Góry Świętokrzyskie - co warto zobaczyć? Polecana trasa PanaMarka (TPM #19)
Opatów-Klimontów-Ujazd-Nowa Słupia-Bodzentyn-Wykus-Wąchock-Starachowice-Kałków-Ćmielów-Opatów (długość trasy około 180 km)
Udamy się w rejon, w którym gdybyśmy chcieli w planowanej trasie zwiedzić wszystkie obiekty i to tylko "po łebkach", to pewnie nie starczyło by na to tygodnia. A tymczasem nasza trasa to zaledwie "dniówka" do zrealizowania. A zatem będą to tylko "liźnięcia" obiektów architektonicznych, bo przecież musimy niespiesznie zachwycać się mijanymi krajobrazami.
Zaczynamy od Opatowa. To miasto leżało na szlaku handlowym, wiodącym z Węgier na Mazowsze, Kujawy, Pomorze, a nawet na Litwę. A cóż przede wszystkim importowano z Węgier? Oczywiście "węgrzyny", którymi raczyła się, często nadmiernie, szlachta. Wystarczy poczytać co na ten temat pisze Jan Kochanowski. Aby móc przechowywać ten napitek, potrzebne były piwnice, zapewniające stałą temperaturę. Takie właśnie piwnice zostały wyryte pod Opatowem i aktualnie można je zwiedzać. Są zdecydowanie ciekawsze, niż te sławniejsze w Sandomierzu. Na dodatek w czasie ostatniej wojny mieli tutaj swoje schowki i strzelnicę żołnierze AK.
"PanMarek" Pasjonat opery, gór i motocykli + dobra czysta wódeczka (na zgłuszenie). |
Trzeba również zwiedzić stojący nieopodal rynku kościół pod wezwaniem św. Marcina (żołnierza rzymskiego, który swoją szatą podzielił się z żebrakiem). W kościele są trzy malowidła, dotyczące chwalebnych kart naszej historii, czyli bitwy na Psim Polu (1109, książę Bolesław Krzywousty kontra król niemiecki Henryk V). Drugie malowidło, to "Bitwa pod Grunwaldem" (1410, nie trzeba tego wyjaśniać) i trzecie to "Bitwa pod Wiedniem" (1683, też no comment). Natomiast najciekawszy (artystycznie) jest nagrobek kanclerza koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego (czasy króla Zygmunta Starego czyli początek XVI w). Pokrywająca nagrobek płyta z brązu to tzw. "lament opatowski", czyli wyobrażenie artysty, jak najrozmaitsi oficjele Rzeczpospolitej opłakują zmarłego kanclerza. Pogdybajmy chwilkę, czy kanclerz wart był takiego "lamentu"? Otóż za swojej kadencji był zdecydowanym przeciwnikiem Turcji i jej ekspansji w Europie i bardzo popierał dynastię Habsburgów, władających Austrią. Fakt, katoliccy Habsburgowie w tamtym czasie, w stosunku do dynastii Jagiellonów, byli stosunkowo słabi. Zarówno terytorialnie, jak i militarnie, a sułtańska i mahometańska Turcja rozlewała się po Bałkanach (i nie tylko) z prędkością pożogi, wspierając podległych sobie Tatarów w najazdach na ziemie Rzeczpospolitej. Ale politycy mają (powinni) myśleć nie tylko o dniu następnym, ale starać się przewidzieć, jak najdalszą przyszłość i to się Szydłowieckiemu nie udało. Bo Austria (dzięki m.in. Janowi III Sobieskiemu) uratowawszy swój byt, w dowód "wdzięczności" w niecałe sto lat potem dołączyła do traktatu "trzech czarnych orłów" (Prusy, Rosja, Austria) i ze swojej strony rozszarpała osłabłą Polskę. A gdyby tak austriackiego gada pożarli Turcy, a potem najprawdopodobniej zaczęli się użerać z rozdrobnioną Rzeszą Niemiecką, a nie mocarstwową wówczas Rzeczypospolitą? Hm!
Opatów. Lament opatowski na sarkofagu kanclerza Szydłowieckiego
Na kościele tkwią tajemnicze rysy, wyrzeźbione w piaskowcowych płytach
W tej restauracji w Opatowie można nieźle zjeść
No, ale dość tych dywagacji i jedziemy dalej. Z Opatowa jedziemy w stronę Sandomierza, ale w Lipniku kierujemy się na Rzeszów (nr 9). W Klimontowie, leżącym troszkę na uboczu głównej drogi, trzeba koniecznie obejrzeć przepiękny kościół z pierwszej połowy XVII w. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz budowla robi ogromne wrażenie. Twórcą jest główny architekt Wawrzyniec (Laurenty) Senes, który miał udział w następnym obiekcie przez nas rekomendowanym do zwiedzenia.
Widok na kościół w Klimontowie
Kierując się bowiem na Iwaniska nie możemy przegapić ruin palazzo in fortezza, czyli pałacu otoczonego obronnymi wałami (kurtynami) i 5 bastionami. To zamek Krzyżtopór, rodowa posiadłość innego rodu, zasłużonego w naszej historii, czyli Ossolińskich. Jest to aktualnie dobrze zabezpieczona ruina, w której warto zwiedzić jej mury oraz przespacerować się po obwałowaniach i bastionach. Zamek, jako budowla, powstał w pierwszej połowie XVII w i niestety nie miał on, jak i jego właściciele, szczęścia. Właściciele bądź szybko umierali, bądź ginęli w bitwach, a zamek był kilkakroć niszczony i rozgrabiany. Oczywiście, pierwszeństwo należy się "niezawodnym" Szwedom, czyli wyjątkowym grabieżcom w XVII w (zresztą nie tylko Polski). Ale swój udział w zniszczeniach zadanych Krzyżtoporowi mieli i inni "niezawodni" łupieżcy, czyli Rosjanie (tutaj w odróżnieniu od zniszczonych i rozkradzionych ziem poniemieckich przyznanych Polsce po 1945 r, byli nimi "tylko" w XVIII w). Połaziwszy sobie po dziedzińcu, ruinach i wałach siadamy na motocykle i jedziemy dalej. Czeka nas teraz fajny kawałek drogi, wijącej się przez pagórki, lasy i pola. Z Iwanisk docieramy najpierw do Łagowa, a potem do Nowej Słupi.
Przed fortalicją w Krzyżtoporze
Dziedziniec pałacowy w Krzyżtoporze
Cóż ciekawego jest w tym miasteczku? W ładnym ryneczku skręcamy w lewo, aby podjechać do placu pełnego najrozmaitszych kramów i knajpek, z którego odchodzi ścieżka na Święty Krzyż z klasztorem. Oprócz relikwii, jaką jest drzazga z Krzyża św., jest tutaj (podobno) pochowany książę Jeremi Wiśniowiecki. Ale na górę trzeba się wdrapać per pedes, a to zajmuje trochę czasu, więc przyjrzawszy się, jak to od stuleci robi i to na kolanach św. Emeryk (kamienny posąg, pod daszkiem, u podnóża góry). wracamy na trasę. Dla pragnących zwiedzić w przyszłości Nową Słupię to jeszcze dodam, że jest tutaj muzeum Starożytnego Hutnictwa w którym jest całe mnóstwo pozostałości po istniejących w tym rejonie dymarkach (to takie malutkie piece hutnicze do wytopu żelaza z tutejszych rud darniowych, opalane węglem drzewnym). Te pozostałości, w kształcie takich skamieniałych kupek, które na polach straszliwie utrudniały prace rolne współczesnym, okolicznym rolnikom, były potem skupowane przez nowoczesne (XIX, XX wieczne) huty i odzyskiwano z nich całkiem sporo metalu.
Przed wdrapaniem się na Św. Krzyż może warto się posilić?
A gdyby tak św. Emeryk zmienił sposób dotarcia na szczyt góry
Z Nowej Słupi, mając cały czas po lewej ręce Masyw Łysogór, z telewizyjną wieżą, docieramy do Bodzentyna. Popatrzymy tutaj na zabytkową, pobieloną, drewnianą zagrodę z początków XIX w, a potem na ruiny biskupiego zamku, w pobliżu którego stoi sięgający swoją historią średniowiecza, kościół.
Stara drewniana chałupa ozdabia Bodzentyn
Bodzentyn. Ruiny biskupiego zamku
Teraz będziemy przebijać się przez ostępy leśne Sieradowickiego Parku Krajobrazowego czyli pojedziemy do Wąchocka. Ale zanim dotrzemy do tego miasteczka, to po drodze zwiedzimy kwaterę Jana Piwnika "Ponurego", sławnego dowódcy AK z okresu okupacji niemieckiej w Polsce. "Ponury" pochodził z nieodległych Janowic, wsi na przedgórzu Jeleniowskim. To bardzo barwna i bohaterska postać, zresztą były policjant, ale my piszemy tutaj o trasie turystycznej. Miał swoją kwaterę na Wykusie, ale potem rozkazami naczelnego dowództwa został przeniesiony na zupełnie mu obce tereny, czyli do Nowogródczyzny (obecnie Białoruś) i tam poległ. Ten rejon znany był już od czasów Powstania Styczniowego jako miejsce kwaterowania oddziałów powstańczych.
Wąchock. "Sołtys na zagrodzie równy wojewodzie". W tle cysterski kościół
Wąchock to miejscowość rozsławiona rozmaitymi dowcipami o powiedzonkach i zachowaniach tutejszego sołtysa. Ba, stoi tu nawet poświęcony mu pomniczek. My jednak skupimy się na obejrzeniu bryły klasztoru i kościoła cystersów oraz na pomniku "Ponurego" w rynku wąchockim. Oczywiście gorąco zachęcam do zwiedzenia wnętrz klasztornych. Ponieważ zabiera to zbyt wiele czasu, jak na naszą jednodniową eskapadę, więc zróbmy to przy innej okazji. Dodam że w kościele jest grobowiec naszego sławnego partyzanta.
Klasztor cystersów w Wąchocku
Pomnik "Ponurego" na rynku w Wąchocku. Niedaleko stąd jest Wykus
Z Wąchocka do Starachowic jest tuż, tuż. Starachowice to obok Ostrowca Świętokrzyskiego główny ośrodek przemysłowy Kielecczyzny. Któż nie zna samochodów "Star" tutaj produkowanych i mających tutaj swoje muzeum. Jest też tutaj wspaniale zachowany obiekt, jakim jest wielki piec z całym oprzyrządowaniem. Ten piec jak i olbrzymia machina dająca do niego nadmuch, czynią ogromne wrażenie na ludziach, którzy technikę pojmują jako smartfony, tablety, rowery elektryczne czy inne elektroniczne gadżety. To tak, jakbyśmy postawili obok domowego kota czy ratlerka ogromnego brontosaurusa z epoki kredy. A zapewniam, że i pod względem estetycznym jest nad czym się zachwycić, oglądając detale tych maszyn. Na terenie muzeum znajduje się również ekspozycja dawnych dymarek i całego prehistorycznego przemysłu wydobywczo-hutniczego.
Przed muzeum w Starachowicach
Wielki piec na terenie muzeum w Starachowicach
Nasyciwszy się wspomnieniem dawnej, minionej wielkości jedziemy teraz do nieodległego Kałkowa. Całe szczęście, że gabarytów motocykli nam nie zminiaturyzowali i ciągle jakoś możemy się na nich przemieszczać. Ale też i elektroniki pakują do nich w ilościach często nieogarnialnych przeciętnym motocyklowym rozumem. W Kałkowie, obok starego kościoła, jest spory, teren nad którym góruje zrobiona z miejscowego, czerwonego piaskowca, wieża. Rozpościera się z niej perspektywiczny widok na ładną, pofałdowaną, okolicę. Natomiast w wieży jest mnóstwo rozmaitych pamiątek po dawniejszych, a zwłaszcza bardziej współczesnych, "dolach i niedolach" Polaków. To bardzo ciekawe i pouczające miejsce. Wyjeżdżając z Kałkowa otrzemy się o ciekawy zbiornik wodny o nazwie Wióry. Zapora, na której jest też umieszczona elektrownia, zrobiona jest z tego samego kamienia, co wieża w Kałkowie. Potem, objechawszy od południa wspomniany już Ostrowiec Świętokrzyski, kierujemy się na Ożarów.
Kałków. W tej wieży mieści się muzeum historyczne
Malowniczy widok z wieży w Kałkowie. Widać zalew Wióry
W Ćmielowie warto popatrzeć, bo jeśli będziemy mieli kiedyś sposobność po temu to i zwiedzić, zakład produkujący wyroby z porcelany. To nie jest tylko wytwórnia. To jest również muzeum w którym możemy prześledzić proces formowania, barwienia i wypalania wyrobów z glinki porcelanowej. Ale to również wymaga czasu, więc warto się zastanowić nad wygospodarowaniem go przy nadarzającej się sposobności. Natomiast zdecydowanie warto, gdyż zajmuje to niewiele czasu, popatrzeć na znajdujące się w Ćmielowie ruiny fortyfikacji. Teraz na wysepce, otoczonej zewsząd wodą, stoją tylko smętne ruiny. Nota bene ta wysepka to też jest zadziwiająca sprawa, bo otaczające ten wodny akwen ziemne wały powinny być otoczone fosą z zewnątrz a przestrzeń między tymi wałami, a zabudowaniami wewnętrznymi, powinna być suchym terenem. Skąd i dlaczego wzięła się tu woda?
Ćmielów. Fabryka porcelany
Stąd do Opatowa, z którego rozpoczęliśmy naszą wycieczkę, jest niedaleko. Zakonotowawszy zatem, że zostało nam z dzisiejszej trasy, mnóstwo rzeczy do powtórnego, dokładniejszego zwiedzenia, możemy zasiąść do dobrego posiłku, który w Opatowie serwuje restauracja "Żmigród", posadowiona w rynku vis a vis wejścia do opatowskich podziemi.
I znowu nawinęliśmy na koła piękny kawałek naszej Ojczyzny. A ile tu, na tej Kielcczyźnie, jest zabytków! A jakie krajobrazy!
Opatów-Klimontów-Ujazd-Nowa Słupia-Bodzentyn-Wykus-Wąchock-Starachowice-Kałków-Ćmielów-Opatów (długość trasy około 180 km)
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze