Elektryczna mobilność to ryzyko masowych zwolnień? Pracę straci nawet 600 tys. osób
Przejście na mobilność elektryczną trwa i oznacza bezprecedensowe wyzwania dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. Do kosztów transformacji trzeba doliczyć zmiany dla tysięcy zatrudnionych w segmencie.
W obliczu coraz bardziej ambitnych celów klimatycznych wycofanie silnika spalinowego wydaje się niemal nieuniknione i jest ustaloną polityką w coraz większej liczbie krajów.
Oprócz innych czynników oddziałujących na przemysł, takich jak digitalizacja i automatyzacja, będzie to miało znaczące konsekwencje dla zatrudnienia — od utraty miejsc pracy po konieczność przekwalifikowania setek tysięcy ludzi, co stanowi ogromne wyzwanie naszych czasów.
Szacunki dotyczące tego, ile miejsc pracy zostanie ostatecznie zlikwidowanych w europejskim przemyśle motoryzacyjnym w okresie przejściowym, oraz w jakim stopniu mogą one zostać zrekompensowane przez nowe miejsca pracy powstające w tym sektorze — na przykład w produkcji akumulatorów, są… niepewne. Ale coraz częściej pojawiają się głosy, że za elektryczną ewolucję zapłacą przede wszystkim pracownicy, którzy utracą miejsca pracy. I będzie ich dużo, bardzo dużo.
Thierry Breton, niegdyś dyrektor generalny Thomsona i France Telecom, później francuski minister gospodarki i przemysłu, a obecnie członek Komisji Europejskiej, oznajmił niedawno, że w Europie nastąpi potężna redukcja etatów, która może oznaczać brak kilkuset tysięcy miejsc pracy. To zagrożenie dla wszystkich krajów Europy, a Polska nie jest w lepszej sytuacji od innych członków UE.
Potężny europejski przemysł motoryzacyjny zmaga się z przyspieszającym przejściem na samochody określane jako przyjazne dla klimatu. Wpływ na gospodarkę Europy będzie znaczny, ponieważ miliony ludzi zarabiają obecnie na życie, produkując konwencjonalne samochody i ich części. Wiele z tych osób będzie musiało się przekwalifikować, aby dostosować się do nowych zadań w produkcji pojazdów elektrycznych. Inni stracą pracę, chociaż mobilność niskoemisyjna oferuje nowe możliwości zatrudnienia w przemyśle, takie jak produkcja akumulatorów. Ale czy to wystarczy?
W rozmowie dla włoskiego dziennika "Coriere Della Sera" Thierry Brenton wyjawił, że transformacja branży motoryzacyjnej będzie oznaczać utratę około 600 tysięcy miejsc pracy w Unii Europejskiej. Jednocześnie to nie jest tak, że zakaz sprzedaży nowych samochodów z silnikami konwencjonalnymi, który zacznie obowiązywać od 2035 roku, nie wpływa na politykę koncernów już teraz.
Porozumienie dotyczące bardziej rygorystycznych norm emisji CO2 zostało zawarte w październiku 2022 roku, a zatem nie minęło nawet pół roku i już widzimy jego skutki. Amerykański Ford zapowiedział właśnie konieczność zwolnienia blisko 4 tysięcy pracowników w swoich europejskich fabrykach. Powód? Konieczność przestawienia się na samochody elektryczne. Sygnały o redukcji wielu miejsc pracy pojawią się również ze strony innych, wielkich graczy na Starym Kontynencie, a kłopoty niestety nie ominą też Polski.
Zapowiedź zwolnień grupowych ogłosiła Grupa Stellantis, do której należy fabryka silników w Bielsku-Białej. Koncern, który powstał w 2021 roku z fuzji Fiat Chrysler Automobiles z Groupe PSA, ujawnił, że prace straci blisko połowa pracowników, co jest spowodowane koniecznością przejścia na produkcję silników elektrycznych.
Fakty są takie, że produkcja aut zasilanych prądem jest prostsza. Te pojazdy nie mają skrzyń biegów, ich silniki składają się z mniejszej liczby elementów, co przekłada się na mniej liczne ekipy operatorów - pracowników na liniach montażowych. To oznacza zwolnienia.
Branża elektryczna to bardzo skomplikowany i wielowarstwowy układ wzajemnych zależności, więc w cieniu wielkich graczy znajdują się dziesiątki i tysiące mniejszych firm, które również będą musiały podjąć trudne decyzje kadrowe. Czy znajdujemy się w przededniu masowych zwolnień w branży motoryzacyjnej? To niestety bardzo prawdopodobne.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze