BMW Motorrad GS Trophy 2011 - celuj±co
Za nami szósta już odsłona BMW GS Challenge, ale tym razem pod nazwą BMW Motorrad GS Trophy. Wydawać by się mogło, że po tylu edycjach bardzo dobrze zorganizowanej imprezy, organizatorzy nie będą w stanie niczym zaskoczyć uczestników, niemniej jednak niespodzianek było sporo. Wszystkie okazały się przyjemne.
Zacznijmy od lokalizacji bazy noclegowej. Na miejsce zlotu wybrana została Wyspa Sołtysia na jeziorze Lubie. Malownicza okolica, klimatyczny prom przewożący motocyklistów między wyspą, a stałym lądem oraz bardzo dobre warunki sanitarne nie dawały jakichkolwiek podstaw do narzekań. Gości przywitała świetna pogoda, dlatego też wielu skorzystało z ostatnich dni lata, aby popływać w jeziorze i popracować nad opalenizną. „Zamknięcie” imprezy na małej przestrzeni sprzyjało integracji oraz wspólnej zabawie. Oby na kolejnych spotkaniach miłośników GSów klimat był podobny.
Kolejną miłą niespodzianką była bardzo dobra gastronomia. Ci, którzy mieli zastrzeżenia co do poprzedniej edycji, teraz powinni być usatysfakcjonowani. W końcu nie na każdej imprezie na kolację podaje się pieczonego na ruszcie dzika… Zaskakująco pozytywna okazała się osoba właściciela ośrodka, Martina Mosera, który wraz ze swoimi współpracownikami dwoił się i troił, aby goście byli zadowoleni i najedzeni. Do tego jeszcze Martin z anielską cierpliwością znosił maltretowanie kostkowanymi oponami swojego pieczołowicie pielęgnowanego trawnika na polu namiotowym. Zuch chłopak!
Miłym zaskoczeniem była też spora w okresie wakacyjnym frekwencja. Na wyspę dotarło ponad 70 motocykl i blisko 100 osób. To sporo, szczególnie że GS Challenge nigdy nie aspirowało do statusu „masówki”. Cieszy także zwyżkowy trend jeśli chodzi o udział wyczynowych motocykli offroadowych. Dziś coraz trudniej o tereny, gdzie bez stresu można korzystać z endurówki lub crossówki. Tym bardziej cieszy rosnąca ilość imprez offroadowych, takich jak GS Trophy i nietrudno domyśleć się, że miłośników jazdy w trudnym terenie będzie na nich przybywało.
Lokalizacja tras chyba nie mogła być lepsza. Nieprzebyte tereny Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim ze swoimi drogami gruntowymi, piaskami, czołgowiskami i ogromną przestrzenią stanowiły idealne warunki do zabawy na dużych i ciężkich maszynach enduro. Rozczarowani nie wrócili do domu także miłośnicy wyczynowych endurówek. Było gdzie poskakać, poganiać, a nawet gdzie utopić maszynę. Dla chętnych nie zabrakło szkółki i rajdu, może więc było nie tylko bawić się, ale także poćwiczyć coś przydatnego. Szkoda jedynie, że miejsce tak przyjazne motocyklistom jest tak daleko. Wielu uczestników miało do pokonania 400 i więcej kilometrów, przez co dojazd na imprezę i powrót z niej same w sobie stały się częścią GS Trophy.
Kulminacyjnym momentem integracyjnej strony imprezy była sobotnia biesiada przy pieczonym dziku. Rozdane zostały nagrody dla zwycięzców poszczególnych konkurencji, największych pechowców i dla najtwardszej dziewczyny na offroadówce. Była to doskonała okazja do odświeżenia znajomości zawartych na poprzednich edycjach, zawarcia nowych i do relaksu po ciężkim dniu w siodle motocykla. Świetnej atmosfery nie zepsuł nawet deszcz, który postanowił zmoczyć okolicę.
Warto odnotować otwartą postawę dowództwa CSWL w Drawsku. Jeszcze w piątek do 15:00 trwały tam regularne ćwiczenia i po okolicy roznosił się huk wybuchów. Jednak chwilę po tym jak czołgi zawinęły na bazę, na trasy mogły wyjechać motocykle. Przez cały weekend mimo bliskich spotkań z żołnierzami stacjonującymi na terenie poligonu, nie dochodziło do żadnych problematycznych sytuacji. Wręcz przeciwnie – panowała atmosfera wzajemnej życzliwości. Nie wiemy w jaki sposób Bartek Sołtys, organizator imprezy porozumiał się ze wszystkimi miejscowymi oficjalnymi czynnikami, ale przekonanie wojska, władz lokalnych, lasów państwowych i Policji, że jazda motocyklem nie musi ani szkodzić ani przeszkadzać innym, pachnie ingerencją sił nadprzyrodzonych. Przebieg imprezy potwierdza jednak, że warto było rozmawiać i przekonywać. Przez trzy dni nie doszło do żadnego problematycznego wydarzenia, a służby medyczne czuwające nad bezpieczeństwem uczestników na szczęście nie miały nic do roboty.
Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że gdy dziennikarze niczego nie czepiają się w relacjach, to natychmiast posądzani są o brak obiektywizmu. Myślę jednak, że wszyscy uczestnicy imprezy potwierdzą, że była to wyjątkowo udane i świetnie zorganizowane spotkanie miłośników bawarskich maszyn (i nie tylko), na które wszyscy chętnie wybiorą się ponownie jeśli tylko pozwoli na to czas, środki i zdrowie. Dziękując zarówno BMW, organizatorom jak też współuczestnikom wspólnej zabawy, już teraz czekamy na kolejną edycję BMW Motorrad GS Trophy!
|
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeBy³o zajebiaszczo, do zobaczenia za rok!
Odpowiedz