W związku z utrzymującymi się cały czas dodatnimi temperaturami powietrza ustalono, przesunięcie zawodów na 13-14 stycznia 2007 licząc na to , że do tego czasu zawita do Polski prawdziwa zima. Niestety, zima nie przyszła, lecz organizatorzy stanęli na wysokości zadania W tym roku sezon startów Ice Racing zaczął się wyjątkowo niekorzystnie. Ciepła aura spowodowała, że wiele z planowanych imprez zostało przełożonych lub wogóle odwołanych. Nie inaczej było w Sanoku, bowiem impreza planowana była pierwotnie na połowę grudnia. W związku z utrzymującymi się cały czas dodatnimi temperaturami powietrza ustalono, przesunięcie zawodów na 13-14 stycznia 2007 licząc na to , że do tego czasu zawita do Polski prawdziwa zima. Niestety, zima nie przyszła, lecz organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Na ponad tydzień, przed planowanymi zawodami aparaty chłodzące toru do łyżwiarstwa szybkiego ruszyły pełną parą, chłodząc nawierzchnię do -180C. Takie chłodzenie dało odpowiedni rezultat w postaci lodowej nawierzchni o grubości dochodzącej do 20cm, a zatem odpowiedniej do przeprowadzenia zawodów.
Kolanem po wodzie Do zawodów zgłosiło się 18 zawodników (w tym 2 rezerwowych) niestety bez Rosjan, którzy wolą jeździć i trenować w lepszych warunkach. Nia zabrakło jednak plejady zawodników reprezentujących prawie cały przekrój europejskiej czołówki z Frankiem Zorn i rodziną Klatovsky na czele. W pierwszym dniu organizatorzy musieli borykać się z opadami deszczu, a co z tym idzie z mokrym torem, który lśnił później od cienkiej warstwy wody przykrywającej lód. Punktualnie o godzinie 18 na całym obiekcie zgasło światło i przy akompaniamencie muzyki zawodnicy wjechali na taflę celem prezentacji. Reprezentantem biało czerwonych barw był wspomniany już wcześniej Zdzisław Żerdziński startujący z numerem 1. Bezpośrednio po prezentacji zawodnicy wyjechali na lód. Już pierwszy wyścig dostarczył niezapomnianych emocji, z racji tego, że kibice nie wiedzieli do końca czego mają się spodziewać. Tymczasem fantastyczną klasę od samego początku pokazał Frank Zorn, krótko przed startem popisując się błyskawicznymi manewrami motocyla na lodzie. Gdy tylko taśma poszła w górę kibice mogli pierwszy raz zobaczyć czym jest Ice speedway. Wyposażone w niemal 3 centymatrowe kolce motocykle pożerały nitkę lodowego toru błyskawicznie rozpędzając się do prędkości rzędu 120km/h. Bez trudu wspinały się na tylne koło jeszcze bardziej rozgrzewając rozetuzjazmowany tłum kibiców. Zakręty zaś, pokonywane były w sposób, jaki dany jest widzieć na torach wyścigowych, nie zaś podczas zawodów żużlowych. Ochraniacze na kolanach, w które wyposażeni byli wszyscy zawodnicy pomagały pokonywać zakręty z lekkim muskaniem tafli lodowej. Ci, którym było to mało, wyposażyli w ochraniacze także lewy łokieć i to nim dotykali nawierzchni. Zalegająca na torze woda, w żaden sposób nie przeszkadzała zawodnikom w rywalizacji. Już pierwszy bieg, który z ogromną przewagą wygrał Frank Zorn, pokazał że pozostali zawodnicy będą mieli ciężki orzech do zgryzienia. W każdym z wyścigów zawodnik ten nie dawał szans rywalom, pokazując w jakim stopniu można opanować jazdę na lodzie. Tak samo świetną techniką jazdy posługiwał się jego rodak, także Austriak Harald Simon. Na bieg, w którym brali udział obaj przyszło nam czekać aż do końca sobotnich wyścigów. Wówczas okazało się, że Zorn jest jednak niepokonany w pierwszym dniu imprezy i zakończył go z kompletem punktów. Simon uległ tylko w ostatnim biegu Zornowi, zdobywając o jeden punkt mniej w tym dniu. Na trzecim miejscu uplasował się ze stratą trzech punktów do prowadzącego, Czech Jan Klatowsky, od początku wskazywany jako jeden z pretendentów do najwyższych miejsc na podium. Startujący Polak pierwszego dnia zebrał do kolekcji dwa punkty tym samym zajmując 15 miejsce w klasyfikacji. | |
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze