Drezno-Wroc³aw 2009 - relacja
W sobotę, 4. lipca zakończył się 15. Rajd Przyjaźni Polsko-Niemieckiej, znany powszechnie jako Rajd Drezno-Wrocław. Choć w tym roku grono naszych reprezentantów nie było tak liczne, jak w roku ubiegłym, to jednak po raz kolejny bezwzględnie udowodniliśmy, że należymy do offroadowej czołówki Europy .
Do niemieckiego Drezna, gdzie co roku rozgrywany jest prolog i odbywa się uroczyste otwarcie zawodów, przybyło blisko 300 zawodników. Wraz z ekipami serwisowymi, osobami towarzyszącymi, dziennikarzami oraz kibicami stworzyli ogromnie miasteczko rajdowe. Rozpoczęcie „Małego Dakaru" to nie tylko wielkie wydarzenie dla samych uczestników rajdu, ale to także niezwykłe święto dla mieszkańców Drezna, którzy co roku gromadzą się na Moście Augusta, by powitać i zagrzać do walki zawodników.
|
Niemieckie OSy
Wstęp do Drezno-Wrocław Anno Domini 2009 był podzielony na 3 etapy, z których pierwszy i ostatni rozgrywano na terenie starej, nieczynnej i nieco zdewastowanej fabryki. Drugi odcinek specjalny przygotowany został na terenach ogromnej piaskowni, mieszczącej się na drugim końcu miasta. Prolog był bardzo widowiskowym dla kibiców etapem. Przejazdy przez halę, walka na uciążliwych dziurach wykopanych przez koparki, bardzo strome podjazdy oraz zjazdy na piaskowni, woda i błoto - czego trzeba więcej? Pierwsze dwa miejsca w kategorii quad zajęli Jacek Bujański i jego przyjaciel z Holandii, Martijn van Gastel, którzy wspólnie jechali cały rajd.
|
W niedziele, po oficjalnym starcie zawodników z Mostu Augusta, karawana z maszynami na przyczepach i lawetach ruszyła w głąb Niemiec, a dokładnie w okolice Lipska. Tam na terenach nieczynnej kopalni odkrywkowej, znanej uczestnikom zawodów Baja Saxonia, rozegrany został pierwszy oficjalny etap rajdu. Łatwo nie było. Głównym problemem zawodników nie był teren, lecz kłopoty nawigacyjne, które według wielu rajdowców wynikały z błędów w roadbooku. W klasyfikacji quadów przed Jacka Bujańskiego i jego teamowego kolegi wskoczył Niemiec, Rico Tzschichholz.
|
Bój na polskich poligonach
Poniedziałkowy etap tak naprawdę rozpoczął się jeszcze w niedzielę, kiedy po zakończeniu rywalizacji pod Lipskiem załogi szybko spakowały cały swój sprzęt i ruszyły w 400-kilometrową trasę na poligon drawski, gdzie w poniedziałek po południu zawodnicy ponownie dosiedli maszyn. Start z miejscowości Bren, leżącej poza poligonem i docelowym miejscem rywalizacji dla wielu uczestników „Małego Dakaru", był pomysłem bez sensu. Niektórzy zawodnicy stracili naprzejazd wiele paliwa i musieli prosić kolegów o wsparcie, by móc wrócić do bazy. Około godziny 17. nadeszła burza, która znacznie utrudniła pokonanie liczącego około 120 km odcinka specjalnego. W rezultacie ostatnie załogi powróciły z trasy dopiero nad ranem następnego dnia.
|
Wtorek i środa były typowymi, rajdowym dniami na poligonie drawskim. Zawodnicy pokonywali czołgówki, w których nagromadziły się hektolitry wody. Nie brakowało jazdy po lasach, czy też trudnych odcinków nawigowanych na azymut, gdzie trzeba było odnaleźć punkty kontrolne. Poza tym były piękne przeprawy przez rzeki, błota po szyję, a liczne występujące opady deszczu, którym towarzyszyły najczęściej burze ratowały zawodników od uciążliwego kurzu.
|
Żądny ofiar Hannibal
Czwartek, dla zawodników 15. Rajdu Przyjaźni Polsko-Niemieckiej był dniem najtrudniejszym. Przyszedł czas zmierzenia się z Hannibalem. 480kilometrów trasy, na których rozmieszczono 5 odcinków specjalnych dały się wszystkim mocno we znaki, a niektórym nawet bardziej. Do pokonania były długie na 20-30metrów kałuże, wypełnione wodą czołgówki, gdzie kryły się niebezpieczne dziury, rzeczne przeprawy, na których wielu quadowców podtopiło swoje sprzęty. Wiele załóg powróciło do bazy, która mieściła się w Trzebieniu w późnych godzinach nocnych. W klasie ATV, z morderczym Hannibalem, najlepiej poradzili sobie Jacek Bujański i Martijn van Gastel, którzy dystans 480 km pokonali w granicach sześciu godzin. Z czasem prawie o godzinę gorszym na mecie pojawił sięTzschichholz, który startował na pojeździe marki Sym.
|
Koniec blisko
Dwa ostatnie dni rajdu były już znacznie lżejsze niżeli Hannibal, na którym uczestnicy walczyli dzień wcześniej. Dla kibiców, którzy ze zniecierpliwieniem wyczekiwali przybycia rajdu na tereny poligonów w Żaganiu i Świętoszowie, przygotowano widowiskowy OS w centrum miasta. Poza tym było dużo ścigania po piachach, gdzie zawodnicy walczyli o sekundy. W sobotę wśród quadowców najlepszy czas uzyskał Martijn van Gastel, drugi był Mr. Quad, a trzeci Rico Tzschichholz. Niestety ani Jackowi Bujańskiemu ani Holendrowi nie udało się nadrobić strat do niemieckiego zawodnika i to on stał się zwycięzcą w kategorii Quad 15. Rajdu Przyjaźni Polsko-Niemieckiej. Drugie miejsce zajął Martijn van Gastel, a na trzecim miejscu uplasował się Jacek Bujański.
|
Polacy w Drezno-Wrocław 2009
W klasie quadów, w której startowało łącznie 12 zawodników, oprócz Jacka Bujańskiego nasz kraj reprezentowali kierowcy quadów Yamaha Grizzly 660, Marcin Rewilak oraz Krzysztof Kruczkowski. Zajęli oni odpowiednio 5. i 10. pozycję, za co jako debiutantom należą się im duże brawa. Jedynym motocyklistą z Polski był Marcin Macala, który startował na Suzuki DR-Z 400. Marcin przygodę z offroadem rozpoczął zaledwie pół roku temu i jako debiutant rajd ukończył na 70. miejscu spośród 92 zawodników startujących w klasie motocykli. Gdyby nie 14-godzinna kara, którą otrzymał za nie stawienie się na jednym z etapów prologu, to zająłby prawdopodobnie pozycję gdzieś w połowie stawki. O sporym pechu może mówić załoga jedynej, polskiej ciężarówki, w której to zasiadali Krzysztof Ostaszewski, Łukasz Piasecki i Krzysztof Kretkiewicz. Awaria skrzyni biegów nie pozwoliła wystartować załodze Urala w ostatnim etapie, przez co ostatecznie zajęli 15. pozycję. Największymi bohaterami zostali nasi kierowcy samochodów terenowych. Sukces Alberta Gryszczuka i Michała Krawczyka z 2005 roku, kiedy to Polacy zwyciężyli rajd Drezno - Wrocław, powtórzyli Paweł Oleszczak i Maciek Chełmicki. Obok nich puchar za drugie miejsce odebrali Marek Schwarz i Wojciech Kałamaga, a tuż za podium, ze startą kilku minut do trzeciej załogi znaleźli się Robert Kufel i Dominik Samosiuk.
Podsumowanie
Wielu polskich zawodników startujących od kilku lat w rajdach Drezno-Wrocław ubolewało, że organizacją zawodów od początku do końca nie zajmował się Albert Gryszczuk, co zapowiadano w roku ubiegłym. W trakcie rajdu momentami panował chaos, który najbardziej wyczuwalny był w kwestiach organizacyjnych. Wielu osobom brakowało rodzinnej atmosfery, czy też rywalizacji fair play. Jednak wszyscy, którzy przeżyli przygodę„Drezno-Wrocław 2009", z pewnością są zadowoleni z udziału w tym niezwykłym rajdzie oraz ze zdobytych w nim doświadczeń. Miejmy nadzieję, że zachęci to ich do startu w kolejnych tego typu zawodach.
|
Komentarze 6
Poka¿ wszystkie komentarzeMy¶lê ¿e w koñcu tak fajna impreza bêdzie siê nazywaæ poprawnie Berlin – Wroc³aw. My¶lê ¿e w nastêpnym roku kto¶ zrobi z tym porz±dek.
Odpowiedzjaki¶ kozak na LTZ lecia³ w rajdzie szacun :) xD
OdpowiedzJakie breslau w morde jedwabne ,nie ma takiego miasta w POLSCE niemiaszki...lol
OdpowiedzBreslau nie ma w Polsce za to Drezno jest w Niemczech... Albo Drezno Wroc³aw albo Dresden Breslau...
OdpowiedzCo za gnoje ... nie ma takiego miasta jak Breslau...przyja¼ñ PL-D ...lol
OdpowiedzBardzo fajna relacja, ¶wietne foty brawo dla pani Doroty!
OdpowiedzHARDCORE!!! Gratulacje dla wszystkich, którzy startowali
Odpowiedz