Bezpieczeństwo motocyklistów - nadziei brak?
Na tle dobrze przygotowanych do debaty policjantów wypadliśmy blado
Burza w szklance wody
Zalążkiem wszystkiego okazał się znany już chyba wszystkim artykuł wydrukowany w tygodniku „Polityka" Zmory Motory. Bez roztrząsania, jaki cel i zamysł przyświecał jego autorce, w Internecie zawrzało. Ilość opinii, zaciętość dyskusji oraz cały wachlarz wykorzystanych argumentów zaskoczyły chyba nawet samą redakcję „Polityki", która w odpowiedzi na zainteresowanie temat przygotowała debatę motocyklistów z policjantami.
Nie ukrywam, że sporo sobie po niej obiecywałem. Nareszcie zarysowała się szansa, że w poważnych okolicznościach motocykliści zaprezentują się jako poważni ludzie na poważnie chcący rozwiązywać swoje problemy. Przybyli policjanci, w szczególności inspektor Wojciech Pasieczny, to ludzie doskonale obeznani z tematyką bezpieczeństwa, w tym bezpieczeństwa motocyklistów. Stąd też uczestnicy uzyskali unikalną możliwość zweryfikowania wszelkich pomysłów z obowiązującym prawodawstwem, praktyką ruchu drogowego i doświadczeniem policji.
A mój tata jest fajniejszy!
No właśnie... szkoda tylko, że zabrakło pomysłów. Poza jedną, fajna propozycją zmian w oznaczeniu pasów ruchu, jako motocykliści nie wyszliśmy z niczym konstruktywnym. Mówię „my", ponieważ sam byłem tam jako motocyklista i fakt, iż nie potrafiliśmy zaprezentować nic poza pretensjami, odbieram także jako swoją porażkę. Zamiast skupić się na tym co można zrobić, woleliśmy obwiniać wszystkich wokół, zamiast pokusić się o chwilę refleksji nad tym, jaki jest nasz udział w tym, co dzieje się na drogach. Ze szczególnym zdziwieniem odebrałem próby dyskutowania na temat praw fizyki rządzących takimi zjawiskami, jak prędkość i hamowanie. Dodam też, że próba demagogicznego udowadniania funkcjonariuszom drogówki tego, iż nie orientują się w przepisach ruchu drogowego po prostu z góry skazana była na porażkę i narażanie się na śmieszność. Biadolenie, wyświechtane frazesy, brak wiedzy merytorycznej, zero wartości dodanej - niestety na tle dobrze przygotowanych do debaty policjantów wypadliśmy blado.
Nie wiem, czemu my motocykliści jesteśmy tak wyjątkowi, iż mamy prawo wymagać od innych (patrzcie w lusterka, nie wymuszajcie pierwszeństwa) sami nie próbując zwolnić się z odpowiedzialności za to, co robimy na drodze (to nieważne z jaką jadę prędkością, bo przecież mam pierwszeństwo). Tego typu roszczeniowe postawy ani nie poprawią naszej sytuacji, ani też nie przyniosą nam zwolenników po drugiej stronie barykady.
Padło oczywiście kilka propozycji, głównie ze strony panelistów reprezentujących prasę motocyklową, organizacje sportowe, policję, czy choćby służbę zdrowia. Pojawiły się pomysły obowiązkowej edukacji komunikacyjnej, pomysły obowiązku korzystania z odzieży ochronnej, szkolenia dla motocyklistów, a nawet budowa torów wyścigowych. Niestety obawiam się, że w tym wszystkim nie został uwzględniony jeden, narodowy problem Polaków.
Kraina chamstwem płynąca
Pomiędzy Bugiem a Odrą, od przylądka Rozerwie, aż po szczyt Opołonek. Chamstwo, cwaniactwo, ignorancja. Niezależnie od tego, czy jesteśmy na wakacjach w górach, nad morzem, czy na Mazurach. Na imprezach masowych, czy w drodze z pracy do domu - my Polacy zawsze się wyróżniamy na tle innych nacji, wyrabiając sobie na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zadziwiająco zbieżne opinie wśród zachodnich społeczeństw. Pływamy sobie po głowach skuterami wodnymi, rozpychamy się w kolejkach, jeździmy sobie nawzajem po nartach, wszędzie zostawimy śmieci, często wszystko to w akompaniamencie otwieranych piwek.. Jakież to znane, prawda? Czasem odnoszę wrażenie, że chamstwo i prostactwo jest częścią naszej tożsamości narodowej. Brak poszanowania dla zasad, dla współobywateli, dla żadnej świętości.
Gdzie jest problem?
To właśnie tutaj jest problem. Niezależnie od tego czy siedzimy za kierownicą samochodu, czy motocykla. Kultury jako społeczeństwo nie nauczyliśmy się od naszych rodziców, a teraz naszym chamstwem indoktrynujemy nasze własne dzieci. Przejeżdżając na „późnym żółtym", na „domyślnej zielonej strzałce", przeprowadzając dziecko na czerwonym świetle przez pasy, stawiając samochód na miejscu dla niepełnosprawnych. A siedząc za kierownicą motocykla - udręczając innych swoim motocyklowym bakcylem, często narażając cudze i własne zdrowie i życie. Jak tylko możemy pokazujemy wszystkim wokół, w tym naszemu potomstwu, jaki mamy stosunek do otoczenia. Gdy chamstwo w różnych odmianach i za sterami różnych pojazdów spotyka się w jednym czasie i miejscu, nasze drogi zamieniają się w swoisty reaktor, gdzie produktami procesu są śmierć i nieszczęścia.
Idę o zakład, że gdyby przenieść polskie społeczeństwo, w tym polskich motocyklistów w idealną Polskę, gdzie są świetne drogi, gdzie wszyscy przeszli edukację komunikacyjną i gdzie wszyscy jeżdżą w porządnych ciuchach i na porządnych motocyklach - ilość wypadków nie byłaby mniejsza. Może minimalnie mniejsza. Największy problem w tych nowych realiach pozostałby ciągle ten sam - Polacy.
Nadziei brak?
Spotkanie rozpoczęło się małym quizem. Inspektor Pasieczny przygotował mały quiz, który obejmował dwa proste pytania dotyczące przepisów ruchu drogowego oraz jedno związane z motocyklami. Wiecie ilu uczestników dyskusji poprawnie odpowiedziało na wszystkie pytania w sali, gdzie było około 60 osób? Jedna osoba, w dodatku dziewczyna. Jedna osoba. W tym momencie poczułem, jakbyśmy nie mieli moralnych podstaw do dyskutowania o bezpieczeństwie na drogach.
Skąd ten samokrytyczny ton? Ja też nie odpowiedziałem na wszystkie trzy pytania poprawnie, przez co zrobiło mi się głupio. Zdałem sobie wtedy sprawę, że bez autorefleksji, bez chwili zadumy nad tym co my robimy, nic się nie zmieni w naszym bezpieczeństwie. Nie mamy wpływu na to, jak jeżdżą kierowcy samochodów, a jeśli już to bardzo niewielką. Nie zmienią tego najlepsze reklamy społeczne. Samochodziarze mają nas w nosie. Jedyny realny wpływ na to, co dzieje się z nami na drodze mamy zmieniając nasze zachowanie za kierownicą jednośladów. Co mnie osobiście zdumiało, to fakt jakże wielu uczestników dyskusji nie chciało przyjąć tej prostej wiedzy do świadomości. Możemy dyskutować latami, co należałoby zmienić na polskich drogach i ciągle ginąć w wypadkach. Możemy też przyjrzeć się sobie i rzeczywiście coś zmienić, bo tylko na nas samych mamy realny wpływ.
Najgorsze co wyniosłem z tej dyskusji, to głębokie przekonanie, że w najbliższym czasie jako motocykliści nie będziemy bezpieczniejsi na drogach. Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego że nie chcemy dać sobie pomóc. Sami nie mamy pomysłu, co może nam pomóc. Szansa z ubiegłego piątku została przez nas niestety zmarnowana. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że na kolejną debatę przybędziemy lepiej przygotowani.
Na sam koniec nadmienię, iż tekst ten nie ma na celu krytykowania nikogo z imienia i nazwiska, a jedynie wymagające krytyki zjawiska. Ponadto kierując się maksymą, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi dodam jedynie, iż ci którzy jeżdżą bezpiecznie, nie powinni brać go do siebie.
Foto: Paweł Załęcki / Polityka
Komentarze 22
Pokaż wszystkie komentarzeMotocykliści, jak będziecie dalej poruszać się po drodze z prędkością promu kosmicznego, to gwarantuje Wam, że bezpiecznie nie będzie. Jadąc z prędkością ponaddźwiękową nie dajecie szans kierowcy...
OdpowiedzWyjaśnienie, że problem bezpieczeństwa na drodze leży w "genach", bo chamy jesteśmy, nadal nie daje żadnej odpowiedzi. Jak w wielu innych przypadkach, moim zdaniem, problem leży w braku ...
Odpowiedzzachód samo miodzio...... tam chama ni ma ani pijaka,,,,, samo dobro!
OdpowiedzWidzę, że nawet tutaj dotarła zaraza utyskiwania na własny naród. Rosjanie. Niemcy, od lat pracowali, byśmy się własnej nacji wstydzili. Jak nie zgadzam się z treścią artykułu WCALE!!! Znam wielu...
OdpowiedzFaktycznie:architekci, weterynarze, anastezjolodzy, dentyści...baaardzo źle zorganizowani... No to powiedz, z czego jako Polak jesteś taki dumny i nie mówimy o polityce...może z drogi Malbork - Iława??? Z pogody? Z samej świadomości bycia Polakiem? Hmmm, bo mamy najładniejsze dziewczyny? - niby.... No z czego?? Proszę powiedz mi, bo mimo mojego super zmysłu obserwacyjnego i dopiero 37 lat w Polsce jakoś dalej nie wiem, z czym mam się dumnie obnosić? Może ja za głupi jestem, że jeszcze na to nie wpadłem?Może pychy mi brak?Może te pety na plaży w Sopocie trochę mi szarych komórek wytłukły? Z oscypka? Z sarmackiej krwi? Bo Polak potrafi? No powiedz mi proszę... ps. motor mam niemiecki...nie jestem z tego dumny ale za to niesamowicie zadowolony:))
OdpowiedzPrzecież napisałem jasno: "jak każda grupa NIE ŻYJĄCA na cudzy koszt", te grupy, które wskazałeś, żyją na cudzy koszt i zwiększają obciążenia dla klientów blokując dostęp do swoich zawodów. Dlatego są dobrze zorganizowani.
OdpowiedzA jakie były pytania panów z Policji?
OdpowiedzJa powtorze znowu to samo - problem jest duzo bardziej zlozony niz w wiekszosci miejsc jest opisywany. Znalazlem ciekawy artykul, ktory mozna potraktowac jako odpowiedz na ten zenujaco niskich ...
OdpowiedzI tu należy się brawo dla Panów redaktorów i felietonisty za odwagę w publikacji pierwszego w dziejach IIIRP artykułu pokazującego rzeczywistość na polskich drogach. Treść dedykuję inspektorowi Pasiecznemu, redaktorom z Polityki i wszystkim zadufanym w swoją jazdę zgodnie z przepisami. A jako quiz jedno pytanie: jakiej kary może żądać prokurator dla sprawcy wypadku w którym jest ofiara śmiertelna???
Odpowiedz