tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Wy¶cigi motocyklowe w Polsce - Kêdzior i Oskaldowicz - historia siê zaczyna
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka 950
NAS Analytics TAG
motul belka 420
NAS Analytics TAG

Wy¶cigi motocyklowe w Polsce - Kêdzior i Oskaldowicz - historia siê zaczyna

Autor: £ukasz ¦widerek 2009.01.14, 14:23 17 Drukuj

O prapoczątkach wyścigów, rywalach i pierwszych startach opowiadają Janusz Oskaldowicz oraz Tomek Kędzior

Zima w pełni, śnieg zalega na ulicach, a siarczysty mróz skutecznie zniechęca do wyjścia z domu. Takie okoliczności sprzyjają rozmowom i wspominkom w zaciszach warsztatu ledwie ogrzewanego małym gazowym piecykiem. W takich warunkach, przy kawie „plujce" postanowiłem przesłuchać dwóch najbardziej doświadczonych zawodników czynnie startujących w WMMP: Janusza Oskaldowicz, trzynastokrotnego Mistrza Polski w wyścigach motocyklowych i Tomka Kędziora (siedem gwiazdek na pagonach). Obaj zaczynali przygodę z wyścigami jeszcze w czasach „dobrobytu" socjalistycznego, obaj do dziś są krajową czołówką. Jak to się stało, co ich tu jeszcze trzyma, i jak było kiedyś, opowiedzieli specjalnie dla Czytelników Ścigacz.pl.

NAS Analytics TAG

Ścigacz.pl: Witam panowie, jak grzywy? Jeszcze bujne?

TK: Oczywiście!

JO: Wystarczy na nas popatrzeć, jak zwykle przed sezonem jesteśmy napuszeni, nadmuchani, jak prawdziwe lwy!

Ścigacz.pl: Oj to dobrze, bo myślałem, że za to pytanie dostanę po głowie.

JO: Po głowie to dostaniesz na koniec. (uśmiech)

TK: Prawda jest taka, że towarzystwo nas czasem nie docenia, ale my tam od tyłu, po cichu, jak lwy atakujemy.

JO: Od tyłu, czy od przodu, ale atakujemy. Pogonimy towarzystwo na pewno!

Ścigacz.pl: Nie nudzi wam się to jeszcze? Ile czasu wy to już robicie?

JO: Ja tu pierwszy powiem, bo zdecydowanie dłużej ścigam się od Tomka. Więc moja każda wypowiedź powinna zaczynać się od słów: Za siedmioma górami za siedmioma lasami, dawno, dawno temu..... W latach siedemdziesiątych wsiadłem pierwszy raz na motocykl, a raczej motorower, który mama mi kupiła i poczułem wenę, wenę twórczą. Zaraz kupiłem książkę „Technika jazdy wyczynowej motocyklem" pana Andrzeja Kwiatkowskiego, wspaniałego człowieka, który jeszcze żyje, a jest dla mnie naprawdę idolem jeśli chodzi o motocykle.

TK: Dla mnie to było też wyścigowe „Abecadło".

JO: I wtedy stało się coś niebywałego, myślę, że Tomuś ma tę samą chorobę, uzależnienie. Zupełnie szczerze to mówię i przyznaję się do tego, ponieważ jest to pasja, która bardzo wciąga. A gdy człowiek odnosi jeszcze jakieś sukcesy, to wtedy nie ma od tego ratunku, daje to więcej przyjemności, niż jakiekolwiek inne używki i mobilizuje do pracy i treningu. To jest coś, czego nie porównamy do niczego. Kilka razy chciałem się z tego wyleczyć, bo człowiek chce czasem wydorośleć, ale nie da się i zawsze do tego się wraca. Żaden wiek nie jest za poważny żeby się ścigać, może na innym poziomie niż teraz, ale zawsze. Poza tym, wyścigi ciągle się zmieniają i motywują do nauki. Średnio co dwa lata mamy nowe modele motocykli. Producenci wymyślają coś nowego, czego trzeba się uczyć. Opony i mieszanki z jakich są produkowane zmieniają się ciągle i przez to ja osobiście zmuszam się, ale z przyjemnością, do ciągłej nauki i rozwoju. To też zachęca do tego, żeby tu być i chłonąć tę wiedzę.

TK: Dla mnie to jest tak, że jak zajeżdżam na tor i słyszę te motocykle to naprawdę nie mogę się powstrzymać przed tym, żeby wsiąść na motocykl i zasuwać. Kilka ostatnich sezonów pomagałem w zespole POLand POSITION, ale w głowie ciągle buzowało, żeby wrócić do czynnego ścigania i rok temu dzięki firmie Creative się udało.

Ścigacz.pl: Jak wy zaczynaliście się ścigać to świat był jeszcze czarno-biały tak dawno to było. Jak się wtedy stawiało pierwsze kroki?

JO: Wszystko wtedy było czarno-białe. Ja zaczynałem w połowie lat siedemdziesiątych, Tomek osiemdziesiątych. Ja pamiętam pierwsze starty Tomka na Simsonach, to ja już byłem stary wyjadacz i mistrz, i dałem się sprowokować, żebym pośmigał z małolatami na tych Simsonach. Wyścig skończył się na drugim zakręcie, przejechali po mnie, pojechali, a ja tam biedny leżałem.

TK: Czarno-biały? Z jednej strony było niewesoło, ale z drugiej strony było inaczej. Były kluby, które pomagały. Młodzieży było łatwiej zacząć. Ja na początku trafiłem do SKM. W pierwszym naborze było nas około stu. Były szkolenia z jazdy motocyklem, różne inne ćwiczenia. Po roku było nas dziesięciu, po dwóch zostało trzech. Żeby mieć się czym ścigać dostaliśmy kupę złomu z której własną pracą musieliśmy odbudować sobie motorek, na którym później się ścigaliśmy. Zostawały nieliczne osobniki. Ale była szansa żeby zacząć. Dziś jak ktoś nie ma wsparcia w rodzicach to na pewno nie zacznie jeździć.

 

JO: No na pewno. Pamiętasz Tomuś, klub pomagał, ale pomagał tak, że dostawałeś komplet czy dwa komplety opon na cały sezon i jazda. Nie było jak dziś czterech kompletów na rundę

TK: Wtedy wszyscy byli równi.

 

JO: Oglądaliśmy ten sam film co dziś, ale było w nim mniej blasku.

TK: Nie było Hond, które jeździły w mistrzostwach świata, tylko te nasze wynalazki. Dziś jak masz parę złotych możesz się ścigać takimi maszynami jak najlepsi, więc łatwiej jest się przebić do tych zawodów, które oglądamy w telewizji. My takich szans nie mieliśmy. Ale muszę powiedzieć szczerze, że gdyby nie komuna na pewno nie zacząłbym się ścigać.

 

JO: Ten ustrój był zły, ale dawał szansę na rozpoczęcie ścigania. Wystarczyły chęci i determinacja. Szanse były równe i to nie tylko w wyścigach, ale w wielu innych dyscyplinach. Dziś do wszystkiego potrzebne są własne pieniądze, zwykle od pozytywnie zakręconych rodziców. A jeśli nie, to człowiek musi dojrzeć, samemu zarobić. Wtedy zwykle jest już za późno, żeby dojść do odpowiedniego poziomu. Jak się ma trzydzieści kilka lat, to trochę za późno na rozpoczynanie poważnej kariery.

TK: Czasami jest fajnie, gdy wspominamy stare czasy gdy ścigałem się Simsonem, później „samopałem" (CZ250) i ktoś, kto nie zna tamtych wyścigów posłucha z boku to otwiera gały, że coś takiego istniało.

 

JO: Dokładnie tak. Zostało kilka osób, które pamiętają tamte czasy. To były trudne czasy, ale piękne czasy i nie można się tego wypierać. Jak mówiliśmy już, nie było opon, motocykle były jakie były, ale to była czysta walka i mimo niedogodności miało swój urok.

TK: Inna sprawa, że wtedy sobie wszyscy w tej niedoli bardziej pomagali. Równo wszyscy mieli nie najlepiej, ale to motywowało. Dziś jest walka o kasę, szarpanie sponsorów.

 

JO: Zdecydowanie większe przyjaźnie, koleżeństwo, pomoc. Walka była na torze, a poza nim były przyjaźnie. Może właśnie stąd ta nasza przyjaźń od lat i układ koleżeński, któremu wielu ludzi się może dziwi, ale my naprawdę się lubimy i szanujemy. To chyba właśnie zostało z tamtych trudnych czasów, jesteśmy starej daty. Między nami nie ma tej zawiści. Ja na torze z Tomkiem mogę się ścigać ostro, przepychać łokciami, walić po karku, ale poza torem dalej jesteśmy normalni. W młodym pokoleniu jest to już niestety rzadkość.

Ścigacz.pl: A jak rywalizacja wtedy wyglądała?

TK: Oj prawie jak teraz, albo i lepiej. Motocykle co prawda były sporo wolniejsze, ale walka była często na łokcie i „pompki w szprychy". Jasiu często odjeżdżał stawce, czasami Włodek Kwas i inni dobijali do niego, ale zwykle odstawał mocno od reszty. Zresztą dziesięć tytułów mistrzowskich z tamtych lat mówi samo za siebie.

 

JO: Powiem wam, że w moim odczuciu to była bardziej niebezpieczna walka. Mimo że motocykle były wolniejsze, silniki słabsze, to opony w porównaniu do dzisiejszych czasów były wręcz śmieszne. Bo dziś najgorszy uliczny kartofel jest sto razy lepszy, niż wyścigowa opona z tamtych lat. Prędkości pokonywania zakrętów były o wiele mniejsze, bo opona puszczała, można się było wywalić. Oprócz tego, każda wywrotka miała swoje konsekwencje, bo to już nie było tak słodko jak dziś, że mamy tor, który musi spełniać jakieś normy, bariera od asfaltu jest trzydzieści metrów, po drodze żwir, piach, ochrona z opon i słomy. Wtedy ścigaliśmy się po ulicach, były krawężniki, latarnie.

TK: Budki z zapiekankami

JO: Dokładnie, każda wywrotka i strzelenie łbem w latarnie czy krawężnik mogła się skończyć dramatycznie. Zeszły sezon skończyłem potężną wywrotką. Przy prędkości ponad dwieście na godzinę wypadłem z toru i żyję. Gdyby to się stało wtedy nie miałbym szans na przetrwanie, bo na pewno jakiś słup czy latarnia po drodze by na mnie czekał, i byśmy sobie pewnie tej kawki teraz tu nie pili. Emocje były wielkie, jeździło się poślizgami między latarniami. Przejeżdżając kolejne kółka człowiek się zastanawiał, czy trafi tym razem w ten przystanek autobusowy czy w kiosk obok.

 

TK: Teraz w mistrzostwach Polski startuje piętnastu czy dwudziestu zawodników. Wtedy na starcie stawało trzydziestu pięciu, czterdziestu, i to w każdej klasie. Ja pamiętam jeszcze jak w „pięćdziesiątkach" były przedbiegi żeby się do głównego wyścigu załapać. I tam była walka. Ja pamiętam jeden ze swoich pierwszych wyścigów w Poznaniu, gdzie wypadłem zza zakrętu gdzie leżał zawodnik. Ja uderzyłem w niego, a później jeszcze kilku we mnie. Więc tam było bardzo ciasno i walka była ostra. Teraz tak jest jeszcze w klasach amatorskich, gdzie tych zawodników na starcie jest dużo, każdy ma gorącą głowę i wszystko się może zdarzyć. W klasach mistrzowskich jest nas mniej, można nauczyć się rywali i zaplanować sobie walkę. Wtedy było to mniej możliwe.

 

JO: Na pewno mniej. Ale to wynikało też z tego, że motocykle były ogólno dostępnym dobrem narodowym. Słynęliśmy z tego jako kraj, że dużo było zarejestrowanych motocykli, dużo produkowaliśmy. Startowało się na tak zwanych „samopałach", czyli jakieś WSKi przystosowane do wyścigów, enerdowskie Simsony, czeskie CZty itd. To wszystko bazowało na w miarę tanich sprzętach ogólnie dostępnych.

Ścigacz.pl: Byliście jak gladiatorzy w Coloseum? Niebezpieczne trasy i tłumy wokół toru?

JO: Oj tak. To było naprawdę fajne, że na te zawody przyjeżdżało dużo zawodników i tłumy kibiców przy trasie.

TK: Szczególnie na tych ulicznych wyścigach w Łodzi, Piotrkowie Trybunalskim, Stalowej Woli. Tysiące ludzi, którzy naprawdę pasjonowali się tymi wyścigami. Teraz to zainteresowanie opadło, każdy motocyklista postrzegany jest jak lekki wariat. Może dlatego ludzie mają dystans do tego sportu.

 

JO: Dokładnie. Te tłumy, żywo reagujące i żądne krwi jak w Coloseum. Niestety liczne wyścigi kończyły się tragicznie dla niektórych naszych znajomych, ale dziękując Bogu my przetrwaliśmy z Tomkiem.

TK: W Stalowej Woli wyścig i zakręt na „zapiekanki".

 

JO: To było emocjonujące, idziesz w zakręcie, walczysz z poślizgiem opon i zastanawiasz się czy walniesz w tę budę z zapiekankami czy nie.

TK: A pamiętasz ten wyścig w Białymstoku, uliczny?

 

JO: Tak. 1992 rok, my już „Kawasakami" jeździliśmy, a tam przy trasie stał taki autobus z chronometrażem. Do końca życia tego nie zapomnę! Na końcu prostej, takiej dwupasmówki, na lewym łuku, po prawej stronie, gdzie prędkość grubo powyżej dwustu postawili autobus z sędziami. Za każdym razem jak jechałem, pełne kotły, zamykałem oczy, bo nie wiedziałem czy pieprznę w ten autobus czy nie. Ci biedni sędziowie też stamtąd uciekali, nikt nie chciał tam siedzieć. Myślę, że ten „Kawasak" przeciąłby ten złom na pół.

TK: Jak się odpowiednio blisko przejechało to się cały kołysał ten autobus.

 

Ścigacz.pl: A jak logistyka wtedy wyglądała?

JO: Dużo wysiłku trzeba było wkładać w przygotowania. O wiele bardziej skomplikowane było przygotowanie motocykla, sama podróż na tor była wyzwaniem. Teraz mamy wszyscy busy, najazdy, zjazdy, ciach-bach koce na oponki. Wtedy tego wszystkiego nie było. Wtedy wszystko stanowiło problem. Każda część to było wyzwanie, za którym trzeba było chodzić. Teraz koncentrujemy się na szybkiej jeździe na torze, wtedy to były długie przygotowania wcześniej.

TK: Trzeba było zbudować motocykl, zajechać na tor, skombinować benzynę, żeby na ten tor dojechać, a kartek na paliwo nie było tak łatwo dostać.

 

JO: Nie było benzyny, oleju. Ja znam zawodników, którzy nie mieli możliwości samochodami dojechać, więc pociągami jeździli! Wyobraźcie sobie jaki to trud. Zapakować się z narzędziami, młotek, śrubokręt, jakiś kombinezon, i z tym motocyklem prawie pod pachą jechać pociągiem na zawody!

 

Ścigacz.pl: Wasze najlepsze wspomnienia z tamtych lat?

JO: Najlepsze wspomnienia zawsze były jak się wygrywało wyścig. Ja pamiętam jak były wyścigi z czasów gdy nie miałem się z kim ścigać, później z Włodkiem Kwasem ostro walczyliśmy, później Tomuś dołączył. Każdy wyścig ma jakiś swój sens w pamięci, i każdy z nich był wspaniały.

TK: Zwycięstwo zawsze jest słodkie i się je dobrze pamięta, ale dla mnie każdy sezon przynosi jakieś wspomnienia. Często porażki wbijają się w pamięć. Gdy człowiek mocno pracował, starał się żeby wygrać, a zawiódł sprzęt, bo taki był wtedy.

 

JO: Więc jeśli chodzi o pamięć to trudno jest selekcjonować. Na pewno było dużo radości, dużo satysfakcji, dużo nauki, nauki pokory. Bo człowiek często nie docierał do mety. Co z tego, że byłeś najlepszy jak coś się potrafiło urwać, pęknąć, odpaść. To były takie motocykle. To było bez żadnej technologii robione, w warsztacie piłowane brzeszczotem, młotkiem itd. Tak się właśnie skręcało motocykle i na tym się ścigaliśmy.

Ścigacz.pl: W świat się praktycznie jechać nie dało, bo takie czasy były. Jeździliście w pucharach „przyjaźni" bloku o jedynej słusznej ideologii?

JO: Oooo! Ja to odbieram jako obelgę! My jeździliśmy w Świat! Węgry, Czechy, Rumunia, ZSRR. (śmiech)

TK: To był dla nas Świat!

 

JO: Ścigaliśmy się w tym naszym bloku socjalistycznym, przyjeżdżali do nas też Kubańczycy, i to były eliminacje wyścigowe Pucharu Pokoju i Przyjaźni. Pamiętam jak dziś, bo te wyścigi dawały bardzo dużo emocji. Jechaliśmy kilka tysięcy kilometrów do Estonii po to, żeby zaliczyć jeden trening, bo motocykl padł i już było po jeździe. Różnie z tym było, ale najeździć to się najeździliśmy po tej części Europy.

TK: Ja do ZSRR nie jeździłem akurat, ale Czechy, NRD, Rumunia nie były mi obce. Pamiętam wyścig w Rumuni właśnie, w Timisuarze, tuż przed upadkiem komuny. U nas już były przemiany, mur berliński jeszcze stał, a w tych innych krajach reżim się jeszcze bronił. Więc nas posadzili w zamkniętym parku maszyn oddzielnie od reszty, i patrzyli na nas jak na skażonych jakiś, trędowatych, żebyśmy przypadkiem tej kontrrewolucji nie roznosili za bardzo.

 

JO: Słuchajcie, to było fajne. Te wyjazdy do innych krajów, to było zderzenie różnych kultur. Człowiek z tego naszego kraju, może i biednego, ale przyzwyczajony do jakiś standardów wyjeżdżał do Rumunii i tam widział faceta, który chodził w dziurawych skarpetkach, w jakichś tam spodniach, i Kenty pali bo on ma jakieś większe aspiracje. Bez koszuli mógł być, ale dżinsy i Kenty musi mieć. Jeździliśmy do Ruskich, gdzie trzeba było się przyzwyczaić do picia czystego spirytusu z kanistra. Więc takie były realia, ale to była wspaniała szkoła życia, gdzie człowiek może w śmiesznych warunkach, ale poznawał trudy i męki tego świata. Więc było, że grzecznie się wyrażę - fajnie.

Na drugą część wspomnień zapraszamy już wkrótce!

Foto: Agencja Świderek

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjêcia
Tomasz Kedzior WMMP 2008 POZNAN
Endurance GSXR Tomek Kedzior
Janusz Oskaldowicz BRNO 2007
Tor BRNO wmmp 2008
Awaria Janusz Oskaldowicz tor MOST
Tomasz Kedzior Kierowca wyscigowy
Janusz oskaldowicz po glebie 2008
Oskald Tor BRNO 2007
Endurance race Tomek Kedzior
Wyscig Endurance Kedzior
Komentarze 11
Poka¿ wszystkie komentarze
Autor:kszyysiek 17/01/2009 16:57

no

Odpowiedz
Autor: Lukasz Swiderek 17/01/2009 16:50

¿eby lataæ?

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    motul belka 950
    NAS Analytics TAG
    na górê