Wy¶cigi na 1/4 mili na Bemowie - sezon rozpoczêty
Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego otworzyło 17. kwietnia 2011 r. sezon wyścigowy! Na płycie lotniska Babice na warszawskim Bemowie równolegle odbywały się zawody w dwóch konkurencjach - ¼ mili oraz drift. Na starcie wyścigów równoległych na dystansie 402 metrów ustawiło się, aż 38 motocyklistów. Wszyscy byli podzieleni na pięć klas:
- Moto
- Moto Plus
- Moto Maxi
- Moto Extreme
- Moto Chooper V2
Zawody rozpoczęły się od klasy Moto, czyli motocykli do 750cm. Jakie było zdziwienie, kiedy na starcie stanęła pierwsza kobieta, Dorota Bereznowska dosiadająca Suzuki, która w ostateczności uplasowała się na 7 pozycji z czasem przejazdu ET+ RT 11.549. Z roku na rok motocykle w tej klasie stają się coraz mocniejsze. Zawodnicy nareszcie mogli sprawdzić, czy modyfikacje jakie poczynili przez zimę, polepszą ich wyniki. Już po eliminacjach wyłoniła się pierwsza czwórka – same GSX-Ry! W szranki stanęli Łukasz Tabor, Michał Kozioł, Mariusz Ampulski oraz Dominik Słonecki w myśl zasady 1 z 3 oraz 2 z 4. W finale Łukasz Tabor był szybszy i z czasem ET+RT 10.715 pokonał Michała Kozioła (ET+ RT 11.063) o pół sekundy i w ten sposób zdobył pierwsze miejsce w klasie Moto. Ponieważ Dominik Słonecki nie stawił się na start, Mariusz Ampulski automatycznie awansował na trzecie miejsce.
W klasie Moto Plus nagrody zgarnęli „starzy wyjadacze”, czyli Piotr Czekański, który bardziej szykował się do startu w klasie Moto Extreme na innym motocyklu. Rafał Jednorowski oraz Krzysztof Balicki. Ta trójka od pewnego czasu stale pojawia się na pudle w rożnych kombinacjach. Piotrek dosiada Suzuki GSX-R 1000 K7 i na nim wywalczył pierwsze miejsce z czasem ET+RT 9.990. Drugie miejsce tym razem przypadło Rafałowi Jednorowskiemu (ET+ RT 10.343), którego najprawdopodobniej pokonał stres, bo w przejazdach półfinałowych wykręcił czas na wagę pierwszego miejsca. Zasłużone trzecie miejsce przypadło Krzysztofowi Balickiemu i jego R1 (ET+RT 10.394).
Klasa Moto Maxi to motocykle powyżej 1100 cm. Startowało w niej 9 zawodników.
W finałach Andrzej Stachurski miał problem ze startem i nie miał już co walczyć o pierwsze miejsce. W trakcie przejazdu najzwyczajniej odpuścił kończąc swój przejazd z bardzo słabym czasem ET+RT 13.723. Robert Mierzwiński triumfował z czasem ET+RT 10.027.
Całkiem nieoczekiwanie potoczyły się finały Moto Extreme. Piotr Czekański z dobrymi przejazdami uplasował się na drugim miejscu w eliminacjach. Jego motocykl Suzuki GSX-R 1000 uzbrojony w podtlenek azotu, był poza konkurencją dla pozostałych zawodników. Piotrek zadowolony z pierwszego przejazdu eliminacyjnego postanowił „dodać” trochę mocy maszynie, podkręcając mocniej nitro. W drugim przejeździe sam start zweryfikował tą decyzję, gdyż ok 300 m motocykl jechał na tylnym kole. Zatarł się silnik, motocykl spadł na asfalt, posypały się iskry i na takim setupie motocyklista dojechał do mety wykręcając wcale nie najgorszy czas bo aż ET+RT 9.898. Ponieważ awaria nie popsuła zawodnikowi humoru, w półfinale stanął na linii z Przemysławem Badowskim, ale już bez motocykla.
Oczywiście nie ukończył biegu, a szkoda bo miał dobry czas reakcji i byłby pierwszym człowiekiem, który chciał przebiec o własnych siłach ¼ mili na zawodach. W finale na przysłowiowej kresce stanęli: Przemysław Badowski oraz Paweł „Rataj” Ratajczak. O jedną setną sekundy lepszy był „Rataj”. Kiedy ruszyła konkurencja King of Moto, w której może wziąć udział każdy zawodnik, bez żadnych podziałów na klasy, stała się długo oczekiwana chwila. W finałach „Rataj” miał bardzo dobry przejazd ET 9.207 i tym samym uzyskał drugi czas po rekordzie Polski!
Nowością na scenie „ćwiartkowej” była klasa Chopper V2. Wystartowało 3 zgłoszonych zawodników:
Mario Biedrowski, Konrad Kosmala oraz Krzysztof Wąs. W eliminacjach najlepszy wynik osiągnął Mario z czasem ET+RT 12.627. W finałach doszedł czynnik stresowy więc czasy były o sekundę gorsze, a wygrał Konrad Kosmala.
Tego dnia na Bemowie swoje święto miały również samochody startujące w dwóch konkurencjach. Na ¼ mili było dużo więcej klas samochodowych niż motocyklowych. Ilość zawodników jaka zgłosiła się do zawodów zaskoczyła nawet organizatora, który sprawnie dał radę rozegrać zawody od świtu to nocy. W klasie Street FWD, czyli dla samochodów „cywilnych” z napędem na przednią oś, padł nowy rekord Polski! Niesamowity czas ET 11.998 wykręcił Łukasz Lamik VW MK3 VR6. Była to zacna niespodzianka, której nikt się w tej klasie nie spodziewał.
Oprócz ćwiartki można było oglądać mrożące krew w żyłach popisy polskich drifterów. Impreza Super Drift Cup, która zadebiutowała w zeszłym sezonie, a obecnie cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród kierowców jak i publiczności. Ilość zgłoszonych teamów była zatrważająca. Cały dzień w otoczeniu latających bokiem aut, zapachu palonej gumy oraz odgłosu silnika na odcince, gwarantuje uśmiech na twarzy. Jest to mimo wszystko sport kontaktowy, w którym kierowcy sami żartują, że starają się zabić jak najwięcej much boczną szybą. Kolizje zdarzają się rzadko, ale niekiedy są bardzo efektowne. Zawodnicy podzieleni zostali na dwie klasy. Klasa Fun, w której wystartować może każdy oraz klasa Profi, do której należy zdobyć licencję SSS oraz odpowiednio przyszykować samochód (min. musi być wyposażony w klatkę bezpieczeństwa). Zasady w teorii są proste, zawodnicy muszą jak najdłużej utrzymać w pojazd w maksymalnym wychyleniu jadąc kontrolowanym poślizgiem. Liczy się prędkość, precyzja, odległość od punktów kontrolnych oraz widowiskowość. Dla widza jest to niezapomniane przeżycie obserwować jak dwa auta na minimetry gonią się po torze jadąc bokiem.
Osoby, które nie przestraszyły się pogody i zawitały na warszawskim lotnisku, mogły podziwiać wybory miss zawodów, auta zlotu czy interaktywne popisy strongmenów. Trzy razy startował Jet Car – samochód o napędzie odrzutowym. Zamontowany w nim silnik rodem z F16 pluje ogniem na kilka metrów, a kłęby białego dymu idą w chmury imitując pożar. Tylko na imprezach SSS można taki oglądać cudaczny pojazd – kto widział jego start, pamięta go do końca życia. Dla odważnych była przygotowana maszyna do nauki stawania na tylnym kole tzw. wheele machine. Tłumy stały i obserwowały jak nowicjusze w trenują bezpiecznych warunkach wheele. Dzieci mogły bawić się do upadłego w dmuchanym miasteczku oraz na ogromnej trampolinie. Jeżeli ktoś miał dość samochodów w skali 1:1, mógł pooglądać latające bokiem modele driftowozów na ustawionym specjalnym torze w parku maszyn. Co ciekawe – modele odwzorowywały oryginalne auta jakie można było oglądać tego dnia na torze!
Na terenie imprezy miały odbyć się zawody Stunt. W formularzu zgłoszonych było dziewięciu zawodników: Krystian Piaścik, Krystian Jóźwiak, Radosław Laszczkowski, Wojciech Kozioł, Sylwek Osiadacz, Paweł Surówka, Łukasz Laszczkowski oraz Kamil Kozioł. W wyniku niedopatrzenia organizatora zawody te niestety się nie odbyły. Organizator osobiście przeprosił wszystkich zawodników i obiecał, że taka sytuacja się nigdy więcej nie powtórzy.
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze