Bol d'Or 2010 - krwawo i emocjonująco
Tegoroczna edycja najstarszego wyścigu Endurance była specjalna z kilku powodów. Po pierwsze była bardzo „krwawa”, po drugie i dla nas najważniejsze, startował w niej znów Paweł Szkopek uzyskując najlepszy „polski” wynik.
Tegoroczny Bol d’Or był już siedemdziesiątą czwartą edycją imprezy, która swoje początki miała w 1922 roku w okolicach Vaujours. Najstarszy klasyk Endurance jest specjalny dla polskich zawodników i zespołów. Właśnie tu w 2001 roku po raz pierwszy na starcie stanął zespół w całości składający się z Polaków (Adam Badziak, Alek Dubelski, Tomek Kędzior), kilka miesięcy wcześniej Kędzior przetarł szlaki w Oschersleben. Startowali z ostatniego miejsca, ale do mety dojechali jako jedenasty zespół w klasie punktującej do Mistrzostw Świata. Później były lepsze i gorsze występy polskich zespołów i epizody naszych zawodników w zagranicznych teamach. Rok temu wspaniale zaprezentował się Irek Sikora wystawiając nowy model BMW.
W tym roku emocji polskim kibicom dostarczył Paweł Szkopek, który do Magny Cours jechał jako rezerwowy zawodnik zespołu Yamaha Austria, ciągle jeszcze Mistrzów Świata, gdzie filarem jest Gwen Giabbani, największy rywal Szkopka w WMMP. Od początku start w samym wyścigu w tym zespole był dla polskiego zawodnika wątpliwy, a czasy uzyskane podczas kwalifikacji mogły być wizytówką i kartą przetargową w negocjacjach z innym zespołem o ewentualnym starcie. Paweł, który nie miał okazji przejechać się nowym motocyklem podczas treningów wolnych, poprawnie spisał się w kwalifikacjach. Nowego zespołu szukać długo nie musiał, ponieważ słowacki team BK Maco Racing poniósł dotkliwe straty podczas kwalifikacji. Victor Carrasco w piątkowe przedpołudnie połamał dwie nogi i rękę, a motocykl skazał na przetopienie na żyletki. Słowacy po raz kolejny w tym sezonie musieli skorzystać z rezerwowego zawodnika YART (podobnie było w Le Mans). Paweł miał tylko rozgrzewkę na zapoznanie się z maszyną, a w wyścigu dosiadł jej jako trzeci.
Horror pod nazwą 74’ Bol d’Or rozpoczął się już na starcie. Tak krwawego wyścigu Endurance nie było już dawno. Znakiem przewodnim był samochód bezpieczeństwa i poważne kontuzje. O godzinie piętnastej pięćdziesięciu siedmiu zawodników rozpoczęło bieg do swoich motocykli, wszyscy ruszyli z animuszem, niestety Sebastien Scarnato jadący w zespole National Motos miał jakieś problemy z motocyklem i prawie stanął na środku toru! Starował z początku stawki, więc wielu zawodników musiało go mijać. Niestety Nasser Al Malki z QERT 96 uderzył Francuza i dla obu był to koniec wyścigu. Motocykl Katarczyka wypluł zawieszenie przez górne półki, a Scarnato wylądował w szpitalu ze złamaną miednicą. Na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa i przez dłuższy czas studził gorące głowy zawodników czekając, aż bałagan na prostej startowej zostanie posprzątany. Po wznowieniu wszystko szybko wróciło do normy, czyli zespół BMP ELF 99 będący od tego wyścigu flagowym marki BMW wyszedł na prowadzenie bezlitośnie pokazując rywalom miejsce w szeregu. Podopieczni Michaela Bartholemiego, tego samego, który prowadził fabryczny zespół Kawasaki w MotoGP, byli w ten weekend najszybsi. Wygrywali kwalifikacje w każdej z grup i Superpole. Ciężko powiedzieć, że belgijski zespół chodzi jak szwajcarski zegarek, ale ich praca i przygotowanie było pyszne jak tamtejsze frytki z majonezem. Jakoś zniknęły problemy, z którymi BMW borykało się w Le Mans, zawodnicy i motocykl spisywali się wspaniale. Za ich plecami podróżowali pozostali chętni do zwycięstwa, czyli Suzuki Endurance Racing Team, Yamaha Austria, Kawasaki i zespół Michelin. Niestety po dwóch godzinach ten ostatni zespół odpadł z rywalizacji po kolizji z Suzuki oznaczonym numerem 110. Wypadek wydarzył się w bardzo szybkiej części toru i znów potrzebna była neutralizacja. Miejsce wypadku wyglądało jak Drezno w 1945 roku, motocykle można było zbierać przy pomocy zmiotki i szufelki. Niestety poważnie ucierpieli też zawodnicy, obaj w śpiączkach farmakologicznych helikopterami trafili do szpitali.
Sprzątanie trwało kilkadziesiąt minut, a w międzyczasie nastąpił następny wypadek. Sultan Al Naimi prowadzący motocykl QERT 95, najlepszego zespołu klasy Superstock 1000 ostatnich lat zagapił się na zamieszanie wokół kontuzjowanych kolegów i sam wypadł z toru. Uszkodzenia motocykla nie były wielkie, ale niedoświadczony Katarczyk zamiast odprowadzić motocykl do garażu przez dwadzieścia minut oglądał przejeżdżających rywali. Gdy wreszcie zjawił się w boksie strata zespołu była już katastrofalna, a trzeci tytuł z rzędu zaczynał się oddalać. Szczególnie, że później zespół zanotował jeszcze awarię motocykla i kolejną wywrotkę.
Endurance to jednak wyjątkowy sport i tutaj wszystko może się zdarzyć. Katarczycy liczyli już punkty i wychodziło im, że zwycięzcy 8h Albacete, zespół X ONE wyjdzie na prowadzenie Mistrzostw. To by oznaczało, że o tytuł będzie trzeba bić się w ostatnim wyścigu licząc na pomoc innych. Włosi nie ustrzegli się jednak błędów i najpierw stracili pozycję liderów klasy po wywrotce, a na koniec, kilkaset metrów przed metą nie tylko oddali podium, ale i cały wyścig! Dosłownie cztery zakręty przed metą Gianluca Vizziello zaparkował swój motocykl pod barierą i pomaszerował na paddock. Do mety było około czterysta metrów z górki, można było doturlać się i być faworytem do tytułu. Niestety nonszalancja, a może lepiej powiedzieć dosłownie - kompletna głupota Włocha załatwiła zespół. Teraz makaroniarze muszą w Katarze wspiąć się na wyżyny, żeby liczyć chociażby na podium Pucharu Świata Superstock 1000. Wyścig w klasie Superstock wygrał belgijski zespół Biker's Day przed LTG 57 i Endurance Moto 45. Katarczycy doczłapali się jeszcze na jedenastej pozycji i pozostali liderami generalki z jedenastopunktową przewagą nad BMW Andalucia. Szczęście im sprzyja i na własnym podwórku tylko wielki zbieg okoliczności może zabrać trzeci tytuł z rzędu.
W klasyfikacji generalnej awansował zespół Pawła Szkopka. Jason Pridmore, Dani Ribalta i lider klasyfikacji generalnej WMMP Superbike systematycznie pięli się do góry. O 19:00 byli na ósmym miejscu, żeby spaść na dwudziestą piątą w kolejnej godzinie. Niestety resztki motocykli po kolejnych wypadkach nie były dokładnie posprzątane i jeden z nich uszkodził chłodnicę w słowackiej R1. Na szczęście nie doszło do przegrzania silnika i zespół po naprawie mógł kontynuować walkę, a dokładniej marsz w górę tabeli. Marsz z przeszkodami. Największą przeszkodę urządził zespół YART. W motocyklu Mistrzów Świata „strzeliła” szybkozłączka przewodu olejowego i kilka litrów wyjątkowo śliskiego płynu „ozdobiło” tor pod Nevers. Żeby policzyć ofiary tej „niespodzianki” trzeba by użyć klikera z popularnej reklamy z Borysem Szycem. Poległ tam też Paweł, gdy dopadał wolniejszego zawodnika. Nie chcąc go uderzyć wcisnął mocniej klamkę hamulca i już mógł skreślić sto czterdziestą siódmą kreskę na swojej tablicy z wywrotkami. Poległ też później Dani Ribalta, Guilaume Dietriche i Mathieu Lagrive. Ten ostatni jadąc za motocyklem YART widział smugi dymu i to, że Steve Martin nie reaguje na czarną flagę. Dogonił go na jednym z hamowań, uderzył w ramię i pokazał drogę do boksu. Niestety Australijczyk wykonał jeszcze jedno okrążenie, co było gwoździem do trumny zespołu. Niesmarowany silnik wyzionął ducha, a zespół Gwena Giabbaniego stracił szansę na obronę tytułu Mistrza Świata. Jedyne, co pozostało to impreza towarzyska na tyłach garażu do piątej rano.
BMW 99 też miało problemy techniczne i z pozycji lidera spadli na koniec pierwszej dziesiątki. Na zamieszaniu korzystali liderzy mistrzostw Świata, szwajcarski zespół Bolliger i Yamaha GMT 94. Francuski zespół wyszedł na prowadzenie, ale tempo „polaków” Kennego Foray i Gregory Junoda uzupełnionych przez Davida Checa nie było imponujące i po kilku godzinach musieli oddać prowadzenie na rzecz SERT. Zespół geniusza Endurance, Dominique Melianda może nie jest najszybszy w niektórych wyścigach, ale taktyka ustalana przez legendarnego szefa zespołu Suzuki prawie nigdy nie zawodzi. To dzięki niemu Suzuki Endurance Racing Team jest najbardziej utytułowanym zespołem Endurance w historii. Ich tytuły i zwycięstwa są niezliczone i aż strach pomyśleć co będzie, gdy Dominique odejdzie na emeryturę. Organizator tegorocznego Bol d’Or przygotował ciekawe zestawienie na dwudziestą piątą rocznicę modelu GSX-R. Wynika z niej, że pod wodzą Melianda, Suzuki w Endurance co roku wygrywało tytuł Mistrzów Świata lub któryś z klasyków, w debiucie w 1985 roku nawet podwójnie 24h Le Mans. Zresztą, gdy SERT wystawiało dwa motocykle, podwójne zwycięstwa nie były niczym szczególnym. Genialny plan sprawdził się też i tym razem. SERT wygrało wyścig z imponującą przewagą i Francuzi wrócili do walki o tytuł. Walki niełatwej, bo trzeba wygrać w Katarze i liczyć na gorsze, niż drugie miejsce zespołu Bolligera. Finał tegorocznych zmagań Endurance w połowie listopada zapowiada się imponująco. Pod wodzą Melianda, Vincent Phillipe wygrał swój szósty Bol d’Or. Swoim sukcesem potwierdził obecność w elitarnym klubie, do którego należą legendy tego Endurance, takie jak Alex Vieira, Dominique Sarron czy Patrick Igoa.
Szwajcarzy byli w Magny Cours drudzy. Jako jedyni nie mieli żadnych problemów, wywrotek. Może nie jechali najszybciej, ale przecież w Endurance nie chodzi o czasy jednego kółka. Od początku sezonu zbierają przyzwoite punkty, jako jedyni z Europy punktowali w 8h Suzuka. Mają dziś dziewięć punktów przewagi nad SERT i prawie cały paddock dopinguje im w walce o tytuł. Bawią się w to od dwudziestu pięciu lat jako zespół prywatny, zawsze na Kawasaki, zawsze z numerem osiem. W ich boksie od lat stoi pokaźna paprotka, a pan Bolliger podczas wyścigu z nerwów kręci swoimi imponującymi wąsami. Czy wreszcie się uda? Wicemistrzostwo mają już zapewnione.
Podczas wyścigu z rywalizacji odpadł fabryczny zespół Kawasaki. Po sensacyjnym zwycięstwie w 24h Le Mans i dobrej jeździe w pierwszej połowie wyścigu spekulowano, że może to być faworyt do tytułu. Zespół miał startować tylko w klasykach w Le Mans i Bol d’Or, ale dobry wynik w Magny Cours otwierał drogę do tytułu. Podobno już zamawiano bilety do Doha, niestety upadek zniweczył plany. Z wyścigu odpadło też BMW z numerem 99. To wywrotce i problemach technicznych Sebastien Gimbert, Erwan Nigon i Mathieu Lagrive parli do przodu mijając kolejnych rywali. Byli już na czwartej pozycji, kiedy ten ostatni rozbił motocykl. Udało mu się po blisko godzinie wrócić do boksów, ale odbudowany motocykl nie nadawał się do jazdy, silnik został „zakatowany” podczas „wspomagania” pchania. Mathieu uciekł z garażu, nie podziękował mechanikom za wspaniałą pracę, tak jak zrobili to jego partnerzy z zespołu i szef w rezultacie czego… ponoć wyleciał z zespołu. W Katarze i w przyszłym roku zastąpi go Damian Cudlin.
BK Maco Racing i Paweł Szkopek zakończyli wyścig na dziewiątym miejscu w generalce i szóstym w klasie EWC. To pierwsze punkty słowackiego zespołu po koszmarnym Le Mans i Albacete w tym roku. Paweł i jego partnerzy walczyli dzielnie, po jednej z ostatnich zmian Paweł idąc krokiem, jakby dopiero co wyszedł z klubu „Błękitna Ostryga” oświadczył, że nazywa się „Ból”. Wysiłek, jaki trzeba włożyć w walkę w Endurance mogą opisać tylko ci, którzy to przeżyli. Paweł dołożył nie tylko kolejną cegiełkę do polskiej historii Endurance, ale osiągnął najlepszy wynik w klasyfikacji generalnej. W 2003 roku razem z Badziakiem i Kędziorem był drugi w klasie Superstock 1000 w 24h Le Mans i wygrał 200 mil Imola. Miejmy nadzieję, że po tym sukcesie wreszcie zrozumie, że jego miejsce jest właśnie w Endurance i tu może sięgnąć po tytuł Mistrza Świata.
Ciekawostką, a nawet szokiem było siódme miejsce w generalce zespołu Matiss (klasa Open). Ten francuski wynalazek ze śmiesznym przednim wahaczem, pchany do przodu silnikiem Suzuki zwykle kończy wyścigi przed czasem. Tym razem „czołg” był niezniszczalny, nawet po upadku nic mu się nie stało. Co zabawniejsze, gdy „innowacyjny” motocykl zwiedził pobocze wypuszczono samochód bezpieczeństwa. Zanim wykonał pełne koło, czerwona maszyna z numerem 45 była już na torze.
Tegoroczny Bol d’Or był wyjątkowo emocjonujący, wielu zawodników jego skutki będzie odczuwać do końca życia, kilku nie wróci pewnie już na tor. Oprócz Pawła były też inne polskie akcenty. Na starcie stanęło aż ośmiu zawodników świadomie związanych z WMMP. Oprócz Szkopka byli nimi: Kenny Foray (Mistrz Polski Superstock 600 2009, zespół Yamaha GMT 94), Gwen Giabbani (Mistrz Polski Superstock 1000 2009, zespół YART), Guillaume Dietriche (niedoszły Mistrz Polski Superbike 2009, zespół SERT), Sebastien Le Grelle (zastępca Dietricha w zeszłym roku, zespół PENZ13), Gregory Junod (walczył ze Szkopkiem w Moście, zespół Yamaha GMT94), Frederick Moreira (mechanik Suzuki GRANDys duo z Brna, zespół RMT21) i Vincent Bocquet (kilka lat temu startował w Poznaniu w zespole Motopol Honda, zespół Motor Events). Endurance, to prawdziwe święto wyścigów motocyklowych, coś, co trzeba zobaczyć na własne oczy. Najbliższa okazja w Europie już w połowie kwietnia 2011. Będzie to znów Bol d’Or na torze Magny Cours, ponieważ największe klasyki zamieniają się datami. Sezon otwierać będzie Bol d’Or, a w połowie września rozegrane zostanie 24h Le Mans.
Końcówka sezonu Endurance w Doha zapowiada się bardzo interesująco, o mistrzostwo świata mogą walczyć tylko zespoły Bolliger i SERT, ale za nimi też jest ciasno. Tydzień po finale odbędzie się towarzyski wyścig na dystansie 6h w Bahrajnie. Przed startem Bol d’Or ruszyła też akcja pomocy dla Sebastiana Rota, młodego kibica wyścigów, który cierpi na zanik mięśni. Z inicjatywy Gwena Giabbaniego powstało tysiąc naklejek z logiem Sebastiana, które każdy będzie mógł kupić. Naklejki będą numerowane, a wśród ich posiadaczy zostaną rozlosowane kombinezony Gwena i Guillaume Dietricha. Będą też kaski i inne pamiątki znanych zawodników. Wystarczy wydać dwadzieścia złotych, a można będzie pomóc i stać się posiadaczem niepowtarzalnej pamiątki. Akcję we Francji promowali Giabbani, Dietrich, Kenny Foray i Paweł Szkopek. Wielki finał nastąpi w sobotę w Poznaniu, kiedy to Sebastian pojedzie z Gwenem po torze Poznań na specjalnie przygotowanym motocyklu. Akcję wspiera Suzuki GRANDys duo, Yamaha POLand POSITION i dyrektor zawodów Jacek Molik.
|
Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarzeBardzo :D
Odpowiedzjakaś tv transmitowała ten "tajemniczy wyścig" czy prawa wykupiła jakaś gówniana stacja i tyle z tego przeciętnemu entuzjaście ...
OdpowiedzWOOOW!!! "Guillaume Dietriche (niedoszły Mistrz Polski Superbike 2009"... Ja jestem Niedoszlym Mistrzem Świata Formuły 1 bo kiedyś na gokardach sobie troszkę jeździłem.... Oj Panie Łukaszu.. ale ...
OdpowiedzProponuję postudiować klasyfikację WMMP 2009 po rundzie w Moście….. Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzMakaroniarze (to pewnie o Włochach) Jakoś tak troszkę brzydko chyba wyszło. Bo my Polakowie stoimy przecież ponad każdym.
Odpowiedz