Around the Dream - W pogoni za marzeniami!
Rok czasu, dokładnie tyle zajęły przygotowania do mojej kolejnej podróży. Był to czas ciężki, pełny obaw, i wyrzeczeń. Rzuciliśmy się na bardzo głęboką wodę. W zasadzie niektórzy mówili, że wychodzimy z motyką na słońce. „Skąd weźmiecie środki na taką podróż ?” - pytali. Jednogłośnie odpowiadaliśmy– jakoś to będzie, coś się wymyśli - i wiecie co? Wymyśliliśmy!
Już zimą zeszłego roku mocno zakasałem rękawy i wziąłem się do roboty. Naprawiałem motocykle, samochody, imałem się również innych zajęć, niejednokrotnie zarywałem noce. Czasami opadały mi ręce, brakowało sił. Przerażał mnie ogrom przedsięwzięcia. Wyprawa dookoła świata, to nie wyjazd do Albanii czy Gruzji, wiedziałem jednak, że chce to zrobić. To była pierwsza i ostatnia szansa w moim życiu. Albo teraz albo nigdy. Wyjazd zaproponowałem Alicji, mojej dziewczynie. Na początku traktowała to z pewnym dystansem, później znalazła się w tej sytuacji i się zgodziła.
Nie wiem, czy uda nam się objechać świat, może wrócimy za parę tygodni albo miesięcy. Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Wiem, natomiast że w podróży liczy się przygoda, motocykl i ludzie. Na to liczę, reszta jest bez znaczenia. Chcę po prostu jechać przed siebie i przez chociaż kilka miesięcy nie przejmować się niczym. Mam gdzieś pracę, dom i wszystkie te rzeczy, które ludzie uznają za konieczne. Nie! Nic nie jest obowiązkowe, trzeba robić to co się czuje i basta! Nawet jeśli się nie uda i wrócimy za jakiś czas samolotem – to nie ma znaczenia.
Startujemy!
Wreszcie i nareszcie ogarnął mnie strach! Dokładnie ten, który dopada mnie co roku na kilka dni przed wyjazdem. Szczerze Wam powiem moi drodzy, że bardzo mi się to podoba.
Kiedy marzysz o podróży od lat, ciężko jest sobie zdać sprawę, że wreszcie ona nadchodzi, Że zaraz jedziesz. Ogrom wyprawy, której celem objechanie jest całego świata, na początku podnieca, później obarcza pewnymi obowiązkami, wyrzeczeniami itd. Na końcu jednak, w dzień wyjazdu zgniata Cię – to normalne. Jesteśmy wszyscy mali, a nasze móżdżki to tylko wątle procesy chemiczne – na które w większości przypadków nie mamy wpływu. Ciężko jest zdać sprawę z tego co się właśnie dzieje wokół Ciebie. Dlatego właśnie jedynym rozwiązaniem jest skupienie się na mniejszych czynnościach - tak aby złapać dystans do wyjazdu i odrzucenie myślenia o ogromie przedsięwzięcia. Myślę o małych misjach. Takich jak dotoczenie się do samolotu, czy pierwsze ogarnięcie noclegu Na szczęście to drugie już załatwiliśmy na miejscu w Polsce, poprzez portal Couchsurfingowy. Zaprosił nas do siebie Roberto, przemiły Brazylijczyk. Mamy gdzie spać - to duża pomoc, ogromna. Mamy większy komfort psychiczny. Zresztą, kupno motocykla w obcym kraju bez znajomości języka wtedy nie wydawało mi się zbyt prostą czynnością. Wyruszyliśmy z Zelowa o 2 w nocy ze strasznym samopoczuciem. Dwa dni nie spaliśmy. W najlepsze biesiadowaliśmy, żegnając się z przyjaciółmi. Impreza była dobra - tak mi się przynajmniej wydaje - sami wiecie jak to bywa. Wiem natomiast na pewno, że wysuszyliśmy cały barek, szarpaliśmy gitarę w wniebogłosy, tłukliśmy szkło, a na koniec nikt nawet nie zgasił światła - musiało być więc dobrze!
Granatnik w bagażu
Po szybkiej przejażdżce do Warszawy, weszliśmy na pokład samolotu. Nie obyło się oczywiście bez mało śmiesznych przygód. Bagaż okazał się za ciężki. Musieliśmy zostawić w Polsce śpiwór (mamy teraz tylko jeden), pasy do zabezpieczania ładunków i jeszcze kilka innych drobiazgów. Okazuje się, że 23 kilo to zdecydowanie za mało. Zdecydowaliśmy się wziąć ze sobą kaski i kupę innego sprzętu – przez długi czas zastanawiałem się czy zabranie skorupy ze sobą do samolotu to dobry pomysł, dopiero wizyta w sklepie z akcesoriami motocyklowymi w Brazylii, rozwiała me obawy Ważne:Kask motocyklowy, to wydatek rzędu 700 zł, istotny jest fakt, że za tą kwotę kupicie jeden z tańszych modeli np. LS2, który w Polsce kosztuje 200 zł. Smar do łańcucha np. Motul do koszt około 100 zł. Brazylia jest drogim krajem i trzeba to wziąć pod uwagę. Na szczęście ceny benzyny pozwalają skutecznie zniwelować tą różnicę Przy kontroli celnej, granicznik prześwietlając mój bagaż zapytał się czy naboje które wiozę ze sobą posłużą do prywatnego granatnika czy mam zamiar je sprzedać - zamurowało mnie. Dopiero kiedy razem z nim spojrzałem w monitor, zdałem sobie sprawę, że chodzi a naboje CO2 do poduszek powietrznych Helite. Nie udało mi się go namówić i finalnie dodatkowe naboje zostały w kraju. Mogliśmy zabrać tylko po jednym - tym już zamontowanym w airbagu - trochę szkoda bo poduszki zrobią się jednorazowe, ale może gdzieś bardziej na północy uda się ten problem rozwiązać. Wreszcie znaleźliśmy się na pokładzie samolotu, udało się całkiem sprawnie przelecieć z Warszawy do Paryża, teraz pozostało 9 godzin w powietrzu, lotem do Brasili.
Najdroższa taksówka w historii świata
W Brasili wylądowaliśmy planowo o godzinie 19, po szybkiej odprawie stanęliśmy przed lotniskiem, zamówiliśmy taksówkę - nie było to łatwe. Nikt nas nie chciał zabrać ze względu na gabaryt bagażu. W końcu trafił się taksówkarz, który nogą upchał nasze torby w bagażniku swojej Lancii i kazał wsiadać. Teraz pozostało wykonać telefon do Roberto. Niestety nikt nie odbiera. W Ali oczach zobaczyłem przerażanie - jak się później okazało niepotrzebne. Po prostu nasze polskie telefony oszalały w Ameryce Płd. Taksówkarz zawiózł nas pod wskazany adres i upewnił się w rozmowie z portierem że dojechaliśmy we właściwe miejsce. Za chwilę nadszedł nasz tajemniczy gospodarz. Sytuacja się wyklarowała. Dostaliśmy swój pokój, świetną przejażdżkę po mieście ze zwiedzaniem i obietnicę pomocy przy załatwianiu wszystkich spraw. Otwartość Roberto jest widoczna praktycznie na każdym kroku, włącznie z tym, że dostaliśmy własne klucze do całego domu. Niestety taksówkarz nas nieźle wykasował za przejażdżkę. Za około 10 km musieliśmy zapłacić 140 zł. To zdecydowanie kwota z doliczoną opłatą za głupotę turystyczną. Na szczęście sytuacja jest już jasna i dużo rzeczy wydaje się łatwiejsze jak jest się już na miejscu. Teraz czas załatwić sprawę z motocyklem...
Walka o Motór!
Następnego dnia mieliśmy iść do Hondy zrobić mały rekonesans. Szczerze Wam powiem, że nie mogłem przez to zasnąć. Już wtedy wiedziałem, że to będzie najtrudniejszy punkt kolejnych dni.
Musieliśmy przecież kupić motocykl i w jakiś szalony sposób go zarejestrować. Nie znamy portugalskiego ani hiszpańskiego. Nie znamy obowiązującego tu prawa i zwyczajów. Sprawa z góry wyglądała na straconą, ale jak to bywa w życiu, zawsze się coś da wykombinować. Opuściliśmy mieszkanie Roberto z samego rana - poszliśmy w zasadzie w nieznanym kierunku. Roberto nie miał internetu w domu, tzn. internet jest ale nie działa. Nie znaliśmy również adresu Hondy. Postanowiliśmy po raz kolejny skorzystać z usługi kierowcy taksówki. Poprosiliśmy go aby zabrał nas do "Honda Motos". Kierowca poprosił nas o adres. Na migi wytłumaczyłem mu, że nie znam adresu, ale jeśli mi użyczy swojego telefonu z internetem - to znajdę cel naszej podróży.
Ha! Tu nastąpił mały problem - na stronie internetowej nie ma adresu! Sam nie wiem jak to możliwe. - W takim razie ruszamy przed siebie i zdajemy się na łaskę kierowcy.
Wuja na szczęście dokładnie wiedział, gdzie znajdują się Honda Carros i Honda Motos. No to jesteśmy w domu! Ważne! Kiedy wchodziliśmy do salonu Hondy, już byliśmy świadomi jaki chcemy kupić motocykl. Znaliśmy jego specyfikację, wygląd i cenę. Warto wspomnieć, że ceny motocykli w Ameryce Płd, są dużo wyższe niż u nas w kraju .Na przykład - w Polsce, sprzedałem swój motocykl - BMW R1100 GS za 10 tys zł, te pieniądze ledwie starczyłyby na pokrycie kwoty za nowy motocykl o pojemności 150 ccm. Normalny motocykl o pojemności około 600 ccm, to koszt około 25 tys zł. To cena za jednoślad z lat 90-tych!!! Spowodowane jest do ogromnym opodatkowaniem jednośladów (około 30-50% - według informacji uzyskanych od tutejszych motocyklistów).
Oczywiście żaden z przedstawicieli Hondy nie znał jęz. ang. Przez większość dnia korzystaliśmy z google translatora, aby tłumaczyć kolejne frazy naszych wypowiedzi i na odwrót. Po kilku godzinach doszliśmy do konkluzji. Motocykl nie kosztuje tyle ile w katalogu. To cena netto. Aby uzyskać kwotę Brutto należy dodać około 3000 $R. To Kwota ponad 4 tys zł! Dla nas to ogromna suma. Po kolejnej godzinie targowania zeszliśmy z ceną o 3 tys zł. Niestety motocykl miał nie mieć tarczy hamulcowej z przodu. Ustaliliśmy warunki zapłaty i poszliśmy do banku aby wypłacić pieniądze... Niestety okazało się to niemożliwe. Nasze karty zostały odrzucone. Kolejną godzinę spędziliśmy dzwoniąc na infolinię naszego banku. Wykonywaliśmy polecenia: wciśnij 1.... wciśnij 2... następnie odbierał konsultant i zadawał pytania na które za cholerę nie byłem w stanie udzielić odpowiedzi. To stres i moja abnegacja postępu telekomunikacyjnego - nienawidzę tego!
Oczywiście nic nie udało się załatwić. Ważne! W Brasilii praktycznie nie występuje darmowe WiFi. Oczywiście w McDonaldzie czy na stacjach paliw jest WiFi, z którym się można połączyć. Niestety po włączeniu strony wyświetla się komunikat o konieczności zalogowania się i uiszczenia opłaty za transfer. Warto kupić startówkę i ją doładować. Wtedy internet najczęściej jest bez limitu. Żeby to zrobić potrzebny jest Brazylijczyk z numerem CPF (taki ich NIP). Możecie również sami wyrobić ten numer – to znacząco rozwiązuje wiele problemów
- W salonie motocyklowym internet się popsuł. Zmieniliśmy piny w kartach płatniczych-myśleliśmy, że to nasza wina że nie możemy wypłacić gotówki (amnezja, głupota, roztrzepanie). Dopiero na następny dzień mogliśmy sprawdzić, czy coś to zmieniło. Tymczasem zbliżały się godziny wieczorne, a więc nadszedł czas na spotkanie z Mojzesem. Szefem naszego Roberto.
- Mojzes jest fanatykiem podróży motocyklowych - miał nas wprowadzić w podróż po Ameryce Południowej. Roberto specjalnie dla nas zorganizował tą kolację, zanim jeszcze przybyliśmy do Brazylii
Wino, ser i surowe mięcho!
Kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że Mojzes zaprosił jeszcze kilka osób i z małej kolacji, zrobiła się niezła impreza. Kulturalny spęd. Piliśmy doskonałe chilijskie i argentyńskie wina, przegryzaliśmy serem i orzechami, aby na koniec zatopić swe zęby w... surowym mięsie. Tak dokładnie! Na stół podano upieczone tylko z zewnątrz mięso. Wszyscy się zajadali. My nie daliśmy rady. Zjedliśmy we dwoje jeden kawałem - i to nie cały! Co ciekawe, Mojzes jeździ Triumphami. Posiada Speed Tripla i Tigera. Ma chłop pojęcie o motórach. Zaskoczyło mnie to, bo ludzie w Brazylii najczęściej jeżdżą motocyklami do 500ccm. Kiedy wszedłem do jego domu, w którym wisiały setki obrazów, a w środku domu rosło stare drzewo, które było trzonem budowli, wtedy zrozumiałem, że to nie jest zwykły Brazylijczyk. Dopiero później się dowiedziałem, że pracuje dla ministra spraw jakiś tam.
Przemyt pieniędzy z banku do Hondy
Nazajutrz ruszyliśmy podjąć kolejne próby zapłacenia za nasz nowy jednoślad. Po 25 minutach marszu do salonu Hondy, dowiedzieliśmy się że nie możemy zapłacić przelewem. Bank nie zna SWOJEGO NUMERU SWIFT (to taki numer, który weryfikuje miejsce banku i ogólnie gdzie czym i po co jest - bardzo ważna rzecz w międzynarodowych przelewach internetowych)! To coś niesamowitego i niedopuszczalnego w europejskim świecie. Na szczęście uruchomiono internet i mogliśmy na spokojnie zacząć analizować jeszcze raz co jest nie tak z naszymi kartami. Zmieniliśmy pin tylko do jednej karty. Drugą nie możemy również płacić - nawet za bułki w markecie. To nie może być wina numeru PIN. Gotówka jest na koncie. Więc to nie może być nasza wina. Zadzwoniliśmy do Wojciecha - ojca mego jedynego, motorzysty starego. Wojciech wydzwaniał do banku. Niestety okazało się, że winą są nasze karty. To karty debetowe, nie kredytowe i każdy z odbiorców gotówki, musi mieć autoryzację banku z Polski, niestety jej nie miał. Tak przynajmniej zrozumiałem po rozmowie z konsultantem i Brazylijczykami, nie znającymi angielskiego. Kiedy już prawie się poddaliśmy pomyślałem, że spróbuję to załatwić jeszcze raz, używając do tego bankomatu. A tu niespodzianka - mogę wypłacić pieniądze! Niestety tylko 1000R$. Pomimo, że mam limit ustalony specjalnie na 15 tys polskich złotych, brazylijskie bankomaty mają swoje, odrębne limity. W Brazylii występuje ogromnie duża ilość napadów z bronią w ręku, stąd to zabezpieczenie. Na szczęście mamy trzy karty. Opracowałem więc szybki i prosty plan. Dzisiaj wyciągam 3 tysie, jutro 3 tysie i kolejnego dnia znów trzy tysiące. Sprawa rozwlecze się w czasie, ale jakoś w końcu zapłacimy! Zdeponowałem pieniądze w Hondzie i postanowiłem spróbować jeszcze w innym banku. To zamknięta placówka z ochroniarzami wewnątrz, a więc wydawać się może, że jest tam bezpiecznie. Znowu niespodzianka! Mogę wyciągnąć kolejne pieniądze. Postanowiłem spacerować na raty, tak aby nie ryzykować utraty gotówki. Czułem się jak taki mały gostek który przechodzi przez granice i nosi fajki, aby je sprzedać w Polsce. Po kilku kursach, wspólnie z Alą donieśliśmy forsę. Teraz pozostaje czekać, aż Honda zarejestruje motocykl. Może to trwać w zależności od 5 do aż 20 dni. Dowiedziałem się również od razu, że już są jakieś problemy z rejestracją, gdyż nie jestem obywatelem Brazylii. Jestem dobrej myśli. Wszystko, zawsze można jakoś załatwić! Ważne!Aby kupić motocykl w Brazylii, wystarczy mieć meldunek, nawet tymczasowy. Można iść do hotelu, gdzie zameldują Was tymczasowo. Można również się dogadać na recepcji aby zapłacić, np połowę kwoty tylko za meldunek i spać w namiocie. Podobno czas rejestracji trwa w zależności od 5 do aż 20 dni. Koszt całkowitej rejestracji to około 700 zł bez OC, które w Brazylii jest nieobowiązkowe dla jednośladów.My oczywiście meldunku nie mamy. Podobno nikt tego nie weryfikuje, właśnie dlatego, podjąłem próbę i podałem adres z coucha, miejsca w którym mieszkamy. Zobaczymy co wyjdzie z tego eksperymentu.
Honda XRE 300 Potęga na drodze!
Podczas całej tej bieganiny za forsą postanowiłem jeszcze popatrzeć na motocykle używane. Moje oczy przykuł cały rząd motocykli używanych po serwisie. To modele XRE 300. Odpaliłem jeden z nich. Silnik pracował idealnie, kiedy spojrzałem na licznik, zobaczyłem cyferki z przebiegiem. Ten model ma przejechane aż 70 tys km i działa! Zacząłem oglądać inne sztuki. Jedne były zbyt drogie, inne dużo tańsze od zakładanego budżetu na motocykl. W końcu spojrzałem na XRE taką samą jak wszystkie z tą różnicą, że miała pomalowane plastiki. Poprosiłem, aby Pani przyniosła kluczyki. W między czasie dokładnie ją obejrzałem. Silnik nigdy nie był rozbierany, miała założone dobre opony, nowe klocki hamulcowe i ogólnie była w dobrym stanie bez grama rdzy czy utlenień na aluminiowych elementach W końcu wsadziłem kluczyki do stacyjki. Przebieg tej sztuki to 30 tys km! Pasuje! Biorę, proszę zapakować! Niestety bateria była słaba i nie mogłem posłuchać silnika. Wymieniono ją dopiero po południu. Okazało się, że nie ma problemu aby zamienić zlecenie kupna i rejestracji motocykla z nowego na używany. Nawet ten jest tańszy o 10R$ - a więc mam na piwo. Ważne! Honda XRE300, to jednoślad z wtryskiem paliwa i sondą lambdą. Istnieje możliwość tankowania benzyny oraz alkoholu, który jest tu wykorzystywany jako substytut benzyny - jest tańszy, ponieważ dotuje go państwo. Wadą tego paliwa jest nieco wyższe spalanie, na szczęście silnik uzyskuje nieco więcej mocy.
Nasz nowy motocykl posiada crash-pady, ABS i przede wszystkim dużo wygodniejsze siedzenie pasażera niż NXR 150 Bros, model który pierwotnie chcieliśmy kupić. Zauważyłem również, że nie będzie potrzeby budowania przyczepy, na te wszystkie graty, które zabraliśmy z Polski. Ten sprzęt jest jakiś pojemniejszy. Miałem jednak pewne obawy w stosunku do napędu - pewnie będzie go trzeba wymienić za jakieś 10 tys km. Niepokoi mnie również fakt braku śrubowej regulacji zaworów. W tym silniku luz zaworowy regulowany jest płytkami, co gorsza trzeba to robić bardzo często. Jeszcze dokładnie nie znam tych obsług, ale z tego co się dowiedziałem, to co około 8 tys km. No nic i tak raz na jakiś czas będziemy zmuszeni wjechać do serwisu, gdzieś na trasie. Różnice między 150tką a 300tką widać w każdym centymetrze budowy motocykla. Ma o wiele grubsze orurowanie ramy, lagi wydają się również mocniejsze i jest wyposażony w zawieszenie, które tłumi i działa. Przede wszystkim jest o 50% mniej chiński od 150tki! Ważne! Honda posiada swoje fabryki również w Brazylii. Według mojej najlepszej wiedzy, motocykle budowane na rynek brazylijski, powstają w fabrykach podwykonawców. Oszczędności w motocyklach o pojemności 100-150 ccm widać na każdym kroku. W tańszych wersjach np. nie znajdziecie hamulca tarczowego. 150 tki są na szczęście zasilane wtryskiem paliwa, jednak jakość materiału użytego do ich budowy pozostawia wiele do życzenia.
Ludzie z Hondy byli dla nas bardzo życzliwi, choć każdego dnia (przychodziliśmy codziennie przez 7 dni) witali nas śmiechem. Kierownik salonu poprosił jedną z pracownic salonu o zabranie nas do urzędu i pomoc przy rejestracji pojazdu. I tu wyszedł nasz brak numeru CPF! Dopóki go nie zdobędziemy, nie zarejestrujemy motocykla na siebie. Gdybyśmy chcieli zarejestrować Hondę na inną osobę, nie będziemy mogli opuścić kraju. A więc mamy problem...
Ciąg dalszy nastąpi...
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzebleble... kolejna podnieta jakiegoś wypadu, jakiejś parki gdzieś tam... chęć pokazania w necie co myśmy.... ale to już było.... nudnawe...
OdpowiedzJak się jeżdziło najdalej 150 km. od domu to tak się myśli
Odpowiedzuff, czyli nie tylko ja tak myślę. Nie mniej jednak szacunek za zorganizowanie. Trochę mnie te opowieści męczą, ale tera przecie każdy jest globtroter, zbiera kasę przez internet na te przygody życia. Prawdziwych podróżników jest niewielu.
OdpowiedzDokładnie, też chciałbym się dowiedzieć co masz na myśli pisząc "prawdziwych podróżników", i kogo za takiego "prawdziwego podróżnika" uważasz? Ciekawe jakie są kryteria :)
OdpowiedzCóż za ogromny ból d*py...
OdpowiedzTak z ciekawości zapytam, jaka jest różnica między globtroterem, a podróżnikiem? Co trzeba też zrobić, żeby zasłużyć sobie na miano "prawdziwego podróżnika"?
OdpowiedzJa nie miałbym tyle odwagi. Gratuluje przeżyć
Odpowiedzwinszuję przygody
Odpowiedz