IV edycja Pucharu Polski ATV PZM Dragon Winch - relacja
Polski światek offroadowy, skupiający miłośników quadów przeprawowych obchodził niedawno bardzo ważne święto, jakim były pierwsze urodziny Przeprawowego Pucharu Polski ATV PZM 11. kwietnia – dokładnie rok od pierwszej edycji Pucharu Polski i dokładnie na tych samych terenach ośrodka Natura Park w Stężnicy, blisko setka quadowców stanęła do konfrontacji z bardzo trudnym górskim terenem. Wśród nich byli zarówno zawodnicy, którzy doskonale znali to rzemiosło i byli w tym miejscu przed rokiem, jak również zupełni amatorzy, dla których był to pierwszy rajd, w jakim kiedykolwiek brali udział.
Było to wynikiem dużego szumu, jaki powstał po trzech ubiegłorocznych, świetnie przygotowanych rundach tego rajdu. Pierwsi z nich, którzy do znakomitej organizacji byli w zasadzie już przyzwyczajeni, jechali w Bieszczady z jedną zasadniczą i niezwykle ważną niewiadomą „X”, bardzo często decydującą o zdobytym wyniku. Jeśli braliście udział w jakimkolwiek rajdzie lub nawet spotykacie się z przyjaciółmi na wspólną jazdę na quadach w terenie, to zapewne wiecie, co kryje się pod tym symbolem... Oczywiście, macie rację, mowa o pogodzie. Przed rokiem, pomimo połowy kwietnia, w górach leżała gruba warstwa śniegu, który topiąc się tworzył rwące, błotniste, a tym samym niebezpieczne potoki.
Dwa tygodnie temu po śniegu nie było śladu, ale był za to deszcz. On sprawił, że teoretycznie łatwe do pokonania szlaki, stały się prawdziwym wyzwaniem zarówno dla maszyn, jak i ich kierowców.
Nowicjusze mieli więcej zmartwień, zwłaszcza Ci, którzy nie mieli wcześniej okazji jeździć quadami w górach. Dla nich każdy szczegół rajdu był zagadką i rodził wiele pytań, co świadczyło o tym, że podchodzą do niego bardzo poważnie, a wynik debiutu w Pucharze Polski ma dla nich znaczenie.
Pierwsze emocje dało się ujrzeć na ich twarzach już po przyjeździe do bazy rajdu. Wówczas oczom ukazywał się plac wypełniony dziesiątkami quadów, namiot ze strefą odbioru technicznego perfekcyjnie przeprowadzaną przez Norberta Mikulskiego, strefą serwisową - obsługiwaną przez firmy Multimoto oraz Quad Klinika, strefą medyczną, w której do czasu powrotu z trasy ostatniego zawodnika czuwali ratownicy Offroad Rescue Team oraz stoisko głównego sponsora tegorocznego cyklu Przeprawowego Pucharu Polski – firmy Taurs Sea Power, przedstawiciela na Polskę marki Can-am. Cała baza mieniła się kolorami od flag, banerów i balonów wszystkich sponsorów, partnerów i patronów rajdu – Dragon Winch, GARMIN, Seven Guard, Blue Bike, ATV Bieszczady, Moto Mikulski, Ścigacz.pl, Terenwizja, Terenowo.pl, MOTOCYKL, Magazyn Off-Road.pl, SZEKLA 4x4. Zanim nadszedł czas na odprawę wszyscy przybyli do Stężnicy goście mogli wziąć udział w prezentacji firmy GARMIN na temat nawigacji GPS oraz pokazie sponsora tytularnego rajdu, jak zbudowane i jak działają wyciągarki Dragon Winch. Z kolei firma PZU uświadamiała za pomocą swojego symulatora, jak ważną rolę odgrywają pasy bezpieczeństwa w aucie podczas dachowania.
Rajd rozpoczął się o godzinie 20:00 jak zawszę odprawą, podczas której to organizatorzy objaśniali regulamin zawodów, podkreślając nacisk na przestrzeganie zasad poruszania się po wyznaczonym terenie. Zboczenie z wyznaczonego szlaku, a zwłaszcza wjazd na tereny lasów państwowych, pól uprawnych były karane dyskwalifikacją. Nawet powrót do bazy – również w przypadku awarii – mógł odbywać się jedynie po tracku, według którego uczestnicy poruszali się w celu zdobycia pieczątek. Kara dyskwalifikacji i zakaz wyjazdu na trasę rajdu „przysługiwała” za jazdę po spożyciu alkoholu. Weryfikacji stanu trzeźwości uczestników tuż przed ich wyjazdem na trasę rajdu dokonywali ratownicy zespołu Offroad Rescue Team. Większość zasad była dla wszystkich jasna.
Najwięcej pytań rodził nowy (choć nie dla kierowców z klasy Extreme, którzy brali udział w podczas ostatniej ubiegłorocznej edycji rajdu) system elektronicznych pieczątek, przygotowany przez firmę Seven Guard. Dla tych, którzy wielokrotnie dosłownie walczyli o utrzymanie „przy życiu” tradycyjnych kart drogowych ze stemplami, wiadomość o przejściu na system elektroniczny był prawdziwym miodem na serce.
Punktualnie o 21:00 na trasę wyruszyła pierwsza grupa quadowców. W tym roku teren, jaki mieli do dyspozycji zawodnicy był jeszcze większy niż przed rokiem, zatem nie było mowy o jakichkolwiek kolejkach do zdobycia pieczątek. Obierano różne strategie. Jedni wjeżdżali w teren wąwozu tuż po starcie, chcąc zdobyć najtrudniejsze pieczątki, zanim pozostali rozjeżdżą teren. Inni jechali w przeciwnym kierunku, zaczynając od teoretycznie łatwiejszych punktów, zostawiając bardziej wymagające pieczątki na dzień, gdy wszystko będzie widoczne. Jednak tak naprawdę nie było łatwych pieczątek. Deszcz zrobił swoje, do tego stopnia, że niektórzy twierdzili nawet iż jest gorzej niż przed rokiem, gdy wszystko pokryte było topniejącym śniegiem.
W zasadzie, aby dowiedzieć się, czy trasa jest łatwa, czy trudna nie trzeba było wcale na nią jechać. Wystarczyło podczas tych 16 godzin, przez które była otwarta trasa rajdu, wybrać się do strefy serwisowej. Mechanicy nie mieli praktycznie chwili wytchnienia, aby zmrużyć oko i choć odrobinę odpocząć. Sami przyznali, że jeszcze na żadnym rajdzie nie mieli tyle pracy, co podczas tej edycji. O wysokim poziomie trudności mówili również sami zawodnicy, których można było spotkać odpoczywających na trasie. Jedni odpoczywali, bo chcieli, inni, bo musieli z powodu różnych awarii, a jeszcze inni wracali do bazy, aby choć na chwilę przespać się i z rana wrócić po resztę niezdobytych pieczątek.
Tym, którzy wytrwale jeździli całą noc, bez chwili snu, zbawienie przyniósł gorący posiłek przy ognisku oraz puszka energetyzującego napoju Red Bull. Na twarzach wielu z nich widać było duże zmęczenie, chęć wzięcia gorącej kąpieli i snu w ciepłym łóżku. W godzinach przedpołudniowych na mecie zaczęli się pojawiać pierwsi zawodnicy, którzy zdobyli niemal wszystkie pieczątki. Jednak to nie oni stanęli na podium. Najlepsi pieczątkę mety odbijali niewiele przed upływem regulaminowego czasu, co świadczy o bardzo dobrze przygotowanej i oszacowanej czasowo trasie. Tu ukłony należą się Kierownikowi Trasy – Tomaszowi „Dzikiemu” Kudełce, który nie tylko ją przygotował, ale również czuwał, aby wszystko było w jak najlepszym porządku.
Najlepiej poradzili sobie z nią:
Klasa ATV Sport Extreme
- Marek Obrębski #18 – 5790 pkt, 15h 16min
- Tomasz Sitarek #27 – 5770 pkt, 13h 54 min
- Andrzej Kozłowski #9 / Marcin Szynkiewicz #28 – 5620 pkt 15h 59 min
Klasa ATV Sport
- Marek Kubiak #401 – 7310 pkt, 11h 54min (UTV Sport)
- Wiktor Kosiorowski #226 – 7310 pkt, 12h 33min
- Paweł Bińkowski #205 – 7310 pkt, 13h 8min
- Krzysztof Byczkowski #209 – 7240 pkt, 11h 54min
Rajd tradycyjnie zakończył się wspólną biesiadą, podczas której wręczono nagrody najlepszym quadowcom i uhonorowano ich pucharami oraz nagrodami ufundowanymi przez sponsorów. Gościem honorowym tej ceremonii był Pan Stanisław Reterski – Wiceprezes Polskiego Związku Motorowego, Przewodniczący Głównej Komisji Sportów Popularnych i Turystyki, który związał się z Przeprawowym Pucharem Polski oraz jego uczestnikami, darząc ich jednocześnie ogromnym szacunkiem i uznaniem, dla ich czynów, o czym mówił w swoim przemówieniu podsumowującym rajd.
Druga runda Przeprawowego Pucharu Polski ATV PZM Dragon Winch 2014 zaplanowana została na dni 13-15. czerwca. Tym razem organizator zaprasza do miejscowości Mogilno, położonej niedaleko Gniezna, gdzie jak zapowiada, będzie bardzo mokro i bagniście.
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze