praca nad wszystkimi naszymi projektami spaliła na panewce. Podjęcie takiej decyzji po prostu nie jest właściwe. Dziś niczego nie było widać, widoczność wynosiła zero. Unosiliśmy się cały czas na powierzchni wody. Kazali nam startować w takich warunkach i oto co się wydarzyło. Mój Dakar zakończył się…”
Poddanie się nie byłoby jednak w stylu Barredy. Choć już tylko o pietruszkę, Joan jechał w kolejnych dniach świetnie. Wygrał dwa kolejne etapy, dziesiąty i jedenasty.
Zawodnicy Hondy ujęli wszystkich wspaniałą pracą zespołową. Jak powiedział Paulo Gonçalves – gdy wygra którykolwiek z zawodników Hondy, wszyscy czuli się będą zwycięzcami. Dlatego nie tylko holowali się gdy zachodziła taka potrzeba, ale też wymieniali się częściami z własnych motocykli gdy po etapie maratońskimi nie mogli skorzystać z pomocy swoich zespołów. Do tego ani na chwilę nie tracili hartu ducha wygrywając kolejne odcinki. Joan Barreda okazał się znakomitym liderem zespołu. Wygrał 4 etapy, a Helder Rodrigues dwa kolejne. Niestety nie wystarczyło to do zwycięstwa, nawet jeśli Comie do wygranej wystarczyła wygrana jednego etapu i równa jazda w dwunastu pozostałych…
Jak rysuje się przyszłość Joana Barredy? Naszym zdaniem prezentuje się ona znakomicie i nie zdziwimy się, jeśli po przesiadce Marca Comy do samochodu podchody do Hiszpana zacznie robić chociażby KTM, szczególnie, że Joan zaprezentował się na prawdę ze znakomitej strony. W tym roku pokazał nie tylko prędkość, ale także dokładność w nawigacji, konsekwentną realizację założonych strategii i efektywne przywództwo w zespole. Odnotował największą ilość wygranych etapów wśród wszystkich zawodników, a swój spadek w klasyfikacji generalnej „zawdzięcza” wyłącznie problemom technicznym.
Zespół Honda HRC już teraz zapowiada powrót na Dakar w roku 2016. Joan Barreda będzie jego liderem. I będzie bardziej konkurencyjny, niż kiedykolwiek dotychczas...
|