Elektryczne motocykle Can-Am. Pulse i Origin pod presj± cenow±
Can-Am, marka znana głównie z trójkołowych bestii takich jak Spyder czy Ryker, postanowiła wrócić na dwa koła.
I nie chodzi tu o rowery, ale o pełnoprawne motocykle elektryczne, które mają udowodnić, że prąd może być równie emocjonujący co ryk silnika V-twin. Brzmi super, prawda? Tylko czy na pewno? Zanim zaczniemy świętować, spójrzmy na drobny problem, który może przyprawić klientów o ból portfela.
Otóż Can-Am wypuścił właśnie pierwsze seryjne egzemplarze swoich motocykli elektrycznych - Pulse i Origin - z fabryki w Querétaro w Meksyku. Nie są to już prototypy testowane przez rozpuszczonych dziennikarzy na darmowych krewetkach, ale motocykle gotowe trafić do zwykłych śmiertelników, czyli nas. Prawdziwe maszyny, które wkrótce pojawią się w salonach i będą dostępne dla każdego, kto chce poczuć moc elektryczności podaną w stylu Can-Am.
Ale zanim zaczniemy klaskać i otwierać szampana, warto przypomnieć, że od 20 stycznia te cuda mogą być... o 4000 dolarów droższe. To może zastopować radosny pochód Cam-An w USA, a w takim razie również na innych rynkach świata. O co chodzi?
Otóż wszystko wskazuje na to, że były prezydent Trump, planujący wielki powrót, ma ochotę nałożyć 25-procentowy podatek importowy na towary z Kanady i Meksyku. Oznacza to, że motocykle Can-Am, produkowane w Meksyku, mogą znacznie podrożeć.
Jeśli spojrzeć na ceny dwukołowych elektryków w USA, przy obecnych poziomach Pulse kosztuje około 14 499 dolarów, a Origin jeszcze więcej. Dodajmy do tego 25 procent cła, a ceny zostają wywindowane do około 17 500 dolarów za Pulse i 18 125 dolarów za Origin - i to jeszcze przed doliczeniem podatków, opłat rejestracyjnych i innych "przyjemności". Po wyjściu z salonu cena może sięgnąć niemal 20 tysięcy dolarów - czyli ponad 80 tys. zł! W czasach, gdy ceny wszystkiego od chleba po benzynę wspinają się jak alpinista na Mount Everest, trudno uznać to za okazję życia.
Ale czy te cła na pewno wejdą w życie? Kanadyjski premier Justin Trudeau i meksykańska prezydentka Claudia Sheinbaum już próbowali przekonać Trumpa, żeby dał sobie spokój z tą "genialną" ideą. Co więcej, Meksyk grozi, że w odpowiedzi obłoży amerykańskie towary swoimi cłami. Czyli, jakby to ująć, "oko za oko, cło za cło".
Dla Can-Am to dość ryzykowna sytuacja. Firma z wielką pompą powraca na rynek motocykli dwukołowych, ale w obliczu takich cen, konsumenci mogą nie być zbyt chętni, by wskoczyć na elektryczne siodło. A szkoda, bo sama idea motocykli Pulse i Origin brzmi obiecująco - lekkie, szybkie, z pazurem i mnóstwem technologii na pokładzie.
Więc czy Can-Am zdoła przejechać przez tę burzę celną bez wywrotki? Miejmy nadzieję, że wszyscy gracze na tej szachownicy znajdą jakieś rozwiązanie, zanim będzie za późno. Bo jeśli nie, to zamiast rewolucji elektrycznej na dwóch kołach, będziemy oglądać jej szybki i bolesny zjazd w dół.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze