GP Francji w Le Mans: podwójny triumf braci Marquez
Nie wiemy dokładnie, jakie plany na dzisiejszy wieczór mają Marc i Alex Marquezowie, ale obstawiamy naprawdę grubą wspólną imprezę dwóch ekip. Obaj zawodnicy w pięknym stylu wygrali wyścigi w swoich klasach o GP Francji, które odbyły się dziś na torze Le Mans.
W tym roku słynny francuski tor Le Mans okazał się wyjątkowo zdradliwy, w czym niewątpliwy udział miała kapryśna pogoda. Dlatego od pierwszych treningów po niedzielne wyścigi non stop obserwowaliśmy zawodników czule witających się z asfaltem i żwirem, również tych z czołówki.
MotoGP
O tym, jak ciężko na zimnym torze prawidłowo dogrzać opony i uzyskać optymalną przyczepność przekonali się dwaj kierowcy klasy MotoGP, którzy zakończyli rywalizację już na okrążeniu rozgrzewkowym. Joan Mir i Karel Abraham niemal w tym samym momencie wylądowali poza torem, a uszkodzenia ich maszyn nie pozwoliły na wzięcie udziału w wyścigu. Zrozpaczony Mir wściekle kopał w ścianę z opon i wcale mu się nie dziwimy.
Na pierwszej linii startu w klasie królewskiej tym razem ustawili się kolejno Marquez, Petrucci i Miller. Hiszpański kierowca od razu objął prowadzenie, które dał radę dowieźć do samej mety. Choć ostatecznie minął ją ze sporą przewagą nad kolejnym zawodnikiem, to musiał się tym razem naprawdę mocno postarać. Głównie za sprawą Jacka Millera z Ducati Pramac, który pierwszą część wyścigu jechał jak w transie, dotrzymując tempa Marquezowi i agresywnie przepychając się z nim w zakrętach.
Na około 11 okrążeń przed metą Australijczyk zaczął mieć jednak problemy z przegrzanymi oponami, co spowodowało jego ostateczny spadek na czwartą pozycję. Pozostałe dwa miejsca na podium podzielili między siebie koledzy z fabrycznego teamu Ducati. Tym razem Dovizioso spokojem i doświadczeniem pokonał Petrucciego, choć ten skutecznie go podgryzał.
Po wyścigu w Le Mans należy docenić dwóch zawodników ze środka stawki. Pol Espargaro z KTM-a jechał jak natchniony, w czym pomógł mu nowy karbonowy wahacz. Znakomite szóste miejsce udowadnia, że austriacki team jest w końcu na dobrej drodze. Drugim bohaterem dnia jest Fabio Quartararo. Pupil miejscowej publiczności, po niezbyt udanych kwalifikacjach i błędach w pierwszej części wyścigu, w drugiej pokazał niesamowite tempo, bez większego trudu zostawiając za sobą takich zawodników jak Lorenzo, Crutchlow i Rins. Ostatecznie dojechał do mety na ósmym miejscu.
Największym przegranym wyścigu w Le Mans jest niewątpliwie Alex Rins. Fatalne kwalifikacje i brak błysku w wyścigu kosztowały go spadek o jedną pozycję w klasyfikacji generalnej - obecnie jest trzeci, 12 punktów za Dovizioso. Z kolei Marc Marquez pewnie idzie po ósmy tytuł mistrza świata. Jego tegoroczna forma jest fenomenalna. Dzisiejsze zwycięstwo było jednocześnie historycznym, trzysetnym triumfem Hondy w klasie królewskiej.
Moto2 i Moto 3
W kategorii pośredniej mieliśmy tym razem jednego, zdecydowanego lidera. Alex Marquez, młodszy brat Marca, ustawił wyścig pod siebie już na początku, a z każdym okrążeniem tylko powiększał przewagę. Wytrzymał psychicznie i nie popełnił błędu aż do mety. Drugie miejsce przypadło Jorge Navarro, po ostrym boju z Augusto Fernandezem.
Thomas Luthi dobrze zaczął, ale w pewnym momencie wyraźnie zwolnił i pozostał poza czołówką już do końca wyścigu, kończąc go na szóstym miejscu. Niestety, upadki zaliczyli dwaj znakomici zawodnicy: Remy Gardner oraz lider tabeli Lorenzo Baldassarri, któremu udało się jednak utrzymać prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Włoch jeździ w tym roku zerojedynkowo - albo wygrywa, albo nie kończy wyścigu. O wielkim pechu może również mówić Simone Corsi, który walczył z Marquezem o prowadzenie i pierwsze w życiu zwycięstwo w rundzie mistrzostw świata, ale nie wytrzymał presji i wyleciał z toru.
W klasie Moto3 triumfował tym razem John McPhee, który wyprzedził Lorenzo Dalla Portę i Arona Caneta. Kolejna runda Motocyklowych Mistrzostw Świata odbędzie się za dwa tygodnie na włoskim torze Mugello.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze