Artur Puzio na Mistrzostwach ¦wiata 2013
23 marca do Ergo Areny zawitała cała śmietanka światowego FMX. Podmol, Bizouard, Rinaldo - te nazwiska robią wrażenie, można było się więc spodziewać iście kosmicznego show. Apetyty były ogromne i chyba z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że ponad dziesięciotysięczna publiczność wyszła z Ergo Areny zaspokojona. Na imprezie nie zabrakło polskiego reprezentanta. Artur Puzio choć trenuje FMX od niespełna 2,5 roku już po raz drugi znalazł się na liście startowej imprezy NIGHT of THE JUMPS.
Było trochę "straszno trochę śmieszno"- jak to we Freestylu. Podniebne ewolucje, efektowne, trudne technicznie tricki czy taneczne "wejścia" zawodników - wszystko to złożyło się na wspaniałe, naszpikowane adrenaliną show. Zawody wygrał David Rinaldo, który w finałowej potyczce minimalnie pokonał Francuza Remiego Bizouarda. Polak zajął 11 lokatę co należy uznać za umiarkowany sukces. Światowy Freestyle a polski FMX to wciąż dwa różne światy.Artur mimo wszystko pokazał, że jeśli będzie dbał o regularny progres, ma szansę szybko dogonić starszych stażem i bogatszych w umiejętności kolegów z czołówki światowej. Póki co za duże wyróżnienie należy uznać sam udział w tej prestiżowej imprezie. Droga do mistrzostw nie była jednak dla naszego reprezentanta łatwa…
Złe dobrego początki
Artur przygotowania do zawodów rozpoczął dość późno. Nie do końca wyleczona kontuzja i wciąż niemiłosiernie przedłużająca się aura zimowa, skutecznie utrudniała naszemu reprezentantowi wejście w normalny tryb treningowy. Mimo tych niedogodności, Artur postawił sobie za cel dodanie do swojego repertuaru całkiem nowego, efektownego tricku: backflip long distance. Na kilka dni przed Mistrzostwami wszystko szło w dobrym kierunku, ból w nodze coraz mniej doskwierał a nowa ewolucja z każdym treningiem wyglądał coraz lepiej. Artur jechał więc do Gdańska w dobrym humorze. Dzień przed Mistrzostwami odbył wraz z innymi uczestnikami NIGHT of THE JUMPS pierwszy trening na Ergo Arenie.
Trening pełen niemiłych niespodzianek
Trening bez światła? Dlaczego nie?! Organizatorzy zadbali o to by pierwsza sesja treningowa - jak na Freestyle przystało - odbyła się w iście ekstremalnych warunkach. Pomimo wrodzonej miłości do nasyconych adrenaliną, pełnych grozy sytuacji, zawodnicy bez entuzjazmu i zrozumienia podeszli do "pomysłu" organizatorów. Skuteczna interwencja Mistrza Świata - Libora Podmola - pozwoliła zawodnikom rozpocząć pierwszy trening w cywilizowanych warunkach. Jak się jednak szybko okazało, dla naszego reprezentanta "brak światła" nie był jedynym, niemiłym incydentem jaki miał miejsce w trakcie pierwszego treningu. Polak wykonując pierwsze ewolucje usłyszał niepokojący zgrzyt w silniku swojego motoru. Po szybkich oględzinach okazało że nawaliła korba i łożyska na wale. Dla Artura oznaczało to jedno-koniec przygody na Mistrzostwach Świata.
Przyjaciele na ratunek
Zdobycie nowych części w piątek o 20 godzinie graniczyło z cudem. Nawet jeśli by się to udało, nasz reprezentant potrzebował mechanika, warsztatu, w którym można byłoby wyważyć wał. Załamany całą sytuacją Artur stracił wszelkie nadzieję na pozytywny finał tej sytuacji. Na szczęście dość niespodziewanie z pomocą przyszedł mu Paweł Czeniej, któremu przypomniało się o znajomym ze Słupska, który jest posiadaczem freestylowej suzuki RM 250. Słupszczanin bez wahania zgodził się użyczyć Arturowi silnik. O 23.30 brakująca część była już na miejscu, a po północy, dzięki zaangażowaniu życzliwych ludzi motocykl był już gotowy do jazdy.
Zawody czas zacząć!
W dniu zawodów, z każdą minutą naszemu reprezentantowi stres doskwierał coraz większy. Z pewnością świadomość niepełnego okresu przygotowawczego, "cudzy" silnik w motocyklu no i wreszcie presja "jedynego Polaka w stawce" nie dodawały Arturowi wystarczającej pewności siebie. Gdy w końcu nadszedł długo oczekiwany moment startu, Polak wsparty głośnym dopingiem swoich rodaków rozpoczął pokaz od "tsunami indy". Jest to trick polegający na ułożeniu ciała zawodnika tak by w połączeniu z motocyklem całość wyglądała jak "fala". Później był "whip" ( wyłamanie motocykla w powietrzu), ale i "superman" z kombinacją do heelclicker. Kolejne tricki również wypadły nie najgorzej. Polak jednak nie zmieścił się z całym swoim repertuarem w przewidzianym czasie, dlatego niektóre efektowne ewolucje w ogóle nie zostały przez sędziów uwzględnione w punktacji. Artur przejazd zakończył pierwszym, wykonanym na oficjalnych zawodach backflipem na "twardą ziemię". Tym trickiem Polak udowodnił, że lubi wyzwania i że z zawodów na zawody będzie coraz lepszy.
Na pewno Arturowi nie można odmówić talentu i ambicji. Sam zawodnik nie jest zadowolony z 11 miejsca, jednak biorąc pod uwagę fakt, że Artur trenuje Freestyle Motocross stosunkowo krótko może dawać nadzieję, że będzie tylko lepiej. Start naszego reprezentanta w NIGHT of THE JUMPS nie byłby w ogóle możliwy gdyby nie wsparcie sponsorów napędzająch: Antbud, baalbek orient gril i Kapral-car (auto kasacja). Arturowi pomogło także Miasto Barcin, Ogio, Elade street wear a także Max-media, Motodream Bydgoszcz, Stigma, no-moto (okleiny motocyklowe), Yato, Eni oraz MotoX.
Pozostaje życzyć Arturowi nowych sukcesów i oby kolejne mistrzostwa okazały się dla naszego reprezentanta szczęśliwsze. Kto wie? Być może za kilka lat tytuł Mistrza Świata w FMX powędruje do Polski?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze