GP San Marino - trzynasta runda MotoGP
Czy start przed własną publicznością okaże się wreszcie szczęśliwy dla wyjątkowo przesądnego i a ostatnio trapionego pechem, Valentino Rossiego?
Grand Prix San Marino będzie trzynastą rundą MotoGP w tym sezonie. Czy start przed własną publicznością okaże się wreszcie szczęśliwy dla wyjątkowo przesądnego i a ostatnio trapionego pechem, Valentino Rossiego? Dużo szczęścia w walce o obronę tytułu przeciwko Caseyowi Stonerowi potrzebuje także Jorge Lorenzo.
Doktor w tarapatach
Kiedy po testach w Czechach już wydawało się, że Ducati zaczęło widzieć światełko w tunelu, Grand Prix Indianapolis przyniosło tydzień temu najgorszy wynik Rossiego w tym sezonie, dziesiątą pozycję. Owszem, to rezultat po części wywołany awarią skrzyni biegów, która kilkukrotnie wrzuciła luz podczas redukcji i doprowadziła do wyjazdu poza tor, który kosztował Włocha kilkanaście sekund. Jednak problemy z brakiem wyczucia przedniego koła wciąż są w Ducati ewidentne i nawet gdyby nie wycieczka na pobocze, w Indianapolis Rossi i tak byłby w najlepszym razie szósty, ze stratą około trzydziestu sekund do zwycięzcy.
Jeśli na Misano los nie uśmiechnie się do 32-latka, to gdzie? Wyścig tuż przy plaży i adriatyckich kurortach w Rimini, to przecież dla Rossiego domowa runda. Urodził się, wychowywał i mieszka zaledwie kilka kilometrów od toru, na którym w najbliższy weekend pojawią się dziesiątki tysięcy jego głównie włoskich fanów. Niestety, przed weekendem nawet „Doktor” nie pałał optymizmem: „To start przed własnymi kibicami, więc oczywiście chciałbym wywalczyć lepszy wynik, niż te z ostatnich wyścigów, ale skupiamy się teraz na przyszłości. Musimy brać pod uwagę to, że nasz wynik nie będzie satysfakcjonujący. Ani dla nas, ani dla naszych fanów.”
Ducati ma w najbliższych dniach przygotować trzy nowe rozwiązania do testów. Wiele mówi się o tym, że słynący z karbonowej ramy motocykl, może otrzymać na przyszły sezon aluminiowe podwozie i na dzień dzisiejszy wydaje się to chyba jedynym ratunkiem dla włoskiej marki, która jednak nie ma doświadczenia w przygotowywaniu tego typu komponentów (Ducati słynie przecież ze stalowych ram kratownicowych). Co z tego wszystkiego wyniknie? Przekonamy się wkrótce, ale jednak nie w ten weekend. Tymczasem kibicom słynnego numeru 46 pozostaje trzymanie kciuków.
Lorenzo: Stoner odjeżdża, Dovizioso goni
Wielu trzymanych kciuków i mnóstwa szczęścia potrzebuje także ubiegłoroczny mistrz świata, Jorge Lorenzo. Po kolejnych problemach z przednią oponą w USA, Hiszpan do prowadzącego w tabeli Caseya Stonera traci już aż 44 punkty i jeśli natychmiast nie zacznie wygrywać wyścigów, walka o tytuł rozstrzygnie się przed czasem, czyli przed ostatnią, listopadową rundą w Walencji. Lorenzo w nietypowo krótkim komentarzu przed GP San Marino: „Chcę jak najszybciej zapomnieć o ostatnim wyścigu. Misano to tor, który lubię i na którym wygrywałem w przeszłości, więc razem z zespołem spróbujemy wrócić na szczyt i nadal walczyć o tytuł.”
Misano to krótki, wolny i techniczny tor, który teoretycznie powinien wyrównywać szanse Yamahy w dotrzymaniu kroku Hondom. Faktycznie, M1-ki radzą sobie świetnie w krętych sekcjach, co potwierdzają dwa zwycięstwa Rossiego i zdystansowanie rywali w latach 2008-2009. Niestety jednak krótkie proste na końcu wolnych zakrętów powinny dawać przewagę modelowi RC212V, słynącemu z wyjątkowo szybkiej i efektywnej skrzyni biegów. Z drugiej strony potrzebna jest tutaj świetna stabilność na hamowaniu, a to słaby punkt Hondy. Mimo wszystko już rok temu triumfował tutaj właśnie Dani Pedrosa. Jakby tego było mało, statystyki przemawiając na korzyść prowadzącego w tabeli Stonera. W tym sezonie 25-latek wygrywał na wszystkich torach, na których triumfował w roku 2007, kiedy wywalczył mistrzowski tytuł w MotoGP na Ducati. Wówczas, na Misano Australijczyk sięgnął zarówno po zwycięstwo, jak i pole position.
Jednak start w San Marino to nie tylko domowa runda dla Rossiego, ale także dla Marco Simoncelliego (choć przyznaje, że nie lubi tego toru), a przede wszystkim dla trzeciego w tabeli, Andrei Dovizioso. Choć jego dni w zespole Repsol Honda są już policzone, a przyszłość w barwach HRC niepewna, Włoch ma chrapkę i realną szansę na tytuł wicemistrzowski. Do Jorge Lorenzo, Dovizioso traci bowiem zaledwie 25 punktów. „Wierzę, że walka o wicemistrzostwo jest możliwa, a że mieszkam blisko toru, postaram się ukończyć wyścig na podium. Jestem przekonany, że doświadczenia z poprzedniego roku, kiedy byłem tutaj czwarty za Valentino Rossim, pomogą mi, podobnie jak podium, które wywalczyłem w tym sezonie na Mugello.”
To właśnie Dovizioso będzie jednym z głównych bohaterów studia MotoGP na antenie SportKlubu w najbliższy weekend. W czeskim Brnie rozmawialiśmy zarówno z nim, jak i jego szefem mechaników Ramonem Aurinem i dowiedzieliśmy się, co uniemożliwia Włochowi nawiązanie regularnej walki o zwycięstwa. Studio MotoGP rusza w sobotę o godz. 12:30 oraz w niedzielę o 10:30, a także pół godziny przed wyścigiem MotoGP, który rozpocznie się w niedzielę, o godz. 14. Porozmawiamy nie tylko z Dovim, ale i odchodzącym z wyścigów Lorisem Capirossim oraz managerem Valentino Rossiego, Davide Brivio.
Dodatkowych emocji dostarczą zawodnicy klas 125ccm i Moto2, gdzie w mistrzowski pojedynek pomiędzy Bradlem i Marquezem, włączy się także liczna grupa zdeterminowanych, włoskich zawodników, jak Simone Corsi czy Mattia Pasini. Wisienką na torcie będzie także sobotni finał tegorocznej rywalizacji w pucharze Red Bull Rookies, gdzie tylko kilka punktów dzieli Włocha, Lorenzo Baldassarriego oraz Australijczyka, Arthura Sissisa.
Bolesne wspomnienia
W tym roku Misano to trzynasta runda sezonu. Rok temu nie była pechowa, tragiczna. Śmierć w wyścigu kategorii Moto2 poniósł japoński zawodnik, Shoya Tomizawa, który upadł w najszybszym zakręcie toru 'Curvone', a następnie został potrącony przez jadących za nim zawodników: faworyta publiczności, Alexa de Angelisa oraz Brytyjczyka Scotta Reddinga.
Misano było także punktem zwrotnym kariery i życia trzykrotnego mistrza świata klasy 500ccm. Jadąc po kolejny tytuł w roku 1993, Amerykanin Wayne Rainey upadł w pierwszym zakręcie (zawodnicy ścigali się wówczas w przeciwnym kierunku do obecnego) i złamał kręgosłup. Od tego czasu porusza się na wózku i choć sam ścigał się w wyścigach go-kartów, przez wiele lat prowadził utytułowany zespół Yamahy, a nawet po przejściu na emeryturę odwiedzał europejskie tory, nigdy nie wrócił do San Marino. W najbliższy weekend ulegnie to jednak zmianie, a Rainey po 18 latach, powróci na tor, na którym tak pechowo zakończyła się jego wyścigowa kariera.
|
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze