Aprilia SR50 - Z Ziemi W³oskiej Do Polski - opinie, historia, wady, zalety
Środowisko skuterów w Polsce 15 lat temu nie miało kompletnie nic wspólnego z tym, które jest dzisiaj. Prawdę mówiąc to, które jest dzisiaj, nie ma nic wspólnego z tym, które było 5 lat temu. Dzisiaj większość nastolatków nie chce już skutera, bez znaczenia, czy z salonu, czy z hipermarketu. Chce elektrycznej hulajnogi i być Youtuberem. Kiedy ostatnio widzieliście na jakimś parkingu ekipę dwudziestu młodych wilków na pięćdziesiątkach, z których schowków pod kanapą dudnił Kalwi & Remi, w nadziei, że nie podjedzie policja, bo nikt nie miał papierów? Kiedy w wakacyjny, piątkowy wieczór w 2005-2006 roku podjechałeś pod McDonald’s, miałeś wrażenie, że jesteś w Tokio, w samym środku zlotu Bōsōzoku. Ci chłopcy mieli tylko dwa cele - kupić cheesburgera, kiedy jeszcze kosztował 2 zł i resztę kieszonkowego zalać do baku i jeździć tak długo, aż skończy się paliwo i jakiś kumpel będzie musiał ich wziąć na tzw. "sztywny hol". Krótka instrukcja "sztywnego holu". Kończy ci się benzyna. Prosisz jednego z kilkudziesięciu kolegów, z którymi właśnie latałeś, żeby jechał za tobą i pchał cię z jedną nogą, położoną na osłonie wariatora. Koniec instrukcji. Miałem zaszczyt i przyjemność to przeżyć.
Jakie sprzęty wtedy można było wtedy zobaczyć na mieście? Crème de la crème małolitrażowej motoryzacji: Malaguti F12, Suzuki Katanę, Yamahę Aerox (pod względem lansu odpowiednik dzisiejszej R1), Peugeot Speedfight, a jeśli Twój ojciec był w zarządzie spółki węglowej, Peugeot JetForce. Pamiętam gościa z mojego liceum, klasa niżej. Pozwolę sobie go nie pozdrawiać, bo był licencjonowanym bufonem, ale podjeżdżał pod szkołę właśnie JetForce’m i mimo, że z powodzeniem mógłby grać młodego Shreka w filmowej adaptacji, parkował obok dyrektora i kiedy wchodził do budynku, wszyscy myśleli, że Tony Stark idzie na fizykę. Co to były za czasy. Nikt z tych młodzieńców nawet przez chwilę nie myślał, żeby zażywać narkotyki, bo przecież narkotyki kosztują, a tę kasę można przecież wydać na paliwo. Tymczasem ja, w wieku poborowym, słuchający pobranej przez Kazaa dyskografii Cypress Hill, sprawiłem sobie Aprilię SR50. Moja wiedza na temat Włoch ograniczała się wówczas do faktu, że na mapie wyglądają jak kozak. No ale później człowiek skojarzył, że Włochy, Ferrari, Lamborghini, Guma Turbo i duma rozparła serce. Później rozparła się też głowica, z której wypadła świeca, ale to za moment. Wszystko było stuningowane, chociażby naklejką, bo lepiej było przyjechać na zlot konno, niż fabrycznym sprzętem. Podobnie sprzętem zablokowanym do legislacyjnych 45 km/h. Blokadę ściągało się jeszcze przed przerejestrowaniem na siebie i to było niemal obligatoryjne. Idę o zakład, że w Polsce w połowie lat ‘00 zablokowany był 1 na 100 skuterów, ale tylko dlatego, że jego właściciel po prostu jeszcze nie wiedział, że tak można. W Noale bardzo przyłożyli się do niektórych komponentów SR i dlatego miała na pokładzie, uwaga, hamulec przedni Brembo o czym - oczywiście - informowała naklejka na lagach. Heble miały dwa stopnie działania: nie działają wcale i stoppie. Mój kuzyn to kiedyś przetestował na oczach całej rodziny i co ciekawe, burę dostaliśmy obaj.
Do 2000 roku SR napędzał silnik Minarelli i przeczytałem w Internecie, że - tu cytat - "cechował się wysoką bezawaryjnością" - koniec cytatu. Ujmijmy to w te sposób. Każdy właściciel SR50 zapytany jak się sprawuje, odpowiadał: "Spoko, ale...". I tutaj zawsze następowało rozwinięcie odpowiedzi, bo zawsze coś nie działało, albo nie działało, ale właśnie zostało naprawione, ale coś jest jeszcze do roboty. W moim egzemplarzu, kiedyś, w czasie jazdy, z głowicy wypadła świeca. Od tamtej pory wiedziałem, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Tydzień później, również w czasie jazdy, pękł pasek napędowy. Włosi do jego produkcji użyli tego samego materiału, którego użyli do produkcji Tagliatelle i czy tego chcieliśmy, czy nie (a chcieliśmy), trzeba było zacząć tuning. Możliwości były ograniczone, bo części można było dostać albo od kogoś, albo na prostych, projektowanych w HTML stronach www. I mimo tej trudnej sytuacji, wszystkie skutery były w jakiś sposób zmotane. Ba, możliwości tuningu SR50 zdawały się nie mieć końca, a wszystko zależało od tego, ile urodzinowych kopert od babci zachowałeś i ile razy odpuściłeś sobie kupienie CD-Action. Najpopularniejszym i zaraz po odblokowaniu najskuteczniejszym sposobem na lepsze osiągi była zmiana sprężyn w wariatorze. Im twardsze, tym lepsze przyspieszenie. Im miększe, tym większa prędkość maksymalna. Idziemy dalej. Inna sprężyna centralna, inne rolki, wytrzymalszy pasek, sportowy wydech (u siebie miałem Leo Vince, ale jak wszyscy śniłem o Yasuni), aż w końcu całkowicie inny cylinder, najczęściej 70-80cc, ale są nauce znane przypadki montowania akcesoryjnych garnków powyżej 100cc. Grubo zmotana SR osiągami przewyższała fabryczne 125-tki.
Jak wyglądała typowa eksploatacja Aprilii SR50, czy też każdego innego skutera z tamtej ery? W zasadzie chodziło o to, żeby wygrać w loterii i trafić na dzień, w którym akurat będzie działała. Jeśli się udało, to Dobry Boże, to był najszczęśliwszy czas. Ustawiałeś się pod domem jakiegoś kumpla, w dwudziestu i jeździliście tak długo, jak sprzęt działał. Dziesięciokilometrowa wycieczka nad jezioro to było coś, co się planowało trzy dni wcześniej, z trasą przejazdu i w ogóle. Jeśli się nie udało i skuter nie działał, to też było w porządku, bo wtedy można było wstawić sprzęt do garażu jednego z kumpli i po prostu tam siedzieć i mieć nadzieję, że dorosłość nigdy nie nadejdzie. A potem wracałeś do domu, utopić się w Internecie na zagranicznych forach tuningowych i planowałeś jak dalej stuningować swoją maszynę, następnie do późnych godzin nocnych na Gadu-Gadu ze swoim ziomkiem wymienialiście się inspiracjami.
Im dłużej piszę ten tekst, tym więcej wspomnień mi wraca. Lato 2006. Aprilia - oczywiście - nie działała i w kawałkach była porozrzucana w garażu, ale pomocą cudu udało się ją uruchomić. O godzinie 15:00 przewidziany był zlot, na którym dobrze było się pojawić. O godzinie 14:30 SR nadal była w kawałkach, więc przykręcona została tylko tablica rejestracyjna. Brak owiewki, brak czachy, zegarów, plastików bocznych, zadupka. Ale jechała. I dojechała na miejsce, a te kilka kilometrów to była jedna z najlepszych przejażdżek w moim życiu. Innym razem w drodze do pracy odpadł kickstarter. Powtarzam, nie się zepsuł. Odpadł. Pewnie do dziś tam leży. Odkryłem ten fakt po robocie, chcąc wracać do domu. Elektryczny rozrusznik? Nie trzeba było się nim przejmować, bo go nie było. Zresztą, i tak by nie działał. Za 20 minut na miejscu był mój kumpel, z którym do jego Opla Astry załadowaliśmy cały skuter. Kolejnym razem z całą ekipą jeździliśmy po drodze (mówię "droga", ale to był raczej spacerniak) przy zalewie. Czy tam w ogóle można było jeździć? To były te detale, którymi zdecydowaliśmy się nie zawracać sobie głowy. Głowę zawracaliśmy sobie wyprzedzaniem się nawzajem do momentu, aż zatrzymali nas… policjanci? Nie. Straż Miejska? Nie, gorzej. Rezydenci siłowni przy jeziorze. Jeden przed treningiem najwyraźniej zjadł wszystkie swoje problemy i stres, bo jego tors miał swój osobny pesel. Drugi był tak wielki, że ten pierwszy dookoła niego orbitował. Grzecznie poprosili nas, żebyśmy nie zapie*****li, a potem, abyśmy wypie*****li. Co uczyniliśmy, ale tylko po to, żeby 300 metrów dalej rozpalić ognisko. Co to był za czas… Weekend Majowy, który nie miał końca. Zero zmartwień. Pierwsze telefony z kolorowymi wyświetlaczami i odtwarzaniem MP3. Byliśmy Bogami.
Potem wszystko się zaczęło zmieniać. Nie mówię o samym fakcie stawania się dorosłymi ludźmi, ale o zmienianiu się środowiska skuterów i ich postrzeganiu. Za kilka lat nikt nie miał postrzegać skuterów jako narzędzi do przeżywania swojej młodości, ale jako środka transportu. Bilet miesięczny bez ulgi kosztował ok. 80 zł. Za tyle mogłeś zatankować skuter do pełna pięć razy. Rachunek był prosty, tym bardziej, że skutery można było kupić dosłownie wszędzie, wliczając w to Biedronkę. Oczywiście, taki sprzęt miał datę przydatności do użycia krótszą niż jogurt, ale to nie zmienia faktu, że rynek miał taką opcję i z niej korzystał. I słusznie, no bo dlaczego nie miałby? Wolałbyś latem jechać autobusem, najczęściej obok pachy jakiegoś kloszarda, czy zalać za 20 zł i poruszać się cały tydzień w pełni niezależny? Ciekawe, czy jeszcze da się kupić Aprilię SR50, rocznik 1997? Zaraz wracam...
Komentarze 6
Poka¿ wszystkie komentarzeJprdl jaki ja stary jestem, podobne emocje przezywa³em tyle ¿e na motorynce.. Ale i tak mi³o siê czyta ;)
OdpowiedzOd 2012 roku mia³em zwyk³ego chiñczyka po przejechaniu 1000km zmieni³em cylinder na 80 i przejecha³em nim 25tys kilometrów w 4lata bez grubszych awarii Koledzy mieli aprilie yamahy derbi i zawsze...
OdpowiedzMi³y kawa³ek lektury. Ogromnie mi³o jest zobaczyæ na g³ównym zdjêciu dzie³a swojej m³odzieñczej pracy po tylu latach:) z pozdrowieniami ¿e ¦wierklañca.
OdpowiedzFajny artyku³, tylko jedna rzecz siê nie zgadza; gumy Turbo produkowa³a Turecka firma Kent, wiec informacja ze s± w³oskie jest nieprawda. Pozdro Boczek👊🏻
OdpowiedzMia³em Apriliê Rally LC, silnik Minarelli, rocznik 97. Jednego razu jak nie by³a zepsuta, polecia³a 118 z górki i wiatrem w plecy oczywi¶cie 😅 Piêkne czasy!
OdpowiedzPiêkne czasy...
Odpowiedz